niedziela, 31 sierpnia 2014

Mikkeller (De Proef): Spontan Cherry Frederiksdal

Bardzo dawno nie piłem żadnego lambika, a od ostatniego i jedynego jak dotąd krieka minął już ponad rok. Zawsze z przyjemnością powracam jednak do tych piw, już choćby ze względu na ich wyjątkową odrębność w świecie piwa. Dziś po raz pierwszy lambik związany z innym krajem niż z Belgią, choć wciąż w Belgii warzony, jako że to tu duński Mikkeller warzy większość swoich piw. Skoro Mikkeller, to nie mogło być tak prosto - nie tyle kriek, co kriek leżakowany w dębowych beczkach. A skoro beczki, to nie mogło być tanio, ale cena i tak bardzo wysoka - zdaje się że więcej za butelkę zapłaciłem tylko w przypadku Pingwina z BrewDoga i Riserva Teo Musso Terre z Baladin.

Informacje ogólne:
Piwo: Spontan Cherry Frederiksdal
Kraj: Belgia (warzone przez duński browar kontraktowy)
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Lochristi
Browar: De Proefbrouwerij (Mikkeller)
Produkowane od: 2013
Styl: kriek
Alkohol: 8,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml

Opakowanie
Trochę większa niż zwykle, o dużo bardziej eleganckim kształcie butelka z wyjątkowo ładną jak na Mikkellera etykietą. Wyjaśnia, skąd się wzięła nazwa - ano po prostu do produkcji tego piwa użyto wiśni z Frederiksdal, jakiejś chyba wsi spod Kopenhagi. Ładne, eleganckie jak belgijskie lambiki, szkoda tylko że nie ma korka, a goły kapsel. Podany rocznik 2013.
8,5/10  

Barwa
Genialna, ciemnoczerwona, krwista barwa, która aż zbyt dosadnie przypomina wiśnie - bez światła ciemne bordo, pod światłem ujawnia genialne, rubinowe przebłyski - wspaniałe, piękne.
5/5

Piana
O urzekającej, różowej barwie, jak na leżakowanego w beczkach lambika bardzo gęsta i trwała, również obfita nieprzeciętnie. 
4,5/5

Zapach
Doskonale intensywny, ostry, ale bardzo ciekawy i przyjemny, dominują wiśnie połączone z charakterystyczną kwaśnością, choć akcenty wiejskie są tutaj bardzo delikatne; świetny, rześki, bardzo wiśniowy, bardzo szlachetny i bardzo konkretny. 
9/10
 
Smak
Ale najciekawsze zaczyna się tutaj - jest niemal ekstremalnie cierpkie, ale jakimś cudem w bardzo szlachetny sposób - kwaśność potrafi wykręcić twarz, ale jednocześnie cieszy, jest bardzo dobrze kontrowana przez lekką nutę słodyczy, owocową, nie cukrową; do tego trochę dębu. Jego intensywność sprawia, że wysoki alkohol w ogóle nie zwraca na siebie uwagi; ciekawy, cierpki, nieco trawiasty finisz; genialne, szlachetnością bije od niego na kilometr. 
9,5/10

Tekstura
Wysycenie wysokie i bardzo dobrze, takie być tu powinno, idealnie współpracuje ze smakiem, czyniąc piwo nieziemsko lekkim jak na taką moc.
5/5

9.0/10

Wreszcie, wreszcie Mikkeller błysnął i to od razu piwem absolutnie wybitnym. To zdecydowanie najlepszy lambik, jakiego piłem - może jeszcze trochę zabrakło do ideału, ale było niedaleko. Niesamowicie szlachetny trunek, postaram się dostać dwie inne jego wersje - leżakowane w beczkach po maladze i po chardonnay. Mikkeller niby się przełamał, ale nie do końca - piwo było cholernie drogie i łaski nie zrobił. Czekam na coś równie wybitnego, ale za normalne pieniądze.

sobota, 30 sierpnia 2014

Nøgne Ø: 100% Peated

Degustacja z gatunku "wreszcie". Wreszcie mam okazję (a raczej w końcu ją wykorzystuję) zmierzyć się z norweskim Nøgne Ø, jednym z najsłynniejszych browarów rzemieślniczych w Europie. Póki co zetknąłem się tylko z piwem stanowiącym mieszankę trzech stoutów imperialnych - z czego jedno było z tego browaru - oraz z kolaboracyjnym produktem Norwegów i AleBrowaru, uwarzonym jednak w Gościszewie. A teraz w końcu coś, co jest czystym produktem Nøgne Ø. I od razu coś ekstremalnego - piwo w stu procentach uwarzone na słodzie whisky wędzonym torfem.

Informacje ogólne:
Piwo: 100% Peated
Kraj: Norwegia
Okręg: Aust-Agder
Miasto: Grimstad
Browar: Nøgne Ø
Produkowane od: 2012
Styl: wędzone
Alkohol: 8,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Mała buteleczka z prostą etykietą. Graficznie daleko tu do mistrzostwa, delikatnie mówiąc, ma jednak inne zalety - rozległy opis piwa, podpis głównego piwowara, numer butelki, firmowy kapsel. Co najbardziej zwraca uwagę, to napis "almost undrinkable". W opisie pada stwierdzenie, że piwo jest nie do zniesienia, chyba że się je z czymś zmiesza albo wypije w towarzystwie pewnych polecanych dań albo... ciemnego piwa.
6,5/10

Barwa
Ładna, bursztynowa, lekko wpadająca w złoto, ale prawdziwym przebojem jest tutaj kosmiczne zmętnienie - wygląda na bardzo brudne, ale w tym przypadku jednocześnie wyjątkowo ciekawie i atrakcyjnie. 
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, dość gęsta, niezwykle obficie osiada na szkle.
4/5

Zapach
Cudowny aromat opon, spalonych przewodów elektrycznych, asfaltu, mocnego dymu - niesamowicie intensywny, niepozostawiający złudzeń, ekstremalnie torfowy, przypominający whisky, ale jest też miejsce na akcenty czysto piwne - pod spodem, bardzo głęboko, kryje się chmielowa owocowość - rewelacyjny. 
9,5/10 

Smak 
Tu nie jest już aż tak ekstremalne, ale również daje popalić - dalej oczywiście cała gama przeróżnych nut ekstremalnej wędzonki, ale dużo więcej udziela się chmiel i słodowość - całość jest naprawdę rewelacyjna, pyszna, na pewno nie niepijalna. 
9/10

Tekstura
Największym, choć nie tragicznym mankamentem jest znacznie za duże wysycenie.
2/5

8.0/10

Ha, ja tam uwielbiam takie klimaty, panowie Norwedzy. Rewelacyjne piwo i jedno z dosłownie kilku-kilkunastu najciekawszych, jakie piłem. Ekstremalne w bardzo pozytywnym sensie. Pewnie dla niejednej osoby faktycznie będzie nie do wypicia, ale też na pewno znajdzie rzeszę wielkich zwolenników, do których się od razu dopisuję. Jeśli ktoś uwielbia piwa wędzone - a im bardziej, tym bardziej - powinien zrobić wszystko, żeby spróbować tę osobliwość. Adnotacja po czasie: nie wyrzuciłem pustej butelki przez tydzień - dalej intensywnie pachnie. Teraz przeszło ewidentnie w nuty oscypkowe. No ja nie mam pytań, może jeszcze poczekam kolejny tydzień i zobaczymy, co się dalej ujawni.

Bosteels: Pauwel Kwak

Belgia usiana jest piwami-symbolami. Tak jak w tradycji niemieckiej słynne są raczej w pierwszej kolejności całe browary, a dopiero potem ewentualnie ich konkretne wyroby, tak w Belgii łatwo złapać się na wyrzuceniu z głowy nazwy browaru, który warzy niezapomnianą, konkretną markę piwa (wyjątkiem są naturalnie trapiści). Jedną z takich ikon jest bez wątpienia Pauwel Kwak - znany jako po prostu Kwak - który, poza smakiem sprawiającym kłopoty przy próbach dopasowania tego piwa do jakiegoś zawężonego stylu, słynie na całym świecie z chyba najbardziej rozpoznawalnego szkła stworzonego dla konkretnego piwa. Postanowiłem sobie wejść w jej posiadanie przed tą degustacją (na długo przed nią, jak się okazało) i będąc pewnym, że w Polsce nie dostanę, zamówiłem z samych Stanów wraz z masą innego szkła. Pół roku później zobaczyłem ją w moim sklepie z piwem, ale nie żałuję z uwagi na inne zdobycze. Ale szkło szkłem, a piwo piwem i mam nadzieję, że będzie wyśmienite - zależy mi na tym naprawdę bardzo, bo chciałbym częściej korzystać z tej ciężko wywalczonej od urzędu celnego szklanki. Brouwerij Bosteels warzy już jedno z moich najulubieńszych piw, Tripel Karmeliet, więc nadzieje są.

Informacje ogólne:
Piwo: Pauwel Kwak
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Buggenhout
Browar: Brouwerij Bosteels
Produkowane od: brak danych
Styl: belgijskie bursztynowe mocne ale
Alkohol: 8,4%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Przyjemna, tradycyjna etykieta z wizerunkiem Pauwela Kwaka oraz słynną szklanką w herbie. Szkoda, że w tej historycznej atmosferze opisu historii piwa albo samego trunku brak. Jest za to dedykowany kapsel.
7,5/10


Barwa
Genialny kolor, pozwalający cieszyć się wszelkimi odcieniami bursztynu przy pełnej klarowności i obficie ulatującym gazie - prezentuje się wyśmienicie i to nie tylko zasługa szklanki. 
5/5

Piana
Bardzo obfita, dość gęsta i dość trwała. 
4/5

Zapach
Wyjątkowo słodki i bardzo ładny - karmelowo-owocowy z naciskiem na karmel, a nawet toffi, jest też sporo nut chlebowych i ciastkowych - po stronie owocowej mamy śliwki, borówki, może truskawki, ale to wszystko zatopione w tym karmelu; nie jest to zapach genialny, ale świetny. 
8,5/10
Smak
Ciekawa podróż - w ustach nie jest doskonałe, zaczyna się od uderzenia akcentami biszkoptowymi, trochę belgijskimi, a to wszystko połączone z dość mocno zaznaczoną alkoholowością, raczej winną niż spirytusową - mankamentem jest wyraźna, choć nieduża metaliczność; dużo lepiej jest na finiszu, gdzie mocniej uwydatniają się nuty belgijskich drożdży (choć ciągle dość ubogo) i powraca karmelowa symfonia z zapachu - za mało w nim jednak smakowitości, niesie zdecydowanie za mało intensywne doznania jak na tak wysoką moc, jest dobre, ale nic ponadto. 
7/10

Tekstura
Wysycenie zachowuje się bardzo dziwnie - na początku jest znacznie za niskie, a kiedy dojdziemy już do bulwy, to nawet trochę za wysokie, ogólnie bardzo słabo.
1/5

6.5/10

Niestety kompletny przerost formy nad treścią. Kwak to piwo po prostu nieciekawe jak na Belgię, szkło do niego jest ciekawsze kilka razy. Szkoda, bo tak jak mówiłem Bosteels jest odpowiedzialne za jedno z paru moich ulubionych piw. Piękna szklanka będzie raczej robiła mi za eksponat, ewentualnie kiedyś poczęstuję kogoś Kwakiem w niej - nie widzę sensu w powracaniu do tego piwa przez tę samą osobę. Chociaż kto wie.

środa, 27 sierpnia 2014

Plzeňský Prazdroj (SABMiller): Pilsner Urquell

Był Guinness, był Hoegaarden, ale teraz czas na piwo tak ikoniczne, tak niesamowicie doniosłe historycznie, tak inspirujące, że chyba nakrywające czapką oba tamte razem wzięte. To bowiem nie tylko pierwowzór, ojciec jednego gatunku czy rodziny gatunków, ale jednego z dwóch, nazwijmy to tak roboczo, królestw piw - piw dolnej fermentacji, czyli po prostu lagerów, przeciwstawnych ale'om. Najważniejsze w tym przypadku są jasne lagery, które opanowały i totalnie zdominowały rynek piwa na całym świecie, stanowiąc pewnie teraz 99, a już co najmniej 95% produkcji (zwłaszcza jeśli "piwne oranżady" doń zaliczymy lub wykluczymy ze statystyk). To pierwsze masowo produkowane piwo dolnej fermentacji, a w szczególności pierwszy pilzner, rozpoczęło tę modę i już za to należy mu się uwaga absolutnie każdego, kto się piwem interesuje. Dziś Urquell jest koncerniakiem, podobnie jak Guinness i Hoegaarden, ale obdarzonym wśród piwoszy wciąż dużym szacunkiem (przy jednoczesnym absolutnym braku zachwytów, choć ludzie, którzy pili świeżego Urquella z beczek na miejscu, w zachwyt wpadali).

Informacje ogólne:
Piwo: Pilsner Urquell
Kraj: Czechy
Kraj (adm.): pilzneński
Miasto: Pilzno
Browar: Plzeňský Prazdroj (SABMiller)
Produkowane od: 1842
Styl: czeski pilzner
Alkohol: 4,4%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Zawsze bardzo mi się podobała butelka Urquella, mimo że w stylu koncernowym. Szczególnie ładnie wygląda firmowe złotko, które oplata szyjkę, ale sama etykieta też jest niczego sobie. Przez blisko dziesięć lat to piwo na rynek polski produkowane było w Polsce, te straszne czasy na szczęście już minęły i możemy napić się pilznera prosto z Pilzna.
8,5/10
 
Barwa
Czyste złoto, dokładnie po środku między jasnym a ciemnym złotem, do tego idealna klarowność oraz bogato ulatujący gaz i mimo prostoty piwo wygląda bardzo ładnie. 
4/5

Piana
Nie jest szalenie obfia, ale przyzwoita, za to jak na jasnego lagera dość gęsta, nawet ładnie osiada na szkle i dość długo się utrzymuje. 
3,5/5

Zapach
Dominuje jasna słodowość, przyjemna, bardzo aksamitna, słodka, ale zdecydowana - w roli przyprawy występuje prosty chmiel; kompozycja bardzo prostolinijna, jej atutem jest całkowita czystość i brak wad, ale z czasem bardzo traci na intensywności. 
6/10

Smak
Podobnie, ale chmiel znacznie bardziej się udziela - najpierw dostajemy faktycznie typowe uderzenie słodowe w ustach, całkiem przyjemne, ale potem, na finiszu zwłaszcza, górę nad słodem bierze chmiel - surowy, ziołowo-trawiasty, ale bardzo sympatyczny, niosący niewysoką, ale porządną goryczkę - naprawdę smaczne, choć nektarem bogów nie jest.
7/10

Tekstura
Największym mankamentem jest znaczne przegazowanie, które nie pozwala spokojnie potrzymać piwa w ustach.
1,5/5

6.0/10

Solidne to piwo, ale jednak spodziewałem się trochę więcej, chociaż tej siódemki. Guinness i zwłaszcza Hoegaarden to lepsze "elitarne koncerniaki" - Urquell chowa się w panicznym strachu przed wieloma jasnymi lagerami. Spodziewałem się tylko, że problemem będzie za niska goryczka - otóż nie, ona akurat zdała egzamin na przyzwoity stopień. Po prostu wieje od niego trochę nudą.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Faktoria (Zodiak): Pony Express

Za ciosem kolejne, już trzecie piwo z Faktorii i kolejny po niedawnym Birbancie american wheat. Birbantowi za bardzo ten styl nie wyszedł - jeśli Faktoria drugi raz z rzędu da mi tak przeciętne piwo jak Uncle Helmut, to rozstaniemy się na dłuższy czas i świetny Peacemaker tu nic nie zmieni.

Informacje ogólne:
Piwo: Pony Express
Kraj: Polska
Województwo: wielkopolskie
Miasto: Bierzwienna Długa-Kolonia
Browar: Zodiak (Faktoria)
Produkowane od: 2014
Styl: American Wheat
Alkohol: 5,7%
Ekstrakt: 13,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Po parametrach widać, że Birbant miał trochę lżejszą koncepcję - może to dobrze. Poza tym na szczęście etykieta taka jak na Peacemakerze, czyli długa historia w ładnej oprawie graficznej, dokładny skład i dokładne rekomendacje kulinarne.
9/10


Barwa
Złoty kolor, występuje niezbyt eleganckie zmętnienie, które psuje piękno prostoty i czyni piwo wyglądającym jedynie przyzwoicie. 
3/5

Piana
Mizerna, z trudem udaje się nalać cienki kożuch, który za chwil parę i tak zaczyna znikać, pozostawiając pierścień. 
2,5/5

Zapach
Delikatny, ale bardzo atrakcyjny aromat amerykańskiego chmielu i jego owocowości - dużo brzoskwini, mango, może trochę pomarańczy - naprawdę piękny, jedynie mogłoby być trochę lepiej z intensywnością. 
8,5/10
 
Smak
W smaku lekkie, a jednocześnie konkretnie chmielowe - powraca cała gama owoców znanych z zapachu, dochodzi bardzo wyraźne liczi, a od samego początku, już w ustach, czuć goryczkę, która na przełyku, mimo swojej wszechobecności i wyrazistości, okazuje się w jakiś sposób subtelna, trochę grejpfrutowa, trochę sosnowa, są też nuty ziołowe - naprawdę pyszne i pijalne piwo, może trochę za bardzo podobne do Peacemakera, ale nie to tu oceniam. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie jest jednak kolejnym pobocznym mankamentem po pianie i osadzie, jest zdecydowanie za duże, choć mieści się w granicach przyzwoitości.
3/5

7.0/10

No, tym razem znowu konkret, chociaż jeszcze daleko od klasy Peacemakera. Dużo lepsze niż interpretacja tego stylu Birbanta. Orzeźwiające i lekkie, ale też pełne smaku i aromatu piwo, a więc dokładnie takie, jakie powinno być. Wysiadło tylko w pobocznych parametrach.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Faktoria (Zodiak): Uncle Helmut

Aż tak szybko nie myślałem powrócić do produktów Faktorii, ale dwa inne piwa, które po degustacji świetnego AIPA udało mi się dostać, okazały się mieć krótki termin ważności. Tym razem trochę trudniejszy chyba test, bo amerykański hefeweizen - na razie nie mam najlepszych wspomnień z łączenia weizenów z amerykańskim chmielem. Pincie i AleBrowarowi w kolaboracji wyszło jedno ze słabszych swoich piw (choć jeszcze było dobre), a Doctor Brew uwarzył jedno z najgorszych rzemieślniczych, jakie piłem. Oby nastąpiło przełamanie.

Informacje ogólne:
Piwo: Uncle Helmut
Kraj: Polska
Województwo: wielkopolskie
Miasto: Bierzwienna Długa-Kolonia
Browar: Zodiak (Faktoria)
Produkowane od: 2014
Styl: nowofalowy hefeweizen
Alkohol: 4,8%
Ekstrakt: 12,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Myślałem, że wszystkie etykiety Faktorii są takie same, ale tu jednak wystąpiła zmiana koncepcji - dodajmy, że na minus. Wygląda to solidnie, ale brakuje lekcji historii, czyli opisu piwa. Mamy za to dokładny skład i rekomendowane jedzenie do łączenia.
7,5/10


Barwa
Dość jasne złoto, mocno zmętnione, ale zdecydowanie przydałoby się jeszcze trochę bardziej - bez szału, ale w porządku. 
2,5/5

Piana
Niegodna weizena, mało obfita, co prawda w miarę gęsta, ale już z trwałością bardzo kiepsko i po paru minutach po nalaniu już mamy pierwsze dziury. 
2,5/5

Zapach
Połączenie niezbyt ciekawego wydania amerykańskiego chmielu z klasycznymi nutami weizena - połączenie w sensie wymieszania, te akcenty nie występują obok siebie, a są ze sobą zmieszane; poza ciekawą, ewidentną nutą mandarynkową daje to efekt mało interesujący, w dodatku  próbuje się przebijać diacetyl - nie jest to zapach zły, ale i dobrym nie idzie go nazwać. 
5/10
Smak
W smaku jest odrobinę lepiej, ale niewiele - niemal w ogóle nie smakuje jak weizen, w ustach dostajemy potężną dawkę czystej, cierpkiej ziemistości, przypomina trochę Bière de Garde albo blonda - dopiero na finiszu pojawia się bardziej weizenowa drożdżowość - jest dziwne, dzikie, kompletnie nieułożone, ale pić się da, mimo że jak na woltaż jest zdecydowanie ciężkie. 
5,5/10

Tekstura
Trochę za duże wysycenie, ale jest najmocniejszym punktem tego piwa.
3,5/5

5.0/10

A więc moje obawy się ziściły - piwo podobne do amerykańskiego weizena Doctora Brew i podobnie nieudane, nawet bardziej. Zdaje się, że to najgorsze piwo rzemieślnicze z polski, jakie piłem, przebiło Lady Blanche. Fatalna sprawa, gdybym nie miał jeszcze jednego piwa z Faktorii już teraz przy sobie, to za szybko kolejnej degustacji by się nie doczekała. Do kolejnych amerykańskich weizenów będę podchodził jak do jeża.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Kormoran: Warmińskie Rewolucje

Przygód browaru Kormoran ciąg dalszy, ale tym razem nie w serii Podróże Kormorana. Gdy browar zapowiedział jakiś czas temu dzisiejsze piwo, podając tylko nazwę, byłem trochę skonfundowany, bo wydaje mi się, że rewolucje robią już w Podróżach właśnie. Okazało się, że przygotowują... jasnego lagera, czyli antytezę rewolucji, ale jednak nietypowego. Z opisu na etykiecie dowiadujemy się, o jaką rewolucję chodzi - tę, która około sto lat temu odbyła się na Mazurach, kiedy wprowadzono tam piwa dolnej fermentacji, w szczególności wykreowano własny styl edelhell, wzorowany na pilznerze. Jest tu jednak jeszcze jedna rewolucja - Kormoran zastosował odwrotne chmielenie, na goryczkę poszła Sybilla, a na aromat Marynka. Czy to ma sens? Bardzo jestem ciekaw.

Informacje ogólne:
Piwo: Porter Warmiński
Kraj: Polska
Województwo: warmińsko-mazurskie
Miasto: Olsztyn
Browar: Kormoran
Produkowane od: 2014
Styl: pilzner
Alkohol: 5,2%
Ekstrakt: 12,5%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Bardzo gustowna, bardzo dobra kolorystycznie etykieta. Jak zwykle w przypadku Kormorana doskonały, wzorowy opis etykietowy piwa, a do tego dokładny (poza drożdżami) skład i oczywiście firmowy kapsel. Świetna rzecz.
9/10


Barwa
Przyjemny, głęboko złoty kolor psuje dość mocno brzydkie, drobinkowe zmętnienie, ale z kolei przeciwstawia mu się bardzo obficie ulatujący gaz - ostatecznie wygląda w porządku. 
2,5/5

Piana
Świetna, bardzo obfita, jak na jasnego lagera również dość gęsta, a i osiada na szkle w sposób bardzo nachalny - trwałość mogłaby być trochę lepsza, ale źle nie jest. 
4/5

Zapach
Dominuje nie lagerowa słodowość, a zdecydowany chmiel - zupełnie inny od wydania amerykańskiego, ale naprawdę piękny w swojej ziołowej surowości - zapach jest prosty, wręcz podstawowy, jakby ktoś zerwał i roztarł szyszkę chmielu - ale jak rzadko spotykany; dodatkowo chmiel okolony słodyczą słodu, rewelacja. 
8,5/10
Smak
Jeszcze lepsze, bo ciekawsze, w dalszym ciągu pokazuje klasę - tutaj już wspomniana ziołowa nuta chmielu miesza się na równi z przyjemną, szlachetną, jasną słodowością - w ustach mamy słodycz słodową, a od przełknięcia powraca chmielowy koncert w towarzystwie niezłej, ale ciągle subtelnej goryczki - świetne, bardzo pijalne, a jak na styl niezwykle pełne smaku. 
9/10

Tekstura
Niedogazowane, to jedyny mankament piwa.
2/5 

7.5/10

Nie no, Kormoran przechodzi sam siebie. To jeden z najlepszych jasnych lagerów, jakie w życiu piłem, lepsze na sto procent dałoby się policzyć na palcach jednej ręki, a i myślę, że sporo by jeszcze palców zostało. Piwo na tyle nastawione na chmiel, że biorąc dodatkowo pod uwagę racje historyczne kwalifikuję je jako pilznera.

Kaapse: Gozer

Niedawno Emelisse, dziś Kaapse Brouwers poszerza gamę holenderskich browarów, z jakimi się zetknąłem. Do niedawna był to browar kontraktowy, który warzył w słynnym De Molenie, ale niedawno wybudowali własny budynek w Rotterdamie. Na początek przygody z nim istna bomba, imperialny stout owsiany. Dobrze by było, żeby była to bomba nie tylko na papierze, bo coraz trudniej przyciągnąć moją uwagę.

Informacje ogólne:
Piwo: Gozer
Kraj: Holandia
Prowincja: Holandia Południowa
Miasto: Rotterdam
Browar: Kaapse Brouwers
Produkowane od: 2014
Gatunek: stout imperialny
Alkohol: 9,8%
Ekstrakt: 23%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Ładnie zaprojektowana etykieta, pasująca do tych, które ozdabiają pozostałe piwa z browaru. Kapsel goły, ale ciężko się jeszcze czepiać, na plus za to dokładny skład i podane EBU. 
8,5/10



Barwa
Czarne jak smoła, tylko pod najmocniejszym światłem ujawnia minimalne, ciemnobrązowe prześwity - piękne, majestatyczne. 
5/5

Piana
Niestety bardzo kiepska - nalewa się nieobficie, a marny kożuszek, który udaje się wytworzyć, znika w pół minuty, pozostawiając resztki i niezbyt gęsty pierścień. 
1/5

Zapach
Bardzo bogaty, dominuje oczywiście paloność, jest też sporo czekolady i to nawet nie bardzo gorzkiej - ogółem dość słodki, dołącza się do tego niestety również spora dawka alkoholu, ale przynajmniej są to nuty w miarę szlachetne, kojarzące się z koniakiem lub katalońską brandy - mimo wszystko trochę za mocne, da się też wyczuć trochę chmielu - ładny, ale nie olśniewa, zwłaszcza jak na styl. 
8/10

Smak
Na początku wydaje się, że lepiej maskuje alkohol, ale niestety powraca on po kilku łykach - na początku dalej jest słodkie, czekoladowe, ale już na przełyku przeważa wytrawna, kawowa paloność, finisz zaś, co ciekawe, zdominowany jest przez chmielową, ziołową goryczkę, naprawdę wysoką i bardzo odczuwalną jak na tak ciężkie piwo. Bardzo pełne, to, co dzieje się od przełknięcia włącznie przez parę sekund nazwałbym ekstremalnym - niespirytusowa, ale też ewidentna, wysoka moc w połączeniu z mocną goryczką daje potężny efekt. Co ciekawe, mamy ewidentny posmak słony; za demonstracją siły nie idzie wybitny smak, jest niezłe i interesujące, ale zbyt siermiężne i alkoholowe - ostatecznie dużo lepiej jest w zapachu, tutaj alkohol w końcu grzebie szansę na sukces. 
6/10

Tekstura
Wybitnie gęste, w połączeniu z niskim wysyceniem daje to teksturę bliską ideału.
4,5/5

5.5/10 

Jeden z gorszych stoutów imperialnych, jakie piłem. A nie - po prostu najgorszy i to bezapelacyjnie. Ociężały, alkoholowy, w zamian nie dający za dużo, choć ogólnie niezłe piwo, ale nie jak na jeden z najbardziej efektownych stylów. Ciężko będzie teraz ruszyć do przodu moją znajomość z Kaapse Brouwers.

piątek, 22 sierpnia 2014

Paulaner Hefe-Weissbier Naturtrüb

Ciemna wersja pszenicznego Paulanera była jednym z pierwszych piw na blogu, a konkretnie czwartym. Od tamtych błogich chwil minęło dokładnie trzysta dziewięć degustacji - dziś w końcu ocenię również podstawową wersję. Dunkel nie wywarł na mnie specjalnie porażającego wrażenia i nie napalam się na nie wiadomo co, aczkolwiek mam nadzieję, że będzie dużo lepiej. Tym razem mam w rękach niemiecką, półlitrową wersję, a nie tę trochę mniejszą, produkowaną na eksport do Polski pod patronatem Grupy Żywiec. Jasny Paulaner nie kojarzy mi się jednak z Monachium, a z polskimi knajpami, w których - jeśli już występuje - występuje w roli jedynego wybawcy przed polskim koncernowym chłamem.

Informacje ogólne:
Piwo: Paulaner Hefe-Weissbier Naturtrüb
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Monachium
Browar: Paulaner Brauerei
Produkowane od: brak danych
Styl: hefeweizen
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml 

Opakowanie
Ładna, klasyczna etykieta, prawie taka sama jak na dunklu. Na kontretykiecie - tym razem oczywiście nie po polsku, a po niemiecku - chwali się browar współpracą z Bayernem Monachium - kto by się w tych czasach nie chwalił. Poza tym nic tam nie ma, to już na polskiej wysilili się na jakiś opis. Firmowy kapsel - jeden z kamieni węgielnych mojej kolekcji, bodajże trzeci, który się w niej znalazł (niedawno przekroczyłem dwieście). 
7,5/10

Barwa
Jak na styl dość ciemne - ładna, złota barwa dzięki bardzo mocnemu zmętnieniu wpada nawet mocno w jasny bursztyn, sympatycznie wygląda snujący się leniwie gaz - bardzo ładne, mogłoby być jeszcze trochę mocniej zmętnione. 
3,5/5

Piana
Wzorowa, nieprawdopodobnie obfita i wręcz nieziemsko gęsta, utrzymuje nie tyle kożuch, co potężną warstwę do samego końca, a w dodatku bogato osiada na szkle - idealna. 
5/5

Zapach
Świetny, świeży, typowy zapach weizena - na pierwszym planie dominują zdecydowanie goździki, drożdże i przyprawowość - najwięcej na początku tych pierwszych, później trochę ustępują na rzecz typowej drożdżowości; bardzo nieśmiało, ale zauważalnie pojawia się też banan; wszystko okolone pszeniczną lekkością słodu, naprawdę rewelacyjny aromat. 
8,5/10

Smak
W smaku już tak dobrze nie jest, mamy znacznie mniejszą wyrazistość i wkrada się znana z wersji ciemnej wodnistość - ogólnie dalej rządzą goździki i drożdże oraz charakterystyczna, pszeniczna słodowość - jest naprawdę smaczne, ale po prostu za mało intensywne, słodko-kwaskowate (chociaż cień goryczki, której praktycznie tu nie ma, jednak by się przydał dla skontrowania. Finisz jest trochę za krótki, ale ładny, mimo że porzuca akcenty drożdżowe i skłania się ku słodowi; brak intensywności idzie w parze z wysokim orzeźwieniem i lekkością, więc ostatecznie to naprawdę dobre, choć dalekie od ideału piwo. 
7,5/10

Tekstura
Niestety podobnie jak w dunklu gaz poszedł całkiem w pianę - no, tutaj nie aż tak całkiem, na przełknięciu czuć go już w miarę sporo, ale trochę brakuje w ustach, gdzie mógłby odwrócić wrażenie wodnistości.
2,5/5

7.0/10

No i jest dużo lepiej. Zdecydowanie z dwóch Paulanerów bardziej smakował mi jasny i istotnie jest to piwo, które, skoro sprawdza się w warunkach degustacyjnych, to i w restauracji będzie stanowiło wybitną alternatywę dla Tyskiego, Żywca i innych wyrobów, które serwowane w restauracji przypominają serwowanie w niej Amareny zamiast poważnego wina. No dobra, to akurat jeszcze żadna rekomendacja, więc napiszę wprost - to dobry z zadatkami na bardzo dobrego weizen, choć i na pewno nie niemiecka ekstraklasa.

Thiriez & Jester King: La Petite Princesse

Gdy zobaczyłem na półce piwo z Francji, ucieszyłem się, że wreszcie dodam sobie ten niepozorny, ale ciekawy piwowarsko kraj do doświadczeń. Dopiero potem przypomniałem sobie, że przecież dodałem go sobie... dokładnie podczas pierwszej degustacji na blogu. Fischer Tradition, produkt Heinekena, kojarzy mi się jednak bardziej z Heinekenem niż z Francją i nie dziwi mnie ta moja pomyłka. Jak się okazuje, trafiłem na piwo z mikrobrowaru francuskiego, ale uwarzone w kolaboracji z amerykańskim. A samo piwo bardzo osobliwe, bo jest to saison o niespełna trzyprocentowej zawartości alkoholu. Uczyni je to najsłabszym piwem zdegustowanym tu przeze mnie niebędącym grodziszem.

Informacje ogólne:
Piwo: La Petite Princesse
Kraj: Francja - uwarzone w kolaboracji z browarem ze Stanów Zjednoczonych
Region: Nord-Pas-de-Calais
Miasto: Esquelbecq
Styl: Brasserie Thiriez i Jester King Brewery
Produkowane od: 2013
Gatunek: saison
Alkohol: 2,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Na etykiecie księżniczka o oczach lalki/kosmity, nosie kościotrupa i ustach ryby. No brzydkie to coś jak cholera, co zapewne jest zamierzone. Z ciekawych informacji mamy jedynie numer beczki. Kapsel goły, ale przynajmniej pod kolor do etykiety. Ujdzie.
5/10

Barwa
Jest bardzo jasne, jasnozłote albo nawet słomkowe, ale jednocześnie ekstremalnie zmętnione, przez co wydaje się nieco ciemniejsze - efekt jest naprawdę świetny, wygląda bardzo gęsto. 
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, dość gęsta, choć nie rewelacyjnie, do samego końca utrzymuje się w pełni na powierzchni. 
4,5/5

Zapach
Świetny, typowo saisonowy akcent wiejski - nie tylko intensywny, ale też wyjątkowo przyjemny, daleki od drażnienia mimo że niewygładzony - rewelacyjnie kwaskowato-słodkawy, czuć poza końską derką również sporo owoców.
8,5/10
Smak
Również bardzo dobre, na pewno dalekie od wodnistości, jaką mogłaby za sobą pociągnąć niska zawartość alkoholu - do świetnych, nieco szampańskich, kwaskowatych posmaków wiejskich dołącza jeszcze chmiel, który jest stuprocentowo trawiasty i dodaje od siebie przyjemną, całkiem niemałą goryczkę - efekt jest świetny, dziki, zadziwiająco pełny. 
8,5/10

Tekstura
Jest najsłabszym punktem, trochę zanadto pęcznieje w ustach pod wpływem wysycenia.
3/5

7.5/10

Ocena nie dotyka kosmosu, choć jednoznacznie wskazuje na bardzo dobre piwo, ale jestem nim bardziej zachwycony niż na te 8,24/10. A to dlatego, że jest zadziwiająco intensywne, pełne smaku jak na tak niską zawartość alkoholu. Dużo piw poniżej 4% nie piłem, ale spośród ich wszystkich dorównuje Księżniczce tylko o 0,9 punktu procentowego mocniejsze Dead Pony Club z BrewDoga pod tym względem. Świetna rzecz, świetny saison.

środa, 20 sierpnia 2014

Thornbridge: Bracia

Dziś piwo wyjątkowo wyjątkowe. Thornbridge, jeden z bardziej fascynujących mnie angielskich browarów, postanowił uwarzyć ekskluzywne piwo historyczne, nawiązujące do trunku, jaki rzekomo warzony był (no, to chyba potwierdzone źródłami pisanymi) w Europie w epoce żelaza. Inicjatywa godna podziwu - pytanie, czy godna sporych pieniędzy, jakie na butelkę tego eksperymentu trzeba wydać. Paradoksalnie - bo inne piwo z ekskluzywnej serii Thornbridge mocno mnie zawiodło - mam do tego browaru dużą dawką zaufania.

Informacje ogólne:
Piwo: Bracia
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: East Midlands
Miasto: Thornbridge Hall
Browar: Thornbridge Brewery
Produkowane od: 2009
Styl: eksperymentalne
Alkohol: 10%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Opakowanie identyczne jak na Sour Brown, czyli czysta elegancja, choć tym razem obeszło się bez pudełeczka. Na przedzie dokładny opis wrażeń sensorycznych, z tyłu długa i ciekawa historia tego trunku oraz dokładny skład. Rewelacja.
9,5/10


Barwa
Ekstremalnie ciemne, po prostu czarne, emanuje dostojeństwem, klasą - doskonałe. 
5/5

Piana
Znakomicie obfita, o przepięknej, brązowej barwie, niemal idealnie gęsta, a do tego z wielkimi skłonnościami do oblepiania szkła - jedynie trwałość nie zadowala w pełni. 
4/5

Zapach
Jest niebywały, niespotykany - zaczyna się zdecydowanie od mocnego kopnięcia wyrazistymi, naturalnymi orzechami laskowymi, następnie kwaskowate muśnięcie cytryną i lukrecją, a wszystko to zatopione jest w słodkiej od miodu czekoladzie - do ideału brakuje idealnej intensywności, ale jest niesamowity.
9/10

Smak
Smak stanowi równie fascynującą wycieczkę, są jednak pewne zmiany - bardzo wzrasta udział nut palonych, które w zapachu były ukryte za słodszą czekoladą; tu jest bardziej wytrawnie, miód odchodzi na dalszy plan, wchodzi kawa, ciągle w otoczeniu orzechów, ciągle mamy też ukłucie cytryną i lukrecją, choć już nie tak wyraźne. Jest wybitnie intensywne, potężne, ale nie ociężałe, alkohol ukrywa dość dobrze; dysponuje niezłą, ale bardzo krótką goryczką; finisz opętany przez akcenty palone i wędzone, tak, na koniec wkrada się bardzo mocna, niemal torfowa wędzonka, są też akcenty drewna - niebywałe. 
9,5/10

Tekstura
Bardzo gęste, co wychodzi mu tylko na dobre i podkreśla pełnię; nisko wysycone i to również bardzo dobrze, ale odrobinę więcej gazu by nie zaszkodziło.
4,5/5

9.0/10

Znakomite i wręcz nieziemsko ciekawe piwo. Zupełnie niesztampowe, przed degustacją spodziewałem się czegoś, co będzie stało bardzo blisko stoutu imperialnego, ale jednak nie - to zupełnie odrębna rzecz. Jedno z najbardziej intensywnych doznań, z jakimi się w piwie spotkałem, acz na pewno nie najprzyjemniejsze. I jeszcze - bardzo, bardzo możliwe, że to najciemniejsze piwo, jakie piłem. Nie przypominam sobie aż tak ciemnej piany ani aż takiej trudności w dostrzeżeniu choćby najmniejszego odstępstwa od czerni.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Birbant (Witnica): American Wheat

Czwarte piwo z jednego z ciekawszych polskich kontraktowców, Birbanta. Póki co udaje mi się dostać wszystko, co wypuszczą i myślę, że będę walczył o kolejne propozycje, nawet jeśli dzisiaj nie będzie najlepiej. Co zaś do piwa, które stoi przede mną, to jest efektem nowej mody wśród rzemieślników, mody na amerykańskie pszeniczne ale. Ciekaw jestem, jak Birbant to udźwignął, najbardziej podobne z dotychczasowych ich piw, Citra IPA, było najsłabsze.

Informacje ogólne:
Piwo: American Wheat
Kraj: Polska
Województwo: lubuskie
Miasto: Witnica
Browar: Witnica (Birbant)
Produkowane od: 2014
Styl: American Wheat
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: 11%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Kolejna fryzura do kolekcji. Jak już Birbant dorobi się z dziesięciu piw, to ich komplet będzie się prezentował znakomicie. A nawet komplet etykiet, jaki będę zapewne posiadał. Czekam.
8/10



Barwa
Bardzo jasne i mocno zmętnione - w efekcie wygląda świeżo, atrakcyjnie, cytrynowo - blisko ideału. 
4,5/5
 
Piana
Niestety bardzo skromna, a i gęstość pozostawia wiele do życzenia - już po paru minutach pozostają marne resztki, a jedynym większym plusem jest oblepienie szkła. 
2/5

Zapach
Owocowy aromat amerykańskiego chmielu, połączony z mocną, słodką nutą słodową - trochę niewyraźny, ciężko doszukiwać się w nim nie wiadomo ilu owoców, czuć głównie cytrynę - ani specjalnie wyszukany, ani intensywny, chociaż bez wątpienia dość miły. 
6,5/10
Smak
W smaku ma podobny problem, brak mu pełni - ma to co prawda swoją dobrą stronę, jest rewelacyjnie orzeźwiające, ale mogłoby takim pozostać, gdyby cytrusowe nuty udzielały się nieco nachalniej; w ustach jest proste, nawet bardziej słodowe niż chmielowe, na przełyku przemyka nieśmiało niewysoka, ale przyjemna goryczka, a finisz wreszcie daje trochę pola do popisu dla chmielu - jest smaczne, a nade wszystko niebywale rześkie, ale nie jest to nektar bogów i nawet nim być nie próbuje. 
7/10

Tekstura
Bardzo dobra, sprzyja orzeźwieniu, może trochę więcej gazu by nie zaszkodziło.
4/5

6.0/10
 
A więc jednak mamy dwa na dwa. Dwa piwa z Birbanta były świetne, ale tyle samo okazało się sporym zawodem, jak na warunki rzemieślnicze naprawdę sporym. American Wheat ma swoje zalety - jest niebywale orzeźwiające i sesyjne, ale to nie wszystko, jest poza tym po prostu dość nudne. Po Brown Ale i Robust Porterze Birbant mnie tak łatwo do siebie nie zrazi, ale druga taka "wpadka" na cztery piwa oddala ich mocno od wysokich lokat w rankingu polskich rzemieślników.

Andechs: Spezial Hell

Drugie piwo z bawarskiego klasztoru w Andechs. Moje zdobycze z wyprawy do Bawarii muszą długo czekać na swoją kolej, ale cóż poradzę, że mają długi termin przydatności. Jestem jednak na nie bardzo nastawiony, a teraz, gdy pierwsze piwo okazało się genialne, jeszcze bardziej. Co prawda tym razem coś zupełnie innego niż koźlak dubeltowy, bo prosty, monachijski helles, ale i tak liczę na coś świetnego z tak znakomitego browaru, a przynajmniej tak dobrego, jak z monachijskiego Augustinera.

Informacje ogólne:
Piwo: Spezial Hell
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Andechs
Browar: Klosterbrauerei Andechs
Produkowane od: brak danych
Styl: monachijski helles
Alkohol: 5,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Ładna etykieta, spójna z pozostałymi piwami z Andechs, tu w wersji czerwonej. Oczywiście firmowy kapsel. Warto tu dodać, że zawartość alkoholu jak na styl jest spora, w klasyfikacji BJCP jako helles to piwo by się nie zmieściło.
8,5/10


Barwa
Bardzo jasny, trochę nudny, jasnozłoto-słomkowy kolor; na jego szczęście pojawia się dużo ulatującego gazu, co ratuje sprawę.
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, ale gorzej już z gęstością, trwałość też nie jest najlepsza, po dłuższym czasie piany nie ma już wcale.
3/5

Zapach
Wszystko, co można wyczuć w zapachu, to przyjemna, czysta, ale niezwykle prosta słodowość - ciężko tu coś więcej napisać, próbują się jeszcze może przebić nuty owocowe, jabłkowe, ale nieśmiało - bardzo rześki, bardzo przyjemny i bardzo nie urywający żadnej części ciała. 
7/10


Smak
Jest bardziej pełne niż w zapachu - w dalszym ciągu co prawda poza słodem i tymi znikomymi owocami, w zasadzie na granicy wyczuwalności, nie ma tam nic, ale słodowość ta jest naprawdę rozkoszna, zwyczajnie bezbłędna - mimo że jest od niej dość słodkie, to brak goryczki jakoś nie przeszkadza; trzeba też podkreślić jego niebywałą lekkość, która w ślepym teście zapowiadałaby piwo o przynajmniej dwa punkty procentowe lżejsze - mimo wszystko trochę goryczki bym poprosił, ale poza tym piwo jest genialne w swojej prostocie. 
8/10

Tekstura
Trochę za niskie wysycenie, ale ogólnie sprzyja wysokiej pijalności.
3,5/5

7.0/10  

Niestety lekki zawód. Co prawda jeśli chodzi o smak, to znów zostałem urzeczony niesamowitą łagodnością przy jednoczesnym zachowaniu smakowitości, ale pozostałe parametry wypadły już słabiej i niedawno próbowana opcja z Augustinera wydaje mi się zdecydowanie lepsza. Cóż, prawdopodobnie najmniej ciekawe piwo z Andechs mam już za sobą i zacieram ręce w oczekiwaniu na pozostałe dwa.

sobota, 16 sierpnia 2014

Královský Pivovar Krušovice (Heineken Česká republika): Krušovice 10°

Po długiej przerwie przede mną kolejne, chciałoby się powiedzieć - dopiero czternaste piwo z Czech. Wspomnienia zabierają mnie do początków bloga, kiedy miałem okazję pić Krušovice Cerne, niezłego schwarzbiera, które uważam za jedno z lepszych piw pod względem stosunku ceny do jakości. Tym razem postanowiłem przetestować jasną stronę mocy, lekkiego pilznera.

Informacje ogólne:
Piwo: Krušovice 10°
Kraj: Czechy
Kraj (admin.): środkowoczeski
Miasto: Krušovice
Browar: Královský Pivovar Krušovice (Heineken Česká republika)
Produkowane od: brak danych
Styl: lekki czeski pilzner
Alkohol: 4,2%
Ekstrakt: 10,2%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta nie robi tu takiego fajnego wrażenia jak na Czarnym, trochę przez brak mroku, trochę przez brak eleganckiego sreberka na szyjce. Ma to jednak swoje plusy w postaci dedykowanego kapsla. Nie powala, ale jest bardzo estetycznym opakowaniem.
8/10


Barwa
Ładne, głęboki złoto i idealna klarowność tworzą parę prostą, ale elegancką, pełną, konkretną - przydałoby się jeszcze trochę ulatującego gazu i mimo prostoty byłoby naprawdę piękne.
4/5

Piana
Bardzo obfita i dość gęsta, od razu osiada na szkle, największym, choć nie ogromnym mankamentem jest trwałość.
4/5

Zapach
Prosty, ale przyjemny aromat jasnego słodu, zakropionego nawet nie tak małą dawką tradycyjnego chmielu - ciężko napisać tu coś więcej, nie powala oczywiście na kolana, ale jest czysty, bez cienia wad, lekki i miły. 
6,5/10

Smak
W zasadzie niemal to samo, jest może gorsze tylko o nieznaczne, szybko znikające ukłucie metalicznością, ale lepsze o większą wyrazistość i intensywność - poza tym przyjemne, nastawione zdecydowanie na słód, choć i chmielu trochę się znajdzie, choć głównie w części aromatycznej - goryczka na pewno za niska. Jest bardzo orzeźwiające i lekkie, gładkie i pijalne - świetne na upały tak samo jak wersja ciemna. 
7,5/10

Tekstura
Niemal idealny - minimalnie za niski - poziom wysycenia sprawia, że mimo iż nie jest nie wiadomo jak pyszne, pije się je niezwykle szybko.
4,5/5

6.5/10  

No i naprawdę dobre piwo, niczego nie urywa, ale jest świetnie pijalne, znakomite na upały albo do jedzenia i po prostu smaczne. Nawet bardziej mi się spodobało od schwarzbiera. Gdyby u nas podległa Heinekenowi Grupa Żywiec tworzyła takie lagery - byłoby tak pięknie, tak cudownie, w tylu knajpach można by popić jedzenie dobrym piwem. Szkoda, a do Krušovic na pewno wrócę, urzeka mnie może nie geniusz, ale przynajmniej duży rozsądek tej prostoty.