Udało się, obchodzę kolejny jubileusz. Trzysta piw na blogu. Trzysta piw to już nie przelewki. Jestem już bliżej połowy tysiąca niż początku działalności. Utrzymuję dość stałe tempo i owe magiczne 500 powinienem osiągnąć w przyszłe wakacje. Teraz skupmy się jednak na dzisiejszej liczbie. W końcu nadarzyła się okazja, bym wyjął na światło dzienne piwo, które skrywam w swoich zbiorach od października, już niemal rok i jednocześnie spędzić ową uroczystość z moim ulubionym chyba browarem, BrewDogiem (chociaż po ostatnich wyczynach zastanawiam się, czy to jednak nie jest Pinta) - częściej niż co siódme piwo opisywane tu było piwem z BD właśnie, co być może czyni mnie blogerem piwnym z największą bazą zrecenzowanych piw z tego browaru. A piwo to Tactical Nuclear Penguin, być może najbardziej rozsławione z BrewDoga, przy czym na pewno jedno z najrzadziej pitych. 32% alkoholu to nie żarty, choć dzięki Szkotom właśnie piłem już piwo o trzy punkty procentowe mocniejsze. Tutaj mam większe oczekiwania, bo ciemne piwa bardziej mi pasują do takiego podbijania mocy. To też zdecydowanie najdroższe piwo, jakie wypiję - zarówno za butelkę, jak i za mililitr. Cena porażająca, da się za tyle kasy kupić już naprawdę znakomitą whisky.
Piwo: Tactical Nuclear Penguin
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2009
Styl: lodowy stout imperialny (Scotch Whisky BA)
Alkohol: 32%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Opakowanie
Jedno z oryginalniejszych piw jest też jednocześnie jednym z oryginalniej zapakowanych. Butelka owinięta jest szarym papierem (który po ściągnięciu okazuje się mieć formę torby), na którym mieści się tylko narysowany dość lakonicznie pingwin i napis 32%. Przez butelkę przewieszony jest korek do zakorkowania butelki - znakomity ruch, jeśli ktoś nie ma pod ręką trojga przyjaciół i wypicie całego Pingwina samemu naraz nie wydaje mu się za dobrym pomysłem. Korek ma na sobie naklejkę z kodem kreskowym, ale mniejsza. Po ściągnięciu tej powłoki ukazuje nam się elegancka butelka z korkiem w stylu tych, w które BrewDog pakuje swoje Abstrakty. Świetnie wygląda połyskująca, czarno-srebrna etykieta, na której przeczytamy dobry opis piwa - dowiemy się, że było leżakowane w beczkach po szkockiej whisky. Co ciekawe, nigdzie nie pada słowo "piwo" - BrewDog określa swój produkt jako trunek (to znaczy sądzę, że tak by określał, gdyby był w Polsce).
10/10
Jedno z oryginalniejszych piw jest też jednocześnie jednym z oryginalniej zapakowanych. Butelka owinięta jest szarym papierem (który po ściągnięciu okazuje się mieć formę torby), na którym mieści się tylko narysowany dość lakonicznie pingwin i napis 32%. Przez butelkę przewieszony jest korek do zakorkowania butelki - znakomity ruch, jeśli ktoś nie ma pod ręką trojga przyjaciół i wypicie całego Pingwina samemu naraz nie wydaje mu się za dobrym pomysłem. Korek ma na sobie naklejkę z kodem kreskowym, ale mniejsza. Po ściągnięciu tej powłoki ukazuje nam się elegancka butelka z korkiem w stylu tych, w które BrewDog pakuje swoje Abstrakty. Świetnie wygląda połyskująca, czarno-srebrna etykieta, na której przeczytamy dobry opis piwa - dowiemy się, że było leżakowane w beczkach po szkockiej whisky. Co ciekawe, nigdzie nie pada słowo "piwo" - BrewDog określa swój produkt jako trunek (to znaczy sądzę, że tak by określał, gdyby był w Polsce).
10/10
Barwa
Piękna, ciemnobrązowa, mieni się niesamowitymi odcieniami pod różnym naświetleniem - świetne przebłyski rubinowe, bursztynowe, w dodatku dzięki gęstości zostawia piękne, szlachetne ślady na szkle - wyraźna oddzielność spływających "łez" świadczy o jakości.
5/5
Piana
Brak, inaczej być nie mogło, wyłączona z oceny.
0/0
Zapach
Czuć, że jest bardzo mocne, ale przy okazji dostajemy też piękne akcenty stoutu imperialnego - bardzo dużo orzechów, sporo wanilii, nawet trochę czekolady - a wszystko bardzo intensywne, bardzo wyraziste, ogólnie słodkie, niezwykle przyjemne mimo drażniących nozdrza nut spirytusowych.
8,5/10
Smak
Niesamowita podróż - zaczyna się od potężnego uderzenia ciemnosłodowej, nieco waniliowej słodyczy, a następnie pałeczkę przejmuje najbardziej wyrazista orzechowość, z jaką się w życiu spotkałem w piwie - nadciąga jeszcze na chwilę przed przełknięciem, następnie w jego trakcie przypuszcza zmasowany atak, a w końcu rozkosznie rozpływa się na finiszu - tam jednak zaraz skupia na sobie uwagę przyjemne rozgrzanie przełyku; całość okala znakomita kwaskowatość, zdobywająca szczególnie rewelacyjny finisz; trzeba jasno powiedzieć, że jak na taką moc jest po prostu nieprawdopodobnie łagodne, bez wahania dałbym mu dziesięć procent mniej, jeśli nie jeszcze mniej - zaskakująca sprawa, ale to naprawdę wyśmienity stout imperialny, jeden z najlepszych, jakie piłem w życiu.
10/10
Tekstura
Jest cudowna, rozkoszna gęstość wspaniale podkręca dostojeństwo tego niesamowitego piwa.
5/5
9.0/10
Piękna, ciemnobrązowa, mieni się niesamowitymi odcieniami pod różnym naświetleniem - świetne przebłyski rubinowe, bursztynowe, w dodatku dzięki gęstości zostawia piękne, szlachetne ślady na szkle - wyraźna oddzielność spływających "łez" świadczy o jakości.
5/5
Piana
Brak, inaczej być nie mogło, wyłączona z oceny.
0/0
Zapach
Czuć, że jest bardzo mocne, ale przy okazji dostajemy też piękne akcenty stoutu imperialnego - bardzo dużo orzechów, sporo wanilii, nawet trochę czekolady - a wszystko bardzo intensywne, bardzo wyraziste, ogólnie słodkie, niezwykle przyjemne mimo drażniących nozdrza nut spirytusowych.
8,5/10
Smak
Niesamowita podróż - zaczyna się od potężnego uderzenia ciemnosłodowej, nieco waniliowej słodyczy, a następnie pałeczkę przejmuje najbardziej wyrazista orzechowość, z jaką się w życiu spotkałem w piwie - nadciąga jeszcze na chwilę przed przełknięciem, następnie w jego trakcie przypuszcza zmasowany atak, a w końcu rozkosznie rozpływa się na finiszu - tam jednak zaraz skupia na sobie uwagę przyjemne rozgrzanie przełyku; całość okala znakomita kwaskowatość, zdobywająca szczególnie rewelacyjny finisz; trzeba jasno powiedzieć, że jak na taką moc jest po prostu nieprawdopodobnie łagodne, bez wahania dałbym mu dziesięć procent mniej, jeśli nie jeszcze mniej - zaskakująca sprawa, ale to naprawdę wyśmienity stout imperialny, jeden z najlepszych, jakie piłem w życiu.
10/10
Tekstura
Jest cudowna, rozkoszna gęstość wspaniale podkręca dostojeństwo tego niesamowitego piwa.
5/5
9.0/10
To jest ogromne zaskoczenie, cudowne zaskoczenie. Podchodziłem do tego piwa bardziej jak do ciekawostki, a dostałem jedno z najwyśmienitszych, jakie piłem. Nigdy się nie dowiem, czy bez takiego woltażu byłoby lepsze, jeszcze gładsze, czy może jednak nie aż tak złożone jak teraz - boleję nad tym. Wspaniałe piwo do cieszenia się przez cały wieczór (albo nawet - cały rok), absolutnie świetna rzecz. Czy warta swojej ceny? Za sam smak - chyba nie, bo są równie dobre, a tańsze, za samą oryginalność - też chyba nie, ale już za połączenie tych dwóch - chyba tak, i chętnie kupię drugą butelkę Pingwina, by zakopać ją w piwnicy na długie lata! A tymczasem dziękuję BrewDogowi za świetny korek, dzięki któremu będę mógł rozgrzać się tym piwem za parę miesięcy, gdy za oknem będzie biało i zimno, a ja być może będę mógł się już poszczycić czwartą setką recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz