poniedziałek, 30 stycznia 2017

Struise: Pannepot

De Struise Brouwers, legendarny belgijski browar, twierdzi, że kocha wszystkie swoje piwa, ale jeśli mieliby tam wybrać jedno jedyne, byłby to Pannepot i jego wszelkie odmiany. Tak, dziś przede mną piwo wielkie, najlepiej oceniane na ratebeerze piwo tego browaru (lepiej od jego beczkowych wersji), drugie najlepiej oceniane belgijskie mocne ale (wyjąwszy quadruple), piwo znajdujące się w top 50 RB (dopiero dziewiąte, które piję). Według Struise Pannepot stoi pomiędzy belgijskim mocnym ale a stoutem, według RB jest tym pierwszym, według beeradvocate jest quadem. Czyli że muszę sam rozsądzić? Bardzo chętnie.

Informacje ogólne:
Piwo: Pannepot
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Zachodnia
Miasto: Oostvleteren
Browar: De Struise Brouwers
Styl: belgijskie ciemne mocne ale
Alkohol: 10%
Ekstrakt: 24%
Objętość: 330 ml
Warka: z 2015 (zabutelkowana 15 lutego 2016 r.)
Cena: brak danych

Opakowanie
Mało spektakularne, ale z dużym smakiem. Bardzo subtelne. 
8/10

 


Barwa
Bardzo ciemny brąz.
4,5/5
 
Piana
Nędzna, cienka, grubopęcherzykowa i szybko redukuje się do pierścienia.
1,5/5
 
Zapach
Czekolada, wanilia, suszone śliwki, przyprawy niezidentyfikowane, z lekka korzenne, kawa, marcepan. Byłby genialny, gdyby był bardziej intensywny.
8/10
 
Smak
Ma rzeczywiście w sobie coś ze stoutu, ale może z 10%, na pewno nie połowę. Pozostała część to znakomity, belgijski mocny ciemniak. Suszone owoce, wiśnie, belgijskie przyprawowe drożdże, kawa, szczypta szlachetnego alkoholu, migdały, chleb, synergia słodyczy, goryczki (niemałej jak na belga) i lekkiej kwaskowatości, wręcz przechodzącej w cierpkość. Dość lekkie jak na 10%. Długi, chlebowy finisz. Znakomite, piękne kompozycja, choć znowu mogłaby być nieco bardzie esencjonalna jak na tak mocne piwo.
9/10

Tekstura
Mimo nędznej piany wysycenie okazuje się całkiem pokaźne, nieco za wysokie.
4/5

8.0/10

Piękne piwo, ale... no trochę rozczarowanie jak na top50 ratebeera. Wszystkie inne piwa z tej czołówki, które piłem, zdecydowanie bardziej mnie podbiły. Wciąż jest to znakomite i stosunkowo niedrogie piwo, w dodatku bardzo oryginalne, mocno dystansuje się od klasycznych klasztornych quadów/BDSA.

sobota, 28 stycznia 2017

AleBrowar (Gościszewo): Salty Barbara

Pierwsze piwo Pinty, które wypiłem w nowym roku, rozczarowało mnie srodze; może lepiej będzie z drugim najstarszym browarem kontraktowym Polski. Może to być jedno z ostatnich piw AleBrowaru uwarzonych w Gościszewie, jakie wypiję; przeistoczenie się z kontraktowca w pełnoprawny browar majaczy już na horyzoncie. Piwo to gose z rabarbarem (kwaśny sok z rabarbaru zastępuje tu bakterie kwasu mlekowego), dopiero trzecie gose na moim blogu. Nietypowe jak na AB jest bardzo skromne nachmielenie na goryczkę z obiecywanym zaledwie 15 IBU. 

Informacje ogólne:
Piwo: Imperial Smoky Joe
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Styl: gose
Alkohol: 4,7%
Ekstrakt: 12%
Objętość: 500 ml
Warka: do 30.01.2017 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Klasyczny AleBrowar, fajna kolorystyka.
8,5/10



 
Barwa
Złote, lekko zmętnione w umiarkowanie ładny dla oka sposób.
3/5

Piana
Przeciętna.
2,5/5
 
Zapach
Ziemisty, kwiatowy, mocno kolendrowy, kwaskowy, trochę przypominający witbiera, ale takiego odrobinę zdziczałego. Rabarbaru nie wyczuwam, ale aromat bardzo przyjemny.
8/10
 
Smak
Świetne połączenie kolendry, lekkiej, rześkiej kwaskowatości, bardzo wyraźnej soli, która pełni tu taką rolę jak zazwyczaj w piwie goryczka, w końcu nienachalnej, dobrze dobranej słodowości. Nie jest to piwo bardzo spektakularne, ale jest bardzo pomysłowe, dopracowane, złożone i przyjemne. Myślałem już, że rabarbar wiele nie wniósł, ale na finiszu mignęła mi jego wyraźna nuta, aż mi ciasto z rabarbarem stanęło przed oczami. Szkoda, że nie jest mocniejsza.
8,5/10

Tekstura
Minimalnie za niskie.
4,5/5

7.5/10

Świetne piwo. Ta współpraca soli z kwaśnym sokiem na miękkim podłożu słodowym jest jak dla mnie fantastycznie trafiona. AleBrowar wciąż miewa znakomite pomysły i co ciekawe ostatnio są to takie, które nie obracają się wokół chmielu (Salty Barbara, Imperial Smoky Joe, Lazy Barry). Fajnie wiedzieć, że AB żyje i ma się dobrze, mimo wpadek mam dużą sympatię.

piątek, 27 stycznia 2017

Schneider: Marie's Rendezvous

No to co - może by tak jeszcze jedno limitowane piwo ze Schneidera. Marie's Rendezvous to imperialny, jasny weizenbock, po raz pierwszy uwarzony w 2016 roku, zadedykowany kolejnej ważnej dla historii browaru kobiecie - Annie-Marii Schneider, żonie założyciela (1872) browaru, Grzegorza I Schneidera, bez której naturalnie nie byłoby długoletniej, rodzinnej tradycji przedsiębiorstwa. Piwo znajduje się na 47. pozycji rankingu najlepszych weizenbocków świata na RB. Było chmielone między innymi chmielem Cascade z własnej uprawy browaru.

Informacje ogólne:
Piwo: Marie's Rendezvous
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Kelheim
Browar: Weisses Bräuhaus G. Schneider & Sohn
Styl: imperialny weizenbock
Alkohol: 10%
Ekstrakt: 24%
Objętość: 375 ml
Warka: do 15.01.2018 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Standardowe dla ekskluzywnych piw Schneidera. 
8,5/10 

 


Barwa
Bursztyn doskonały plus mocne zmętnienie.
5/5
 
Piana
Niezbyt obfita, ale trwała.
3,5/5
 
Zapach
Rześki, owocowo-zbożowy. Intensywne pomarańcze, jabłka, nawet gruszki, a do tego wyraźne drożdże do weizena (leciutkie banany) i mocarna podbudowa słodowa. Taki trochę niemiecki tripel w aromacie. Bardzo ładny.
7,5/10
 
Smak
Tu bardziej koźlakowo. Jest bardzo słodkie, karmelowe, chlebowe, landrynkowe, owocowe, zbożowe, trochę weizenowe, trochę przyprawowe. Pojawiają się strzępy alkoholu (w połączeniu z ekstremalnie małym gazem trochę to przeszkadza), aczkolwiek jak na 10% jest dość lekkie. Potężna słodycz, nieznaczna goryczka i szczypta kwaskowatości.
7/10
 
Tekstura
Zaprzepaszcza szansę na bardzo dobre piwo. Niemal zupełny brak gazu bardzo źle tu działa.
1/5

6.0/10

No cienko jak na taki browar i tak mocne piwo. Nawet mimo tego problemu z gazem jest bardzo przyjemne, ale zdecydowanie nie warte zawracania sobie nim głowy.

czwartek, 26 stycznia 2017

Pinta (Zarzecze): Vermont IPA

Czas dobrze zacząć nowy rok - i dziewiątą setkę recenzji - z Pintą. Vermont IPA to nieśmiałe podejście Pinty do robiącej ostatnio furorę odmiany AIPA, tzw. New England IPA. Piwa te bardziej niż na potężną goryczkę stawiają na aromatyczne, przede wszystkim owocowe właściwości chmielu, które mają prowadzić do soczystości piwa; są też bardzo mętne, nierzadko przypominając sok owocowy. Za najlepsze przykłady stylu uznaje się dwa piwa The Alchemista - Focal Banger (najlepsze nieimperialne IPA jakie w życiu piłem) i Heady Topper (również wspaniałe). Czy piwo Pinty jest godne nazwania go NEIPA, co do tego trwają spory, ale tak czy inaczej chętnie sam ocenię.

Aha - wraz z nową setką zmieniam system ocen, dwójpodział przestał mi odpowiadać. Dalej będę oceniał składowe, ale ostateczna ocena będzie jedna, zaokrąglona do połowy i niewyznaczona średnią ważoną składowych, a moim nieskrępowanym wyborem. I będzie ostrzej (w tych ostatecznych ocenach, bo przyzwyczaiłem się do takiego a nie innego oceniania składowych). Dostroję w najbliższym czasie dotychczasowe osiemset ocen do tego systemu.

Informacje ogólne:
Piwo: Vermont IPA
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Pinta)
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 6,1%
Ekstrakt: 15,5%
Objętość: 500 ml
Warka: do 15.06.2017 r.
Cena: 7,90 zł 

Opakowanie
Bardzo dobre, zdecydowanie wolę Pintę abstrakcyjną niż figuratywną.
9/10


 
Barwa
Lekko zmętnione, głębokie złoto z burzą ulatującego gazu.
4,5/5
 
Piana
Genialna.
5/5
 
Zapach
Kwaskowe, tropikalne i cytrusowe owoce, choć w nie najpiękniejszym wydaniu, wzbogacone lekką żywicą i nieznaczną nutą warzywną, na szczęście mocno się redukującą po paru chwilach. Niestety tylko niezły.
6/10
 
Smak
Ot, takie niezłe piwo. Sporą rolę pełni nieco landrynkowa, średnio udana słodowość, chmielowość jest zupełnie nieowocowa, raczej trawiasta. Bardzo łagodne, wręcz bardziej słodkie niż goryczkowe. Piwo smaczne, ale dość zwyczajne, nie daje tego, co obiecuje IPA - jakiekolwiek IPA, a co dopiero NEIPA.
6,5/10
 
Tekstura
Trochę brakuje gazu.
3,5/5

5.5/10

Oj cieniutko. To jest dobre piwo do bezpretensjonalnego wypicia nad jeziorem, ale jako produkt znanego kontraktowca za 8 zł - ponosi porażkę, zaś jako próba uwarzenia czegoś, co ma być zbliżone do genialnych piw Alchemista, totalną klęskę.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

BrewDog: Sink the Bismarck!

Osiemset! Nie zdążyłem dobić do ośmiuset degustacji przed końcem 2016 roku, robię to więc w styczniu roku następnego, na niecały miesiąc przed czwartą rocznicą rozpoczęcia tej mojej skromnej działalności cyberprzestrzennej. A więc niemal równo dwieście degustacji rocznie mi wychodzi, choć średnia dużo mocniej niż teraz przekraczałaby dwie setki, gdyby nie przymusowa zeszłoroczna przerwa od alkoholu podyktowana kuracją leczniczą. Osiemset to liczba jak liczba, w tym momencie człowiek patrzy już raczej w stronę tysiąca - mój plan jest taki, by tysięczne piwo na blogu było ostatnim, które zrecenzuję w 2017 roku - niemniej okrągłość trzeba uczcić. Z okazji trzysetnej recenzji, pamiętam ten dzień znakomicie, otworzyłem butelkę piwa, która do dziś pozostaje najdroższą ze wszystkich, jakie w życiu otworzyłem, i zawierającą jedno z dwóch najmocniejszych piw. Był to Tactical Nuclear Penguin, wymrażany RIS z BrewDoga, moim zresztą zdaniem piwo naprawdę genialne - do dziś mam jeszcze jego resztkę z tej samej butelki, dalej jest pyszne. Dziś przebijam jednak to wszystko.

Sink the Bismarck to wymrażane IPA o zawartości alkoholu 41%. Najmocniejsze i najdroższe piwo mojego życia. Browar określa jako "poczwórne IPA". Zawiera "poczwórną dawkę chmielu" i było cztery razy wymrażane, by uzyskać tak ogromną wartość alkoholu. W swoim czasie było najmocniejszym kiedykolwiek wyprodukowanym piwem świata. Nazwa nawiązuje bezpośrednio do tej brytyjsko-niemieckiej walki o najmocniejsze piwo wszech czasów - BrewDog stworzył je w odpowiedzi na to, jak niemiecki Schorschbräu wypuścił 40-procentową wersję swojego lodowego koźlaka.

Informacje ogólne:
Piwo: Sink the Bismarck!
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Styl: lodowe imperialne India Pale Ale
Alkohol: 41%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: do 14.01.2021 r.
Cena: 450 zł (600 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Podobnie jak Pingwin, ładna butelka z odrobinę mniej ładną niż w przypadku Pingwina etykietą, zawinięta w papier, który okazuje się być torbą. Do tego korek rozporowy, który pozwoli zakonserwować piwo na lata.
9/10
 
Barwa
Mieni się od jasnego brązu przez genialną miedź, czerwień aż do głębokiego, ciemnego bursztynu i pomarańczy. Przepiękne.
5/5
Piana
Oczywiście nie ma prawa jej być.
0/0
 
Zapach
Nie tyle jak imperialne IPA, co raczej jak amerykańskie barleywine. Zachowało mocny, chmielowy, owocowy charakter, ale nie są to typowe nowofalowe cytrusy (choć lekki cytrus też wpadnie). Mamy brzoskwinie, morele, karmelizowane pomarańcze, bardzo słodkie jabłka, rodzynki, poza tym mnóstwo toffi i karmelu, trochę migdałów. Wszystko jest skąpane w sporej dawce alkoholu, ale zupełnie nie przeszkadzającym, tak jak nie przeszkadza on w dobrej whisky. Jest naprawdę wspaniały, potężnie dużo się tu dzieje, no i oczywiście niewyobrażalnie intensywny.
9,5/10
 
Smak
Wyciąg z chmielu. W ustach zaczyna się jeszcze od uderzenia barleywine'owej słodyczy, bardzo szybko wkracza ostrość alkoholu, a od razu po przełknięciu następuje przeciągłe dźgnięcie potężnej, ziołowej goryczki, która ciągnie się i ciągnie jeszcze na bardzo dalekim finiszu. Totalnie nowe przeżycie, ciężkie do porównania z czymś, choć na pewno nie jakieś genialne - w przeciwieństwie do zapachu, tutaj złożoność nie wynagradza w pełni gryzącej strony alkoholu.
8/10
 
Tekstura
Oleiste jak dobra whisky, super.
5/5

7.5/10

Nasuwa mi się parę deskryptorów. Bardzo oryginalne. Znakomicie pachnące. Bardzo smaczne. Ekstremalnie gorzkie. Nieidealnie ułożone. I w końcu - totalnie niewarte swojej ceny, aczkolwiek nie do końca, bo jeden kieliszek za te 30 zł warto byłoby sobie zafundować, dla samej oryginalności przeżycia. Szczerze mówiąc, podejrzewałem, że tak będzie, ale miałem bardzo dobry dzień, gdy kupowałem tę butelkę. Bardzo dobre piwo, aczkolwiek nie rozumiem, po co ładować się w tak kosztowny proces jakim jest wymrażanie dla zrobienia megaimperialnego IPA. Stout imperialny, quadrupel czy nawet porter bałtycki wydają się tak znacznie, znacznie, znacznie lepszymi pomysłami.

czwartek, 19 stycznia 2017

3 Fonteinen: Oude Geuze Golden Blend

Ledwie parę dni temu 3 Fonteinen zdobyło mnie genialnym Cuvée Armand & Gaston, a już dziś daję im szansę, by pobić w temacie gueuze samych siebie. Golden Blend to pierwsze komercyjne gueuze, którego częścią składową jest aż cztery lata leżakowany w beczce lambik. Obok niego - trzyletni, dwuletni i roczny. Na ratebeerze zajmuje trzecie miejsce w rankingu gueuze wszech czasów. Póki co były tylko trzy warki tego piwa - jedna zabutelkowana w 2011, jedna na początku 2014 i jedna na końcu 2014. Mam butelkę z tej drugiej.

Informacje ogólne:
Piwo: Oude Geuze Golden Blend
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Beersel
Browar: 3 Fonteinen
Styl: gueuze
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: zabutelkowana 12 marca 2014 roku
Cena: brak danych

Opakowanie
Podobnie jak A&G, za wiele się nie różni od zwyczajnego gueuze z 3F.
7/10


 
Barwa
Jednolicie mętne, głębokie złoto - klasyka.
4,5/5

Piana
Przeciętnie obfita, przeciętnie gęsta, ale najważniejsze, że doskonale trwała.
4,5/5

Zapach
Stonowany; funk, stajnia, dzikość są oczywiście na pierwszym planie, ale występuje w bardzo łagodnej, nieagresywnej wersji, maksymalnie uszlachetnionej kontaktem z bardzo wyczuwalnym drewnem i zaskakująco sporą podbudową zbożowej słodyczy. Jest piękny, choć wyższa intensywność by mu nie zaszkodziła.
9/10


Smak
Pohamowana jak na lambika kwaśność, za to bardzo wysoka cierpkość i tym razem już raczej wytrawny charakter, mimo że lekka słodowa kontra wciąż występuje. Sporo owoców - przejrzałe białe winogrona, cytryny, trochę liściasty. Skóra, drewno. Lekko winny. Arcyintensywny, przepyszny lambik, właściwie genialny.
9,5/10

Tekstura
Za dużo, znacznie za dużo gazu. 
2,5/5

8.5/10

Wielki lambik, aczkolwiek nie jest to poziom Cuvée Armand & Gaston. W smaku jeszcze robi mu konkurencję (mimo wszystko nieznacznie przegrywa), ale nie jest w stanie dorównać mu zapachem i wykłada się na trochę męczącym przegazowaniu, którego trudno się pozbyć nawet długo kręcąc szkłem. Tak czy inaczej piwo przepiękne, cudowne, którego każdy fan lambików powinien spróbować.

środa, 18 stycznia 2017

Hendrych: H11

Drugie podejście do Rodzinnego Browaru Hendrych z czeskiego Vrchlabi. Polotmavé było dobre, choć trochę bym w nim pozmieniał. Jeśli H11, klasyczny czeski pilzner-jedenastka, będzie na tym samym poziomie, to ok, ale liczę na więcej. Warto odnotować, że czeskiego pilznera nie recenzowałem już od dwóch i pół roku, przyznam że tęsknię.

Informacje ogólne:
Piwo: H11
Kraj: Czechy
Kraj (adm.): hradecki
Miasto: Vrchlabi
Browar: Rodinný Pivovar Hendrych
Styl: lekki czeski pilsner
Alkohol: 4,7%
Ekstrakt: 11%
Objętość: 330 ml
Warka: do 20.01.2017 r.
Cena: brak danych 

Opakowanie
Identyczne jak na H13, tylko kolor inny. 
6,5/10



 
Barwa
Ładne jasne złoto, niezbyt ładne zmętnienie.
1,5/5
 
Piana
Nienaganna.
5/5
 
Zapach
Świeża, lekka słodowość, spora garść ziołowego, czeskiego chmielu i szczypta diacetylu w całkowicie akceptowalnym, stylowym wydaniu. Nic wielkiego, ale bardzo przyjemny, swojski aromat dobrego jasnego lagera.
7,5/10

Smak
Słodka, chlebowo-zbożowa baza słodowa i naprawdę sporo chmielu w wydaniu ziołowo-kwiatowym. Bardzo wysoka, tym bardziej że średnio kontrowana goryczka, która czyni to niepozorne, lekkie piwo bardzo intensywnym. Na finiszu rozpościera się naprawdę świetna chmielowość. Bardzo dobre, perełka.
8/10
 
Tekstura
Trochę za wiele gazu.
3,5/5

7.0/10

Pyszny pilzner w typowo czeskim wydaniu. Tak teraz patrzę, że przez cały 2016 rok nie zrecenzowałem ani jednego satysfakcjonującego tradycyjnego jasnego lagera. 2017 zaczął szybko nadrabiać te braki i mam nadzieję, że jeszcze niejednego jasnego lagera na takim lub wyższym poziomie uda mi się wypić. H11, choć to zdecydowanie nie piwo wybitne, mógłbym wypić spore ilości, siedząc w czeskiej hospodzie w taką śnieżną noc jak dzisiaj.

wtorek, 17 stycznia 2017

AleSmith: Old Numbskull

AleSmith Brewery to solidny kandydat na jeden z moich kilku ulubionych browarów świata, a mówię to, mimo że piłem tylko dwa ich piwa. Cóż to jednak były za piwa - jeden z dwóch najlepszych stoutów życia mego i najlepsze lekkie angielskie ale. Dziś spora szansa na to, że AleSmith zapewni sobie miejsce w co najmniej pierwszej dziesiątce moich ulubionych warzelni, albo i lepiej. Old Numbskull to obecnie dziewiętnaste najlepsze barleywine świata według ratebeeru i - nie chce mi się liczyć - jedno z już zapewne tylko kilku najlepszych amerykańskich BW. Browar zapowiada wzorowe piwo w tym stylu - mocarną toffi-karmelową słodowość, dojrzałe ciemne owoce, intensywne amerykańskie chmiele, konfrontację słodowej słodyczy z agresywną goryczką, doskonały balans, gładki finisz, pełnię - no oby!

Informacje ogólne:
Piwo: Speedway Stout
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Diego
Browar: AleSmith Brewing Company
Styl: amerykańskie barleywine
Alkohol: 11%
Ekstrakt: 25%
Objętość: 750 ml
Warka: brak daty
Cena: 72 zł (48 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Podobnie jak Speedway Stout - wielka, malowana butelka z szyjką owiniętą charakternym sreberkiem. Gorsze o tyle, że kapsel goły. 
8/10


 
Barwa
Czerwone właściwie. Przepiękne.
5/5
 
Piana
Genialnie się prezentuje, ale po pewnym czasie odrobinę poddaje.
4,5/5
 
Zapach
Wspaniałe połączenie ekspansywnej, nowofalowej chmielowości ze słodową pełnią. Rodzynki, ciemne winogrona, kandyzowane ananasy, melasa, karmel, cytryny, grejpfrut, bardzo dużo żywicy, chlebchlebchleb, nawet odrobina czerwonej herbaty. Wojna słodu z chmielem, co pociągnięcie nosa, to inna strona przeważa. Genialny.
9,5/10

Smak
Wszechogarniający. W ustach słód wygrywa wojnę, jest bardzo mocno chlebowe, przypiekane, już mniej karmelowe - słodyczy mało i w sumie odrobinę mi brakuje. Po przełknięciu powracają cytrusowo-żywiczne nuty chmielu w odrobinę mniejszym natężeniu niż w aromacie, wchodzi też wysoka goryczka, ale trzymana w ryzach przez słodową pełnię. Na dalszym finiszu stopniowa powraca chlebowy słód.  Tu bym już nie mówił o geniuszu, ale o wybitnym piwie - na pewno.
9/10
 
Tekstura
Przeprzyjemnie gęste, odpowiednio niskie wysycenie.
5/5

8.5/10

Zachwycające piwo, choć w swoim rozbestwieniu przyznam, iż po genialnym Speedway Stoucie liczyłem na jeszcze więcej. Różnica między Old Numbskull a bez porównania tańszym Old Foghorn nie jest aż tak ogromna. Bardzo chętnie spróbowałbym natomaist wersji leżakowanej w beczce po bourbonie, wydaje mi się idealne na taki leżak.

niedziela, 15 stycznia 2017

3 Fonteinen: Oude Geuze Cuvée Armand & Gaston

Wielki dzień, proszę państwa. Wreszcie nadeszła pora, by wypić moją najcenniejszą zdobycz z podróży do Włoch we wrześniu. Oude Geuze Cuvée Armand & Gaston z jednej z dwóch najbardziej uznanych lambikarni, 3 Fonteinen, to piwo wypuszczone w tym roku, ale już legendarne i nieziemsko pożądane. Blend lambików z 2013, 2014 i 2015 roku, przy czym najstarsza część tego blendu to jedna z pierwszych warek uwarzonych na nowej 40-hektolitrowej warzelni 3F, stworzonej po awarii termostatu starej instalacji w 2009 roku, po której aż do 2013 3F nie warzyło piwa. Butelkowane w październiku i grudniu 2015, wypuszczone do sprzedaży w czerwcu następnego roku. Około 30 tysięcy butelek o różnych rozmiarach. Około 10% do dalszego starzenia, 10% do pokoju degustacyjnego w 3F, 50% na Belgię, 30% na eksport. Na chwilę obecną najlepsze gueuze świata na ratebeerze i jeden z czterech najlepszych lambików. Armand i Gaston to imiona syna i ojca, obecnego (od 1982 roku) i poprzedniego (od 1961) przywódcy browaru (w przypadku Gastona - blendowni, bo 3 Fonteinen warzy piwo dopiero od 1999).

Informacje ogólne:
Piwo: Oude Geuze Cuvée Armand & Gaston
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Beersel
Browar: 3 Fonteinen
Styl: gueuze
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: zabutelkowana 7 października 2015 roku (do 26.10.2035 r.)
Cena: brak danych

Opakowanie
Zwyczajna szata graficzna 3F, od zwykłego gueuze wiele się nie różni. 
7,5/10


 
Barwa
Głębokie złoto, mocno mętne, piękne.
4,5/5
 
Piana
Obfita, bardzo gęsta, ładnie oblepia szkło i utrzymuje się do samego końca. Jak na lambika to genialna.
5/5 

Zapach
Bardzo wysoka dzikość, mocno wiejska, stajenna, lekko obornikowa; już tutaj jest bardzo kwaśne, cytrynowe z nutą grejpfruta i białych winogron; bardzo intensywna jest ziemistość, a i skóra ma sporo do powiedzenia, do tego symboliczne nuty kwiatowe i stara dębowa beczka. Z czasem coraz mniej kwaśności, coraz więcej dzikości. Wzorowy aromat gueuze.
10/10
 Smak
Intensywność jest naprawdę uderzająca nawet jak na lambika. W ustach mocno, choć nie kosmicznie kwaśne z dość wyraźnymi wstawkami słodyczy, po przełknięciu kwas bardzo szybko się ulatnia, robiąc miejsce delikatnej cierpkości. Typ kwaśności jest chyba idealnie wstrzelony w moje oczekiwania co do lambika, intensywny, ale jeszcze w pewnych granicach. Na finiszu subtelna gra dzikich drożdży, robi się tam bardzo wytrawnie, nawet odrobinę goryczkowo. Mega złożone piwo, które łączy intensywność z balansem, elegancją i swojego rodzaju przyjaznością.
9,5/10
 
Tekstura
Spore wysycenie, bardzo pasuje, minimalnie bym z niego zjechał.
4,5/5

9.5/10

Rzeczywiście to najlepsze gueuze, jakie piłem w całym życiu. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wypiję równie dobre. To tragiczna wiadomość, bo piwo jest praktycznie niedostępne, chyba że ktoś ma ochotę płacić za nie 50 dolarów plus koszty przesyłki ze Stanów. Wiadomość pozytywna jest taka, że wciąż chyba jest lambik, którego cenię bardziej, ale tylko jeden - Fou' Foune z Cantillon. I też w sumie nie jestem pewien. Genialne piwo.

piątek, 13 stycznia 2017

Hendrych: H13

Czechom chętnie dawałbym szanse częściej, ale po prostu od jakiegoś czasu nic nowego się na półkach z Czech u nas nie pojawia. Posiłkując się wsparciem zza granicy, mogę jednak dodać sobie wreszcie kolejny browar z tej uroczej krainy. We Vrchlabi, mieście górskim zwanym "Bramą Karkonoszy", położonym niedaleko Śnieżki, byłem już przejazdem za młodu (z 8-9 lat zanim wypiłem pierwsze piwo), gdy trochę bardziej na północ, w Szpindlerowym Młynie, uczyłem się jeździć na nartach. Zjadłem we Vrchlabi obiad w browarze restauracyjnym Pivovarská Bašta i jak tak sobie myślę, to bardzo prawdopodobne, że był to pierwszy browar, w którym się w życiu znalazłem. Dziś mam przed sobą trzy różne piwa przywiezione prosto z innego z co najmniej trzech browarów w tej miejscowości. Rodinný Pivovar Hendrych warzy piwo od 2012 roku i jak na regionalny czeski browar ma szeroką paletę produktów - poza czeskimi klasykami jest choćby stout, weizenbock, AIPA, rauchbier. Ja zdobyłem jasnego i bursztynowego lagera oraz AIPA. Zaczynam od polotmavégo, bo po prostu ma najkrótszy termin.

Informacje ogólne:
Piwo: H13
Kraj: Czechy
Kraj (adm.): hradecki
Miasto: Vrchlabi
Browar: Rodinný Pivovar Hendrych
Styl: polotmavé
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: 13%
Objętość: 330 ml
Warka: do 14.01.2017 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Prosto, ale czytelnie i estetycznie.
6,5/10



 
Barwa 
Bursztyn, mętność, sporo ulatującego gazu, bardzo ładne.
4,5/5

Piana
Genialna.
5/5

Zapach
Dość prostolinijny, chlebowy, trochę biszkoptowy i minimalnie karmelowy, trochę niepotrzebnej kwaskowości, szczypta chmielu. Całkiem ładny.
6,5/10


Smak
Trochę toporny, ale mimo to bardzo przyjemny. Co się łatwo rzuca w oczy, to że jest wyjątkowo wytrawne jak na bursztynowego lagera, nawet czeskiego, goryczka jest naprawdę konkretna, na poziomie tych bardziej goryczkowych pilznerów - i bardzo fajnie, choć może to przez to strona słodowa nie jest aż tak rozwinięta, jakbym sobie tego życzył, choć jest dobra, chlebowa, minimalnie ciastkowa i karmelowa. Nie licząc sporego gazu, to bardzo pijalne. Dobry lager.
7/10

Tekstura
Nie powiedziałbym, że jest przegazowane, ale gazu jest jak dla mnie wyraźnie za wiele.
3,5/5

6.0/10

Niezobowiązujące, rzetelnie wykonane polotmavé z ponadprogramową goryczką, którego można by chyba wypić całkiem sporo, jakby w pobliżu nie było nic lepszego - chociaż kto wie, goryczka mogłaby w pewnym momencie przeciwstawić się pijalności. To mocne nachmielenie jest sporą zaletą, natomiast popracowałbym na pewno bardziej nad słodowością w tym piwie, jest za licha.

wtorek, 10 stycznia 2017

Bevog: Rudeen

IPA pozostaje najobszerniej zrecenzowaną przeze mnie rodziną stylów piwa, ale wyraźnie coraz rzadziej do niej podchodzę. I dobrze, bo jak kocham te piwa, tak nie powinny mieć aż takiej przewagi w moim spożyciu nad innymi. Że jednak przez cały rok 2016 tylko raz zdegustowałem jakieś ciemne IPA, to trochę smutno. Nadróbmy trochę. Rudeen to BIPA warzona przez austriacki browar Bevog, z którym zetknąłem się w lecie, próbując ich znakomitego AIPA. Niech będzie przynajmniej równie dobrze, a będę całkowicie usatysfakcjonowany. Uwaga uwaga - piwo na ratebeerze dzierży tytuł drugiego najlepszego piwa w całej Austrii.

Informacje ogólne:
Piwo: Rudeen
Kraj: Austria
Land: Styria
Miasto: Bad Radkersburg
Browar: Brauhaus Bevog
Styl: ciemne India Pale Ale
Alkohol: 7,4%
Ekstrakt: brak danych
Objętość: 330 ml
Warka: do 24.05.2017 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
No cóż, jedna z osławionych, pięknych etykiet Bevoga z fantastycznym stworem. Ciekawy kapsel z napisem "Beware of the cangsters!". Czyżby Bevog nie przepadał za puszkami?
9/10
 

Barwa
Od czerni przez brązy do rubinów, przepiękne.
5/5
 
Piana
Absolutnie doskonała.
5/5
 
Zapach
Ojej, no klasyka. Dominują mocno żywiczne i owocowe aromaty chmielu, w połączeniu z ciemnym słodem przechodzące w owoce leśne, nawet truskawki. Na drugim, ale niedalekim planie pyszne wtrącenia karmelowe, czekoladowe, kawowe. Intensywność potężna, naprawdę genialny aromat.
9,5/10

Smak
Ależ to jest dopracowane, ależ to jest przemyślane i idealnie wyważone. Doskonała gra owocowo-żywicznego chmielu, kawowo-czekoladowo-karmelowo-chlebowej słodowości, słodyczy, goryczki i nagazowania. Może mimo wszystko przesunąłbym nacisk mocniej na chmiel, a odrobinę zdjął go ze słodowości, jeśli ma to być IPA pełną gębą, ale jakie to ma znaczenie. Wybitne, wybitne piwo, które znika ze szkła w mgnieniu oka mimo przecież sporej mocy.
9/10
 
Tekstura
Bez zastrzeżeń.
5/5

8.5/10

Jedno z trzech najlepszych nieimperialnych Black IPA, jakie piłem. Szkoda, że Bevoga nie idzie (już) kupić w Polsce, to znakomity browar i muszę to stwierdzić zaledwie po dwóch piwach. Co prawda jeśli to faktycznie jest drugie najlepsze piwo Austrii, to szału w tej Austrii nie ma, ale z Bevogiem tam nie zginą.

niedziela, 8 stycznia 2017

Nøgne Ø & BrewDog & Mikkeller: Horizon Tokyo Black

Black Tokyo Horizon to jeden z pierwszych trzech RISów w moim życiu. Dobrze pamiętam to lato i ten szok, kiedy zobaczyłem piwo za 60 zł, w dodatku opakowane w karton. Mariaż trzech sztandarowych RISów BrewDoga, Mikkellera i Nøgne Ø, teraz może już nie, ale w owym czasie chyba trzech najważniejszych browarów craftowych w Europie. Taka kooperacja zrodziła się w 2010 roku i wtedy powstało jedno z trzech zaplanowanych piw - uwarzone na terenie BrewDoga. Dwa lata później nadeszła pora na drugie, tym razem powstałe w Norwegii (swoją drogą jeszcze zanim spróbowałem BTH). Horizon Tokyo Black to gigantyczne piwo z zawartością alkoholu 16%, ale ma już trzy i pół roku i powinno być doskonale odleżane. Przenieśmy się więc na chwilę do 29 listopada 2012 roku, do dnia, gdy ten trunek powstał.

Informacje ogólne:
Piwo: Horizon Tokyo Black
Kraj: Norwegia - uwarzone w kooperacji z browarem ze Szkocji i browarem kontraktowym z Danii
Okręg: Aust-Agder
Miasto: Grimstad
Browar: Nøgne Ø (w kooperacji z BrewDogiem i Mikkellerem)
Styl: stout imperialny
Alkohol: 16%
Ekstrakt: 36%
Objętość: 250 ml
Warka: z 29 listopada 2012 roku (do 29.11.2027 r.) 
Cena: 29,50 zł (59 zł za 0,5 l )

Opakowanie
Dozgonny props za pojemność 250 ml. Nie ma potrzeby umieszczać tego kalibru piw w większych butlach. I cena nawet taka przystępna jak za takie potężne piwo. A poza tym znakomity, subtelny kartonik, firmowy kapsel, nienaganna etykieta - prawie doskonałość.
9,5/10

Barwa
Czarne jak smoła.
5/5

Piana
Niezbyt obfita i szybko redukuje się do pierścienia, ale ten przynajmniej jest dość gruby i trwały.
3/5
 
Zapach
Spalenizna, lekko popiołowa i kwaskowa, espresso, bardzo gorzka czekolada, ciemne, suszone owoce, suszone śliwki zwłaszcza, szczypta sosu sojowego. Piękny i potężny, choć jak na moc i styl nie genialny.
9/10
 
Smak
Bardzo podobny do zapachu, tylko że zintensyfikowany jak diabli. Tutaj jest już naprawdę genialnie. Doskonałe, naprawdę idealne współgranie strony wytrawnej - kawowej, palonego słodu, lekko popiołowej, a także goryczkowej (daleko od 100 IBU, ale mocarna gorycz i nawet wyraźne chmielowe wstawki na finiszu) - ze słodką, czekoladową i śliwkową, a jest to czekolada pod różnymi obliczami, nie tylko bardzo gorzka. Nie wiem nawet sam, czego mi zabrakło do doskonałości, ale czegoś tam zabrakło. Zaskakuje mnie jego totalna gładkość, niemal łagodność, alkohol jest zupełnie ukryty.
9,5/10

Tekstura
Nawet sporo gazu po tylu latach, obniżyłbym go o pół stopnia. Oczywiście cudownie gęste.
4,5/5

9.0/10

Nasłuchałem się o tym piwie trochę złego. Że niby zamieniło się w sam sos sojowy i że mocno alkoholowe, głównie. I ja wierzę tym ludziom - prawie cztery lata to bardzo dużo czasu i sposoby przechowywania butelek mogły mieć już dużo do powiedzenia, a teraz każda tak naprawdę ma prawo inaczej smakować. Pozostaje mi się cieszyć, że mi trafił się najwidoczniej egzemplarz doskonale przechowywany, bo sos sojowy jest skrajnie subtelny, stanowi dopełnienie, zaś alkohol jak na 16% jest ukryty po arcymistrzowsku. Piwo, które daje wiarę w sens leżakowania RISów przez dłużej niż rok czy dwa. Cóż, przepiękne piwo, idealne do powspominania starych czasów i powolnego delektowania się (chociaż i bez przesady - ułożyło się tak świetnie, że godzinka w zupełności wystarczy na samotne obalenie tej małej butelki, nawet szybciej się uporałem, a lubię długo posiedzieć nad piwem). Niewiele piłem lepszych RISów nieleżakowanych w beczkach, do top 10 mieści się na luzie.

sobota, 7 stycznia 2017

Schneider: Mathilda Soleil

Może to trochę niewłaściwe podejście, że nie zapoznałem się najpierw z podstawowymi, lekkimi weizenami Schneidera, tylko od razu biorę się za specjalitety, ale trudno. Był legendarny Aventinus Eisbock, teraz czas na weizenbocka, którego dorwałem w Dreźnie, a który najprawdopodobniej uwarzony już więcej nie zostanie. Mathilda Soleil to hołd dla Mathildy Schneider, która stała na czele browaru na początku XX wieku; to właśnie za jej rządów browar jako pierwszy zaprezentował światu pszenicznego doppelbocka vel. dubeltowego weizenbocka, słynnego dziś Aventinusa. Ogólnie super sprawa, że browar w ten sposób upamiętnia swoje dziedzictwo. Pani Matylda nie żyje niestety od 1972 roku, zatem chętnie wypiję toast za nią i dzieło jej życia, gdziekolwiek teraz się znajduje. Toast nie byle czym, bo dziesiątym najlepszym weizenbockiem świata według ratebeeru.

Informacje ogólne:
Piwo: Mathilda Soleil
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Kelheim
Browar: Weisses Bräuhaus G. Schneider & Sohn
Styl: weizenbock
Alkohol: 7%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 750 ml
Warka: do 20.05.2017 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Klasyka Schneidera, tu z przewieszoną karteczką jeszcze. Eleganckie.
8,5/10

 

Barwa
Przepiękny, jasny, lekko zmętniony bursztyn i burza ulatującego gazu. Genialnie.
5/5

Piana
Godna weizena, prawie idealna.
5/5

Zapach
Bomba owocowo-słodowa. Te owoce chyba pochodzą od chmielu i to możliwe, że nowofalowego, są bardzo rześkie (pomarańcze), choć jednocześnie słodkie, z lekka kandyzowane. Rozmazane są na tłustej bazie słodowej, karmelowo-chlebowej z ducha. Ciężki aromat dosyć, nawet jak na 7%. Bardzo przyjemny.
8/10

Smak
Tu dopiero czuć, że to weizen dzięki kapce bananów i drożdżowości. Dalej jest ciężko, nawet lekko alkoholowo, choć z klasą. Dalej pomarańczowe owoce i bardzo mocna słodowość, wybitnie chlebowa. Subtelna ziołowa nuta goryczki na finiszu. Jak to zwykle bywa, jeśli słodowość jest jednocześnie bardzo jasna, jak i ciężka, to nie wypada to zachwycająco - jest po prostu ZA ciężko - ale i tak bardzo smacznie. Choć nie mogę się opędzić od wrażenia, że jest to weizen, który zupełnie niepotrzebnie został podbity do alkoholu koźlaka.
8/10
 
Tekstura
Jak smak - nieco za ciężka, za dużo gazu.
4/5

7.0/10

Na pewno liczyłem na więcej, jakkolwiek to bardzo dobre piwo, które potrzebuje trochę czasu - trzeba docenić bogaty, intensywny finisz, przyzwyczaić się trochę do niego, rozsmakować w tym ciężarze, który jest mimo wszystko odrobinę za wysoki. Bez pośpiechu. Raczej nietypowa, jasna interpretacja weizenbocka; znam wiele lepszych, ale nie żałuję, że targałem ją do siebie z Drezna.

środa, 4 stycznia 2017

Boon: Kriek Mariage Parfait

Rozpoczynam nowy rok od rodziny stylów piwa, którą w zeszłym roku ostatecznie i nieodwołalnie uznałem jako wspaniałą. Z Brouwerij Boon miałem do czynienia dawno temu, poznałem jedynie ich dosładzane framboise (skądinąd bardzo super jak na dosładzanego lambika). Dziś coś dużo poważniejszego, mocny oude kriek z 400 gramami wiśni wrzucanymi na litr piwa. 33. miejsce na RB w rankingu owocowych lambików i jedno z dwóch najlepszych piw browaru według tegoż portalu.

Informacje ogólne:
Piwo: Kriek Mariage Parfait
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Lembeek
Browar: Brouwerij Boon
Styl: kriek
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: z 2014 roku (do 13.05.2035 r.)
Cena: brak danych

Opakowanie
Standardowa lambikowa elegancja, choć jak na lambika to szału nie ma.
7,5/10


 
Barwa
Boska czerwień.
5/5
 
Piana
Średnio obfita, dość gęsta, o pięknej różowej barwie, utrzymuje się dość długo.
3,5/5
 
Zapach
Piękne, intensywne, ale zbalansowane połączenie wyjątkowo szlachetnych, wiejskich brettów z mocno wyczuwalnymi jak na oude krieka wiśniami, które wprowadzają łamiącą słodycz i łagodność, do tego delikatne wstawki dębowej beczki. Gładki, dostojny aromat.
8,5/10
 
Smak
Podobnie jak w zapachu, zwraca uwagę wyjątkowa jak na lambika łagodność, balans, spokój, który jednak nie oznacza nudy. Co się rzuca w oczy, to że piwo jest naprawdę ledwo kwaśne. W ustach jest słodko od wiśni, a po przełknięciu następuje nagły atak wytrawności połączonej z lekką cierpkością. Bretty i wiśnie, bretty i wiśnie. Minimalnie brakuje mi intensywności, przyznam, ale i tak jest rozkoszne. Zastraszająco pijalne jak na 8%.
8,5/10
 
Tekstura
Troszkę za dużo gazu.
4/5

8.0/10

Jak w tytule, to znaczy w nazwie piwa. Perfekcyjny mariaż, perfekcyjny mariaż brettów z wiśniami. No dobra, z tą perfekcją to może nie przesadzajmy, ale jest świetnie i jest to ciekawa alternatywa dla tradycyjnych krieków - jest bardziej owocowo, ledwo kwaśno (!) i mocniej alkoholowo (choć nie czuć tego zupełnie). No, to jeszcze raz - szczęśliwego nowego roku, samych wspaniałych piw.