niedziela, 24 listopada 2013

AleBrowar (Gościszewo): Brown Foot

I drugie piwo AleBrowaru, tym razem nowość. Hybryda AIPA i brown ale, a może raczej amerykańskie brązowe ale mocno chmielone na goryczkę. A może jeszcze inaczej, brązowe IPA. Początkowo zapowiadano sto IBU, co byłoby już połączeniem BA nie z AIPA, a z imperialnym IPA, ale ostatecznie skończyło się na osiemdziesięciu. Sam browar określa styl jako India Brown Ale. No, standardowa mieszanina stylowa w wykonaniu AleBrowaru, ostatecznie najważniejszy jest smak; czuję się bardzo zaciekawiony.

Informacje ogólne:
Piwo: Brown Foot
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Produkowane od: 2013
Styl: brązowe India Pale Ale
Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Tym razem piwną postacią AleBrowaru została słusznych rozmiarów Indianka; całkiem przyjemnie narysowana, chociaż kolor etykiety jakiś taki mało brown, a tekst o łajnie bizona na kontrze mogli sobie darować. Zwraca uwagę cukier w składzie. Zabrakło też chyba firmowych kapsli.
8/10

Barwa
Bardzo ładny, brązowy kolor; pod światłem ostre, rubinowo-miedziane przebłyski, po nalaniu wszystkiego nieco mętnieje. 
4,5/5

Piana 
Obłędnie gęsta, obfita, osiada na szkle w bezbłędny sposób, odmierzając każdy łyk, bezwzględnie trwała - cudo. 
5/5

Zapach
Potężne uderzenie amerykańskich chmieli; niezwykła, niespotykanie świeża owocowość - cytrusy walczą o prymat z jagodami, truskawkami, owocami leśnymi, a te ostatnie w subtelny, może odrobinę zbyt delikatny sposób przechodzą w ciastową słodycz; bardzo intensywny, prawie doskonały. 
9,5/10 
Smak
Po tym intensywnym koncercie w ustach zadziwia lekkością; smak idzie trochę w stronę nut belgijskich, ale wcześnie zostaje wyhamowany przez typowo amerykańską, cudowną, mocną, ale nie zalegającą chmielową goryczkę; cytrusy są tu już zupełnie wyparte przez "cięższe" owoce, wręcz kandyzowane; obłędne, bardzo bliskie ideału, nic ująć, acz jednak nie wystawię dziesiątki, bo można coś dodać. 
9,5/10

Tekstura
Wysycenie dość niskie, ale świetnie pasuje to do potężnego charakteru piwa; no, minimalnie mogłoby pójść w górę; pijalność jak na taką goryczkę i nie aż tak mały alkohol to fenomen.
4,5/5

9.0/10

Olśnienie. Ni stąd, ni zowąd trafiło we mnie najlepsze polskie piwo, jakie w życiu piłem. Atak Chmielu pobity, Pinta pobita - a od dłuższego czasu rodziło się we mnie przeświadczenie, że w pojedynku z AleBrowarem to ona jest jednak górą. Teraz już nie wiem, zgłupiałem. Bardzo rzadko nie nasycam się półlitrowym piwem, ale dzisiaj po wypiciu tego oddałbym bardzo wiele, by mieć pod ręką drugie. Maleńka łyżeczka dziegciu - trochę za mało w tym charakteru brązowego ale na rzecz IPA.

sobota, 23 listopada 2013

AleBrowar (Gościszewo): Naked Mummy

No, nareszcie. Choć gdy tylko w "moim" sklepie z piwem pojawia się produkt AleBrowaru (między innymi), z którym jeszcze nie miałem do czynienia, od razu do owej placówki handlowej pędzę na złamanie karku, ostatnio piłem piwo warzone w Gościszewie cztery miesiące temu. Dziś w końcu dojechało do sklepu coś, czego jeszcze nie próbowałem - a nawet dwie takie rzeczy. Spóźnione o trzy tygodnie Naked Mummy i nowość sprzed tygodnia, Brown Foot. Na początek zobaczę, jak przedstawia się AleBrowarowa wersja pumpkin ale. Przypomnijmy, że Pintowa zdecydowanie podbiła moje serce i często będę tu chyba czynił do niej odwołania.

Informacje ogólne:
Piwo: Naked Mummy
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Produkowane od: 2012
Styl: pumpkin ale
Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
W odróżnieniu od wariacji na etykietach Pinty, które zawsze znajduję mniej więcej równie dobrze, postacie z etykiet AleBrowaru raz mi się podobają, raz nie. Ta niezbyt, chociaż ogólnie style etykiet AB całkiem lubię. Oczywiście pełny skład. A przeczytawszy go, dowiemy się, że lista przypraw znacząco różni się od tej w Dyniamicie. Jest imbir i cynamon, ale zamiast goździków i mchu irlandzkiego - ziele angielskie, wanilia i gałka muszkatołowa. Ziele i wanilia z definicji mi średnio tu pasują, ale zobaczymy. Płaczę trochę nad goździkami, ale może ich brak odsłoni więcej dyni. 45 IBU.
7/10
 
Barwa
Bursztynowe, dość wyraźnie zmętnione, po nalaniu wszystkiego już zupełnie, ładne i dobrze koresponduje ze stylem, dynamicznie ulatujący gaz. 
4,5/5

Piana
Dość obfita, ale rzadka i dziurawa, już po chwili powstają dziury na tafli, a wkrótce znika do nędznych resztek. 
2/5

Zapach
Przyprawy walczą o prym z nutami słodowymi i chmielowymi; wygrywa imbir, wydaje mi się, że wyczuwam również wanilię i cynamon, ale w umiarkowanym stopniu; domagałbym się minimalnie większej intensywności. 
8/10

Smak
Znacząco się różni od zapachu, poza goryczką kompletnie zaczynają już rządzić przyprawy; wpada z impetem gałka muszkatołowa wraz z zielem angielskim, wspólnie przebijają nawet imbir; finisz jest arcyciekawy, wręcz pikantny, elektryzujący, jednocześnie bardzo świeży - pogłębia wspomnianą goryczkę, która dzięki pikantności wydaje się mocniejsza niż w rzeczywistości; bardzo smaczne, a jeszcze bardziej ciekawe niż smaczne; nut dyniowych nie stwierdziłem, choć może na siłę da się ich dopatrzyć. 
8,5/10

Tekstura
Zdecydowanie za wysokie wysycenie, które przyczynia się do średniej pijalności.
2/5

7.0/10

Znacznie inne doznanie od Dyniamitu; łączy je tylko dominacja imbiru i kiepska piana. A poza tym - wersja Pinty jest w tym porównaniu gładka i zmierzająca w stronę słodyczy korzennego ciastka - Naked Mummy to zaś piwo pikantne, ostre, agresywne. W Dyniamicie nuty dyniowe były obecne, tutaj przyprawy zupełnie wzięły górę. Nie spodziewałem się, że ziele angielskie odegra istotną albo nawet jakąkolwiek rolę, a okazało się wręcz kluczowe, tworząc naprawdę niepowtarzalny finisz. Zapamiętuję to piwo lepiej niż oceniam, bo było bardzo ciekawe, nawet ciekawsze od Dyniamitu, który je notabene znacznie przebił. Nie było jednak aż tak wyśmienite i aromatyczne, a poza tym zniszczyły je inne parametry. Minimalnie pod Amber Boyem, kończy jako najgorsze pite przeze mnie dotąd piwo AleBrowaru, ale podkreślam - jest jednym z najciekawszych i gorąco polecam spróbować chociaż ten jeden raz.

piątek, 22 listopada 2013

Olimp (Krajan): Hera

Po ponad pięciu miesiącach, odkąd po raz pierwszy spróbowałem piwa Pinty, w końcu dodaję do swojego katalogu kolejny - niestety dopiero trzeci - polski browar rzemieślniczy (i kontraktowy zarazem). Sprawa świeża, bo pierwsze piwo wypuścili bodaj w sierpniu tego roku; był to zresztą totalny falstart, jako że zapach - według około stu procent konsumentów - zdominowany był przez diacetyl. Podobno to naprawiono w nowej warce, ale ja postanowiłem na początek wybrać drugi, niedawny i najnowszy wypust tego browaru, uwarzony w stylu, który chodzi za mną od dawna. Minęło już bowiem grubo ponad pół roku, odkąd po raz pierwszy i jedyny spróbowałem stoutu mlecznego w wydaniu AleBrowaru. Kompletnie podbito wtedy moje serce pod względem koncepcji stylu, a teraz wreszcie mam okazję sprawdzić, czy to milk stout to taki cudowny wynalazek, czy jednak bardziej AleBrowar. No, ten tutaj to połączenie milk stoutu z coffee stoutem, ale brzmi to dla mnie nawet lepiej.

Informacje ogólne:
Piwo: Hera
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Olimp)
Produkowane od: 2013
Styl: stout kawowo-mleczny
Alkohol: 4%
Ekstrakt: 12,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Mam ambiwalentne odczucia co do tej butelki. Z jednej, ważniejszej strony to jedno z najbardziej topornych - zwłaszcza po uwzględnieniu potężnych obtarć - opakowań, jakie widziałem, ale z drugiej w jakiś perwersyjny sposób przyciąga mnie jego bezkompromisowość i dzikość. Etykieta całkiem ładna, rysunkowa, nie dzieło sztuki, ale estetyczna. Z tyłu jeszcze lepiej - przyjemny opis porównujący piwo do greckiej bogini i potężnie szczegółowy skład, wyłożony w jeszcze lepszej formie niż u Pinty, temperatura serwowania, szkło. Ze słodów poza mniej lub bardziej oczywistymi mamy paloną pszenicę. W innych składnikach laktoza i ziarna delikatnie palonej kawy arabskiej. Kapsel, jak łatwo się domyślić, goły, ale browar nie działa nawet pół roku, można wybaczyć. Moje nastawienie do butelki trochę się pogorszyło, kiedy odkapslowując piwo... ukruszył się kawałek gwinta.
6,5/10

Barwa
Czarne z nieznacznymi, rubinowo-brązowymi przebłyskami; piękne. 
4,5/5

Piana
Mało obfita, niska, ale bardzo ładna, gęsta; po paru chwilach opada do pierścienia, ten jednak w solidnej postaci utrzymuje się do końca. 
2/5

Zapach
Intensywny aromat słodu palonego, bardzo wyrazisty i zachęcający; na drugim planie zdecydowanie wyczuwalne, choć dość zwiewne nuty kawowe, w miarę konsumpcji coraz bardziej wyraziste; laktoza raczej na granicy wyczuwalności; odznacza się dość mocno zarysowaną kwaskowatością, ale przy słodach palonych i kawie jest to zrozumiałe; bardzo ładny, choć brakuje mi trochę jakiejś kropki nad "i". 
8,5/10
Smak
W smaku odrobinę mniej przekonujące, pojawiają się jakieś fałszywe, jakby diacetylowe przebłyski; kawa mocno wyczuwalna, bardzo przyjemny, czekoladowo-palony finisz: odzywa się nieśmiało laktoza i przyjemna, minimalna goryczka; przed finiszem trochę zbyt wodniste, ale jednocześnie wspaniale łagodne; smaczne. 
7,5/10

Tekstura
Od samego początku praktycznie zerowe wysycenie - w stoutach to względnie akceptowalne, ale jednak podwyższyłbym je choćby po to, by nadrobić wspomnianą wodnistość, rzadkość piwa. Do tego stoutu nie pasuje.
1/5

6.5/10

Olimp zasłużył na kolejną degustację, ale też na żadne szczególne peany. Niedopracowani jacyś są - w pierwszym piwie diacetyl, tutaj też co chwilę mi coś nie pasowało, coś bym wyrzucił ze smaku lub aromatu, choć ostatecznie przyjemne piwo. Może rzemieślnicy muszą lepiej pilnować Krajana - patrząc na takie wyroby jak Rudy Kot, w Trzeciewnicy mogą nie być przyzwyczajeni do dbania o szczegóły (a w zasadzie o cokolwiek).

wtorek, 19 listopada 2013

Young's Bitter

Dobiega końca już piąty miesiąc, odkąd wziąłem do ust znakomitego ESB z Wells & Young's. Dziś powracam do tego browaru, chcąc zmierzyć się z jego najbardziej standardowym produktem. Lżejszy od ESB premium bitter nie jest może stylem o jakimś niebywale finezyjnym potencjale, ale można z niego zrobić piwo doskonale pijalne i przepyszne; na to liczę.

Informacje ogólne:
Piwo: Young's Bitter
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: East of England
Miasto: Bedford
Browar: Wells & Young's Brewery
Produkowane od: brak danych
Styl: premium bitter
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Jak zawsze w przypadku W&Y znakomite opakowanie: grawerowana butelka w oryginalnym kształcie, firmowy kapsel, bardzo ładna etykieta. Na krawatce krótki opis piwa, nawet rekomendowane doń jedzenie, z tyłu zalecana temperatura serwowania. Piwo dojrzewające w butelce.
9/10

Barwa
Przyjemny, choć nie powalający jasnozłoty kolor; dość znacznie zmętnione; dużym atutem jest ładnie pracujący gaz. 
3,5/5

Piana
Wysoka, obfita, dość gęsta, utrzymuje się do końca na całej tafli i osiada na szkle. 
5/5

Zapach
Przyjemny mimo dość znaczącej nuty kwaśności, lekko owocowej słodowości i delikatnego, trochę mało wyrafinowanego chmielu; można się przyczepić do intensywności. 
5,5/10

Smak
Bardziej nasączony chmielem, mimo to nieco pusty, minimalnie kwaskowaty; obecna jest całkiem wysoka jak na styl, aczkolwiek mało szlachetna, trochę wręcz alkoholowa goryczka, która robi się po pewnym czasie trochę męcząca; jak na swój niski woltaż zdecydowanie daleko mu do lekkości; w porządku i nic ponadto. 
5,5/10

Tekstura
Wysycenie początkowo nieco za wysokie, normuje się, ale później znów spada zbyt drastycznie; ogólnie jednak wszystko w dobrych granicach.
4/5

5.0/10

Niestety gorzko się zawiodłem. Piwo w smaku i zapachu przeciętne z lekkim plusem, trochę ratowane przez ładny wygląd, ostatecznie jedynie przyzwoita marka, bez startu do Special London Ale i w ogóle chyba najmniej satysfakcjonujący produkt z Anglii, jaki miałem w życiu okazję pić. Nie jest to dobre piwo sesyjne - jakim premium bitter powinien być - bo mimo niskiej zawartości alkoholu jego odbiór jest dość ciężki.

niedziela, 17 listopada 2013

Dionizos (Krajan): Rudy Kot

Nieustraszony, zmierzam się z kolejnym z serii dionizosowych kotów. Pierwszy raz na blogu zabiorę się za styl typowo polski i dość niechlubny - mocny jasny lager, w języku reklamowym "jasne mocne", kojarzące się z okropnymi, koncernowymi wynalazkami, które ludzie wlewają w siebie, by jak najskuteczniej dostarczyć alkohol do mózgu. Patrząc na to i na nieudaną przygodę z Czarnym Kotem, sprawa wygląda kiepsko, ale nastawiam się pozytywnie.

Informacje ogólne:
Piwo: Rudy Kot
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Dionizos)
Produkowane od: 2012
Styl: mocny jasny lager
Alkohol: 7%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Identyczne jak w przypadku Czarnego Kota, tyle że oczywiście w innej kolorystyce. Czyli: przyzwoita, choć oszczędna etykieta, goły kapsel, niepodane miejsce uwarzenia piwa.
3/10



Barwa
Kolor złoty, ani jasny, ani ciemny - po rudym kocie można by się spodziewać bursztynu, a przynajmniej ciągot w jego kierunku; za to ładnie pracujący gaz. 
2,5/5

Piana
Pojawia się na chwilę, po kilkudziesięciu sekundach zanika do prawie niewidocznego pierścienia, w końcu nie zostaje po niej nic. 
0,5/5

Zapach
Okropny - przez grubą warstwę DMS-u próbuje się przebić słodowość, ale z marnym skutkiem; nieprzyjemny. 
0,5/10

Smak
W smaku początkowo nieco lepiej, słód przebija się z większym przekonaniem, niestety okazuje się, że jest niezbyt smaczny; zalewa piwo brudną słodkością, której zupełnie nie ma co skontrować, bo piwo jest bezgoryczkowe, a przez to praktycznie niepijalne; jest dość łagodne jak na swój woltaż, choć i tak trąci alkoholem. 
0,5/10

Tekstura
Solidnie za niskie wysycenie.
2,5/5

1.5/10

Koszmar. Kolejne piwo "przebija" Tsingtao, choć jest minimalnie lepsze od Tyskiego. Gdy sobie pomyślę, że przede mną jeszcze cztery piwa z tego browaru... nie dziwię się, że browar Krajan nie podpisuje się pod tymi rarytasami. No cóż, najwyżej wyleję po kilku łykach. Tak jak i z tym uczyniłem.

sobota, 16 listopada 2013

Flying Dog: Raging Bitch

W listopadzie bogato rozszerzam swoje horyzonty stylowe - było pumpkin ale, porter i marcowe wędzone, sahti, Foreign Extra Stout, a dzisiaj wezmę do ust belgijskie IPA. To gatunek innowacyjny, hybrydowy i świeży, łączący cechy imperialnego (ewentualnie amerykańskiego) IPA i mocnego belgijskiego ale. Dziś trzymam w ręku jedno najbardziej popularnych piw w takim stylu na świecie, wersję z amerykańskiego browaru Flying Dog.

Informacje ogólne:
Piwo: Raging Bitch
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Maryland
Miasto: Frederick
Browar: Flying Dog Brewery
Produkowane od: 2009
Styl: imperialne belgijskie India Pale Ale
Alkohol: 8,3%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Etykieta z rysunkiem w stylu... no, nie moim. Doceniam wyrazistość i turpistyczną odwagę, ale preferuję na etykietach od piwa oglądać rzeczy ładne. Wykonanie etykiety jest niemniej porządne, znajdziemy parę zdań (choć dość abstrakcyjnych) o piwie, firmowy kapsel. Ostatecznie ujdzie.
4/10

Barwa
Jasnobursztynowe, bardzo klarowne; ładne, do tego niezły, ulatujący gaz. 
4/5

Piana
Dość wysoka, raczej gęsta (miejscami bardzo), ładna, trwała, choć nie udaje jej się utrzymać do końca na całej powierzchni - za to ładnie osiada na szkle. 
4,5/5

Zapach
Na pierwszym planie zdecydowane nuty klasyczne dla imperialnego IPA: potężna, chmielowa cytrusowość - głównie liczi, mango i pomarańcze, nuty belgijskie daleko, daleko w tle; za słabe, acz zapach przepiękny. 
9,5/10


Smak
W smaku stosunkowo łagodne, z przyjemną podbudową słodową, również potężnie owocowe, z wysoką, acz nie niemożliwą do udźwignięcia ziołowo-pomarańczową goryczką, minimalnie ściągającą; zarówno tutaj, jak i w zapachu świetnie ukrywa alkohol; nuty belgijskie również tutaj bardzo głęboko ukryte, przewijają się delikatnie głównie na finiszu. 
9/10

Tekstura
Idealne wysycenie na początku, pod koniec degustacji trochę za bardzo spada.
4,5/5

8.5/10

Piwo, choć znakomite, zawiodło mnie pod jednym względem - gdybym nie wiedział, że mam doszukiwać się nut belgijskiego ale, nie zauważyłbym ich i wziął piwo za klasyczne imperialne India Pale Ale. Zdecydowanie za bardzo po amerykańsku, za mało po belgijsku - a tyle mi się już ostatnio nazbierało wspaniałych IIPA, że do tego - mimo takiej oceny - ciężko mi będzie kiedyś wrócić. Może też kogoś zmylić otoczka, którą tworzy nazwa i etykieta - piwo jak na swój styl nie jest jakieś ekstremalne.

piątek, 15 listopada 2013

Coopers: Best Extra Stout

Wreszcie dodaję do swoich statystyk piwnych - blogowych, jak i życiowych - nowy kraj; ostatnio zdarzyło mi się to dość dawno. Dziś degustuję po raz pierwszy piwo z Australii, ale to nie koniec nowości - po raz pierwszy zetknę się ze stylem Foreign Extra Stout. Gatunek to trochę specyficzny i warzony przez raczej niewielu; gdy wpiszemy w wyszukiwarce to albo skrócone do "Foreign Stout" lub "Extra Stout" (zamienne nazwy) hasło, zalani zostaniemy wszelkimi informacjami o jednym, konkretnym piwie, któremu na imię Guinness Foreign Extra Stout, a które ten styl wygenerowało. Czym jest FES od strony organoleptycznej? Można powiedzieć, że to brakujące ogniwo między znacznie bardziej popularnymi dry stoutem i stoutem imperialnym; ma się do dry stoutu tak samo, jak IPA do pale ale: więcej chmielu, więcej alkoholu, które pozwalały przetrwać "export" właśnie.

Informacje ogólne:
Piwo: Best Extra Stout
Kraj: Australia
Stan: Australia Południowa
Miasto: Adelaide
Browar: Coopers Brewery
Produkowane od: 1862
Styl: Foreign Extra Stout
Alkohol: 6,3%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml

Opakowanie
Ładna, grawerowana butelka, wyrazista etykieta, dedykowany kapsel. O samym piwie za wiele się nie dowiemy (składu nawet nie ma - ciekawe zwyczaje w tej Australii), poza tym że refermentuje w butelce. Browar chwali się jeszcze ukończeniem stu pięćdziesięciu lat, które świętował w zeszłym roku. Ta liczba zrobiłaby wrażenie zawsze, ale w przypadku browaru z Australii robi naprawdę spore.
8/10

Barwa
Po prostu czarne, świetne, żadnych prześwitów - byłby ideał, gdyby nie skromne, ale jednak burzące pełnię kawałeczki drożdży. 
4,5/5

Piana
Również bardzo ciemna, mocno zabrudzony, ciemny beż - gęsta, wysoka, trwała, pięknie osiada na szkle - nic dodać, nic ująć.
5/5

Zapach
Jako pierwsza atakuje przepiękna, czysta kawowość, a zaraz za nią stanowcze nuty palone, trochę czekolady, pojawia się nawet w oddali chmiel - piękny aromat, można wymagać tylko trochę większej intensywności. 
9/10

Smak
Przede wszystkim bardzo pełne, nie ma miejsca na jakąkolwiek wodnistość; można się rozpłynąć w kawowo-palonym koncercie - podbudowę słodu palonego w bezbłędny sposób uzupełnia wyrazista, acz nie przesadna goryczka; znakomity, palony finisz. Moc mogłaby być mniej nachalna, coś tam dałoby się dodać, ale wspaniałe. 
9/10

Tekstura
Wysycenie niskie, ale podwyższyłbym je tylko minimalnie, bo wysokie lub standardowe nadawałoby piwu za dużą ciężkość.
4,5/5

8.5/10

Znakomity początek przygody z Australią i nową odmianą stoutu. Piwo w niczym poza pianą nie doskonałe, ale też bez absolutnie żadnych punktów nieznakomitych. Pyszne. W ogóle rodzina stoutów wyrasta mi na królową wszystkich - każdy styl czymś urzeka. Żałuję, że FES jest tak rzadko spotykanym piwem, bo dla mnie może być idealnym pogodzeniem często zbyt wodnistego dry stoutu z często zbyt ciężkim stoutem imperialnym.

wtorek, 12 listopada 2013

Del Ducato: Chimera

Po raz trzeci już podchodzę do włoskiego browaru del Ducato. Pierwsza degustacja skończyła się sporym rozczarowaniem, ale druga ją zrekompensowała, więc dziś nie spodziewam się żadnej oceny. Jak piszą piwowarzy na swojej stronie, piwo można traktować jako belgijskie ciemne mocne ale, choć będzie to raczej swobodna interpretacja stylu.

Informacje ogólne:
Piwo: Chimera
Kraj: Włochy
Region: Emilia-Romania
Miasto: Roncole Verdi
Browar: Birrificio del Ducato
Produkowane od: brak danych
Styl: belgijskie ciemne mocne ale
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Przepiękna, mozaikowa etykieta na przepięknej butelce, do tego firmowy kapsel, polecana temperatura serwowania - czego chcieć więcej? Piwo chwali się tytułem piwa roku 2011 w jakimś konkursie i srebrnym medalem w kategorii belgijskiego mocnego ale za rok 2010 w innym. W składzie znajdziemy poza podstawą cukier karmelizowany.
10/10

Barwa
Czarne z ulotnymi brązowymi prześwitami, piękne. 
5/5

Piana
Przepięknej postaci, gęsta, dość obfita, osiadająca na szkle, jakkolwiek dość szybko na tafli robi się dziura. 
3,5/5

Zapach
Klasycznie belgijski, na pierwszym planie owoce kandyzowane i szlachetny alkohol, wiśnie i bardzo dostojna, pełna nuta czekoladowa; złożony i niezwykle przyjemny, może mógłby być odrobinę mniej alkoholowy. 
9,5/10

Smak
W smaku uwydatnia się wspomniana nuta czekoladowa, która przekłada się na czekoladową słodycz; ogromnie szlachetne, żadnego fałszywego tonu - ciągle jedynie trochę spuściłbym z alkoholowości jak na taki woltaż. 
9,5/10

Tekstura
Wysycenie minimalnie za niskie.
4,5/5

9.0/10

Wspaniałe piwo, wbiło się na dziewiąte miejsce w blogowym rankingu. Już prawie zapomniałem ten kiepski stosunek jakości do ceny przy Sally Brown z tego browaru, chociaż może to tylko belgijskie style tak Włochom wychodzą? W nich w każdym razie są mistrzowscy, a bezwzględnie nie odmówię sobie sprawdzenia innych w niedalekiej przyszłości.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Huyghe: Delirium Red

Wracam wspomnieniami do ścisłego początku nowej ery bloga, kiedy dzięki życzliwości kogoś niesamowitego zupełnie za darmo wszedłem w posiadanie niezapomnianego Delirium Nocturnum, ciemnego mocnego ale z Brouwerij Huyghe. Dziś próbuję owocowej, a dokładniej wiśniowej wersji pierwowzoru, Delirium Tremens.

Informacje ogólne:
Piwo: Delirium Red
Kraj: Belgia
Prowincja: Wschodnia Flandria
Miasto: Melle
Browar: Brouwerij Huyghe
Produkowane od: brak danych
Styl: wiśniowe
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Butelka ze sztucznej kamionki, etykieta przedstawiająca różowego słonia z kolczykami-wiśniami na srebrnym tle. No cóż, tak samo jak w przypadku Nocturnum - plus za oryginalność. W składzie poza standardem wiśnie, sok wiśniowy, sok z czarnego bzu, cukier, "aromatyzator" i słodzik. Bogato, zdecydowanie za bogato, patrząc na te dwa ostatnie.
5,5/10 
Barwa
Bardzo ciemne, bardziej czarne niż czerwone; pod światło w kolorze gęstego musu truskawkowego, ładne.
4/5

Piana
Dość niska, szybko redukuje się do pierścienia, ale ładnie oblepia szkło. 
2,5/5

Zapach
Dominują wiśnie, również całkiem wyraźny zapach bzu, do tego lekko przebijający się alkohol; ładny, choć nie do przesady, trochę sztuczny. 
7/10

Smak
Słabiej; zdecydowanie za słodkie, co nieco równoważy kwaskowatość; nuty wiśniowe trącą odrobinę sztucznością; trochę słabo ukryty alkohol, ogólnie jednak w porządku, w pewnym stopniu smaczne. 
6/10

Tekstura
Wysycenie na początku dobre, ale szybko spada, w dodatku piwo lepkie od cukru.
2/5

5.5/10

Solidne piwo, ale do zapomnienia. Trochę takie "do niczego": jako orzeźwiające piwo owocowe nie sprawdzi się ani trochę, bo jest za ciężkie i za słodkie, a do delektowania się jest po prostu zbyt ordynarne. Ot, ciekawostka na raz, choć i to niekoniecznie, zwłaszcza patrząc na cenę. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po Nocturnum z tego browaru; nie jest droższe, a ciekawsze i szlachetniejsze.

niedziela, 10 listopada 2013

Dionizos (Krajan): Czarny Kot

Przypadkiem wpadły mi w ręce dwa zestawy piw od niesławnego Dionizosa. Choć odczuwam wątpliwą sympatię do browaru, który zleca warzenie piwa innym browarom i sprzedaje niemal jako swoje, postanowiłem skonsumować wszystkie sześć.

Informacje ogólne:
Piwo: Czarny Kot
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Dionizos)
Produkowane od: 2012
Styl: monachijski dunkel
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Prosta butelka z gołym kapslem i oszczędną, choć przyzwoitą etykietą. Ocenę mocno zaniża niepodanie miejsca uwarzenia; jest tylko informacja, że "uwarzono" dla Dionizosa. W składzie karmel i cukier, trochę się boję, brzmi jak typowa ulepkowata interpretacja ciemnego lagera.
3/10

Barwa
Piękne; z pozoru czarne, pod światłem momentalnie zmienia kolor na rubinowy lub brązowy, widać ładnie ulatujący gaz. 
4,5/5

Piana
Ładna, drobna, umiarkowanie obfita, szybko jednak redukuje się do pierścienia, później zupełnie znika. 
2/5

Zapach
Diacetyl przemieszany z lekką kwaśnością, nawet alkoholem i na szczęście karmelem, który jawi się tu jako ostoja wrażeń przyjemnych, a przynajmniej niedrażniących. 
2/10

Smak
A jakże, zdominowane przez karmelową słodycz, co być może wychodzi mu i tak na dobre, bo czuć pod spodem spore wady na czele z lekkim skwaśnieniem i wspomnianym diacetylem; zerowa goryczka; pić się jakoś wbrew pozorom da, ale się nie chce. 
2,5/10

Tekstura
Wysycenie bliskie ideału, ale piwo nieco kleiste.
3,5/5

2.5/10

Niestety dokładnie tak, jak się spodziewałem, gdy przeczytałem skład na etykiecie. Przesłodzony, bezpłciowy lager pełen wad, które nie przeszkadzają w bardzo dużym stopniu tylko dlatego, że wszystko jest przykryte karmelem. Jak to mówią, wypić i zapomnieć, choć ja zmęczyłem tylko połowę.

Pinta (Browar na Jurze): Koniec Świata

Zdążyłem. Podwójna premiera piw żytnich z Pinty w przyszłym tygodniu, a ja mam przed sobą ocieplający się po wyjęciu z lodówki Koniec Świata. To ostatnie piwo z pierwszego w Polsce rzemieślniczego browaru, którego jeszcze nie próbowałem (poza tymi kilkoma, które już nie są warzone). Siedemnaste. Na koniec zostawiłem sobie symbolicznie najbardziej egzotyczne, co Pinta stworzyła - piwo w fińskim stylu sahti, bo tak właśnie postrzegam ten browar - jako pioniera w odkrywaniu przed zacofaną piwnie Polską stylów, o jakich się tu nie śniło.

Informacje ogólne:
Piwo: Koniec Świata
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zawiercie
Browar: Browar na Jurze (Pinta)
Produkowane od: 2012
Styl: sahti
Alkohol: 7,9%
Ekstrakt: 19,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Jak zawsze typowa etykieta Pinty, tu w fińskich, biało-niebieskich kolorach. Jak zawsze firmowy kapsel, pełny skład, a w tym, poza słodem jęczmiennym pale ale, słód żytni, słód wędzony, szyszki chmielu, owoce jałowca i drożdże piekarskie prasowane. 
9,5/10

Barwa
Złote wpadające w bursztyn, przyjemne, choć zmętnione w niezbyt estetyczny sposób małymi farfoclami. 
3,5/5

Piana
Prawie brak, co trochę usprawiedliwia styl. 
1/5

Zapach
Bardzo przyjemny i oryginalny - na początku dominuje dość weizenowa drożdżowosć, później ogarnia nas słodkość, by za chwilę przejść w nutę absolutnie specyficzną, jakby zbożową. 
8,5/10

Smak
Od razu rzucają się na nas słodycz i kompletny brak goryczki; wkracza też całkiem wyrazista bananowość, ogólnie bardzo łagodne, znakomicie ukrywające alkohol; bezwzględnie egzotyczne, ale czuć charakter piwa; trochę belgijskie, trochę za słodkie, ale bardzo smaczne.
8,5/10

Tekstura
Wysycenie niemal zerowe, całkiem pasuje do smaku, choć mogłoby być jednak trochę wyższe.
4/5

7.5/10

To jedno z gorzej odebranych przeze mnie piw Pinty, ale jak prawie zawsze w jej przypadku - bardzo dobre, a browarowi należą się brawa już za samą odwagę wypuszczenia go. Wybitnie niecodzienne, z pewnością znajdzie swoich amatorów, ja raczej będę się nim raczył dosłownie od święta, o ile nie znajdę lepszego sahti. Cóż napisać? Siedemnaście piw Pinty zapamiętam jako cudowne przeżycie, choć piwa cudowne były tylko dwa - niepobity do dziś pierwszy spróbowany Atak Chmielu i Viva la Wita.

sobota, 9 listopada 2013

Pinta (Browar na Jurze): Dymy Marcowe

Dawno nie piłem marcowego, praktycznie od początków bloga, a wędzonego marcowego - nigdy. Z ratunkiem przychodzi Pinta, jak często prezentująca styl, którego gdzie indziej próżno w naszym kraju szukać. Wędzone marcowe brzmi stosunkowo podobnie do wędzonego koźlaka, którego w wykonaniu rzemieślników już miałem okazję próbować i było to trzecie najlepsze piwo z Pinty, z jakim się spotkałem; jestem więc pełen nadziei.

Informacje ogólne:
Piwo: Dymy Marcowe
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zawiercie
Browar: Browar na Jurze (Pinta)
Produkowane od: 2012
Styl: marcowe wędzone
Alkohol: 5%
Ekstrakt: 13,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Bardzo udana nawet jak na Pintę etykieta w głębokim brązie, choć jeszcze ze starej serii, bez polecanego szkła i temperatury serwowania, ale oczywiście dokładny skład.
9,5/10



Barwa
Bardzo ładny kolor, ciemnobrązowy, pod światło ciekawe rubinowe prześwity. 
4,5/5

Piana
Niestety praktycznie nie ma piany; tworzy się bardzo cienka na sekundę, po której znika bezpowrotnie. 
0/5

Zapach
Bardzo ładny aromat zdominowany całkowicie przez karmelową dymność; jednowymiarowy, ale intensywny i wysoce przyjemny. 
8,5/10

Smak
W smaku jeszcze lepiej; nie rzuca na kolana jak najlepsze piwa świata, ale to znakomita kompozycja, bezbłędny balans miękkiej słodowości, wybitnie szlachetnej wędzonki i przepięknych nut czekoladowych; przepyszne i bardzo pijalne, może ciut za słodkie.
9/10

Tekstura
Odrobinę za bardzo wysycone, ale bliskie ideału.
4,5/5

8.0/10

Choć wypiłem właśnie pyszne piwo, jestem trochę smutny - nie spodziewałem się ani trochę, że pierwsze zero na blogu za pianę - więcej, pierwsze zero w ogóle - przypadnie na trunek mojej ukochanej Pinty. Tutaj szczególna szkoda, bo we wszystkich innych aspektach to piwo jest znakomite i z dobrą pianą ustępowałoby tylko wielkiej dwójce, Atakowi Chmielu i Viva la Wicie. Być może najlepszy przykład sesyjnego piwa ciemnego, z jakim się spotkałem. Piękne duchem.

piątek, 8 listopada 2013

Podróże Kormorana - Witbier

Po czterech miesiącach od degustacji świetnego weizenbocka z serii Podróże Kormorana udało mi się dostać inny jej produkt. Piękna to zresztą inicjatywa, wynosząca w moich oczach browar z Olsztyna na wyżyny browarów regionalnych, stanowiąca pomost między tym sektorem a rzemieślnikami. Konkurencja w strefie witbierów na moim blogu nieobszerna, ale piekielnie mocna, zobaczymy, jak wypadnie Kormoran.

Informacje ogólne:
Piwo: Podróże Kormorana - Witbier
Kraj: Polska
Województwo: warmińsko-mazurskie
Miasto: Olsztyn
Browar: Kormoran
Produkowane od: 2013
Styl: witbier
Alkohol: 4,6%
Ekstrakt: 12,5%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Jak już mówiłem przy Weizenbocku, piękne opakowanie; kapsel dedykowany dla serii, przewieszona na klimatycznym sznurku książeczka i znakomita etykieta z wypukłościami. Plus również za numerację warek; do tego przyjemna historyjka, opowiadająca trochę o stylu. Bogaty skład: poza standardem pszenica, słód pszeniczny, owies, orkisz, kolendra, skórki pomarańczy słodkich i curacao.
9,5/10

Barwa
Jasnozłote, początkowo bardzo mocno zmętnione, po dolaniu wszystkiego już wprost nieprzenikalne; niezłe. 
3,5/5

Piana
Dość niska i nieszczególnie trwała, ale ładna, gęsta i solidny pierścień zostawia do końca. 
2,5/5

Zapach
Zdecydowana dominacja skórki pomarańczowej z lekkim dodatkiem mleczności i bardzo niewyraźnej kolendry; przyjemny, dobry, ale bez szału, nie powala intensywnością, również dość jednowymiarowy, zwłaszcza jak na witbiera. 
7,5/10
Smak
Bardzo delikatne, orzeźwiające, dobre, ale trochę zbyt cytrusowe, choć wreszcie zaczynają się przebijać nuty drożdżowe; aksamitne, gładkie, z przyjemną, ekstremalnie zwiewną goryczką. 
8/10

Tekstura
Nieco za niskie wysycenie, ale piwo i tak strasznie pijalne.
4,5/5

7.5/10

Drugie podejście do Podróży już nie takie olśniewające; witbier z Olsztyna mogę nazwać co najwyżej, z lekkim naciągnięciem bardzo dobrym. Zasadniczo jak na browar regionalny to świetny wynik, ale byłby znacznie lepszy, gdyby na rynku nie było Viva la Wity! z Pinty, piwa zdecydowanie lepszego i porównywalnego cenowo. Jak na Weizenbocka chętnie się kiedyś skuszę, tak raczej mając standardowy wybór Witbiera już nie odwiedzę.