piątek, 31 października 2014

Aying: Bräuweisse

Wreszcie pora rozliczyć się ostatecznie z majowej podróży do Bawarii. Degustacje sześciu przywiezionych stamtąd piw przeprowadziłem w ten sposób, że najciekawsze kąski to degustacje pierwsza i ostatnia. Najpierw zachwyciłem się koźlakiem dubeltowym z Andechs, dziś mam nadzieję zachwycić się hefeweizenem z Ayinger. Oczekiwania są tak spore, bo jest to czwarty najlepiej oceniany weizen na ratebeer.com, a drugi niemiecki po Weihenstephanerze. Dla wielu, po prostu, najlepszy hefeweizen świata. To brzmi groźnie, ale moich obecnych faworytów, który ex aequo dzierżą pierwsze miejsce - notabene nie z Niemiec, a z Polski - ciężko będzie pokonać, oceny jak na ten raczej delikatny styl mają bardzo wysokie.

Informacje ogólne:
Piwo: Bräuweisse
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Aying
Browar: Brauerei Aying
Produkowane od: brak danych
Styl: hefeweizen
Alkohol: 5,1%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta w sumie taka sama jak na hellesie, tylko zupełnie inna kolorystycznie. Tu jednak dostaliśmy już normalny, firmowy kapsel browaru, który przedstawia dokładnie ten obrazek z bawarskimi domami i kościołem, jaki widzimy na etykiecie - będzie się wyróżniał w kolekcji. 
8/10

Barwa
Bardzo jasne, słomkowe bardziej niż jasnozłote - można się niestety przyczepić do za małego zmętnienia, choć powiedzmy, że jest akceptowalne; rewelacyjne wrażenie robi za to niesamowicie, niespotykanie intensywnie mocno pracująca burza gazu - wygląda, jakby ktoś dokładnie zaplanował, jak to będzie wyglądać, bardzo ratuje to ocenę koloru, bez tego gazu byłoby marnie, a tak jest dobrze. 
4/5

Piana
Wysoka jak przystało na styl, cudownie gęsta, w końcu jednak trwałość sprawia minimalny zawód. 
4,5/5

Zapach
Jest genialny i wyczynia cuda - zaraz po nalaniu roznosi się cudowna, intensywna woń banana, ale po paru chwilach, gdy piwo zacznie oddychać, wchodzące ostrzejsze akcenty goździkowe i drożdżowe, jednocześnie nie zasłaniając kompletnie bananów - wspaniała podróż przez klasyczne aromaty weizena, jako bonus dostajemy lekką kwiatowość, a pod koniec degustacji wyczułem nawet jakby minimalną wędzonkę - magiczne. 
9,5/10

Smak
Również wspaniale - od samego początku zauważalna jest perfekcyjnie wyważona, weizenowa słodycz, która czyni piwo maksymalnie pijalnym - ma kompozycję złożoną z nut łagodnych - to, co było w zapachu minus goździki plus wanilia i dużo, dużo biszkopta - ale są one bardzo intensywne i przez to piwo jest pyszne. 
9,5/10

Tekstura
Sukcesu dopełnia wysycenie, którego w przeciwieństwie do wielu innych reprezentantów tego stylu, ani trochę nie brakuje - jest idealne.
5/5

9.0/10

Genialne piwo, genialne. Tak, to jednak jest zdecydowanie najlepszy weizen tradycyjny jakiego piłem w życiu (przebił go bowiem jednak wędzony weizen ze Schlenkerli) i nie zdziwię się, jeśli lepszego już nie wypiję. Powiem więcej, to najlepsze łagodne, lekkie piwo (czyli bez mocnych uderzeń w postaci dużej goryczki, dużej wędzonki, dużej paloności i tak dalej), jakiego doznałem! W świecie idealnym każda co do jednej restauracja serwowałaby to dzieło sztuki. Co do piw niemieckich, to jest to trzecie najlepsze, jakie piłem - ugięło się przed dwoma tytanami ze Schlenkerli. I zdaje się, że po Schlenkerli Ayinger musi zostać moim ulubionym niemieckim browarem - może i to nie najsłuszniejsze porównywać dwa piwa z czterema, ale Andechs wyraźnie przegrał - helles zdecydowanie na korzyść dzisiejszego bohatera, weizen również - a weizen przebił nawet koźlaka dubeltowego, styl nieco bardziej spektakularny. Biję pokłony i mam nadzieję wypić kiedyś inne piwa z Ayinger.

BrewDog: Dogma

W ubiegłoroczne wakacje, które ochrzciłem zresztą wakacjami z BrewDogiem, gruntownie przetrawiłem tę najbardziej podstawową ofertę browaru. Szkoci nowe piwa wypuszczają w tempie, które przyprawia o zawrót głowy - tylko w moich statystykach to będzie już pięćdziesiąte drugie, a ilu jeszcze nie spróbowałem - aż strach pomyśleć. Mają jednak kilka-naście piw standardowych. We wspomniane wakacje przerobiłem chyba wszystkie poza jednym, które dziś zdegustuję. Jego styl można określić jako szkockie mocne ale z dodatkiem miodu wrzosowego. Przypomina mi się tu świąteczne piwo BrewDoga, Santa Paws, które brzmiało bardzo podobnie, tylko było dużo słabsze. Jeśli to była słabsza wersja Dogmy, to tutaj będzie co najmniej bardzo dobrze.

Informacje ogólne:
Piwo: Dogma
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2012
Styl: wee heavy
Alkohol: 7,4%
Ekstrakt: 19,7%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Dość dawno już nie widziałem takiej standardowej etykiety BrewDoga, ostatnio trochę eksperymentowali z wyglądem. Tutaj klasyczny układ w rażącym pomarańczu. Cieszy cytat filozoficzny w opisie piwa, choć jeśli już brytyjscy filozofowie, to zamiast Locke'a wolałbym Hume'a.
9/10
   
Barwa
Przepiękna - wydaje się czarne, ale pod światło prezentuje tajemnicze, świetne przebłyski brązowe i rubinowe - byłoby idealnie, gdyby były nieco mniej tajemnicze, a bardziej wyraźne. 
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, ale dość dziurawa i bardzo nietrwała - szybko potężna czapa znika, a zaraz potem mamy pierwsze dziury na tafli, wkrótce nie pozostaje już nic - bardzo słabo. 
1,5/5

Zapach
Piękny, na początku atakuje intensywną wonią czekolady, orzechów i miodu - zupełnie, jakby wąchało się ciasto, niestety szybko traci gdzieś swoją intensywność, ale kompozycja jest świetna. 
8,5/10

Smak
Początkowo bardzo słodkie, mocno czekoladowe, wspaniale melanoidynowe; na przełyku natomiast wkracza niebagatelna, a nawet w miarę wysoka chmielowa goryczka, która przełamuje tę ciastową błogość - finisz również z dużym udziałem chmielu; zmniejszyłbym trochę to chmielowe uderzenie i pozwolił mówić słodom do samego końca, ale i tak jest to przepyszne piwo. 
8,5/10

Tekstura
Znacznie za niskie wysycenie, choć jeszcze w granicach przyzwoitości.
3/5

7.0/10

Bardzo dobre piwo, niestety z fatalną pianą i przeciętną teksturą. Nieco rzeczywiście podobne do Santa Paws. Tam jednak już ten miód trochę bardziej był wyczuwalny, tu tylko trochę na początku w zapachu i to tyle. Cóż, jest dużo lepszych piw z BrewDoga, do Dogmy, mimo że pod względem smaku i zapachu świetna, nie będę za często wracał pamięcią.

niedziela, 26 października 2014

Green Flash: Palate Wrecker

Czas na trzecie piwo z mojego... no, wychodzi na to, że chyba na razie ulubionego browaru ze Stanów Zjednoczonych mimo tak niewielu podejść. Green Flash Brewing póki co dwa razy na dwie próby mnie oczarował - poza nim nie trafiałem w USA na aż taką skuteczność. Po AIPA i RISie czas na imperialne IPA. I to nie byle jakie, zgodnie z tym, co widnieje na stronie internetowej browaru, ma mieć ponad sto IBU.

Informacje ogólne:
Piwo: Palate Wrecker
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Diego
Browar: Green Flash Brewing Company
Produkowane od: brak danych
Styl: imperialne India Pale Ale
Alkohol: 9,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Przy okazji odwiedzin na witrynie browaru zobaczyłem, że wprowadzili już nowe, lepsze nieco etykiety, ale tutaj ciągle jest ta, która podoba mi się umiarkowanie. 
6,5/10



Barwa
Istotnie doskonała, tak pięknego bursztynu być może nigdy w piwie nie widziałem - idealnie pełne, a przy tym niezwykle rozświetlone, cudownie zmienia się w zależności od naświetlenia; do tego jeszcze mnóstwo ulatującego szybko gazu. 
5/5

Piana
Genialna, wspaniale obfita i jeszcze wspanialej gęsta, od początku w magiczny sposób oblepia szkło, trwałość doskonała. 
5/5

Zapach
I dalej genialnie - aromat to cudowna nawałnica chmielowa, piekielnie intensywna, ale nie gryząca; kolorowość cytrusowej odsłony amerykańskiego chmielu w połączeniu z przeważającą opcją żywiczną tworzy parę niemal doskonałą, może tylko odrobinę przesunąłbym równowagę na rzecz owoców. 
9,5/10

Smak
W smaku również jest świetnie, ale już nie ma aż takiego rozwalenia - owoce kompletnie gdzieś odchodzą w niepamięć, zostają bardzo duże ilości żywicy, a wchodzi bardzo mocna podbudowa słodowa, jest wprost słodkie, dopóki nie dojdzie wysoka (ale czy zgodna z zapowiadaną, nie sądzę), żywiczno-trawiasta goryczka; jakimś zarzutem może być nieco nadmierna słodycz, ale jest pyszne i wybitnie lekkie jak na taką moc, piękny, chmielowy finisz. 
9/10

Tekstura
Wysycenie poprosiłbym trochę mniejsze, tekstura jest nieco za ciężka do ideału.
4/5

8.5/10

Green Flash potwierdza swoją klasę. Trzy na trzy piwa otrzymały znakomitą ocenę, rzadko tak bywa i na pewno będę testował ten browar dalej, jak tylko trafię na kolejne piwa, co jednak może za prędko nie nastąpić. Jeśli chodzi o imperialne IPA, to jest to czwarte najlepsze, jakie piłem - no, praktycznie na równi z piątym Crazy Mike'm; wynik zacny, ale też piłem je raczej po raz ostatni.

sobota, 25 października 2014

Andechs: Bergbock Hell

Nareszcie zakończę przygodę z czterema piwami z klasztoru w Andechs, jakie nabyłem na miejscu przed wakacjami. Pierwsze trzy spisały się świetnie - koźlak dubeltowy był genialny, weizen rewelacyjny - najsłabiej wypadł helles, ale jak na styl było dobrze. Na koniec zostawiłem sobie koźlaka majowego, styl bardzo ciężki do dostania w Polsce. Tym razem wersja tego stylu w wykonaniu klasztoru nie jest zbyt mocno doceniana przez ratebeer.com: w top 50 się nie mieści (wygrywa, i to miażdżąco, koźlak z Aying - szkoda, że z tego browaru udało mi się dostać tylko hellesa i weizena). Mam jednak nadzieję na podtrzymanie świetnej opinii o Andechs.

Informacje ogólne:
Piwo: Bergbock Hell
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Andechs
Browar: Klosterbrauerei Andechs
Produkowane od: brak danych
Styl: koźlak majowy
Alkohol: 6,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Kolejny, tym razem srebrny kolor etykiety w identycznym stylu co poprzednie.
8,5/10
Barwa
Przepiękne, głębokie złoto o doskonałej klarowności i prawdziwej burzy ulatującego w przyjemny dla oka sposób gazu - prosty, ale piękny wygląd. 
4,5/5

Piana
Nieprzesadnie, ale zadowalająco obfita, również dość gęsta, niestety dużo gorzej z trwałością, parę minut wystarczy, by na powierzchni powstawały już pierwsze dziury, a w końcu znika praktycznie do zera. 
1,5/5

Zapach
W intensywnym aromacie mamy dwa oblicza - jedno to klasyczna słodycz jasnego słodu, bardzo czysta i przyjemna, wręcz szlachetna; drugie zaś stanowi ciekawe pomieszanie owocowości (jabłka, gruszki) z cukrowością, idącą trochę w stronę karmelu - ładny aromat, ale nie powala. 
7,5/10

Smak
Bardzo słodkie, ale raczej to nie przeszkadza; ogólnie to jedno z mocniejszych uderzeń jasnosłodowych, jakie spotkałem, bardzo intensywne, z jednej strony mamy tę słodycz (niemal miodowa), zaraz obok owocową kwaskowatość, a to jeszcze nie koniec - dochodzi zestaw nietypowych, agresywnych dość nut jakby przyprawowych, które na wczesnym finiszu intensyfikują się tak bardzo, że piwo zdaje się aż słone - naprawdę ciekawe, bardzo skomplikowane jak na styl, również po prostu bardzo smaczne - świetne piwo. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie niestety nie takie super, znacznie za wysokie.
2,5/5

7.0/10

Pyszne piwo, ale niestety piana, tekstura, a nawet zapach nie bardzo chciały współpracować i koniec końców skończyło jako tylko odrobinę lepsze od hellesa z Andechs. Pobił je i to dość znacznie koźlak majowy z Revelation Cat. Mimo że dwa na cztery piwa z bawarskiego klasztoru mnie nie powaliły, uważam, że będąc w Monachium i mając taką możliwość, należy koniecznie odwiedzić Andechs. W sumie mogłem to powiedzieć już po degustacji pierwszego piwa, doppelbocka.

piątek, 24 października 2014

BrewDog: Hobo Pop

Czas zakończyć wyzwanie BrewDoga. Lepiej późno, niż wcale. Trzecie z prototypowych piw, jakie Szkoci uwarzyli, a drugie, którego już (raczej) nigdy nie uwarzą, to wariacja na temat amerykańskiego pszenicznego ale, polegająca na uczynienie go w sumie amerykańskim pszeniczno-żytnim ale. Żytnia Intergalactica wyszła znakomicie, może tutaj będzie równie dobrze - myśl ta podnosi rangę degustacji, bo więcej tego piwa nie będę miał szansy wypić (raczej).

Informacje ogólne:
Piwo: Hobo Pop
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2013
Styl: American Wheat
Alkohol: 4,2%
Ekstrakt: 10,5%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Trzecia taka sama, prototypowa etykieta. Być może zobaczymy ich jeszcze sporo, jeśli BrewDog pociągnie pomysł konkursu prototypowych piw.
7/10



Barwa
Ładna, bursztynowa, potrafiąca nawet pójść pod odpowiednim światłem nieco w stronę miedzi - sprawę psuje brzydkie, drobinkowe zmętnienie, ostatecznie piwo wygląda tylko nieźle. 
3/5

Piana
Raczej niezbyt obfita, całkiem za to gęsta, ale znowu z trzeciej strony kiepsko z trwałością, już po paru minutach małe dziury na tafli - z czwartej strony pięknie oblepiła szkło. 
3,5/5

Zapach
Piękny, dość intensywny aromat amerykańskiego chmielu, który w świetny sposób łączy ze sobą słodką, pomarańczową nutę owoców z bardziej charakternym, ostrym akcentem żywicznym - połączenie to mogłoby być bardziej spektakularne, ale jest bardzo dopracowane. 
8,5/10

Smak
Niestety w smaku już tak pięknie się to nie przedstawia, w porównaniu z intensywnym aromatem można mu tu zarzucić wręcz wodnistość, która na szczęście powoli usuwa się w cień wraz z upływem czasu, gdy wzrasta odczucie goryczki, pozostaje jednak nieco mało intensywne - a szkoda, bo czuć, że żywiczne odbicie chmielu i karmelowa słodowość stwarza ciekawą paletę, ale wszystko to jakieś rozklekotane, niedokończone; mimo wszystko pije się zdecydowanie przyjemnie. 
6,5/10

Tekstura
Trochę za wysokie wysycenie.
4/5

6.0/10

A to jednak zdecydowanie najsłabsze piwo z tej trójki, choć sądzę, że trochę się też niestety zestarzało - no cóż, trzeba było podać krótszy termin. Chociaż nie wiem, zapach zachował się piękny, tylko w smaku jakieś mało wyraziste, przy czym przyjemne i tak. Jak w przypadku Interstellar żałuję, że już go nie uwarzą, tak w przypadku Hobo Pop to bardzo dobrze, szkoda miejsca w BrewDogu na takie piwa.

piątek, 17 października 2014

BrewDog: Interstellar

Dziś degustacja ważna, ale też i nieco wstydliwa. Pod koniec lutego bieżącego roku zrecenzowałem Brixton Porter, brown porter z BrewDoga, jedno z trzech piw z serii Prototype Challenge 2013, będącej konkursem, w którym konsumenci mogli wybrać piwo, które BrewDog ma włączyć do stałej oferty. Luty był bardzo dawno, konkurs został już dawno zakończony, wygrał właśnie Brixton Porter, a ja miałem już nawet okazję wypić go drugi raz, by zdobyć nową etykietę. Pozostałe dwa piwa wezmę na warsztat dopiero teraz, co słusznie można wziąć za moje lekkie zaniedbanie. Z drugiej strony fakt, że te piwa już nie zostaną (raczej) uwarzone, nada degustacjom trochę wyjątkowości. Tej jednak i tak nic dodawać nie trzeba - to będzie pięćdziesiąte piwo z BrewDoga, jakie opiszę! Na jakieś obszerniejsze teksty pochwalne poczekam może do setnego, bo sądzę, że setne nadejdzie, już teraz w kolejce czeka kolejne dziewięć. Póki co powiem tyle, że uważam te pół setki piw za świetnie wydane pieniądze (nie każde z osobna oczywiście, ale jako całokształt) i wbrew popularnemu dziś wymyślaniu BrewDoga od przerostu formy nad treścią, taniego marketingu, niepowalających piw powiem też, że to mój ulubiony browar obok rodzimej Pinty i może trapistów z Chimay.

Informacje ogólne:
Piwo: Interstellar
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2013
Styl: czerwone żytnie India Pale Ale
Alkohol: 6,5%
Ekstrakt: 14,5%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Etykieta identyczna jak na prototypowej wersji Brixton Porteru. W niepodanym składzie musi występować słód żytni - piwo reprezentuje egzotyczny, ale coraz popularniejszy gatunek żytnich IPA, konkretnie amerykańskie żytnie IPA, a jeszcze konkretniej czerwone żytnie IPA.
7/10

Barwa
Piękna, jasnobrązowa, bardzo urzekająca - możemy też zobaczyć przebłyski bursztynowe, a pod specyficznym światłem również miedziane - do tego spora klarowność i mamy bardzo zachęcający wygląd. 
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, a przede wszystkim niebywale ziemska, puchowa, od początku oblepia szkło i utrzymuje się długo na całej powierzchni. 
4,5/5

Zapach
Wspaniały, aromatyczny chmiel tworzy urzekający bukiet kwiatowo-malinowy, a na trzecim planie mamy ciekawe, siermiężny akcenty zbożowe, ewidentnie pochodzące od żyta - piękny, niesztampowy aromat, byłby blisko ideału, gdyby nie jedna, na szczęście istniejąca na granicy wyczuwalności kiepska nuta, jakby cebulowa.
8,5/10

Smak 
W smaku dzieje się jeszcze więcej - pozostaje ta malinowa słodycz, pozostaje, a raczej wzmacnia się nuta typowa dla słodu żytniego, a do tego dochodzą jeszcze akcenty karmelowe i porządna, chmielowa goryczka, w zasadzie o idealnej wysokości; fascynujący jest daleki finisz, na którym wkracza intensywna nuta miodowa w towarzystwie znanej już z zapachu malinowej - przepyszne piwo, bardzo interesujące. 
9,5/10

Tekstura
Odrobinę za niskie wysycenie.
4,5/5

8.5/10

Fantastyczne piwo. Nie mam pojęcia, jakim cudem Brixton Porter mógł z nim wygrać, sądzę, że to wielka szkoda dla świata, że Interstellar nigdy nie zostanie już więcej uwarzony. Miałem wrażenie, że ktoś dodał do niego miodu i dolał soku malinowego, niesamowite. Cieszy też, że mimo że nie piłem go najświeższego (acz oczywiście przed upływem daty ważności), zaprezentowało się tak znakomicie. Teraz jestem jeszcze bardziej zmotywowany do dotarcia do stu piw z BrewDoga.

czwartek, 16 października 2014

Green Flash: Double Stout

Ponad pół roku minęło od degustacji pierwszego i jedynego jak dotąd piwa z Green Flash Brewing Company - niedawno w końcu jakieś inne propozycje tego browaru pojawiły się na półce w pobliskim sklepie i bez zastanowienia się w nie zaopatrzyłem, jako że wspomniane piwo było jednym z kilku najlepszych AIPA, jakie piłem w życiu (obecnie na miejscu szóstym, a piłem już trzydzieści różnych). Tym razem cięższy kaliber - stout imperialny (choć jak na styl nie za mocny), mam też nadzieję na jeszcze lepszą ocenę.

Informacje ogólne:
Piwo: Double Stout
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Diego
Browar: Green Flash Brewing Company
Produkowane od: brak danych
Styl: stout imperialny
Alkohol: 8,8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Etykieta w tym samym stylu co na każdym piwie browaru, solidna, ale niezbyt wyszukana, co ratuje trochę grawerunek na butelce i firmowy kapsel. Tutaj w porównaniu z Hop Head Read jest trochę lepiej kolorystycznie.
6,5/10
 

Barwa
Doskonale czarne, nawet o najbardziej ulotne ciemnobrązowe prześwity tu ciężko. 
5/5

Piana
Genialna jak na styl, bardzo obfita, gęsta niczym puch, o urzekającej barwie i bardzo dobrej trwałości - nie jest idealna, ale ideału blisko. 
4,5/5

Zapach
Cudowny zapach, bardzo intensywny, bardzo mocno palony, od początku jednak ta wytrawno-kwaskowata palonosć nie jest sama na placu boju, mamy też wybitnie przyjemne akcenty czekoladowe, kakaowe, nawet ciastkowe - ostatecznie nawet odrobinę przeważają nad stroną paloną, bliski ideału aromat. 
9,5/10

Smak
W smaku bardzo podobnie, są jednak różnice - tutaj ta słodka, czekoladowa strona wchodzi na początku, dominuje w ustach - okazuje się wszak zdradziecka, bo już po przełknięciu piwo staje się całkowicie wytrawne, nie tylko za sprawą dużej dawki nut palonych, ale też mocnego chmielenia, które w postaci ziołowej goryczki całkowicie ogarnia zaawansowane stadium finiszu; ona to staje się jedyną przeszkodą na drodze do doskonałości, jest bowiem trochę zbyt szorstka i zanadto przykrywa na tym etapie popis ciemnych słodów - poza tym jednak jest to piwo fantastyczne. 
9,5/10

Tekstura
Tu najsłabiej - nie ma tragedii jest zdecydowanie za mocno nagazowane, co przy bardzo wysokiej gęstości działa średnio na pijalność - później na szczęście spada.
3,5/5

9.0/10

Wspaniałe piwo, a dziesiątki za smak nie wystawiam z bólem serca. Na siedemnaście próbowanych stoutów imperialnych to jest siódmym w rankingu, jeśli natomiast chodzi o piwa ze Stanów Zjednoczonych (w tym kolaboracyjnych z zagranicznymi browarami), to jest najlepszym spośród  dwudziestu siedmiu. Nie mogę się doczekać kolejnego piwa z Green Flash, które już niedługo.

środa, 15 października 2014

Szałpiw (Wąsosz): Kejter

Długo i z niecierpliwością wyczekiwane przeze mnie czwarte już piwo z browaru Szałpiw. Dlaczego tak bardzo na nie czekałem, wyjaśnia w pełni fakt, że jedno z dotychczasowych trzech uznałem za świetne, jedno za znakomite, a jedno za niemal genialne. Ale to jeszcze nie wszystko - tymi trzema piwami Szałpiw odnalazł się wspaniale w trzech zupełnie różnych światach piwnych - niemieckim, amerykańskim, a najlepiej w belgijskim, co w przypadku polskiej sceny, ubogiej w nawiązania do tej szkoły piwowarstwa jak w żadne inne, jest godne dodatkowych porcji oklasków. Dziś powrót do Ameryki i piwo powszechnie uznawane za amerykańskie bursztynowe ale. Piwo już półtora miesiąca temu miało swoją premierę, ale teraz, podobnie jak Bamber, uwarzone zostało w świeżym Wąsoszu.

Informacje ogólne:
Piwo: Bamber
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Wąsosz
Browar: Browary Regionalne Wąsosz (Szałpiw)
Produkowane od: 2013
Styl: amerykańskie amber ale
Alkohol: 6%
Ekstrakt: 15%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta w tym samym, fajnym stylu co Bamber i Śrup, niestety znowu zabrakło firmowego kapsla, najwyraźniej mają problemy z dotarciem do Wąsosza. 
7,5/10
Barwa
Piękna, głęboko bursztynowa, może odrobinę zmierzająca w kierunku jasnego bursztynu - do tego idealna klarowność i mamy piwo czyste, połyskujące, zachęcające. 
4/5

Piana
Niespecjalnie obfita, za to o bardzo drobnej konsystencji i bogato oblepiająca szkło już od samego początku, trwałość jednak niezadowalająca. 
3/5

Zapach
Początkowo intensywne, bezkompromisowe uderzenie amerykańskim chmielem, który zmierza zdecydowanie w stronę cytrusów i innych owoców - dużo brzoskwini i pomarańczy, trochę mango i liczi, szczypta ananasa również się znajdzie - efekt to wspaniały zapach o profilu słodkim z domieszką kwaskowatości, byłby bliski ideału, gdyby nie ulatniająca się intensywność w miarę upływu czasu. 
8,5/10

Smak
W smaku już nie jest tak pięknie - piękno owocowej różnorodności z zapachu gdzieś się ulatnia, a na jego miejsce wchodzi chmiel goryczkowy, bardziej ziołowo-trawiasty ze zbyt nieśmiałą odrobiną żywicy, który dostarcza solidnej, ale nie za wysokiej (adekwatnej do stylu) goryczki - fajna, choć odrobinę zbyt mdła podbudowa słodowa, która niesie ze sobą worek karmelu (zdecydowanie nie toffi - chodzi po prostu o podpieczony cukier) - bardzo przyjemne piwo, ale dużo bym w nim poprawił. 
7,5/10

Tekstura
Mam spore zastrzeżenia, jest taka jakaś mdła - wysycenie jest niskie, a piwo wydaje mi się niezbyt przyjemnie gęste.
2/5

6.5/10

No niestety, za dobrze to już wyglądało, żeby nie nadeszła obniżka formy. Kejter to dobre piwo, ale obdarzone sporą ilością może niekoniecznie wad, ale po prostu rzeczy, które mi się nie podobają, które bym zmienił lub poprawił. Nieznacznie, ale to jednak najsłabsze AAA, jakie piłem. Oczywiście nie ma to prawa zmienić mojej bardzo pozytywnej oceny Szałpiwu i będę z równym zacięciem polował na inne propozycje.

niedziela, 12 października 2014

Anchor: Liberty Ale

Po długiej przerwie w końcu nadszedł czas na szóste już piwo ze słynnego amerykańskiego browaru Anchor Brewing. Piwo wyjątkowo doniosłe, bo Liberty Ale to kamień węgielny całej rewolucji piwnej, która rozpoczęła się w Stanach już prawie czterdzieści lat temu, a niedawno, trzy lata temu, zawitała w końcu i do Polski. Przede mną być może pradziad wszelkich amerykańskich pale ale i IPA.

Informacje ogólne:
Piwo: Liberty Ale
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Francisco
Browar: Anchor Brewing Company
Produkowane od: 1975
Styl: amerykańskie pale ale
Alkohol: 5,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Ładna, "wolnościowa" etykieta w standardowym, uroczo miniaturowym wydaniu Anchora. Tak jak zawsze (chyba) mamy też obszerny opis historii i istoty piwa na krawatce oraz bardzo ładny, firmowy kapsel.
8,5/10


Barwa
Ładna, głęboko złota, pozbawiona jakiegokolwiek zmętnienia, za to obdarzona ładnie ulatującym gazem - wygląda przyjemnie, choć nieco nudno. 
3,5/5

Piana
Niemal wzorowa, bardzo obfita, bardzo gęsta, śnieżnobiała, jedynie trwałość nie jest idealna, choć bardzo dobra. 
4,5/5

Zapach
Bardzo atrakcyjny, chmielowy, ale dość nietypowy, kwiatowy, wyczułem też nutę, która stoi bardzo blisko zapachu olejku różanego, intrygujący - jest trochę miejsca na akcenty słodowe i trawiaste, bardzo przyjemna, ale nie wybitna kompozycja. 
8,5/10
Smak
W smaku zadziwiająco duży udział ma słodowość, powiedziałbym nawet, że przeważa nad chmielem - na szczęście jest to słodowość nie pozwalająca się nudzić, przyjemna, nawet nieco biszkoptowa, z lekkim pazurem mimo że jednak łagodna; chmiel ma znowu więcej do powiedzenia po przełknięciu, kiedy dochodzi do głosu nie za wysoka, ale też nie przesadnie mała goryczka, choć trochę bym ją podwyższył - bardzo przyjemne piwo, ale trochę za łagodne - niby bezbłędne, ale brakuje mu czegoś chociaż trochę wyjątkowego. 
7,5/10

Tekstura
Bliska doskonałości, tylko trochę mniejsze wysycenie i byłby ideał.
4,5/5

7.0/10

Liczyłem na więcej. Zakładając, że to piwo smakowało tak samo prawie czterdzieści lat temu, wtedy bez wątpienia mogło być rewolucyjne i pokazywać niespotykane możliwości chmielu - dzisiaj, pod względem właśnie atrakcji chmielowych, po prostu przynudza. Jest jednak, jak już mówiłem, uwarzone bezbłędnie i dostarcza dużo przyjemności. Konkurencji wielu innym APA, jakie piłem, mimo to nie robi i raczej się już nie spotkamy.

sobota, 11 października 2014

Revelation Cat: 100 Days On The Hops

W końcu nadszedł czas, by rozprawić się z ostatnim piwem z Revelation Cat, jakie kupiłem. Było ich sporo - to jest czternaste - i już od kilku uważam, że za dużo. Mało wśród nich było piw naprawdę zachwycających - dominowały dobre lub nawet bardzo dobre, ale też dalekie od wyjątkowości, co jak na browar rzemieślniczy, który w dodatku dorobił się eksportu, nie jest wynikiem tak dobrym, by podejść w tak krótkim czasie do tylu różnych piw. Ale cóż zrobić, dałem im duży kredyt zaufania i trzeba zakończyć przygodę - przynajmniej na jakiś czas. Dziś po raz nie wiem już który kolejne AIPA.

Informacje ogólne:
Piwo: 100 Days On The Hops
Kraj: Włochy
Region: Lacjum
Miasto: Rzym
Browar: Revelation Cat
Produkowane od: 2014
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 5,8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Etykieta dwuczęściowa z motywami azteckimi, jak zwykle mniej ciekawa i okazała niż te jednoczęściowe na piwach uwarzonych w Ramsgate Brewery. No i goły kapsel.
7,5/10



Barwa
Bardzo ładny, głęboko złoty kolor, brzydkie, drobinkowe zmętnienie i rewelacyjny, dynamicznie ulatujący gaz w dużych ilościach - efekt to wygląd niezły, choć chaotyczny. 
3,5/5

Piana
Niebywale obfita, nie pozwala szybko nalać piwa do szklanki - gorzej jednak z gęstością, jest bardzo dziurawa, dopiero gdy opadnie, to cienki kożuszek ma już zadowalającą gęstość - utrzymuje się on też do samego końca, więc ostatecznie piana jest świetna. 
4,5/5

Zapach
Świetny, intensywny zapach chmielowy, który pokazuje różne jego oblicza - najbardziej udziela się chyba żywiczno-przyprawowa pikanteria, która nadaje aromatowi dużo zadziorności - zaraz za nią kryje się zaś przyjemna, cytrusowa słodycz, a na końcu jest też orzeźwiający powiew trawy - rewelacja. 
9/10

Smak
W smaku nie aż tak wspaniale, ale również pięknie - w ustach dominuje niewinna, cytrusowa słodycz znana z zapachu, ale od momentu przełknięcia nie jest już tak łagodnie - w towarzystwie intensywnych, przyprawowych nut wkracza bardzo wysoka, nieco grejpfrutowa goryczka, może odrobinę za bardzo zalegająca - świetne, konkretne i dosadne amerykańskie IPA. 
8,5/10

Tekstura
Zdecydowanie największy mankament piwa, znacznie za wysokie wysycenie.
2/5

7.5/10 

Jednak na koniec miły akcent. Trochę zdewastowane wysyceniem, ale poza tym naprawdę świetne amerykańskie IPA, które przypomniało o tych pierwszych piwach z RC w amerykańskich, chmielowych stylach, zapowiadających piękną przygodę z tym browarem. Nie była może piękna, ale też nie tragizujmy - w większości były to piwa dostarczające bardzo dużo przyjemności. Kiedyś pewnie wrócę do włoskiego Kota, ale raczej nieprędko.

piątek, 10 października 2014

Aying: Jahrhundert Bier

Wreszcie mam okazję ruszyć piwo z drugiego browaru, z którym w maju miałem styczność w Bawarii, a z którego przywiozłem coś do degustacji. W tym przypadku co prawda nie znalazłem się za blisko samego browaru, a w firmowej piwiarni-restauracji tegoż w Monachium. Piwa z Brauerei Ayinger są - jak na style niemieckie - oceniane rewelacyjnie. Na początek monachijski helles, za niedługo weizen.

Informacje ogólne:
Piwo: Jahrhundert Bier
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Aying
Browar: Brauerei Aying
Produkowane od: brak danych
Styl: monachijski helles
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Ładna, choć dość nudna etykieta - prosta, niemiecka, bez ciekawszych informacji. Na kapslu nazwa jakiegoś niemieckiego magazynu konsumenckiego - nie wiem za bardzo, o co chodzi, ale może lepsze to niż goły.
7/10


Barwa
Bardzo jasne, po prostu słomkowe, może z zadatkami na jasne złoto - ten niezbyt przekonujący kolor ratuje jednak świetnie ulatujący gaz z doskonałą klarownością. 
4/5

Piana
Bardzo obfita i gęsta, wprost niespotykanie jak na lagera, przypomina bardziej piwo pszeniczne - oblepia ponadto trochę szkło, świetna, choć w końcu nieco się poddaje. 
4,5/5

Zapach
Jak na styl wyjątkowo ciekawy i złożony - jest przyjemna, miękka, jasna słodowość, ale poza tym są też nuty ewidentnie zbożowe, niemal mączne, a za tło robi zawadiacka owocowość, zwłaszcza przypominająca jabłka. 
8,5/10


Smak
Jest może nawet jeszcze odrobinę lepsze - lekkie i łagodne, a przy tym pełne wyrazu, wyrazu zaś tego nadaje niezwykle zintensyfikowana słodowość, może odrobinę za słodka, ale goryczka też nie pozostaje bez znaczenia, jest spora i ogólnie daje radę, pozwala poza słodem poczuć też wyraźnie trochę chmielu - świetny jasny lager. 
8,5/10

Tekstura
Trochę niskie wysycenie, ale piwo jak na monachijskiego hellesa jest bardzo pełne w smaku i nie potrzebuje dużo więcej.
4/5

8.0/10  

Rewelacja, to najlepszy jasny lager niepilzner, jakiego piłem, a i z pilznerów chmielonych tradycyjnie wyprzedza go tylko jedno piwo (plus jeden imperialny, nachmielony po amerykańsku). Wydaje mi się, że bez potężnego lub ciekawego chmielenia jasny lager nie może już się wspiąć wiele wyżej, choć jeszcze trochę na pewno może, więc będę poszukiwał dalej. Tymczasem cieszę się z połowy czwartej setki opisanych piw na blogu.

poniedziałek, 6 października 2014

Thornbridge: Kill Your Darlings

Szóste piwo z Thornbridge'a to już drugie po kölschu w stylu nudnym z punktu widzenia sporej przynajmniej części rewolucjonistów. I bardzo mnie to cieszy, bo style te fascynują mnie tak samo jak wszystkie inne, a wiele z nich rzadko można spotkać - to znaczy niekoniecznie rzadko, ale niewiele różnych. Do takich stylów zaliczają się bez wątpienia lagery wiedeńskie, których tylko trzy egzemplarze miałem na razie okazję próbować (w dodatku jeden kupiony poza Polską). Thornbridge dodał co prawda coś od siebie - chmielenie Amarillo i Tettnangerem - ale podobno tylko delikatne.

Informacje ogólne:
Piwo: Kill Your Darlings
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: East Midlands
Miasto: Thornbridge Hall
Browar: Thornbridge Brewery
Produkowane od: 2011
Styl: lager wiedeński
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta z nieznanych mi przyczyn inna niż na pozostałych piwach z Thornbridge - to znaczy takiego samego kroju, tak samo błyszcząca, ale na froncie tradycyjną grafikę zastąpiła inna, będąca w sumie tylko nazwą piwa w mało ekscytującej formie. Całość i tak prezentuje się ładnie, ale zdecydowanie wolę poprzednie etykiety. Długi opis piwa i firmowy kapsel jednak na miejscu.
8,5/10
 
Barwa
Wygląda obłędnie - cudowna barwa, lawirująca od jasnobursztynowej do jasnomiedzianej, której wiele daje całkowita klarowność, pozwalająca na wspaniałą paletę różnych przebłysków, a na domiar tego widzimy sympatyczny, leniwie snujący się ku górze gaz.
5/5

Piana
Barwie nie ustępuje - wybitnie obfita, gęsta, trwała i zdobiąca co nieco szkło, bez zarzutu. 
5/5

Zapach
Mimo amerykańskiego chmielu to klasyczny wiedeński lager - aromat zdominowany jest przez piękne, bardzo szlachetne nuty karmelowe, które kryją za sobą akcenty owocowe, zwłaszcza jabłkowe - w połączeniu karmelowej słodyczy z owocową kwaskowatością rodzi się zapach łagodny i spokojny, ale bardzo ładny. 
8,5/10
Smak
W smaku jest trochę słabiej, ale też bardzo dobrze - jest dość proste, niemal zupełnie słodowe - w ustach mamy charakterystyczne nuty słodowo-owocowe, na finiszu znów więcej ma do powiedzenia karmel i akcenty chlebowe - na finiszu też pojawia się chmiel w postaci niedużej, ale i tak trochę ponadprogramowej dla stylu goryczki. Mimo względnej prostoty ciekawe, można się w nim fajnie rozpłynąć; początkowo wydaje się, że może być trochę mdłe, ale ostatecznie nie męczy ani się nie nudzi w miarę upływu czasu, bardzo dobre.
8/10

Tekstura
Odrobinę za wysokie wysycenie. 
4,5/5

7.5/10

Za pomocą niemal doskonałych parametrów pobocznych Kill Your Darlings staje się najwyżej ocenionym lagerem wiedeńskim. Świetna rzecz i przyjemna, łagodna odmiana od bardziej spektakularnych stylów. Cieszy, że niektórzy rzemieślnicy nie pozwalają umrzeć temu nieciekawie potraktowanemu przez historię gatunkowi.

AleBrowar (Gościszewo): Single Hop HBC 430

No i od razu drugi prototypowy single hop z AleBrowaru. Poprzedni nie zawiódł, ale też rewelacją nie był - mam nadzieję, że chmiel HBC 430 w przeciwieństwie do 342 nie tylko dostarczy w smaku świetnej goryczki, ale i zostawi trochę przestrzeni na doznania chmielowo-aromatyczne czy słodowe.

Informacje ogólne:
Piwo: Single Hop HBC 430
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Produkowane od: 2014
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 5,8%
Ekstrakt: 14%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta w identycznym, kiepskim stylu co na 342, tylko inne kolory (równie nieprzekonujące).
6/10




Barwa
Głęboko złote z niezbyt ładnym osadem, nierównomiernym, sprawiającym, że piwo wydaje się zakurzone. 
2/5

Piana
Nieobfita, za to bardzo gęsta, ładnie oblepia szkło i jest całkiem nieźle trwała, ostatecznie dobra. 
3,5/5

Zapach
Naturalnie chmielowy, nie tak łatwy do określenia - dominuje raczej owocowość, ale nietypowa trochę, bardzo świeża, jakby kwaśno-słodkie, mocno egzotyczne owoce; przypomina nieco zapach gumy balonowej, daleko w tle jakieś ostrzejsze, żywiczne nuty - bardzo ładny, ale nie zachwyca. 
8/10
Smak
W smaku już bez tej łagodności, od razu wkracza ostra, żywiczna goryczka, ale nie dominuje wszystkiego tak jak w 342 - zostawia miejsca na nieco (niespecjalnie ciekawej co prawda) słodowości, pojawia się też kwaskowatość, a i goryczka nie jest taka prosta jak tam, chmielowość jest bardziej aromatyczna - a mimo tego wszystkiego smakuje to piwo gorzej, nie ma w nim nic przebojowego, w dodatku pod koniec degustacji zaczyna ewidentnie męczyć, końcówkę dopiłem nawet nieco na siłę. 
7,5/10

Tekstura
W ustach wysycenie jest bez zarzutu, ale siada trochę na żołądku.
4/5

6.5/10

Dużo gorsze od 342 - i to konsekwentnie we wszystkim poza kolorem i oczywiście etykietą. Niezadowalające nawet jak na piwo nieco prototypowe. Mam nadzieję, że jeśli AleBrowar wiąże jakąś przyszłość z którymś chmielem z tego eksperymentu, to z 342, chociaż problem 430 może równie dobrze polegać na tym, że po prostu nie powinien występować samotnie.