sobota, 28 lutego 2015

Elav: Sick & Tired

Przedostatnie piwo przywiezione z Włoch będzie nowym stylem na blogu, wee heavy, najmocniejszym szkockim ale. Ostatnia przygoda z Belhaven, mimo że nie do końca satysfakcjonująca, rozbudziła we mnie ciągoty do tradycyjnych szkockich stylów, ale czy będzie tak tradycyjnie, to nie wiem, bo w zasypie jest tu słód wędzony torfem. Wędzone wee heavy, czy jednak jego dodatek okaże się nieznaczny? Zobaczymy.

Informacje ogólne:
Piwo: Sick & Tired
Kraj: Włochy
Region: Lombardia
Miasto: Bergamo
Browar: Birrificio Indipendente Elav
Styl: wędzone wee heavy
Alkohol: 7%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 330 ml
Warka: do 15.07.2017
Cena: 4 euro (6,06 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Najładniejsza etykieta ze wszystkich browaru Elav. Nie wiem o co chodzi, ale czyż nadąsany mors, grający w szkockim nakryciu głowy na dudach, może nie wzbudzać sympatii? No i kolorystycznie pięknie.
8,5/10
 

Barwa
Piękna, rozpościerająca się od ciemnego bursztynu do jasnego brązu, przede wszystkim miedziana; podejrzewam, że byłaby doskonała, gdyby nie mocne zmętnienie. 
4/5

Piana
Nie jest imponująca, nie powala ani obfitością, ani gęstością, ani trwałością, choć z żadnym z nich nie jest też źle, solidny pierścień utrzymuje się do końca. 
3/5

Zapach
Piękny popis słodu, który stworzył połączenie intensywnej, lekko przypalanej chlebowości i karmelu z niesamowicie bogatymi estrami owocowymi - słodkie jabłka, czereśnie, dżem truskawkowy i inne; na początku bardzo subtelna nutka torfu, z czasem staje się coraz ważniejsza w bukiecie; aromat ten ma jeden problem, jest niezbyt intensywny, wielka szkoda. 
6,5/10 
Smak
W smaku bardziej wyraziście, może dlatego, że na znacznie, znacznie więcej pozwala sobie torf - jest tu jedną trzecią do połowy wrażenia, poza tym jest dość słodko, intensywne są nuty chlebowo-karmelowe, melanoidynowe, ciastkowe, a nawet czekoladowe, owoce trochę odchodzą na dalszy plan z korzyścią dla torfu, który podobnie jak w zapachu jest coraz mocniejszy, w końcu piwo robi się od tej wędzonki aż słone; całość stanowi kompozycję bardzo udaną, ale nie urywającą niczego. 
7,5/10

Tekstura
Ogromny problem, jest niemal kompletnie wygazowane, nadaje wrażenia wodnistości, zupełnie nieprzystającej do intensywnego smaku.
0,5/5

6.0/10

Napaliłem się, a to póki co najsłabsze piwo ze wszystkich przywiezionych z Włoch i prawdopodobnie nim zostanie, bo na koniec zostawiłem stout imperialny. Jest, nie da się ukryć, bardzo interesujące (sensowne połączenie szkockiego piwa i szkockiej whisky), a w samym smaku też po prostu bardzo dobre, ale mała intensywność aromatu i wodnista tekstura nie pozwalają wzbić mu się na wyżyny.

piątek, 27 lutego 2015

Elav: Indie Ale

Drugie i ostatnie spośród piw z Birrificio Elav, które miałem już okazję pić lane w Bergamo. Weizen trochę mnie rozczarował w wersji butelkowej, ale też we Włoszech smakował gorzej niż dziś opisywane amerykańskie amber ale. Jak pisałem w relacji z podróży, "Indie Ale było być może najlepszym AAA, jakie piłem (jedynym konkurentem jest Yakima Red z Meantime, ocenione na prawie 9/10) - pachniał obłędnie, kwiatowo i owocowo, oraz posiadał goryczkę o idealnej wysokości". Zobaczmy, w jakim stopniu pokryją się z tym dzisiejsze wrażenia.

Informacje ogólne:
Piwo: Indie Ale
Kraj: Włochy
Region: Lombardia
Miasto: Bergamo
Browar: Birrificio Indipendente Elav
Styl: amerykańskie amber ale
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: 13%
Objętość: 330 ml
Warka: do 26.08.2016
Cena: 3,50 euro (5,30 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Do estetycznej etykiety dołączyła tym razem naklejka na szyjce, świadectwo srebrnego medalu na Brussels Beer Challenge w 2012 roku w kategorii amber ale. Rzuciłem przy okazji okiem na ten nowo brzmiący konkurs, wygląda na to, że ten srebrny medal faktycznie coś znaczy.
7,5/10
 
Barwa
Trochę za jasne jak na styl - chyba bardziej ciemne złoto niż jasny bursztyn, w każdym razie coś na granicy; lekkie zmętnienie i obfity gaz pomagają mu wyglądać nieco bardziej przebojowo, ładne. 
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, gęsta, puchowa, oblepia szkło i utrzymuje zadziwiająco grubą warstwę do samego końca - absolutnie bez zarzutu. 
5/5

Zapach
W pięknym, intensywnym aromacie znajdujemy słodsze oblicze amerykańskiego chmielu - szaleją owoce, ale nie cytrusy, bardziej truskawki, maliny, może skropione limonką, do tej słodyczy dołączony jest subtelny akcent żywiczny - cudny zapach, choć większe cuda spotykałem. 
8,5/10
Smak
W smaku następuje ukrócenie tej słodkiej sielanki, żywica przejmuje stery i robi się gorzko - doprawdy jedno z najbardziej nastawionych na nuty iglaste, żywiczne piwo, jakie piłem, las w płynie, niezwykły efekt; goryczka jest spora, zdaje się zdecydowanie wyższa niż zapowiadane 40 IBU, również żywiczna, sosnowa; poza tym świetnie komponujące się z tymi iglakami akcenty karmelowe, tostowe, wprowadzające minimalną słodycz, pozostaje też resztka malin z zapachu - wspaniałe, wyraziste piwo. 
9/10

Tekstura
Gaz jest zdecydowanie za duży, choć na poziomie jeszcze przyzwoitym.
2,5/5

7.5/10

Yakima Red jednak górą, chociaż biorąc pod uwagę smak i tylko smak, to faktycznie byłoby to najwyżej ocenione AAA na tym blogu (a nazbierało się już siedem). No, ale nie godzi się brać pod uwagę jeno smaku, tekstura pokpiła sprawę. Tak czy inaczej jest to świetne piwo, dla odmiany w porównaniu z weizenem zapamiętałem je co najwyżej odrobinę lepiej.

Elav: Beat Weizen Generation

Kolejne piwo z Birrificio Elav miałem już okazję pić w Bergamo. Na miejscu było bardzo dobre, żeby nie powiedzieć świetne, zobaczymy, jakie będzie z butelki. Jest to weizen z trochę ponadprogramowym dodatkiem chmielu.

Informacje ogólne:
Piwo: Beat Weizen Generation
Kraj: Włochy
Region: Lombardia
Miasto: Bergamo
Browar: Birrificio Indipendente Elav
Styl: hefeweizen
Alkohol: 4,9%
Ekstrakt: 11,7%
Objętość: 330 ml
Warka: do 12.08.2016
Cena: 3,10 euro (4,70 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Fajna etykieta, choć nie tak dobra jak na bitterze. Trochę kojarzy mi się z piwem miodowym. 
7,5/10




Barwa
Bardzo jasne, słomkowe, również bardzo mocno zmętnione - klasyczny hefeweizen okraszony bardzo obficie snującym się ku górze gazem, piękne. 
4,5/5

Piana
Godna weizena, tak obfita, że długo nalewałem to małe piwo do sporej szklanki do weizena - majestatyczna, choć trwałość i gęstość pozostawiają odrobinę do życzenia. 
4/5

Zapach
Dominują nuty weizenowej drożdżowości, pojawiają się goździki, cytryny i banany, jest przyjemna podbudowa biszkoptowa, a na samym końcu lekkie smagnięcie kwiatowe - bardzo ładny i orzeźwiający zapach, gdyby jeszcze trochę mniejszy naciska kładł na nuty cytrynowe, cytrusowe, kwaskowate, byłoby wybitne, a tak musi pozostać bardzo dobrym. 
7,5/10

Smak
W pierwszych łykach jak na weizena dość intensywne, wręcz agresywne, chyba z powodu sporej, cytrynowej kwaskowatości znanej z zapachu, po przełknięciu jednak się uspokaja - finisz to przyjemny biszkopt w towarzystwie delikatnej drożdżowości, całość daje piwo bardzo dobre, choć na pewno nie wykorzystujące w pełni potencjału hefeweizena. 
8/10

Tekstura
Jest dość mocno nasycone, co przy weizenie jest w porządku, ale jednak gaz za mocno drapie jamę ustną. 
3,5/5

7.0/10

To bardzo dobry hefeweizen, ale za dużo znacznie lepszych, wyrazistszych weizenów w życiu wypiłem, by mnie jakoś bardzo zdobył. No i zapamiętałem go dużo lepiej. Piwo jak znalazł na włoskie upały, ale takie trochę bez historii, niczym się nie wyróżniło może poza wyjątkowo mocnymi nutami biszkoptowymi.

środa, 25 lutego 2015

Lambrate: Sant Ambroeus

Ostatnie już piwo z Lambrate, kupione również z powodu nazwy, która znaczy tyle co "święty Ambroży". Tak się składa, że ten pan jest moim tak zwanym patronem, co "duchowo" niezbyt obchodziło mnie już wtedy, gdy nim zostawał, a teraz nie obchodzi już zupełnie, ale jednocześnie jest to patron Mediolanu, a klub piłkarski, któremu mam (nie)przyjemność kibicować, przez pewien okres w historii nosił nazwę wziętą od jego imienia. No to wziąłem. Było już coś z brytyjskiej tradycji piwowarskiej (stout), było z niemieckiej (koźlaki), zobaczymy, jak Lambrate spisze się w przypadku stylu belgijskiego. Jak twierdzą, jest to belgijskie złote mocne ale, choć alkohol wskazuje raczej na blonda.

Informacje ogólne:
Piwo: Sant Ambroeus
Kraj: Włochy       
Region: Lombardia
Miasto: Mediolan
Browar: Birrificio Lambrate
Styl: belgijskie złote mocne ale 
Alkohol: 7%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 660 ml
Warka: do 10.07.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Na etykiecie oczywista postać, trochę mniej przekonująco narysowana niż poprzednie, ale etykieta wciąż robi dobre wrażenie. 
7/10


 
Barwa
Przepiękne złoto - dzięki niebywale oryginalnemu, pięknemu zmętnieniu, a raczej zabrudzeniu osadem, wygląda niesamowicie, ulatujący szybko gaz dopełnia dzieła, cudowny wygląd. 
5/5

Piana
Nadąża za barwą bardzo obfita, śnieżnobiała piana, bardzo gęsta i cudownie oblepiająca szkło - jedynie trwałość nie jest idealna, choć jej bliska, do końca utrzymuje się na przynajmniej połowie tafli. 
4,5/5

Zapach
Nie jest bardzo belgijski, początkowo dominuje w nim dość prosta słodowość jasnego słodu, przypominająca mocno jasnego lagera - aż tak banalnie na szczęście się nie kończy, poza tym dostajemy trochę nut kwiatowych, jakby chmielowych... tak, to musi być chmiel, bo później dołącza ewidentny grejpfrut, jest też i belgijska drożdżowość, tyle że mocno schowana - z czasem coraz mocniej idzie w stronę chmielu i w końcu robi się niesamowicie przyjemnie, choć niezbyt zgodnie ze stylem. 
8/10

Smak
W smaku bardziej wyraziście, bardziej belgijsko, choć dalej nieprzesadnie, słodko-gorzko, mamy przyjemną pełnię słodową, a na przeciwległym biegunie chmiel, cytrusowo-kwiatowy chmiel, który dostarcza subtelnej goryczki; na finiszu mamy tę goryczkę w towarzystwie belgijskiej, lekko szorstkiej przyprawowości - całość rewelacyjnie się ze sobą komponuje, dając piwo lekkie, orzeźwiające w zasadzie, a jednocześnie wybitnie wyraziste. 
9/10

Tekstura
Doskonała, podbija lekkość.
5/5

8.0/10 

Piękne pożegnanie z mediolańskim browarem. Co prawda na cztery opisane tu piwa plus jedno pite w Mediolanie, Sant Ambroeus zajmuje zaledwie czwarte miejsce, ale mówi to tyle, że Lambrate to niesamowicie płodny brewpub. Na pewno kiedyś pojawią się tu jeszcze inne ich piwa. Znów lekko zamieszali mi w głowie co do klasyfikacji stylu, ale ostatecznie można to piwo nazwać belgijskim złotym mocnym ale - nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.

wtorek, 24 lutego 2015

Majer: Schwarzbier

Mały przerywnik pomiędzy kolejnymi piwami przywiezionymi z Włoch, bo kupiłem piwo z bardzo krótką datą ważności i trzeba by je wypić jak najszybciej. A jest nim schwarzbier z gliwickiego minibrowaru Majer, z którym moje drogi krzyżują się po raz pierwszy. W gruncie rzeczy kupiłem je właśnie dlatego, że jest schwarzbierem - styl raczej rzadko spotykany w Polsce, większość ciemnych lagerów idzie raczej w kierunku monachijskiego dunkla. Może dzięki temu sięgnę i po inne wyroby z Gliwic, zobaczymy.

Informacje ogólne:
Piwo: Schwarzbier
Kraj: Polska  
Województwo: śląskie
Miasto: Gliwice
Browar: Minibrowar Majer
Styl: schwarzbier
Alkohol: 4,8%
Ekstrakt: 12,5%
Objętość: 500 ml
Warka: do 24.02.2015
Cena: 6,95 zł

Opakowanie
Proste, ale ładne, klasyczne. Opis wrażeń smakowo-zapachowych brzmi zachęcająco, zobaczymy, czy będzie pokrywał się z rzeczywistością. Co ciekawe, w zasypie jest słód wędzony, ale nie wiadomo w jakim udziale. Goły kapsel niestety.
7,5/10
 
Barwa
Pozornie czarne, pod światłem mieni się różnymi odcieniami brązu, miedzi, a nawet minimalnie wskakuje w ciemny bursztyn - byłoby idealnie, gdyby nie lekkie zmętnienie, które odrobinę burzy świetny efekt. 
4/5

Piana
Bardzo obfita, ale niezbyt gęsta i niezbyt trwała, po dziesięciu minutach zostaje niezbyt imponujący pierścień. 
2,5/5

Zapach
Niestety wyraźnie przykryty kwaśnością, nie jakąś przytłaczającą, ale jednak na poziomie nieakceptowalnym; spod niej wyłania się karmel, kawa, palony jęczmień, wszystko przyjemne, ale nie zachwycające, bo za mało intensywne przez wadę - bez kwasku mogłoby być dobrze, jest słabo i coraz gorzej z czasem. 
2,5/10


Smak
W smaku kwaśność nie odpuszcza całkowicie, ale znacznie się zmniejsza, więc i jest dużo lepiej - fajnie współpracują wytrawne nuty palone i słodsze, czekoladowo-karmelowe, dając piwo łagodne, lekkie, ale zarazem nie mdłe mimo prawie zerowej goryczki; nie jest to jednak nic wybitnego, a jednocześnie kwaśność w dalszym ciągu jest obecna, więc ostatecznie pije się to średnio. 
5/10

Tekstura
Przeciętna, nie przeszkadza jakoś bardzo, ale jednak jest dość znacząco przegazowane.
2,5/5

4.0/10
 
No kiepsko, panie. Piłem je cztery dni przed opublikowaniem posta, więc na niedługo przed upływem terminu ważności, no ale nie ja ten termin ustalałem. No i szybciej po kupieniu się nie dało wypić, a jest albo podpsute, albo źle uwarzone. Majera sobie na razie podaruję, chociaż nikogo po jednym piwie nie skreślam.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Lambrate

Kupując w pośpiechu piwa w Birrificio Lambrate kierowałem się w sumie przypadkiem i nazwą. Nie mogłem więc opuścić tego o nazwie... Lambrate. Jak ze zdumieniem odkryłem, jest to koźlak i to tradycyjny, styl przecież tragicznie niepopularny w dobie rewolucyjnego piwowarstwa - dotąd degustowałem tu zaledwie cztery piwa, które można pod ten styl podpiąć. Co ciekawe - żadne z nich nie mieściło się nawet w numerycznych widełkach narzucanych przez BJCP (dotyczących ekstraktu i alkoholu)! Być może to będzie więc najbardziej klasyczny dunkles bock, jakiego piłem w życiu, on się w końcu mieści. Zobaczymy, jak wypadnie w porównaniu z Porporą, koźlakiem podkręconym chmielowo i zresztą alkoholowo.

Informacje ogólne:
Piwo: Lambrate
Kraj: Włochy   
Region: Lombardia
Miasto: Mediolan
Browar: Birrificio Lambrate
Styl: koźlak 
Alkohol: 7%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 660 ml
Warka: do 26.06.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Tym razem na etykiecie jeden z wszędobylskich we Włoszech motocykli oraz charakterystyczny, mediolański, pomarańczowy tramwaj. Przy okazji wyjaśniam znaczenie nazwy - Lambrate to może nie pełnowymiarowa dzielnica, ale powiedzmy, że poddzielnica Mediolanu, w której oczywiście znajduje się brewpub.
8/10
 
Barwa
Kolor zaskakuje znacznie za dużą jak na styl jasnością, ale jest piękny - żywy bursztyn podkreślony przez spore zmętnienie. 
4/5

Piana
Niezbyt obfita, nieprzesadnie gęsta, ale nie jest też źle - cała warstwa nie utrzymuje się za długo, natomiast gruby pierścień i solidne pozostałości do samego końca. 
3/5

Zapach
Na wstępie zupełnie owocowy, są owoce wskazujące na obecność nowofalowego chmielu, takie jak lekko podkreślone żywicą cytrusy, pod spodem wiśnie, maliny, śliwki, do tego nieznaczne smagnięcie karmelem; potem karmel zdobywa dużo większy udział, wkracza też trochę ziołowego chmielu - ładna rzecz, wszystko jednak nieco nikłe, niewyraziste, co trochę poprawia się z czasem. 
6,5/10

Smak
Kiedy już mi się wydawało, że to będzie jakieś IIPA dla ubogich, w smaku w końcu zaczyna być koźlakiem i to dobrym, choć niewybitnym - przyjemna intensywność karmelowego słodu, dużo nut chlebowych, spora rola chmielu w postaci niskiej, ale wyraźnej goryczki, ziołowej, lekko żywicznej, nawet pieprznej - dość prosta, ale przyjemna bardzo kompozycja, dobry, a raczej bezbłędny balans słodyczy z goryczką, dobry trunek. 
7/10

Tekstura
Wysycenie dość spore, zbyt spore, ale w porządku jeszcze.
3/5

6.0/10

Dziwne piwo. Liczyłem na klasycznego koźlaka, dostałem jednego z bardziej nietypowych, jakie piłem, zwłaszcza w kolorze i aromacie. Piwo przyjemne, nawet bardzo, ale tak jakby nie załapałem jego koncepcji, mam wrażenie, że ktoś go trochę nie przemyślał. Pierwsze odstępstwo Lambrate od wybitności i od razu dość mocne - to nie jest poziom, jakiego oczekuję od browarów rzemieślniczych.

piątek, 20 lutego 2015

Lambrate: Porpora

Drugie piwo z Lambrate - najmocniejsze z przywiezionych, a więc spore oczekiwania. Jest to mocno chmielony koźlak, coś, co być może będę mógł nazwać koźlakiem amerykańskim. Ciężko powiedzieć, o co tu dokładnie chodzi, browar za dużo informacji nie ujawnia i nie wiem, czy chmielenie w ogóle jest nowofalowe, ale tak czy inaczej będzie to prawdopodobnie pierwszy na mojej drodze koźlak potraktowany eksperymentalnie - jakoś ten styl nie doczekuje zbyt wielu wariacji rewolucyjnych na swój temat.

Informacje ogólne:
Piwo: Porpora
Kraj: Włochy    
Region: Lombardia
Miasto: Mediolan
Browar: Birrificio Lambrate
Styl: nowofalowy koźlak
Alkohol: 8%
Ekstrakt: 18%
Objętość: 660 ml
Warka: do 10.06.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykieta trochę konfundująca, przedstawia kobietę, która ma chyba przypominać jednocześnie prostytutkę i disnejowską syrenę Ariel, a przy tym ma trochę dziwną, muskularną budowę ciała, wygląda dość staro i prawie nie ma nosa. Nie wiem, czy ma to coś wspólnego z Mediolanem i chyba mam nadzieję, że jednak nic, jako że regularnie tam bywam. No cóż, dalej fajna kreska, ale Ghisa budziła dużo lepsze odczucia.
7/10

Barwa
Bez światła ciemnobrązowe, pod światłem piękne prześwity miedziane, ciemnobursztynowe, rubinowe - mętność skutkująca matowością nie pozwala mu w pełni rozwinąć skrzydeł, a szkoda. 
4/5

Piana
Wybitnie obfita, bardzo gęsta i w ciekawy sposób osiada na szkle, bardzo trwała, bliska ideału. 
4,5/5

Zapach
Na wstępie naprawdę magiczny - główny składnik stanowią owoce, z jednej strony świeże, chmielowe, a la truskawki, banany, cytrusy, z drugiej koźlakowe - suszone i niesuszone śliwki oraz rodzynki, a do tego wszystkiego podbudowa karmelowa, chlebowa, melanoidynowa - genialnie złożony aromat, przepiękny, z czasem coraz mocniej zabiera głos ziołowy chmiel, w końcu trochę zanadto zaczyna dominować, a poza tym całość traci na intensywności. 
8,5/10

Smak
W smaku te ostatnie trzy wymienione nuty zdecydowanie przejmują dowodzenie, spory zwłaszcza poziom niesłodkiej chlebowości, ale ogólnie jest zdecydowanie słodko (karmel plus słodkie owoce) i nawet wyraźnie zawyżona jak na tradycyjnego koźlaka goryczka nie przeciwstawia się tej słodyczy jakoś specjalnie stanowczo, chmiel najmocniej ujawnia się na już dość zaawansowanym finiszu, gdzie łączy swoje ziołowe oblicze z tymi słodkościami - wyśmienite piwo, jest może tylko odrobinę za słodkie, ale pije się je coraz przyjemniej i przyjemniej. 
9/10

Tekstura
Niskie, ale konkretne wysycenie i spora gęstość dają idealną teksturę.
5/5

8.5/10

Kolejne znakomite piwo z Lambrate. Ciekawa interpretacja koźlaka, dość nietypowe piwo, ale niesamowicie przyjemne. Mimo jego dostojeństwa bardziej przekonała mnie jednak Ghisa, ale tak czy inaczej Lambrate póki co trzyma niesamowitą formę. 

czwartek, 19 lutego 2015

Elav: Punks Do It Bitter

Miałem najpierw zdegustować wszystkie przywiezione piwa z mediolańskiego Lambrate, a potem wszystkie z Elav z Bergamo, ale jednak je trochę przemieszam. I tak dzisiaj biorę na warsztat premium bittera z tego drugiego browaru. Rzadko jest okazja skosztować piwo w tym stylu z browaru rzemieślniczego (ESB jeszcze się czasem trafi), tym bardziej ciekaw jestem rezultatu.

Informacje ogólne:
Piwo: Punks Do It Bitter
Kraj: Włochy
Region: Lombardia
Miasto: Bergamo
Browar: Birrificio Indipendente Elav
Styl: premium bitter
Alkohol: 4,3%
Ekstrakt: 10,8%
Objętość: 330 ml
Warka: do 03.08.2016
Cena: 3,10 euro (4,70 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Browar przyjął koncepcję wiązania każdego nowego piwa z jakimś gatunkiem muzycznym (no, prawie zawsze), co całkiem trafia w mój gust i tworzy dobre, spójne etykiety. Tutaj padło na punk i kolorystykę flagi brytyjskiej, wyszło bardzo ładnie. Na etykiecie znajdziemy najbardziej podstawowy opis piwa. Na uwagę zasługuje bardzo ładny, firmowy kapsel.
8,5/10

Barwa
Jasnozłoty kolor, minimalne zmętnienie i żywo ulatujący gaz - ładnie, po dolaniu drugiej części mętnieje już bardzo mocno, ale dalej jest ładnie. 
3,5/5
 
Piana
Bardzo obfita, utrzymuje się do samego końca i bogato ozdabia szkło, bez zarzutu. 
5/5

Zapach
Kwiatowo-owocowy zapach chmielu, raczej amerykański niż angielski, ale mimo małej zgodności ze stylem bardzo ładny - dominuje grejpfrut, jest też cytryna, skórka pomarańczowa, no i kwiaty; intensywny, świeży, dobrze łączy słodycz z kwaskowatością, świetny w zasadzie aromat. 
8,5/10


Smak
Gdy już się wydaje, że będzie to APA, w smaku nagle ta owocowo-kwiatowa parada znika i dostajemy prostą, angielską słodowość z dodatkiem ziołowo-trawiastego chmielu (może jeszcze trochę kwiatów w nim zostaje), który dostarcza dość wysokiej jak na styl, bardzo przyjemnej w swej prostocie goryczki, ta opanowuje finisz w towarzystwie ziemistości - świetne, proste piwo sesyjne, można by je pić przez cały wieczór. 
8,5/10

Tekstura
Najbardziej można się przyczepić do wysycenia - najpierw było zdecydowanie za wysokie, po przyjęciu tylko odrobinę agresywniejszej techniki nalewania zrobiło się znowu zdecydowanie za niskie.
2/5

7.0/10

Świetne piwo z ciekawym zwrotem akcji. W aromacie to raczej APA, w smaku natomiast o dziwo zupełnie zgodne z sugerowanym stylem. Taką wariację to rozumiem, bo zdarza się, że browary rewolucyjne robią, jak sądzą, bittera, chmielą go mocno amerykańcami, ale zamiast wariacji wychodzi po prostu amerykańskie ale.

niedziela, 15 lutego 2015

Sainte-Hélène: Gypsy Rose

Belgijski craft to zjawisko sprawiające na pierwszy rzut ucha równie egzotyczne wrażenie co craft niemiecki, a jednak również istnieje i daje sobie radę. Waloński przybytek Brasserie Sainte-Hélène może nie jest najlepszym przykładem, bo choć bez wątpienia nazwany by był rzemieślniczym, to nie rewolucyjnym - zachowuje wierność belgijskiej szkole piwowarstwa, zresztą po szesnastu latach swojego istnienia ma w ofercie zaledwie sześć różnych piw. Jednym z nich jest Gypsy Rose, tripel, i bardzo jestem ciekaw, jak wypadnie w porównaniu z triplami z większych i legendarnych browarów belgijskich.

Informacje ogólne:
Piwo: Gypsy Rose
Kraj: Belgia  
Prowincja: Luksemburg
Miasto: Ethe
Browar: Brasserie Sainte-Hélène
Styl: tripel
Alkohol: 9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do końca 02.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Dygresja - umieszczanie wizerunków kobiet na etykietach piwa - a tak robi ten browar - kojarzy mi się z najgorszymi na świecie etykietami na piwach smakowych jednego z najgorszych browarów na świecie EDI, które mogłyby robić za graficzną definicję bezguścia i żadne słowa nie byłyby już potrzebne. Tu na szczęście jest to zrobione zdecydowanie subtelniej i ładniej (choć kobieta na tym piwie zdecydowanie nie w moim typie), ale to skojarzenie mi boleśnie pozostaje. Ogólnie etykieta taka skromna, małą czcionką wszystko pisane, ot tak w porządku, ale bez polotu. Goły kapsel. Wychodzi samo z butelki, może nie w zastraszającym tempie, ale gdybym nie wpadł dość szczęśliwie na taką informację od innego degustatora i otworzył jak gdyby nigdy nic, to straciłbym sporo zawartości.
6,5/10

Barwa
Złote, głęboko złote, ale bardzo mocne zmętnienie mnóstwem sporych kawałeczków drożdży zaciemnia je do bursztynowego - strasznie dziki ten osad, ale nawet sympatyczny. 
3,5/5

Piana
Dość obfita, cudownie gęsta, bardzo trwała i pozostawiająca przepiękne ślady na szkle. 
4,5/5

Zapach
Słodkie owoce (truskawki na czele), belgijska drożdżowość, trochę chmielowych kwiatów i spore dawki chlebowości - bardzo łagodny, zresztą niespecjalnie intensywny, przyjemny, choć mocno nie w stylu. 
6,5/10

Smak
Bardziej triplowe, jest ta owocowa, niemal cytrusowa rześkość, poza tym jednak wciąż dużo posmaków ciemnych - nuty chlebowe i karmelowe robią sycącą podbudowę słodową, która jest nie tyle tłem, co partnerem dla akcentów przyprawowych, na finiszu całkiem przyjemna ziemistość połączona z ziołowym chmielem - kompozycja ładna, bardzo przyjemna, ale nieco za mało tu werwy, za mało intensywności jak na tak mocne piwo. 
7/10

Tekstura
Bardzo niskie wysycenie jest problemem, pogłębia uczucie za dużej "ospałości" piwa.
1,5/5

6.0/10

Cóż, porównywanie do tripli trapistów nie ma nawet sensu. Niezłe piwo, przyjemne, no ale jak na styl (chociaż można dyskutować nad jednoznacznym przyporządkowaniem go do tripli), jak na Belgię i w końcu jak na importowany craft to spory zawód. Raczej do Świętej Heleny nie powrócę, na pewno nie za szybko.

sobota, 14 lutego 2015

Pinta (Browar na Jurze): Quatro

Gdy okazało się, że piwo o wysokim ekstrakcie, które Pinta zapowiedziała na koniec zeszłego roku, to tylko kolejne na rynku imperialne IPA, trochę się rozczarowałem - liczyłem na barleywine albo coś belgijskiego. Jak wieść niesie, a zresztą jak łatwo się domyślić po parametrach piwa, nie tak łatwo nazwać je jednak po prostu kolejnym IIPA - 8% alkoholu przy 24,7% ekstraktu i 110 IBU brzmi bardzo potężnie, zwłaszcza że zapewne nie bez powodu załadowane w małą butelkę. Pinta zresztą od początku traktowała je bardzo ekskluzywnie, jak rok starszego Imperatora Bałtyckiego. Czy będzie to piwo jego kalibru? Powątpiewam, ale nadzieja umiera ostatnia.

Informacje ogólne:
Piwo: Quatro
Kraj: Polska 
Województwo: śląskie
Miasto: Zawiercie
Browar: Browar na Jurze (Pinta)
Styl: imperialne India Pale Ale
Alkohol: 8%
Ekstrakt: 24,7%
Objętość: 500 ml
Warka: do 12.06.2015
Cena: 10 zł (15,15 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Pinta powróciła tym piwem do ładniejszego oblicza swoich etykiet - spójne połączenie dwóch, trzech kolorów z rysunkami abstrakcyjnymi lub symbolicznymi. Piękne, nawet eleganckie opakowanie - a może byłoby takie, gdyby nie... literówka w nazwie piwa. Jak oni mogli to puścić?
9,5/10

Barwa
Piękny, jasnobursztynowy kolor z wyraźnym, dość nietypowym, całkiem ładnym zmętnieniem - mimo wszystko klarowne byłoby trochę ładniejsze. 
4,5/5

Piana
Zmusza mnie do zrewidowania swojego pojęcia gęstości - nie pamiętam, bym kiedykolwiek spotkał się z aż tak gęstą, naprawdę jest magiczna - poza tym bardzo obfita, pięknie oblepia szkło, jedyne zastrzeżenia można mieć do trwałości, która jednak też jest bliska ideału. 
4,5/5

Zapach
Przepiękny aromat, łączący w sobie różne oblicza amerykańskiego chmielu - dominuje chyba taka lekko pikantna przyprawowość, zapowiadająca mocne, ostre piwo, na drugim miejscu mamy rześkie cytrusy, przede wszystkim grejpfruta i mandarynki, które ładnie równoważą te agresywne nuty przyprawowe, w końcu jest i trochę żywicy - mogłoby być w zasadzie idealnie, gdyby nie wkradł się nie za mocny, nieodrzucający, zanikający z czasem, ale jednak wyraźny diacetyl - wielka szkoda, choć i tak bardzo dobry aromat. 
8/10

Smak
Tu diacetylu już nie ma, jest za to cudowna gęstość, słodowa, słodka pełnia i masa chmielu, który dostarcza wysokiej, przyprawowo-żywicznej goryczki - bardzo ciekawie ściera się ze słodową słodyczą, jest przez nią dobrze zbalansowana, acz bynajmniej nie zatarta - piwo bardzo intensywne, ale nie znowu jakoś miażdżąco, jest pyszne, pozostawia bardzo długi, chmielowy finisz, piłem jednak sporo lepszych IIPA. 
8,5/10

Tekstura
W przyjemnej co prawda, oleistej teksturze zabrakło mi jednak wyraźnie wysycenia.
2,5/5

7.5/10

No duży zawód. Piwo pozycjonowane na jakiś majstersztyk, jedno z najlepszych IIPA świata wręcz, crème de la crème, stawiane obok Imperatora, okazuje się po prostu bardzo dobrym piwem - jednym z bardzo, bardzo wielu. Toć nawet Imperium Atakuje, IIPA szeregowe, było lepsze! Warto było uczestniczyć w trochę zabawnych zapisach na piwo i płacić tę sporą jak na krajowy produkt kasę w przypadku Imperatora - tutaj zaś miał miejsce wyraźny przerost formy nad treścią i warto nie było, mimo że bardzo dobry to trunek.


Parę godzin temu minęły dwa lata, odkąd prowadzę tego bloga. Przegapiłem to zupełnie i nie będę przesadzał z podsumowaniami. Liczba zrecenzowanych piw na blogu wynosi obecnie 426 (a w momencie rocznicy wynosiła 425), aczkolwiek przed upływem tych dwóch lat wypiłem jeszcze dwa, więc chyba powinienem liczyć 428 piw wypitych "tutaj" w dwa lata. Dziś ta liczba nie wydaje mi się duża, ale dwa lata temu na pewno wydałaby się ogromna. W drugim roku blogowania wypiłem więc 258 piw, jeśli podkręcę tempo o 28 piw na rok, to za kolejne dwa lata będzie okrągły tysiąc. Będę w to chyba celował.

No i może niech to będzie na tyle. Zamiast tracić czas na nikomu chyba niepotrzebne omawianie statystyk, wolę poświęcić go na opisanie kolejnego piwa. Dodam tylko, że o ile rok temu mogłem mówić o rozwinięciu się na dobre pięknej pasji, o tyle dziś nawet słowo "pasja" wydaje mi się za małe - piwo i cały dokonujący się tu z każdym kolejnym piwem na nowo proces opisywania go, oceniania i robienia zdjęć stały się częścią mnie. Zajęcie to pochłania mnie mocno i wnosi do mojego życia bardzo dużo radości i przyjemności. Jednocześnie ciągle rozwijam swoją wiedzę i umiejętności sensoryczne - z czasem w coraz wolniejszym tempie, ale ciągle. Każde nowe piwo może potencjalnie dostarczyć mi bezcennych, zupełnie nowych wrażeń, spostrzeżeń, wiedzy, odkryć. Jednocześnie jedna z pierwotnych funkcji tego bloga - skatalogowanie najlepszych piw, do których będę wracał - praktycznie upadła. Po dwóch latach wciąż moim ulubionym piwem jest to, którego jeszcze nie piłem i na zmiany się nie zapowiada, a ogrom rozmaitości, jakimi zasypują nas wyrastające jak grzyby po deszczu polskie crafty oraz zagranica, przyprawia o ból głowy. Nawet do tych najlepszych z najlepszych szkoda mi wracać, jeśli w tym czasie mogę poznać coś nowego. Kiedyś postaram się na pewno wypić ponownie, ale to jeszcze nie jest ten dzień.

Tak jak na początku, tak i teraz wciąż prowadzę tego bloga przede wszystkim dla siebie samego, ale w drugim roku zaczęło tu zaglądać trochę ludzi, pojawiły się komentarze (nie sądziłem, że dożyję ;) ), co bardzo mnie cieszy (i trochę zaskakuje - mam świadomość, że mój blog nie jest jednym z tych bardziej porywających) - nawet jeśli ktoś jeno rzuca okiem na nowe wpisy, zdjęcie i ocenę, to jest mi niezmiernie, naprawdę niezmiernie miło. Wasze zdrowie!

środa, 11 lutego 2015

BrewDog: #Mashtag 2014

#Mashtag z BrewDoga, amerykańskie brązowe ale, uwarzone z dodatkiem orzechów laskowych i wiórek dębowych w 2013 roku, według receptury wyłonionej na drodze twitterowego głosowania fanów browaru, pozostaje do dziś jednym z kilkunastu najlepszych piw, jakie w życiu piłem. Szkocki browar chyba nie był nim aż tak zachwycony, bo zamiast uwarzyć je raz jeszcze, w 2014 roku ponowił zabawę na twitterze, by wyłonić nową recepturę. Co wyszło? Imperialne [amerykańskie] czerwone ale z blood orange (odmianą pomarańczy o krwistoczerwonym miąższu), skórką pomarańczową i cytrynową. Brzmi trochę dziwnie, ale i ciekawie.

Informacje ogólne:  
Piwo: #Mashtag 2014
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Styl: imperialne amerykańskie red ale
Alkohol: 9%
Ekstrakt: brak danych
Objętość: 330 ml
Warka: do 27.05.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Wyrazista etykieta z wielkim, czerwonym hashem i krótka opowiastka o koncepcji piwa. W głosowaniu oddano ponad czterdzieści tysięcy głosów. Taak, BrewDog to potęga. Dziwi mnie tylko stosunkowo krótka data ważności.
9/10
 
Barwa
Piękna barwa od ciemnobursztynowej po bardzo jasny brąz, byłoby doskonale, gdyby nie osad. 
4,5/5

Piana 
Dość obfita, w miarę gęsta, przyzwoicie jak na moc piwa trwała, ładnie oblepia szkło. 
3,5/5

Zapach
Wita nas intensywny, skondensowany, słodki, owocowy chmiel amerykański z lekkim akcentem przyprawowo-żywicznym, a po chwili dołączają do niego nuty również owocowe, ale już ewidentnie pochodzące od faktycznych owoców, jakby sok z lekko kwaskowatej pomarańczy albo zmieszany sok z pomarańczy i grejpfruta i skropiony cytryną - znakomita kompozycja, sam chmiel daje odrobinę za ciężkie odczucie i wtedy na pomoc przybywa cytrusowa rześkość. 
9/10 

Smak
W smaku dużo bardziej przyprawowe, owoce dalej obecne (tu bardziej truskawki, śliwki), ale z czasem coraz bardziej zanikają na rzecz przypraw i żywicy, poza tym ujawnia się w końcu słód, lekko karmelowy - piwo bardzo wyraziste, zasadniczo słodkie, rzekomego 65 IBU nie czuć, chociaż może i tyle jest, ale przykryte słodowością - świetne piwo, z przyjemnym, żywiczno-cytrusowo-karmelowym finiszem, no może odrobinkę za ciężkie, by nazwać je wybitnym. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie na dobrym, bo niskim poziomie, tylko trochę za niskim.
4/5

7.5/10

Świetne piwo. Dodatki swoje wniosły, ale nie zdominowały smaku ani zapachu. Złożony, bardzo interesujący trunek, kolejny już z BrewDoga. Jeśli komuś uda się jeszcze na nie trafić, to polecam kupić, drugi raz już chyba nie zostanie uwarzone.