poniedziałek, 31 grudnia 2018

3 Floyds: Dark Lord

Imperial Stout / + kawa, wanilia, melasa / 15% / rocznik 2015

To nie był mój najintensywniejszy rok, jeśli chodzi o piwo. Od założenia bloga był może nawet najmniej intensywny. Złożyło się na to parę czynników, z czego głównym był taki, że dobiłem do tysiąca recenzji i zrobiłem sobie po tym sporą przerwę na odpoczynek i przemyślenia na temat zmiany formuły bloga oraz okres, w którym nie mogłem spożywać alkoholu. Był jednak bardzo ważny. W lutym wypiłem wszak najlepsze piwo swojego dotychczasowego życia - Fundamental Observation z Bottle Logic. Piwa takie jak Parabola, XX Anniversary Ale z Firestone Walker Brewing, Old Numbskull Bourbon BA, Barrel Aged Bible Belt, Xyauyù Barrel 2010 czy The Abyss z beczek po brandy również trafiły do ścisłej czołówki moich piwnych doświadczeń. W nadchodzącym 2019 roku czeka na mnie na pewno wiele dobrego - już teraz mam przed sobą wiele zapowiadających się kosmicznie butelek, a przecież nie mam jeszcze wszystkich.

Na koniec tego nieco mniej intensywnego, ale wciąż obfitego w piwa wielkie roku postanowiłem wypić legendarnego Dark Lorda - stout imperialny z kawą, wanilią, cukrem i melasą z 3 Floyds Brewing z Hammond, części aglomeracji Chicago. To 19. najlepsze piwo świata w rankingu ratebeera i 16. najlepszy stout imperialny. Rankingi ratebeera są przez niektórych mocno lekceważone, ale ja się szczerze mówiąc rzadko zawodzę na piwach z topki tej strony. Oczekiwania mam olbrzymie. Rocznik 2015 - ten, w którym zacząłem warzyć piwo w domu.

Etykieta w stylu komiksów fantasy - średnio mój typ niby, ale na piwie mi się bardzo podoba. Czerwony, nawet bordowy lak też robi robotę. Jest czarne, z brązowymi prześwitami przy obwódce. Piany prawie nie ma. Zapach o dziwo jest bardzo łagodny - pachnie melasą, czekoladą, cukrem trzcinowym, trochę rumem, wiśniami, drewnem, lukrecją i jest to kompozycja fantastyczna, ale szkoda, że brakuje jej intensywności. W smaku jednak nadrabia, jest wręcz potężnie intensywne, przeciąga się po podniebieniu i przełyku z niespieszną gracją. Czekolada, kawa, palone zboże, wanilia, ciemne suszone owoce, melasa, karmel, toffi, cukier kandyzowany... jest bardzo słodko, ale w takim starym typie, nie "deserowo", tylko po prostu słodko, z kontrą palonego słodu. Ciągle nasuwają mi się skojarzenia z rumem. Nie ogarniam, jakim cudem to piwo mogło nie widzieć beczki po mocniejszym alkoholu i tak smakować. W teksturze rozkoszna gęstość i tylko odrobinę za wiele gazu.

Po raz kolejny dokonałem dobrego wyboru piwa na koniec roku. Dark Lord to wielkie piwo, nawet jeśli do pełni glorii zabrakło mu intensywności w aromacie. Jest bardzo specyficznym RISem, który skręca mocno w stronę barleywine'a, w czym ma na pewno udział melasa i nie aż tak ciemny jak zwykle w RISach zasyp. Czy warto się o niego starać? Cóż, są piwa jednocześnie lepiej dostępne, tańsze i lepsze, ale nie ma ich bardzo dużo. Ja jestem usatysfakcjonowany.

9.0/10

Tsingtao 2000

jasny lager / 4% / 10 blg

Po okropnym Tsingtao Draft spoglądam z niepokojem na dużą butelkę Tsingtao 2000. Ciężko powiedzieć, czym to piwo ma się różnić od innych wersji international lagera serwowanego przez największy chiński browar, więc z wielką niechęcią zamierzam się dowiedzieć.

Jasnozłote, brzydko zmętnione drobinkami osadu - nie spodziewałbym się po tak dużym browarze. Piana raczej symboliczna. Zapach jest porządnie utleniony, idzie w kierunku taniego jabłkowego wina albo równie taniego miodu pitnego; wręcz lekko idzie w strony octowe; do tego trochę kartonu. Nie jest rażący, obrzydliwy, ale ani ładny, ani przyjemny. W smaku nacisk przeskakuje z nut winnych na karton, mokrą ścierę i alkohol (4%!), nie ma w nim ani jednej dobrej rzeczy i niestety nie jest tylko nijakie i bezpłciowy - jest paskudne.

Jedno z najgorszych piw, jakie tu recenzowałem, gorsze nawet od zwykłego Tsingtao i Tstingtao Draft. Tu już zaczynają się rejony, kiedy nie tylko wolę od piwa wodę, nie tylko najgorszą wodę, ale nawet zaczynam stawiać wyżej pragnienie.

1.5/10

Trzech Kumpli (Zapanbrat): Brew Note

Black IPA / 4,5%

Kiedy jeden z moich ulubionych polskich twórców piwa wypuszcza piwo w jednym z moich ulubionych stylów z etykietą nawiązującą do jednego z moich ulubionych gatunków muzyki, moim obowiązkiem jest zakup i spożycie. Brew Note browar określa jako Contemporary Black Ale, w praktyce można je nazwać sesyjną ciemną IPĄ.

Czarne, z bujną pianą. Dość łagodny, ale bardzo fajny zapach nut popiołowo-palonych, spod których przebijają się bardzo żywiczne aromaty chmielowe - tylko intensywności brakuje. W smaku już nie brakuje - jak na 4,5% jest bardzo wyraziste, nie tylko jeśli chodzi o mocarne żywiczne nachmielenie, ale też ciężkie, zaokrąglone, czekoladowo-popiołowe ciało słodowe. Jednocześnie pije się je bardzo lekko. Ma jeden mankament - na finiszu zamiast przyjemnie ciągnącej się goryczki jest trochę suchości i cierpkości. Wzięcie łyka jest niezwykle przyjemne, to co pozostaje trochę mniej. Szkoda tego bardzo, ale mimo wszystko to bardzo dobre piwo.

Dopracować i będzie rewelacyjne, na ten moment jest tylko bardzo dobre, ale zdecydowanie warte zakupu.

7.0/10

Hoppin' Frog: Rocky Mountain D.O.R.I.S.

Imperial Stout Whiskey BA / 10,5% / 105 zł (650 ml)

Z Hoppin' Frogiem miałem póki co przygody trzy. Pierwszą był rozczarowujący B.O.R.I.S. The Crusher, drugą był panel co najmniej ośmiu piw z tego browaru, na którym dwa urzekły mnie wybitnie, a trzecią - opędzlowanie jednego z tych dwóch piw samemu. Teraz czas na czwartą, opędzlowanie drugiego z tych dwóch piw. Powinno być dobrze, a nawet bardzo dobrze. Piwo przede mną to czwarte najlepsza na RB piwo od skaczących żab, stout imperialny leżakowany w beczce po nieokreślonej niestety whiskey.

Nieprzejrzyście czarne, piana symboliczna. W aromacie bardzo dużo beczki, która skręciła to piwo, z natury wytrawne, popiołowe, mocno palone, ostro kawowe, w stronę słodszych klimatów - pralin belgijskich, wanilii. Byłoby pięknie, gdyby alkohol się trochę nie przebijał. W smaku bardzo esencjonalne, bardziej nawet niż na 10,5% - ekstremalnie palone, lekko popiołowe, odrobina bardzo gorzkiej czekolady. Beczki nie ma tak dużo jak w zapachu, przebija się mocniej dopiero na finiszu, gdzie wchodzi z posmakiem whiskey, drewna i dosłownie szczyptą wanilii. Pyszne, ciężkie, intensywne, choć nie ma w nim nic nie z tego świata i nie wystrzega się pewnych niedociągnięć na poziomie smaków podstawowych (lekka niezbyt przyjemna cierpkość na finiszu). Super tekstura, bardzo gęste.

Rozczarowanie. Czy ledwie rok w piwnicy aż tak źle posłużył temu piwu? Czy dostałem gorszą butelkę niż na degustacji? Czy padłem wtedy ofiarą uroku chwili i zawyżyłem ocenę? Pytania się kłębią, odpowiedzi nie poznam, zapłaciłem ponad stówkę za RISa na poziomie, na którym RISy robi się już od dawna w Polsce i który, choć jest poziomem dość wysokim, nie ma prawa tyle kosztować.

7.5/10

niedziela, 30 grudnia 2018

Tsingtao Draft Beer 8º

jasny lager / 3,1% / 8º blg / warka z 29.07.2018 r.

Podstawową wersję Tsingtao zapamiętałem jako jedno z najgorszych piw, jakie piłem w życiu, skrajnie bezpłciowe. Najpopularniejszy chiński browar robi wiele innych wersji i mimo że zapowiadają się co najmniej równie źle, to ciężko ich nie spróbować, skoro już je dostałem, no bo są z Chin i egzotyka.

Kolor słomkowy, pływają nim drobinki czegoś, cieniutka piana, ale dość gęsta jak na koncernowego lagera. Pachnie słodko, bezinwazyjnie, prawie niczym, bliskie wody. Smakuje jak woda po płatkach kukurydzianych z lekkim posmakiem alkoholu, zamiast goryczki pozostawia niezbyt przyjemną cierpkość. Niemal kompletnie puste.

Chyba nie przesadzałem te 5 lat temu - Tsingtao to wyjątkowy chłam, którego jedyną zaletą jest to, że jest w miarę sterylny. Polskie korpolagery są na ogół lepsze.

2.0/10

piątek, 28 grudnia 2018

Port Brewing: Churchill's Finest Hour

Imperial Stout Bourbon BA / 13,5%

Churchill's Finest Hour to jedno z najlepiej ocenianych, ale i najtrudniej dostępnych piw Lost Abbey. To stout imperialny leżakowany w beczkach po bourbonie, warzony od 2010 raz w roku dla lokalu Churchill’s Pub & Grille w San Marcos, gdzie mieści się siedziba Lost Abbey. Jest go niewiele i mimo sporego popytu doczekał się niespełna 200 ocen na ratebeerze.

Czarne, z symboliczną raczej pianą, szybko redukującą się do grubego pierścienia. Zapach jest bardzo złożony i intensywny, a na pierwszym planie znajdują się co ciekawe orzechy - orzechy laskowe w czekoladzie, migdały, które powoli przechodzą w nuty kajmaku, toffi, karmelu, wanilii, marcepanu, kawy, bourbonu, nawet dymu i popiołu. Kompleksowy, piękny. W smaku nie inaczej - niezwykle złożone i intensywne, zaczyna się na dość słodko i beczkowo - czekolada, marcepan, orzechy, wanilia - a kończy na wytrawniej - kawa, popiół, dym, drewno. Finisz jest bardzo długi, ciągnie się jak smuga dymu. Ma trochę za dużo gazu jak na tak ciężkie piwo i to absolutnie jedyna rzecz, to której można się przyczepić. Noo, może alkohol mógłby być ciut lepiej schowany.

Piękne piwo, chociaż hajpowi i cenie jednak nie dorównujące. Kilka jak nie kilkanaście mniej limitowanych piw tego browaru to piwa lepsze.

8.5/10

O/O: 50/50 - Comet/Citra

American IPA / 6,5% / do 27.02.2019 r. / 26,49 zł

O/O Brewing to mały browar założony 5 lat temu w Göteborgu, specjalizujący się w nowo-nowofalowych IPAch. Puszka, która stoi przede mną, to piwo z serii 50/50 - serii IPA chmielonych w równych połowicznych proporcjach dwoma różnymi odmianami chmielu. Citra to jedna z najpopularniejszych, natomiast z Cometem spotkałem się zaledwie parę razy. Pamiętam pite przeze mnie niemal dokładnie 4 lata temu piwo z serii single hopów BrewDoga na tym chmielu i było świetne.

Słoneczne, mętne, z ładną pianą, która dość szybko znika. Zapach to przepiękna słodkoowocowa bomba chmielu, w której przeważają słodkie owoce tropikalne - papaja, mango, ananas. Jest też sporo grejpfruta, troszkę marakui i nuty białego pieprzu. Piękny. W smaku znacznie gorzej przez jedną jedyną wadę. Generalnie jest dobrze - soczyście, słodkawo, delikatnie gorzko, owocowo - ale wszystko to może nie niszczy, ale na pewno obrzydza bardzo mocno wyłażący alkohol.

I tak oto idea ipy-soczku została tu własną ofiarą. Chcąc maksymalnie usoczkowić swoje piwo browar mocno ograniczył pełnię i walory słodowe, ale nie zrezygnował ze sporych procentów i wyszło piwo w praktyce bardzo ciężkie w odbiorze. Dzięki znakomitemu aromatowi można go nazwać wciąż niezłym, ale na pewno nie jest to warte 26 zł.

6.0/10

środa, 26 grudnia 2018

Profesja: Oberżysta

premium bitter / 4,5% / 11 blg / do 31.12.2018 r.

Nie wyszło wielkiemu Samuelowi Smithowi, nie wyszło Shepherd Neame, to może browar z mojego miasta dostarczy mi wreszcie godnego bittera. Profesję uważam za browar bardzo nierówny, ale zdolny do dużych czynów.

Bardzo ładny, jasny bursztyn, zmętnione, z rewelacyjną pianą. W zapachu jest zaprawdę super - pachnie bardzo świeżym, rześkim i bogatym chmielem, ale czuć, że to nie nowa fala - cytryny, trawa, zioła. Poza tym piękne estry owocowe, nienachalny karmelowy słód, ziemistość; klasyka. W smaku pierwsze rzuca się w kubki smakowe mocne przegazowanie, naprawdę mocne, utrudniające spożycie, ale poza tym jest ok - silnie chmielowe, fajnie goryczkowe piwo prezentujące potencjał klasycznego chmielu, mocno ziołowe, trawiaste, również owocowe. Bardzo mało tu natomiast roli słodu, silniejsze są już akcenty drożdżowe, z czasem robią się wręcz niekorzystnie wyeksponowane.

Dziwne piwo. Klasyczne akcenty angielskiego bittera mieszają się w nim z nachmieleniem na poziomie IPA, drożdżami, mało tu słodu, a znacznie za dużo gazu. Są w nim momenty które kocham, są takie których bardzo nie lubię. W sumie typowa Profesja... nie pierwszy raz też dostaję od nich kompletnie przegazowane piwo.

6.5/10

Trzech Kumpli (Zapanbrat): Piwo w stylu Grodziskie

grodziskie / 2,9% / 8 blg / do 13.01.2019

Jedyny w pełni polski styl piwa w wykonaniu jednego z najlepszych polskich twórców piwa to coś, czego nie mogłem przepuścić. Nie dlatego, że styl polski i twórca polski, tylko dlatego, że styl pyszny i twórca świetny. Browar Trzech Kumpli zdecydował się wykorzystać do swojego grodzisza słód wędzony dębem.

Słomkowa barwa i genialna piana. Pachnie intensywnie piękną, drzewną, słoną, ogniskową, ściółkową wędzonką z delikatną nutą wędzonej szynki, spod której przebija się nieśmiało zboże - jeden z najlepiej pachnących grodziszy, jakie znam. Nie jest aż tak intensywne w smaku, brakuje mu troszkę bazy słodowej, natomiast sama wędzonka dalej jest rewelacyjna, trochę tu już bardziej oscypkowa, długo pozostająca na finiszu. Mocne nagazowanie, trochę przesadne nawet jak na ten styl.

Grodziskie jak grodziskie - ciężko uwarzyć w tym temacie piwo wyśmienite, Trzem Kumplom się nie udało, choć to satysfakcjonujący grodzisz.

6.5/10

niedziela, 23 grudnia 2018

Mikkeller (De Proef): Drink'in the Sun

bezalkoholowy American Wheat / 0,3% / do 23.05.2019 r. / 12,99 zł (0,33 ml)

Bardzo ładna, słoneczna barwa i skromna, ale trwała piana. Pachnie cytrusami ze szczególnym uwzględnieniem cytryn, a także zbożem wchodzącym lekko w słomę - ładnie, choć mało intensywnie. W smaku podobnie - bardzo przyjemne, bardzo mało brzeczkowe, cytrusowe, lekko zbożowe, ale bardzo rozwodnione, w dodatku zakończone leciutką szmatą w posmaku (prawie niedostrzegalną, ale jest).

Nie robi to konkurencji Kormoranowi, ani smakowej ani tym bardziej cenowej, chociaż to na pewno czołówka piw bezalkoholowych, jakie piłem. Tak całkowite uniknięcie posmaku brzeczki się praktycznie w tym sporcie nie zdarza. Poszło niestety za tym i to, że posmak piwa nie jest zbyt silny, to znaczy w ogóle nie ma tu silnych smaków. Gdyby miało cenę zbliżoną do wody, to pewnie bym często kupował, bo ma jedną przewagę nad Kormoranem nawet - jest tak lekkie, że można je wypić na raz. W te najgorsze dni lata, kiedy jest za gorąco nawet na 1 na 100, ładnie by wchodziło. Ale za 13 zł to nawet mając mnóstwo kasy głupio bym się czuł kupując je na skrzynki, jest zbyt zbliżone do wody.

6.5/10

sobota, 22 grudnia 2018

Schlösser Alt

altbier / 4,8% / do 05.2019

Altbier to chyba jeden z najmniej popularnych stylów piwa na świecie spośród tych, które wymienia BJCP. O ile zdarzy się jeszcze czasem znaleźć kraftowego koelscha, o tyle altbierów poza Dusseldorfem jak na lekarstwo. A takiego z Dusseldorfu jeszcze nie piłem, bo w Polsce ich nie ma - dostałem jednak w prezencie i cieszę się niebywale, bo przepadam za tym zaniedbywanym stylem. Alt z Brauerei Schlösser nie jest raczej najlepszym na świecie, ale jest jednym z popularniejszych.

Przepiękna jasnobrązowa barwa i gęsta piana, beżowa, o świetnym lacingu. W ładnym, trochę zbyt nieśmiałym zapachu mamy chleb, karmel, orzechy i czerwone jabłka. Zapowiada się fajnie, ale w smaku jest co najwyżej średnio. Piwo o bardzo niskiej pełni smaku, borykające się z żelazem i alkoholem (4,8%!), lekko karmelowe, lekko chlebowe i tyle z pochwał. Nadmierne nagazowanie nie jest receptą na brak pełni.

Fajnie że zaliczyłem jakiegoś alta, ale był zdecydowanie najsłabszy ze wszystkich, które piłem. Nie jest to złe piwo, ale dobrym też bym go nie nazwał.

5.5/10

środa, 19 grudnia 2018

Shepherd Neame: Spitfire

premium bitter / 4,5%

Moja słabość do tradycyjnych brytyjskich bitterów, najlepiej z przezroczystych butelek, jest nieomal nieskończona. Jedną z większych słabości darzą z kolei Bishops Finger z browaru Shepherd Neame. Spitfire to trochę lżejsze piwo, klasyczny premium bitter w pięknej butelce, z ładną etykietą i miejmy nadzieję pyszną klasycznie angielską zawartością, choć oceny niekoniecznie na to wskazują. 

Piękna ciemnobursztynowa barwa, klarowne, z przyzwoitą, lekko zaśniedziałą pianą. W zapachu przede wszystkim dużo karmelu przechodzącego trochę w toffi, do tego estry owocowe (gruszki, jabłka) i szczypta charakterystycznej dla bitterów ziemistości. W smaku ta ziemistość dominuje i przechodzi w popiołowość - poza tym niewiele się w tym piwie dzieje, posmak karmelu jest za delikatny, owoce zanikają, goryczka jest średnio przyjemna. Bardzo przeciętne piwo, można pić, ale można nie pić.

Podobne rozczarowanie co ostatnio z Samuelem Smithem, zupełnie przeciętny bitter, piwo niewarte zapamiętania. Szukam dalej.

5.5/10

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Pinta (Browar Zarzecze): eiksizdorG

grodziskie / 2,9% / 7,8 blg / do 27.03.2019 r.

Grodziskiego z Pinty nigdy za wiele - to już siódme podejście do tematu pierwszego polskiego kontraktowego browaru rzemieślniczego, z jakim się stykam. Pincie odechciało się numerowania swoich kolejnych grodziszy i postanowiła zatytułować najnowszą wersję słowem "Grodziskie" zapisanym na wspak. No ok. EiksizdorG to chmiel lubelski i słód pszeniczny wędzony dębem.

Jasnozłote, zmętnione drobinkowym "kurzem", dobra piana. Bardzo przyjemny, nieprzeciętnie wędzony aromat, mało szynkowy, a bardziej drzewny, ogniskowy, dymny, również spod znaku ściółki leśnej, starych liści. Można wyczuć, że to dąb. W smaku już tak dobrze nie jest - profil smakowy jest bardzo dobry, dużo wędzonki, leciutkie, lekko zbożowe słodowe ciało, natomiast intensywność jest bardzo niska nawet jak na grodziskie. Spore nagazowanie trochę ratuje sprawę.

Grodzisz jak grodzisz, nic specjalnego. Pinta potrafi je robić dużo lepiej, tutaj piwo, które ciężko mi będzie zapamiętać.

6.0/10

niedziela, 16 grudnia 2018

Westbrook & Evil Twin: Imperial Mexican Biscotti Cake Break

Imperial Stout / + kawa, cynamon, migdały, ziarna kakao, wanilia, papryczki habanero / 10,5%

Jest początek grudnia 2018 roku - dobijam powoli do finału wypijania piw, które przywiozłem z Kalifornii w czerwcu roku 2017. Ta kooperacja Westbrook Brewing z Evil Twinem - skrzyżowanie ich dwóch najsłynniejszych być może piw, Mexican Cake'a z jednej i Imperial Biscotti Breaka z drugiej stajni - będzie przedostatnim. Piwo było moim niecelnym strzałem w USA, dlatego że jako jedyne bardzo szybko po moim powrocie stało się dostępne w Polsce. Nie powinno to jednak odebrać mi przyjemności z RISa z masą dodatków.

Czarne jak smoła, piany praktycznie brak. Zapach jest dość złożony i żaden element nie dominuje: są papryczki, jest popiół z ogniska, jest kakao, kawa, wanilia. Przyjemnie, choć nie do przesady intensywnie, co jest wynagradzane w smaku. To mocarne, złożone i dobrze wyważone połączenie palonego słodu, kawy, dodatków cukierniczych i w końcu papryczek - użytych w ilości prawie idealnej do piwa. Nadają mu pikanterii nie do przegapienia, ale nie przytłaczają ani nie męczą ostrością. Sypnąłbym ich tylko troszkę mniej, bo o ile piwa nie przytłaczają, to jednak odrobinę za mocno przysłaniają akcenty czekoladowo-migdałowe na finiszu. Bardzo dobrze się trzyma.

Ciut rozczarowujące jak na dużą kolaborację dwóch amerykańskich specjalistów od stoutów imperialnych. Czysta przyjemność, ale nic co warto byłoby przywozić aż ze Stanów.

7.5/10

piątek, 14 grudnia 2018

The Bruery: Terreux Goses Are Red

gose / + winogrona / 5,3% / rocznik 2017 / 59,90 zł (0,75 ml)

Dawno niewidziany tu gość, The Bruery, jest niewidziany dawno, bo po zalewie ich piwami wrocławskich sklepów w latach 2016-2017 ostatnio nie widuję żadnych. Wspomnienia dopadły mnie jednak w Warszawie i nie mogłem sobie odpuścić. Goses Are Red to gose z winogronami, które nie jest żadnym specjalnie głośnym okazem wśród piw z tego browaru, ale sparowanie gose z czymś innym niż cytrusy i owoce tropikalne przyciągnęło moją uwagę.

Ciemnozłote, być z może z leciutkim odcieniem czerwieni od winogron - piana w minutę redukuje się do zera. W złożonym i intensywnym aromacie mieszają się winogrona, kwiaty, skóra, kwaśne owoce (kwaśne jabłka, marakuja, niedojrzałe czereśnie). Trochę flandersowy, bardzo dobry. W smaku jako pierwsze atakuje łupnięcie sporą kwaśnością - również soli nie dodano w ilości symbolicznej, jest bardzo wyraźna. Tutaj paleta aromatyczna już nie jest tak bogata - trochę skóry, bardzo kwaśnych jabłek, nienachalnego octu, winogron już nie czuć. Jest fajne, ale trochę niedopracowane - za wysoka kwaśność jak na umiarkowaną pełnię smaku, przegazowanie.

Prawdę mówiąc, to jedno z najsłabszych piw The Bruery, jakie piłem, kompletnie nie warte swojej ceny.

6.0/10

środa, 12 grudnia 2018

Mikkeller (De Proef): Hallo Ich Bin Berliner Weisse - Alkoholfrei

bezalkoholowe berliner weisse / 0,1% / do 05.04.2019 r.

Od mojego przymusowego rajdu na piwa bezalkoholowe minęło już trochę czasu, ale nie zamierzam zamykać tematu: odkryłem w sobie spore zamiłowanie do piwa bez procentów i będę dalej w miarę okazji poszukiwał bezalkoholowych piw na poziomie. Dzisiaj propozycja Mikkellera w temacie bezalkoholowych kwasów.

Bardzo jasne złoto, uczciwa piana. W umiarkowanie intensywnym zapachu przeważa kiszonka, dość kapuściana, właściwie najbardziej kapuściana z jaką się spotkałem w piwie. Gdzieś w tle nuta chmielu i jasnego słodu. W smaku jest dużo lepiej - jest wyraziście kwaśne, przyjemnie skontrowane słodyczą, cytrynowo-ziemiste, trochę lemoniadowe a trochę piwne. Czuć brzeczkowość, ale w znikomym stopniu, przykryta jest przez pełnię smaku. Przyjemnie, mocno nagazowane.

Jedno z najlepszych piw bezalkoholowych, jakie piłem, na podium pozostają u mnie Kormoran x2 i Fortuna, ale Mikkeller tuż za nimi. Bardzo bym chciał całą serię tego piwa w wersji z różnymi owocami, baardzo. Gdyby pozbyć się tej kapuścianej nuty, to byłoby naprawdę rewelacyjne w swojej kategorii, a owoce mogłyby ją przykryć.

6.5/10

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Deschutes: The Abyss Barrel Aged in Brandy Barrels

Imperial Stout Brandy BA / + melasa, lukrecja, kora wiśni, laski wanilii / 13,3% / zabutelkowane 08.12.2016 r.

Czas na trzecią i ostatnią wersję legendarnego The Abyss z Deschutes Brewery. Była wersja podstawowa (21% Bourbon, 21% Wino, 8% czysta dębowa beczka, 50% bez leżakowania), była wersja bourbonowa, czas na brandy. Piłem póki co zaledwie pięć piw leżakowanych w beczkach po brandy i wszystkie były znakomite. Dwa z nich były mieszankami z innymi beczkami, a trzy były leżakowane konkretnie w beczce po koniaku. Po raz pierwszy więc spróbuję piwa, które leżakowało w całości w beczce po brandy, która koniakiem nie była (a przynajmniej sądzę, że browar by się tym pochwalił).

Smoliście czarne, z całkiem niezłą pianą. Zapach jest rewelacyjny, zdecydowanie najlepszy ze wszystkich trzech wersji: charakterystycznie owocowe nuty brandy i ciemny słód wsparty wanilią, melasą i lukrecją dają wrażenie praliny czekoladowej nadzianej słodką masą skropioną właśnie brandy; do tego typowe dla The Abyss, ale tym razem przełamane czymś ciekawszym nuty palone, kawowe, wręcz dymne. Mistrzostwo. W smaku jest nieco bliższe oryginałowi, ale wciąż lepsze: bardzo mocno palone, delikatnie czekoladowe, z wyraźną choć nieprzesadnie intensywną, podobną do jabłek nutą brandy. Fajnie zbalansowane, z dobrze ukrytym alkoholem, intensywne, gęste.

Zdecydowanie najlepsze z trójcy, w przeciwieństwie do tamtych nie ma problemu z nadmierną palonością, jest skontrowane fajną słodyczą. W dalszym ciągu nie jest to piwo gigantyczne, ale jest wybitne.

9.0/10

sobota, 1 grudnia 2018

Nepomucen: Hole

Black IPA / 6,3% / 16,5 blg / do 19.07.2019 r.

Uwielbiam wracać do Nepomucena, bo jestem prawie pewien, że wypiję bardzo dobre piwo. Zawiodłem się na tym browarze jedyny raz, mocno, ale jedyny raz, a cała reszta razów to były piwa więcej niż dobre. Niedawno w Szynkarni przypomniałem sobie, jak super potrafi być dobrze zrobione ciemne IPA, choć nie tak często się trafia. Mam nadzieję, że propozycja Nepomucena, chmielona Citrą i Chinookiem, będzie zrobione nienagannie.

W szerszym fragmencie szkła czarne, w węższym brązowo-miedziane: przepiękne, a do tego dochodzi majestatyczna, drobniusieńka, kremowa, długo się trzymająca piana - prezencja na szóstkę. Zapach to owoce leśne w czekoladzie, cytrusy, żywica i igły, igły, igły - cudowny, klasyka stylu, takie kompozycje zbudowały piwną rewolucję. Jest tak dobrze, że aż wyglądam rozczarowania w smaku, ale nie - jest równie dobrze. Bomba owoców i iglaków, przełamana w łagodnym, idealnym dla ciemnego IPA stopniu nutami czekoladowymi; wyposażona w wysoką, żywiczną goryczkę (może ciut za szorstką), która razem ze stroną słodową i bogactwem chmielowego aromatu czyni piwo bardzo pełne i intensywne. Jedynie nagazowanie mogłoby być nieco większe, poza tym to wzorcowe dla stylu piwo.

Hole to piwo, które przeszło bez echa, ale nie u mnie - dawno tak dobrego ciemnego IPA nie piłem. Można by trochę popracować nad szlachetnością goryczki, trochę za szorstkiej i ściągającej - jakby była na najwyższym poziomie, to byłby to mój ścisły życiowy top ciemnych IPA.

8.0/10

piątek, 30 listopada 2018

Alefarm: Soft Fracture

American IPA / 5,5% / 22,80 zł

Alefarm Brewing to duński browar spod Kopenhagi, koncentrujący się na piwach chmielonych na modłę Nowej Anglii, obecnie czwarty najlepszy browar tego kraju na untappd.com. W jednym z najbardziej intrygujących opakowań piwa, jakie widziałem, rozkosznie minimalistyczną puszką, czeka na mnie IPA chmielona Citrą i Simcoe.

Złoto, mocno mętne, z bujną pianą. Aromat cytrusów wybuchnął po pokoju jak tylko otworzyłem puszkę - jest bardzo intensywny, soczysty, cytrynowy, grejpfrutowy, pomarańczowy, pojawia się nawet ewidentna marakuja, są wtrącenia żywiczne i słodowe - cudowny, znakomity aromat. W smaku dużo mniej Citry, dużo więcej Simcoe - robi się mocno już żywicznie, iglakowo, choć kwaskowe cytrusy dalej występują. Jest w dalszym ciągu bardzo intensywne, co odczuwa się zwłaszcza na długo ciągnącym się finiszu. Brakuje mu jak dla mnie nieco gładkości (wynika to również ze zbyt mocnego nagazowania) - goryczka jest ciut piekąca - ale to bardzo dobre, złożone, intensywne IPA.

Świetne piwo, szkoda że nie jest trochę gładsze, bo byłoby wybitne. Takie nie do końca NEIPA - jest bardzo soczyste, ale bardzo mało "soczkowe", właściwie to masywna, ciężka, intensywna IPA, tylko z nowo-nowofalowym profilem aromatycznym. Mi bardzo pasuje.

8.0/10

poniedziałek, 26 listopada 2018

Crooked Stave: St. Bretta

wild ale / + cytrusy / 5,8% / 39,99 zł (0,375 ml)

St. Bretta to piwo na brettach leżakowane w dębowych beczkach z dodatkiem różnych cytrusów przez browar i dystrybutora piwa z Kolorado. Miałem okazję już pić wersję z pomelo i smakowała mi tak bardzo, że wiele nie myśląc sięgnąłem po inną, gdy zobaczyłem na półce, mimo że nie są to tanie piwa. Ta wersja jest trochę enigmatyczna - nie ma na etykiecie podanego żadnego konkretnego cytrusa. Ratebeer wymienia St. Bretty różnicowane po owocach i po porach roku, ale tutaj nie ma też pory roku. Być może browar znudził się dywersyfikacją i postanowił warzyć jedną jedyną słuszną St. Brettę.

Jasne klarowne złoto i bujna piana. Zapach jest cudowny, kojarzy mi się z dzikusami z Russian River - jest świetnie wyważonym połączeniem eleganckiej dzikości (siano, końska derka), kolorowej, słonecznej cytrusowości i w końcu niebagatelnego, nieprzeszkadzającego, ale wyraźnego biszkoptowego podłoża słodowego. Pachnie jak sad pomarańczy latem, a w każdym razie tak sobie wyobrażam zapach sadu pomarańczy latem. W smaku może nie jest to aż taka bomba nut zapachowych, ale jest intensywnym, fajnie wspartym cytrusami dzikusem z mocnymi posmakami siana i ziemi, niemal zupełnie nie kwaśnym, wytrawnym, dość wyważonym, może trochę za bardzo.

Wersję Pomelo zapamiętałem zdecydowanie lepiej - ta jest bardzo dobrym piwem, ale zdecydowanie swojej ceny niegodnym, nie wprowadza nic specjalnie oryginalnego do mojego doświadczenia z kwasami.

7.5/10

Samuel Smith: Pale Ale

premium bitter / 5% /  do 12.2018 r.

Do Samuela Smitha mam spory szacunek i sentyment i w ogóle dużo dobrych rzeczy: to dla mnie jeden z najlepszych tradycyjnych angielskich browarów, który dał światu mnóstwo pysznych rzeczy. Dopiero niedawno natrafiłem jednak na coś tak tradycyjnie angielskiego jak premium bitter z tego browaru. Mimo że na ratebeerze to żaden top stylu, to liczę na smakowitego, przyjemnego bittera w arcyklasycznym wydaniu.

Estetycznie Samuel Smith nic się nie zmienił odkąd ostatnio go piłem - i bardzo dobrze, bo to przepiękne butelki z przepięknymi, oldskulowymi etykietami. Piękna jasnobursztynowa barwa z przebłyskami miedzi, gęsta i trwała piana. W zapachu owocowe estry, karmel, drewno cedrowe i szczypta ziołowego chmielu - trochę nieokrzesany, mało czysty, ale przyjemny. W smaku jest gorzej - jest dość puste i wychodzi alkohol, aldehyd octowy wkracza z rozpędem umiarkowanie wysokim, słodowość spod znaku karmelu i landrynek nie jest zła, ale wszystkiego sama nie zrobi, a chmiel gdzieś zaginął w tłumie. Jest takie ok - nie czyni nieprzyjemności z picia, ale przyjemności daje jak na lekarstwo.

Spore rozczarowanie. To jeden z mniej udanych bitterów jakie piłem. Ogólnie Samuelowi lepiej wychodzą piwa ciemne, po jasną angielską tradycję będę się kierował w stronę Fuller'sa.

5.5/10

niedziela, 25 listopada 2018

Faro Boon

faro / 5% / do 29.06.2019

Piłem póki co dwa różne faro w życiu, z czego ostatnie w marcu 2014 roku. Ciężko było mi więc nie sięgnąć po propozycję Brouwerij Boon, jak już zobaczyłem butelkę w sklepie. Ratebeer mówi, że to jedno z najgorszych faro na świecie - a dokładnie 15 z 18 - ale generalnie szanuję faro trochę bardziej niż przeciętny człowiek, więc może być przyjemnie.

Ciemnozłote, z przyzwoitą pianą. Pachnie jak najbardziej przyjemnie, choć mało spektakularnie - jabłka, mocno przypalony karmel, łagodna lambikowa dziczyzna, sok z winogron. W smaku nie jest tak fajnie, chociaż nie jest też źle. Jest bardzo słodkie i bardzo mało lambikowe, ale jakimś sposobem, mimo że cukru sypnięto naprawdę sporo, to nie jest to słodycz męcząca i po przełknięciu szybko mija. Brakuje tu natomiast czegokolwiek szlachetnego, trochę takie "zwykłe (acz solidne) piwo z cukrem" z ledwo zauważalnym skrętem lambikowym.

Jest bardzo ok, zwłaszcza jak ktoś przeciwko faro za wiele nie ma, ale dużo lepiej sięgnąć po propozycje Lindemansa czy Girardin. Minęło parę lat odkąd je piłem, ale i tak jestem pewien że dużo lepiej.

6.0/10

środa, 21 listopada 2018

Northern Monk: Eternal Session IPA

American IPA / 4,1% / do 03.03.2019 r. / 11 zł (0,33 ml)

Były czasy, że Anglia była u mnie na pierwszym miejscu ze wszystkich krajów, jeśli chodzi o piwo. Były to czasy, w których miałem za sobą bardzo mało piw z USA, ale były. Dawno nie odkrywałem żadnego nowego brytyjskiego browaru i oto jest - zgrabna puszka sesyjnego IPA z Northern Monka, jednego z najbardziej prominentnych browarów na wyspach, usytuowanego w Leeds. Browar określa to piwo mianem flagowego.

Jasnozłote, dość mętne, z przyzwoitą, drobną pianą. W zapachu bardzo przyjemne, słodkawe, tropikalne i cytrusowe owoce (papaja, ananas, pomarańcza, mango - jedynym minusem tu jest niedostateczna intensywność. W smaku idzie bardziej w stronę trawiasto-żywiczno niż owocową, jest mało barwne, chociaż zostaje przyjemny pomarańczowy posmak. Przede wszystkim natomiast to czysta, intensywna, lekka lecz wyrazista IPA, która faktycznie jest takim wzorcowym Session IPA - piwo lekkie, ale zbyt sharp jak na APA. Mogłaby mieć troszkę mniej gazu.

Nie jest to piwo wielkie, ale jest dość duże - przykładna, dość złożona, lekka i smaczna IPA. Chętnie obczaję te bardziej wyjątkowe piwa z Northern Monka.

7.5/10

czwartek, 15 listopada 2018

Port Brewing: Lost Abbey - Track #10

stout imperialny bourbon BA / + kawa, kakao / 13,5%

Ile można przeżyć bez Lost Abbey? Niedługo zaprawdę. Na niemal sam już koniec wypijania piw, które przywiozłem sobie z podróży do Kalifornii, zostawiłem sobie jedyne, które kupiłem w jednym z moich ściśle ulubionych browarów świata. Track #10 to wariacja na temat pysznego Serpent's Stout (którego butelkę pitą 2 lata temu uznałem za najlepszego RISa nieleżakowanego w beczkach i bez dodatków, jakiego piłem) - wzbogaconego o beczki po bourbonie, kawę i kakao. Brzmi jak pewna wygrana. Na ratebeerze to w dodatku ścisła czołówka piw z tego browaru, aktualnie trzecie miejsce.

Jak zawsze fenomenalna oprawa graficzna. Jest czarne jak smoła, a piana bardzo znikoma, aczkolwiek cienki pierścień długo się utrzymuje. W zapachu rozkoszne, słodkie, potężne połączenie świeżo zmielonych ziaren kakaowca, waniliowej i lekko drzewnej beczki po bourbonie, szczypty kawy i palonego słodu: na myśl przywodzi ciasto czekoladowo-marcepanowe obficie wzbogacone wanilią i nasączone w likierze kawowym. Właściwie jest to zapach cudowny. W smaku następuje dość znacząca odmiana - zdradza swoje pochodzenie, a ma w końcu pochodzenie w wytrawnym, dość mocno palonym stoucie imperialnym i takie jest w smaku przede wszystkim. Beczka, kakao i kawa trochę zmieniły piwo, ale nie zdołały zamienić RISa wytrawnego w słodkiego. Najmocniej przeniknął bourbon, ale nie jego waniliowe pokłosie, a po prostu bourbon. Oczywiście to pyszne piwo, ale nie idealne - nie ma aż takiej pełni smaku, aż tak dobrego ukrycia alkoholu i aż takiej złożoności, żeby podchodzić pod dyszkę. W teksturze brakuje ciut ciała.

To znakomite piwo i spore rozczarowanie. Po top 3 z Lost Abbey spodziewałem się urwania dupy, głowy i czegoś jeszcze - urwania nie było, bo moim zdaniem daleko temu piwu do top 3 z Lost Abbey. No chyba że za długo trzymałem je u siebie po powrocie ze Stanów, ale czy rok i parę miesięcy oczekiwania powinno zrobić różnicę tak mocnemu piwu? Nagroda pocieszenia - jeśli chodzi o sam zapach, to faktycznie może być top 3.

8.5/10

poniedziałek, 12 listopada 2018

Heller: Aecht Schlenkerla Rauchbier Kräusen

Rauchbier / 4,5% / do 03.2019 r.

Po około 4,5 roku odkąd wypiłem z zachwytem pierwszy raz piwo ze Schlenkerli wchodzę na ostateczny poziom wtajemniczenia w ten genialny bamberski browar. Kräusen to już ostatnie piwo, jakiego jeszcze z tej stajni nie piłem - do niedawna było serwowane tylko z beczki na miejscu, a mimo że na tym miejscu byłem kilka razy, to nigdy na nie nie trafiłem. To ciekawe piwo - jego bazą jest schlenkerlowy Helles, ale po paru miesiącach leżakowania dolewa się do niego nieco bardzo świeżego ("zielonego", właściwie niegotowego) marcowego - to właśnie technika, którą nazywa się krausening. To najmniej popularne piwo browaru, ale podobno dalekie od najsłabszego.

Na etykiecie klasyka Schlenkerli. Ciemnozłote, mętne, z bujną pianą. W zapachu typowa, rozkoszna, bukowa wędzonka spod znaku wędzonej szynki i dymu z ogniska, szczypta świeżego chmielu i pyszna, karmelkowo-owocowa podbudowa słodowa. Jak to często z piwami Schlenkerli, w zapachu słodycz pięknie komponuje się z nutami wędzonymi. W smaku, co dość logiczne, stoi istotnie pomiędzy jasnym lagerem a marcowym z tego browaru, przy czym bliżej tego pierwszego. Wędzonka jest relatywnie łagodna, słodowość idzie lekko w stronę miodu, finisz jest cudownie chlebowy. Zapach obiecywał więcej, ale jest pyszniutkie, tylko trochę za mocno nasycone.

Obok hellesa to najgorsze piwo ze Schlenkerli - i jest świetnym piwem. Zapach jak zawsze miażdży, trochę mniej imponujące jest w smaku - chyba najmniej intensywne ze wszystkich. Inne niż wszystkie, nie jest jakąś kalką ani hellesa, ani marcowego - jest czymś pomiędzy i czymś wyjątkowym.

7.5/10