wtorek, 31 maja 2016

Durham: Temptation

Już maj, a ja w tym roku jeszcze ani razu nie zawitałem do Anglii. To osobliwe, bo cenię piwowarstwo tego kraju jak cholera. Pocisnę więc z grubej rury i sprawdzę w końcu, jak smakuje stout imperialny z Durham Brewery, który trzymam już w piwnicy od zeszłego roku. Durham to browar założony przez małżeństwo nauczycieli w 1994 roku, który zdecydowanie nie jest typowo craftowym tworem, ale i nie trzyma się sztywno klasyki. Dzisiaj ma być jednak klasycznie i dostojnie - to takie trochę nie do końca na miejscu zaczynać przygodę z browarem od RISa, bo teoretycznie nie powinni mieć mi do zaoferowania nic znacznie lepszego, ale co tam.

Informacje ogólne:
Piwo: Temptation
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: North East England
Miasto: Bowburn
Browar: Durham Brewery
Styl: stout imperialny
Alkohol: 10%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do września 2019 r.
Cena: 23,20 zł

Opakowanie
Elegancka etykieta, butelka o pięknym kształcie, firmowy kapsel, zwięzły opis piwa. Bardzo ładne.
8,5/10


 
Barwa
Doskonała czerń.
5/5

Piana
Obfita i długo się utrzymuje.
4,5/5

Zapach
Czekolada, palone zboże, dużo suszonej śliwki, karmel, szczypta szlachetnego alkoholu. Dość porterowy, ale bardzo ładny aromat.
8/10

Smak
Na początek niestety zbyt mocne uderzenie alkoholowe, dopiero po przełknięciu rozpościera się bardzo ładny, dla odmiany od zapachu wytrawny finisz pełen kawy, suszonej śliwki i palonego ziarna. Ten alkohol jest za mocny, ale jest za to dość szlachetny, nie spirytusowy, a bardzo likierowy, więc ani przez chwilę nie jest to piwo nieprzyjemne. Wciąż proporcje odczucia alkoholu do pełni piwnego smaku są tu trochę słabe.
6/10

Tekstura
Minimalnie za wysokie wysycenie i przydałoby się trochę gęściej, ale ogólnie bardzo dobrze.
4/5

6.0/10

No niestety, taka ocena w przypadku stoutu imperialnego to trochę przegrana browaru. Temptation jest po pierwsze mocno porterowe, mimo 10% nie jest to zbyt tłusty RIS (widać to nawet w dość jasnej pianie), a po drugie jest za bardzo alkoholowe i to po rocznym leżakowaniu. Nie jestem w stanie go polecić, za taką kasę można zrobić nieskończenie wiele rozsądniejszych zakupów piwnych.

niedziela, 29 maja 2016

Hopkins (Kościerzyna): Lśnienie

Rozbestwiłem się - już od jakiegoś czasu nie kupuję w ciemno piw kontraktowców, o których jeszcze nie słyszałem sporych pochwał. O Hopkinsie słyszałem, no to dałem im szansę. Postanowiłem odwołać się do starych wesołych czasów, kiedy to każden jeden nowy browar kontraktowy wchodzący na rynek zaczynał od uwarzenia amerykańskiego IPA, i takim właśnie stylem zacząć znajomość z Hopkinsem. No, oni to określają jako Wheat IPA, ale umówmy się, że trochę pszenicy w zasypie nie jest w stanie wynieść piwa poza ramy zwykłego AIPA, będzie to po prostu jedna z lżejszych interpretacji stylu. Piwo uwarzone było w Kościerzynie, z którym to browarem łączy mnie jedno nieciekawe wspomnienie w postaci piwa Brodacza, który ostatnio zostawił daleko w tyle pozostałych konkurentów do tytułu persona non grata polskiego kraftu.

Informacje ogólne:
Piwo: Lśnienie
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Kościerzyna
Browar: Stary Browar Kościerzyna (Browar Hopkins)
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 6,4%
Ekstrakt: 15,5%
Objętość: 500 ml
Warka: do 18.05.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykiety mają estetyczne, ale z pewną nutką bezpłciowości. Na plus dokładny skład, na minus idiotycznie wyrażone "parametry" piwa. Goły kapsel.
7/10

 
Barwa
Złoto, lekkie zmętnienie - ładne.
3,5/5

Piana
Bardzo, bardzo obfita, drobno- i średniopęcherzykowa, trwała niemalże do samego końca.
4,5/5

Zapach
Słodkie owoce dominują całkowicie. Najwięcej jest pięknego liczi, potem idzie mango, marakuja, papaja, może gruszka. Przepiękne to jest, chociaż pojawiają się też bardzo małe wady, jakby cień DMS-u. Ale doprawdy, tylko cień, świetny aromat.
8,5/10

Smak
Fajne, nagle z totalnej słodyczy w zapachu do sporej wytrawności. Tutaj chmiel jest znacznie mniej owocowy, a bardziej ziołowy i żywiczny, bardzo naostrzony, ale w wyłącznie przyjemny sposób. Jednocześnie dysponuje to piwo świetną, pełną kontrą słodową, dając smak kompletny. Nie są to fajerwerki stulecia, ale świetne AIPA.
8,5/10

Tekstura
Trochę niższe niż średnie wysycenie jest tu idealne.
5/5

7.5/10

No, no. Świetne AIPA, bardzo zbalansowane, nie licząc przebłysku DMS-u w zapachu bardzo dopracowane. Gdyby dodać do niego jeszcze jakąś iskrę bożą, choćby tylko w aromacie, byłoby naprawdę wybitne. Wyraźnie też mi się wydaje, że w zapachu najmocniej udzielał się Mosaic, a w smaku Simcoe. Kolejka piw do spróbowania zrobiła mi się ostatnio monstrualnie długa, ale prędzej czy później Hopkins dostanie drugą szansę; wraz z Trzema Kumplami i Setką przywrócił mi ostatnio wiarę w nowe inicjatywy kontraktowe.

środa, 25 maja 2016

Carlow: O'Hara's Barrel Aged Series - Leann Folláin

Irlandzkie Carlow Brewing to jeden z najlepszych browarów, z jakimi miałem w życiu do czynienia. W Polsce znany jest on głównie z kooperacji z Pintą, która zaowocowała jednym z najlepszych piw, jakie w życiu piłem, słynnym stoutem owsianym Lublin to Dublin. Ja Irlandczyków znam jeszcze z genialnego dry stoutu, genialnego Irish Red Ale, dwóch umiarkowanie wystrzałowych IPA oraz genialnego Foreign Extra Stoutu. Dziś wrócę poniekąd do tego ostatniego, ponieważ irlandzki browar załadował go na 90 dni do beczek po irlandzkiej whiskey. Z FESa zrobił się właściwie stout imperialny, a ja jaram się bardzo.

Informacje ogólne:
Piwo: O'Hara's Barrel Aged Series - Leann Folláin
Kraj: Irlandia
Prowincja: Leinster
Miasto: Carlow
Browar: Carlow Brewing Company
Styl: stout imperialny (Irish whiskey BA)
Alkohol: 8,1%
Ekstrakt: 20%
Objętość: 750 ml
Warka: 5
Cena: brak danych

Opakowanie
Piękna, duża butla z ładną etykietą i korkiem (szkoda, że sztucznym). Na etykiecie podany jest nawet numer butelki - przypadła mi butelka nr 8436 na 8500 wypuszczonych. Taka nie w pełni elegancka elegancja, ale jednak bardzo dobrze się to prezentuje.
8/10 

Barwa
Nieprzejrzyście czarne.
5/5

Piana
Średnio obfita, drobna, niezbyt trwała.
2,5/5

Zapach
Bardzo dużo wanilii oraz klasycznie stoutowy palony słód. Trochę brakuje intensywności i złożoności. Po czasie wychodzi bardzo wyraźna irlandzka whiskey.
6,5/10

Smak
Dużo więcej klasycznego stoutu niż w zapachu: zintensyfikowana kawa, zupełnie słodka czekolada. Beczka natomiast prezentuje się tu gorzej, mniej waniliowo, a bardziej spirytusowo. Przyjemne, łagodne, ale jak na BA to po prostu słabo.
6,5/10
Tekstura
Fajna gładkość, ale bardzo brakuje wysycenia, płasko jest dość.
2/5

5.5/10

Niezłe piwo tak w ogóle, ale będę szczery - jak na stout imperialny leżakowany w beczce po whiskey to jest po prostu porażka browaru. Zatęskniłem za teoretycznie prostszymi, teoretycznie mniej wyrafinowanymi, ale jednak nieporównywalnie doskonalszymi stoutami z Carlow Brewing. Bardzo duży zawód.

poniedziałek, 23 maja 2016

Mikkeller (Lervig): Beer Geek Breakfast Brunch Big Blend

Nie piłem chyba nigdy piwa leżakowanego w beczkach po dwóch lub więcej różnych alkoholach. Big Blend to co prawda nie do końca piwo, które leżakowało w sześciu różnych, ale też nieźle - mieszanka zawartości sześciu różnych beczek. Tak czy inaczej, Mikkeller ma rozmach. Bourbon, brandy, cherry wine, koniak, tequila i whisky. Piwo co ciekawe nie jest klasycznym, mocarnym stoutem imperialnym. Ma 8%, więc mogłoby spokojnie być określone RISem, ale Mikkeller woli po prostu określić je stoutem owsianym. Do porównania z Polską, gdzie niektórzy chętnie nazywają RISami piwa nawet słabsze... Cóż, Beer Geek Brunch Weasel z tej serii pozostaje najlepszym piwem, jakie w życiu piłem, więc oczekiwania mam ogromne.

Informacje ogólne:
Piwo: Beer Geek Breakfast Brunch Big Blend
Kraj: Norwegia - uwarzone przez duński browar kontraktowy
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: kawowy stout imperialny (bourbon & brandy & cherry wine & cognac & tequila & whisky BA)
Dodatki: kawa
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 09.07.2025 r.
Cena: 38,10 zł (57,73 zł za 0,5 l)

Opakowanie
No taka tam, klasyka serii, bardzo lubię tę kolorystykę.
8,5/10 


Barwa
Nieprzejrzyście czarne.
5/5
 
Piana
Być może najbardziej obfita, z jaką się spotkałem. Co tu dużo mówić - zbyt obfita, przy bardzo delikatnym nalewaniu po ściance wypełniła kieliszek prawie w całości. Musiałem trochę poczekać, żeby trochę zbastowała i żebym mógł zrobić sensowne zdjęcie. Gęstość już nie imponuje tak jak obfitość, w dodatku jak już zaczęła opadać, to na całego i niedługo został tylko cienki pierścień.
3/5
 
Zapach
Wspaniała jak zwykle w tej serii zespolona z ciemnym słodem kawa - mocno palona, a jednocześnie z charakterystyczną kwiatową nutą, która niezmiennie kojarzy mi się z lawendą - toczy walkę z aromatami beczkowymi, których nie ma tu aż tak porażająco dużo, choć sporo jest. Wanilia, typowy dla bourbonu przypalany dąb, wyczuwam też nutę brandy (albo koniaku, w końcu koniak to brandy) i kwaskowatość typową dla wina. Znalazło się i trochę... starego chmielu, kwasu izowalerianowego, ale szybko zniknął. Mimo sześciu beczek gwoździem programu wciąż jest tu połączenie kawowo-słodowe, ale to naprawdę genialny aromat, niebywale złożony.
9,5/10
 
Smak
Zaskoczeniem po totalnie słodkim zapachu jest spora wytrawność. Ciągle dużo kawy (tu jednak jakby bardziej gorzkiej, takie ekstra mocne espresso), dużo ciemnego słodu, a i tutaj destylaty dużo mocniej się udzielają - już tak nawet nie do końca beczkowo, ale właśnie destylatowo. Szczególnie mocne podejrzenia kieruję na tequilę i obie brandy, wina ani wiśni tu nie czuję, z whisky jest tu coś z klasycznej szkockiej, bourbon dla odmiany się schował. Całkiem wysoka goryczka. Wciąż gdzieś się tam ten stary chmiel przewija, ha - ale nie przeszkadza to praktycznie wcale. Nie tak wspaniały jak zapach, ale też rewelka.
9/10

Tekstura
Przyjemnie gęste, lekko przegazowane.
9,5/10

8.5/10

Jeszcze jedno znakomite piwo z tej serii, choć ilość nie przełożyła się na jakość. Piwo jest mniej więcej na tym samym poziomie co zwykły Beer Geek Breakfast i na zdecydowanie niższym niż Beer Geek Brunch Weasel - zarówno ten czysty, jak i leżakowany w beczce po koniaku. Bezcenne przeżycie, ale wydaje mi się, że sześć różnych beczek to jak dziesięć różnych odmian chmielu - za duży rozmach, nie dlatego że krzywdzi piwo, ale od pewnego momentu kolejne beczki już za wiele nie wniosą i zleją się z całością, więc po co. A, no i jak dla mnie to zdecydowanie stout imperialny - nie tylko o alkohol chodzi, ale i o intensywność smaku.

niedziela, 22 maja 2016

Pinta (Browar na Jurze): Kwas Epsilon

Dzisiaj wchodzi na rynek bez ustanku tyle nowych piw, że bardzo ciężko wywołać jakimś prawdziwą ogólnokrajową furorę (jaką kiedyś wywoływał, hm, co drugi kraft?), nawet jeśli jest faktycznie doskonałe. Tym bardziej uderzyło mnie, z jakim niebywałym entuzjazmem rynek odebrał piąty z serii kwasów Pinty. Pierwsze mocarne pochwały usłyszałem od właścicielki sklepu z piwem, kiedy kupowałem tę butelkę (kupuję u tej miłej pani od trzech lat i nigdy nie była skora do wychylania się z wartościującymi opiniami na temat sprzedawanych piw). Potem był kolega, dalej tak zwany znany bloger, w końcu prawie cały Internet. Postanowiłem, że jak takie to dobre, to wyprzedzi moją długą kolejkę piw do spróbowania i pójdzie na bardzo świeżo. Kwas Epsilon, hybryda amerykańskiego IPA i kwacha na bakteriach kwasu mlekowego (i to na trzech szczepach tych bakterii) o bardzo niskim poziomie odfermentowania. Piję pięćdziesiąte piwo z Pinty w życiu (czterdzieste dziewiąte recenzuję na blogu) i mam nadzieję, że godnie uczczę tę okazję.

Informacje ogólne:
Piwo: Kwas Epsilon
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zawiercie
Browar: Browar na Jurze (Pinta)
Styl: hybryda amerykańskie India Pale Ale + kwaśne ale
Alkohol: 6%
Ekstrakt: 18%
Objętość: 500 ml
Warka: do 30.09.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Znakomita etykieta, jak zwykle w przypadku Pinty. No i podali te trzy szczepy bakterii, no ja nie mogę.
9,5/10
 


Barwa
Złota, o chyba idealnym poziomie pięknego, regularnego zmętnienia. Przepiękne.
5/5
 
Piana
Bardzo obfita i gęsta, trwałość jednak tylko dobra, nie doskonała.
3,5/5
 
Zapach
Genialna fuzja barwnego, wyrazistego, świeżego chmielu cytrusowego (cytryna, grejpfrut, mango i liczi, w tle marakuja) oraz kwasu mlekowego, który pięknie podkręca wrażenie autentyczności owoców. Początkowo genialny, później kwas mlekowy odrobinę za mocno dominuje.
9/10 
Smak
Dokładnie tak samo jak w zapachu - genialny efekt chmielowy, wsparty przez kwaśność. Symfonia smaków podstawowych - kwaśność (dominująca), goryczka (przez kwas nieodczuwalna zbyt mocno) i wspaniała słodowa, zbożowa, pełna słodycz łączą się w uścisku doskonałym. Na finiszu bardzo autentyczne wrażenie skórki cytrusów. Jest naprawdę genialne, jednocześnie niesamowicie pełne smaku i pijalne jak jasna cholera. Trochę bardziej intensywny finisz (większą goryczkę poproszę, jednak) i byłoby idealne.
9,5/10
 
Tekstura
Minimalnie za nisko wysycone.
4,5/5

9.0/10

Oficjalnie i z przyjemnością przyłączam się do hajpu. Że to najlepsze piwo Pinty w historii to zdecydowanie za Tomkiem Kopyrą nie powtórzę, ale wylądowało u mnie gdzieś między miejscem trzecim a czwartym. Na pięćdziesiąt różnych piw czołowego polskiego twórcy piwa. Podobnie z rankingiem kwasów - piłem w życiu tylko trzy lepsze. Pinto, jesteś naprawdę wielka.

czwartek, 19 maja 2016

Okocim (Carlsberg Polska): Porter

Wciąż jeszcze przede mną parę szeroko dostępnych, tradycyjnych polskich porterów bałtyckich. Jednym z nich jest prawdopodobnie najlepsze piwo w ofercie Grupy Carlsberg. W Okocimiu porter warzy się od tzw. zarania dziejów polskiego współczesnego piwowarstwa, ale niedawno, w 2013 roku, zmieniła się butelka, etykieta i przede wszystkim parametry - z 8,3% zrobiło się 8,9%. Piwo w ogóle jest i mocne, i wysoko ekstraktywne jak na polskie portery bałtyckie (22 stopnie). No, to zobaczmy, czy robi konkurencję najlepszym porterom w kraju.

Informacje ogólne:
Piwo: Porter
Kraj: Polska
Województwo: małopolskie
Miasto: Brzesko
Browar: Okocim (Carlsberg Polska)
Styl: porter bałtycki
Alkohol: 8,9%
Ekstrakt: 22%
Objętość: 500 ml
Warka: do 26.01.2017 r.
Cena: 5,90 zł

Opakowanie
Bardzo ładna, wyjątkowo bezpretensjonalna jak na koncern mimo odwoływania się do postaci piwowara z wąsami etykieta, dedykowany kapsel i nie taki pospolity kształt butelki.
8/10

 
Barwa
Czarne z pozoru, pod światłem ciemnobrązowe z rubinowymi przebłyskami. Klasyka gatunku, nic dodać, nic ująć.
5/5

Piana
Dobra - bardzo obfita, gęsta i o przyzwoitej, choć już pozostawiającej wiele do życzenia trwałości.
3,5/5

Zapach
Bardzo intensywna synteza nut palonych, czekoladowych, melanoidynowych, mocno przypieczonego ciasta oraz mocno się udzielających wiśni i śliwek suszonych, które wprowadzają też lekką kwaskowatość. Jest lekki alkohol, nie jest to też zapach w pełni czysty, pałęta się tam coś nie do końca pożądanego, ale jest bardzo intensywny, złożony i ładny po prostu.
8/10
Smak
Tu jeszcze lepiej niż w zapachu. Jest pięknie zbalansowane, miesza się tu wszystko, o czym wspomniałem w zapachu, a dochodzą jeszcze intensywne orzechy laskowe i kawa, zwiększa się udział czekolady i nut ciastowych. Ładnie zbalansowana słodycz, symboliczna i krótka, ale wystarczająca goryczka oraz lekka kwaskowatość dla przełamania. Bardzo kawowy i chlebowy finisz. Znakomite piwo.
8,5/10

Tekstura
Dokłada nie cegiełkę, a cegłę do efektu końcowego. Piwo jest wyjątkowo aksamitne, gładkie, świetnie operuje gęstością, która jest ani za duża, ani za mała. Ma też idealne, stonowane wysycenie.
5/5

7.5/10

Jest parę lepszych porterów w Polsce (zakładając oczywiście, że trafi się dobra warka), ale i tak jestem pozytywnie rozwalony. Ten szlachetny trunek tak bardzo odstaje od każdego koncernowego piwa, jakie kiedykolwiek piłem (zagranicznego czy polskiego), że w głowie się to nie mieści. Jak dla mnie wciąga całe to "craftowe", cieszyńskie oblicze Grupy Żywiec razem wzięte, na czele z ich porterem. O asortymencie KP nie będę wspominał. Za to jedno piwo Grupa Carlsberg ma ode mnie największy szacunek ze wszystkich polskich koncernów (nie piłem jeszcze porteru z Perły, ale prawie wszyscy są zgodni, że słabszy).

wtorek, 17 maja 2016

Trzech Kumpli (Gryf): Otwarcie sezonu

Browar kontraktowy Trzech Kumpli, który bardzo dobrze wprowadził mi się na bloga dwoma piwami w czysto amerykańskich stylach, poza Stanami bierze się też czasem za Belgię, i to taką Stanami nieskażoną. Dziś sprawdzę, jak sobie z tą Belgią radzą. Saison to może nie jest jak na belgijskie piwowarstwo bardzo trudny styl, ale nie jest i łatwy.

Informacje ogólne:
Piwo: Otwarcie sezonu
Kraj: Polska
Województwo: małopolskie
Miasto: Szczyrzyc
Browar: Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf (Trzech Kumpli)
Styl: saison
Alkohol: 5,7%
Ekstrakt: 13%
Objętość: 500 ml
Warka: do 14.06.2016
Cena: brak danych

Opakowanie
Ciut mniej udana etykieta niż poprzednie - żółć i biel odrobinę za bardzo się ze sobą zlewają.
8,5/10

 

Barwa
Genialnie to wygląda - złoto i spore zmętnienie dały taki cytrynowo-miodowy, świetlisty, a jednocześnie pełny efekt.
5/5

Piana
Bardzo obfita, gęsta, trwałość bardzo dobra, ale już nie idealna.
4/5

Zapach
Mistrzowski - piękne, idealnie zbalansowane połączenie ostrych, wiejskich i przyprawowych nut drożdżopochodnych z cytrynową rześkością i kwaskowatością oraz słodyczą nieco biszkoptowej strony słodowej. Mogłoby być jeszcze mocniej cytrynowe i mocniej wiejskie, ale i tak jest to fantastyczny zapach bez jednej fałszywej nuty.
9/10
Smak
Nie rozczarowuje po zapachu. Jest tu wszystko, co trzeba - słodowa, biszkoptowa pełnia; pikantne, wiejskie nuty typowe dla saisona; potężna, cytrynowa rześkość i delikatna goryczka dla skontrowania dość tłustej strony słodowej. Gdyby jeszcze odrobinę mocniej walnąć drożdżami i cytrusami oraz przede wszystkim odrobinę podwyższyć goryczkę, to byłby to chyba idealny smak. Tak czy inaczej jest znakomity, klasa belgijska. Niebywale pijalne.
8,5/10

Tekstura
Tak jak obiecuje etykieta - "żywe, a zarazem delikatne nagazowanie". Idealne.
5/5

8.0/10

Bardzo możliwe, że to najlepszy tradycyjny, znaczy się uwarzony bez pomocy amerykańskiego chmielu saison, jakiego piłem w całym życiu. Nie piłem ich co prawda bardzo wiele, no ale. Wiele powie też fakt, że na ponad 100 belgijskich ale, jakich spróbowałem, Otwarcie sezonu zmieściłoby się chyba w top 30. Nie sądziłem, że Browar Trzech Kumpli jeszcze lepiej niż z Ameryką poradzi sobie z Belgią; bardzo u mnie zapunktowali.

poniedziałek, 16 maja 2016

Kiuchi: XH

Niedawno po raz pierwszy wprowadziłem Japonię na bloga - zresztą w atmosferze rozczarowania. Teraz czas na drugą szansę, ale dla innego browaru. Kiuchi Brewery, browar i... warzelnia sake, jeśli można tak powiedzieć, ma bardzo długą historię. Powstał w 1823 roku, ale do 1996 zajmował się jedynie produkcją sake, które wbrew często powtarzanej opinii nie jest wcale "ryżową wódką", a czymś pomiędzy ryżowym winem a... ryżowym piwem. Sake zawiera zwykle 18-20% alkoholu, o ile się go nie rozwodni, ale proces produkcji przypomina bardziej piwo niż wino - sake też się warzy, to znaczy gotuje przed fermentacją. Dodajmy jeszcze, że na początku obecnego stulecia Kiuchi zainwestowało w uprawę winorośli pod wino, a również w destylarnię (destylują sake), spełniając właściwie moje marzenie, by posiadać browar, winnicę i destylarnię w jednym. Zazdroszczę.

Piwo jest bardzo ciekawe, bo po pierwsze belgian brown strong ale (kategoria trochę dziwna, bo sporo belgian dark strong ale'i jest po prostu brązowych), a po drugie leżakowane w beczkach po destylacie z sake. Nie piłem nigdy samej sake, a co dopiero destylatu z sake, więc rzucam się trochę w to piwo jak w nieznane.

Informacje ogólne:
Piwo: XH
Kraj: Japonia
Region: Kantō
Miasto: Naka
Browar: Kiuchi Brewery
Styl: belgijskie bursztynowe mocne ale (sake BA)
Alkohol: 8%
Ekstrakt: 18,1%
Objętość: 330 ml
Warka: do 01.2017 r.
Cena: 19,20 zł (29,09 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Niby wszystko na swoim miejscu - estetyczna etykieta, firmowy kapsel, grawerka, ale jakoś mnie całość nie porwała.
6,5/10 
 


Barwa
Brązowe to ono nie jest z żadnej strony - bursztynowe po prostu, i to nawet nie jest ciemny bursztyn. Ładne by było, gdyby nie bardzo nieestetyczny osad.
1,5/5
 
Piana
Słaba, ale jakaś tam jest.
2/5
 
Zapach
Połączenie estrów owocowych i słodu rzeczywiście trochę na modłę belgijską, acz brak jakichkolwiek fenoli. Czuć wyraźnie, że miało do czynienia z jakimś mocniejszym alkoholem - w sumie strona niepiwna jest tu przeważająca nad piwną. Bardzo brakuje intensywności. Wychodząca po ogrzaniu lekka nuta cebulowa nie polepsza sprawy.
4,5/10
 

Smak
Również nie dostarcza wrażeń zbyt intensywnych. Jest całkiem przyjemna i nasuwająca na myśl Belgię, ale też bardzo prosta, owocowa słodowość, jest miła goryczka, jest nietypowa dla piwa nuta, którą łatwo można wyjaśnić kontaktem z sake, ale która sama w sobie nie jest specjalnie udana. Co jest tu naprawdę udane, to balans słód-goryczka, dzięki czemu pije się to mimo wszystko przyjemnie, ale nudno. Udany jest też bardzo długi finisz, ciekawszy w sumie od tego, co dzieje się w ustach. Solidne.
5,5/10
 
Tekstura
Ciut za wysokie wysycenie, trochę brakuje ciała, ale ogólnie bardzo dobra.
4/5

5.0/10

No nie mam szczęścia do Japonii. Mimo wymyślnej koncepcji XH to piwo zupełnie przeciętne. Być może destylat z sake i piwo to nie najlepsza para, ale myślę, że tutaj zawiodła raczej strona słodowo-drożdżowa. Piwo, które bardzo próbuje być ciekawe i skomplikowane, ale w sumie to mu nie wychodzi i jest dość nijakie (mimo że nietypowe). Jak jeszcze dołożymy do tego cenę, to może rozboleć głowa.

piątek, 13 maja 2016

Birbant (Zarzecze): ABW

Z Birbantem, jednym z najstarszych i chyba jednym z bardziej docenianych przez rynek kontraktowców, długo się już nie widziałem; po raz ostatni wypiłem ich piwo na początku zeszłego lipca. Statystyka była nieubłagana - tylko trzy z ośmiu piw Birbanta, jakich spróbowałem, były warte zakupu. Ktoś mnie jednak dość spontanicznie namówił na zakup tego piwa, no to wziąłem, zwłaszcza że barleywine'ów wciąż znacznie za mało w życiu wypiłem, a i jest to okazja do przetestowania polskiego craftu na trudnym terenie BW, bo Birbant jest takim trochę "typowym", reprezentatywnym kontraktowcem jak dla mnie - nie jest ani tworem wybitnym, ani kiepskim. ABW to oczywiście amerykańskie barleywine, chmielone sześcioma różnymi amerykańskimi chmielami (dla odmiany baza słodowa jest skrajnie banalna - pale ale i koniec, trochę to nasuwa obawy, że piwo będzie można równie dobrze określić jako imperialne IPA, jak już było w przypadku Hard Bride z AleBrowaru) i rzekomo z goryczką na poziomie 100 IBU. 

Informacje ogólne:
Piwo: ABW
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Birbant)
Styl: amerykańskie barleywine
Alkohol: 10,5%
Ekstrakt: 24,5%
Objętość: 330 ml
Warka: do 09.12.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Ta sama estetyka, co na Old Ale, które piłem w lipcu, ale etykieta z matowej zmieniona na bardzo błyszczącą. Trochę na niekorzyść. Birbant dorobił się za to firmowych kapsli, całkiem ładnych.
8,5/10

 
Barwa
Fantastyczna, pod mocnym światłem jest to taki idealny pomarańcz, porządne zmętnienie robi robotę.
5/5

Piana
Umiarkowanie obfita, umiarkowanie gęsta, solidnie trwała. Średnia z plusem.
3/5

Zapach
Niemal totalnie chmielowy, a nawet niemal totalnie chmielowo-owocowy. Cytrusy (pomarańcza, słodki grejpfrut), do tego jakieś owoce tropikalne, mango chyba, lekka pikantność, lekki karmel. Intensywny bardzo. Gdyby nie trochę negatywny efekt zbyt skondensowanej chmielowości (często występuje w bardzo mocnych IIPA), byłoby przepięknie (jest też lekki kwas izowalerianowy, ale w zupełnie znośnych ilościach). Trzeba mieć natomiast sporo dobrej woli, żeby zakwalifikować to jako barleywine.
8,5/10

Smak
Dalej mocno stawia na chmiel, słodowych nut tu właściwie nie ma (są tylko nuty słodkie). Chmielowość robi się trochę cięższa, dalej owocowa przede wszystkim, ale jak w zapachu było odczucie soku owocowego, tak tu bardziej miąższu. No niestety jest tu pewne niedbalstwo w kwestii słodowej, przez co wyłazi alkohol - bez tragedii, ale trochę przeszkadza. Odczucie goryczki jest średnie i to nie jak na styl, a po prostu średnie - 100 IBU gdzieś uciekło, i to tak w połowie. Finisz jest jednak fajny, taki słodko-chmielowy. To jest dla mnie po prostu bardzo mocne IIPA, ale bardzo dobre. Gdyby nie alkohol, byłoby świetne.
8/10

Tekstura
Trochę brakuje mi wysycenia i trochę za gęsto.
4/5

7.0/10

Niemal równo rok temu piłem sobie Hard Bride, które było bardziej imperialnym IPA niż amerykańskim barleywine. Nawet tam było chyba jednak więcej punktów zaczepienia do zakwalifikowania piwa jako ABW niż tu. Tu w sumie jedynym jest bardzo wysoki alkohol, bardzo rzadko spotykany w imperialnych IPA. Nie lubię się kłócić z producentami i uznam to za ABW, ale nie będę mógł spojrzeć sobie w oczy. A piwo - bardzo dobre, podchodzące pod świetne, tylko że niekoniecznie wzruszające jak na styl (czy to ABW, czy IIPA) czy na kraftową cenę. Z Birbantem raczej nie będę flirtował jeszcze długo.

wtorek, 10 maja 2016

Bednary: Saint Satanislav

Poszukiwania naprawdę świetnego polskiego RISa zaprowadziły mnie do województwa łódzkiego. Tylko dwa niezbyt renomowane browary z tego regionu poznałem - Koreba i Corneliusa. Czas dać łódzkiemu szansę odkucia się czymś ciekawszym pod postacią wybitnie rzemieślniczego Browaru Bednary. Jak twierdzi ich strona internetowa, jest to jedyny browar w regionie łowickim i pierwszy w Polsce browar rzemieślniczy, który powstał z inicjatywy jednego jedynego piwowara domowego. Zobaczmy, na co stać ten sympatycznie prezentujący się przybytek z warzelnią o skromnym wybiciu 5 hektolitrów.

Saint Satanislav to RIS zubożały, czyli ten o najniższej przyzwoitej zawartości alkoholu - 8%. Jak okazało się dopiero w trakcie degustacji, bo etykieta o tym nie wspomina, jest wędzony torfem. Piwo to kooperacja, ale bardzo nietypowa, bo nie z drugim browarem, a ze sklepem i hurtownią Centrala Piwna.

Informacje ogólne:
Piwo: Saint Satanislav
Kraj: Polska
Województwo: łódzkie
Miasto: Bednary
Browar: Bednary
Styl: wędzony stout imperialny
Alkohol: 8%
Ekstrakt: 22%
Objętość: 330 ml
Warka: do 10.11.2016 r.
Cena: brak danych
Opakowanie
Bardzo mi się ten rysunek podoba, bardzo przekonujący szatan. Zamiast morskiej opowieści najsłynniejszy chyba cytat z Goethego - może i słusznie, chociaż przydałoby się jakieś zdanie o piwie. Na minus brak informacji o tym, że piwo jest wędzone. Goły kapsel.
8/10


Barwa
Nieprzejrzysta czerń.
5/5

Piana
Świetna - wspaniała obfitość, ale jeszcze lepsza gęstość. Trwałość bardzo dobra, ale nie doskonała.
4,5/5

Zapach
Pierwsze, co rzuciło mi się w nozdrza, to bardzo wyraźne, torfowe nuty wędzone; poza tym bardziej klasyczne akcenty stoutu imperialnego: słód palony, spore dawki czekolady, dość słodkiej, pralinowej. Wędzonka mocno go pobudza, bez niej miałby trochę mało pieprznięcia jak na styl.
8/10

Smak
Jeszcze bardziej ewidentna wędzonka, która w bardzo przyjemny sposób komponuje się ze słodową czekoladą i śliwkami w czekoladzie, a przede wszystkim z nutami palonymi, dzięki czemu piwo daje odczucie bardzo dymno-ogniskowo-palone (adekwatnie do swojej etykiety), a jednocześnie jest to świetnie kontrowane tą słodyczą czekoladową. Całość zakończona subtelną, ziołową, raczej stonowaną goryczką. Nie jest to piwo wielkie, nie jest to taki RIS pełną gębą (moocno podjeżdża pod porter bałtycki), ale jest wyśmienicie przyjemne.
8,5/10

Tekstura
Wysycenie poszło w pianę, brakuje go tu bardzo wyraźnie, mimo że RISy za dużego nie potrzebują. Nadrabia jako tako rozkoszną aksamitnością.
2,5/5

7.5/10

To wciąż nie jest to. Piwo jest bardzo dobre i dość oryginalne - RIS, nawet zubożały, wędzony torfem to nieczęsty w Polsce przypadek. Jest eleganckie, gładkie, szalenie przyjemne, ale nie ma startu do wielkich RISów tego świata. Tyle ostatnio stoutów imperialnych wychodzi na świat, że może nie ma sensu wracać do świętego Szatanisława, ale na pewno warto zmierzyć się z nim chociaż raz.

sobota, 7 maja 2016

Browar Zamkowy Cieszyn (Grupa Żywiec): Red Roeselare Ale

Grand Champion budzi dużo mniej emocji niż kiedyś - i ciężko się temu dziwić - ale fakt, że zeszłoroczną edycję wygrało piwo kwaśne, sporo znaczy. Jeszcze niemal dokładnie rok temu, czyli parę miesięcy przed wypuszczeniem tego piwa, na browar.bizie (który już nawet nie umiera, a w szybkim tempie się rozkłada, jakby ktoś dawno nie zaglądał i był ciekawy) czytałem zatrważające wypowiedzi na temat piw kwaśnych dwóch użytkowników portalu z ekstremalnie długim stażem i dorobkiem postów (polegały głównie na zrównywaniu kwasów z piwami zepsutymi). A już na jesieni dzieło bardzo młodych stażem jak na taki sukces piwowarów domowych, Piotra Terki i Piotra Marczyka, sięgnęło po koronę. Dinozaury polskiej sceny piwnej zdania na temat kwasów pewnie nie zmieniły i już nie zmienią, ale wynik Grand Championa z zeszłego roku to dość jasny sygnał, jak polepszył się (albo w ogóle, jak zaistniał) wizerunek piw kwaśnych w Polsce. Piwo to flamandzkie red ale (co prawda zamiast beczki kostki dębowe), czyli jeszcze nie jakiś ekstremalny kwach (takich się u nas jeszcze praktycznie nie warzy), ale jednak kwach pełną gębą.

Informacje ogólne:
Piwo: Red Roeselare Ale
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Cieszyn
Browar: Browar Zamkowy Cieszyn (Grupa Żywiec)
Styl: flamandzkie czerwone ale
Alkohol: 7,5%
Ekstrakt: 17%
Objętość: 330 ml
Warka: do 27.11.2018 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Niemal równie doskonałe, co na Dubblu rok temu.  
9,5/10



 
Barwa
Pozornie ciemnobrązowe, pod światłem jedna z piękniejszych czerwieni, jakie w piwie widziałem.
5/5
 
Piana
Przyzwoicie obfita, dość gęsta, niezbyt trwała.
3/5
 
Zapach
Maliny i truskawki na bardzo trafionym podkładzie karmelowego słodu, kojarzącym mi się trochę z dubblem. Do tego taka piwniczna, dębowa otoczka. Przyjemny zapach, ale nic specjalnego, brakuje intensywności trochę.
6,5/10
 
Smak
Trochę mniej owocowy niż zapach, trochę bardziej karmelowo-dębowy, a przede wszystkim wkracza kwaśność i cierpkość, obie bardzo stonowane. Dobre piwo, ale strasznie grzeczne jak na tak wysoki alkohol (przy czym wcale nie lekkie).
7/10
 
Tekstura
Trochę za wysokie wysycenie, a również nieco za gęste.
3,5/5

6.5/10

No fajne, fajne, ale przy takich piwach to Grand Champion będzie niedługo budził tyle samo emocji co premiera nowego piwa z przysłowiowego Birbanta. Każden jeden z kwasów Pinty, przykładowo, zjada to piwo dupą, za przeproszeniem. Szkoda czasu, szkoda pieniędzy, szkoda miejsca w piwniczce na ewentualne leżakowanie. Nie byłoby szkoda, gdyby piwa z Brouwerij Rodenbach i Duchesse de Bourgogne nie były w Polsce tak dobrze dostępne. Ale "niestety", są.

czwartek, 5 maja 2016

Timmermans: Bourgogne des Flandres

Jak skłonić mnie, żebym niemal bez zastanowienia kupił piwo? No, na przykład umieścić na etykiecie cokolwiek związanego z Brugią. Staram się nie kupować piwa wzrokiem, ale czego się nie robi z miłości do najlepszego miasta na świecie. Tak, wszedłem sobie do sklepu, zobaczyłem etykietę z brugijską dzwonnicą, no to wziąłem. Okazało się, że to piwo określane jako oud bruin, które powstaje przez zmieszanie lambika i brązowego piwa górnej fermentacji w Brouwerij Timmermans, wcale nie w Brugii, a tuż pod Brukselą, w zagłębiu lambikowym. 

Informacje ogólne:
Piwo: Bourgogne des Flandres
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Itterbeek
Browar: Brouwerij Timmermans
Styl: oud bruin
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 17.03.2017 r.
Cena: 10,30 zł (15,61 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Choć jest na niej kawałek Brugii, to nie jest to jakaś olśniewająca etykieta. Ale całkiem intrygująca kolorystycznie. Dedykowany kapsel.
7,5/10 

 
Barwa
Wspaniała, brunatno-miedziana.
5/5
 
Piana
Obfita i o przyzwoitej gęstości, gorzej z trwałością.
3,5/5
 
Zapach
Typowa dla stylu, ale bardzo ugrzeczniona kwaskowatość ciemnych owoców, trochę brązowego słodu i spora dawka diacetylu albo czegoś, co diacetyl przypomina, w każdym razie nie jest przyjemne i zasłania aromat. Słabo, a nawet bardzo słabo.
3,5/10

Smak
Dużo lepszy niż zapach, bo wprowadza całkiem przyjemne połączenie ciemnowocowej kwaśności (choć bardzo niskiej, za niskiej jak na styl) i słodowej słodyczy, lekko przypalanej. W smaku byłoby to piwo proste, ale nawet może świetne, gdyby nie kolejna wada - tym razem żelazo. Nie jest ono jednak jakieś strasznie mocne i piwo pozostaje dobre, przy znakomitej pijalności podchodzi nawet pod bardzo dobre.
7,5/10

Tekstura
Bez zarzutu, spore, ale nieprzesadzone wysycenie jest idealne w przypadku flamandzkich ale.
5/5

6.0/10

Cóż, jest niezłe, ale szkoda zachodu. Nawet gdyby zapach nie był fatalny, a byłby powiedzmy na poziomie smaku, to byłoby to piwo zdecydowanie słabsze nawet od podstawowego Rodenbacha, a co dopiero mówić o Rodenbachach szlachetnych albo o Duchesse de Bourgogne. Nawet ceną nie walczy. Czujcie się zwolnieni z testowania tego na sobie.

niedziela, 1 maja 2016

Cantillon: Fou’ Foune

W końcu nadszedł czas, by wypić moją ostatnią zdobycz z wrześniowej podróży do Belgii. Na koniec zostawiłem najsmaczniej zapowiadający się kąsek. Ta dorodna butla, którą nabyłem w samym browarze Cantillon, zawiera ósmego najlepszego lambika według rankingu ratebeeru (o czym nie wiedziałem, gdy go kupowałem zresztą). Kiedy byłem w Belgii, piwa z Cantillon były już od dosłownie paru miesięcy w Polsce, ale tylko podstawowe gueuze i kriek. Kiedy wróciłem i poszedłem do sklepu, było ich już więcej, ale do dziś nie spotkałem w Polsce tego, co zaraz wypiję.

Ciekawą historię Fou' Foune, morelowego lambika, przeczytać można na stronie browaru. W 1998 roku któryś przedstawiciel browaru wieczerzał sobie nad Renem przy lampce wina, między innymi w towarzystwie pana François Daronnata (pseudonim Foufoune), sadownika uprawiającego morele, który wyjątkowo je zachwalał. Człowiek z Cantillon powiedział mimochodem, że mógłby uwarzyć piwo z dodatkiem tych moreli, po czym wrócił do Belgii i zapomniał o sprawie. Pan Daronnat nie zapomniał i jeszcze w tym samym roku przywiózł do browaru 300 kg swoich moreli. 

Dziś tego piwa, nazwanego na cześć sadownika, Cantillon produkuje tylko 3000 litrów, czyli 4000 butelek rocznie; wiele z nich wraca w dodatku do regionu, skąd pochodzą morele. Na litr piwa przypada 300 gramów moreli. Są dodawane do dwuletniego lambika, a ta mieszanka butelkowana jest już po dwóch miesiącach.

Informacje ogólne:
Piwo: Fou' Foune
Kraj: Belgia
Miasto: Bruksela
Browar: Brasserie Cantillon
Styl: lambik morelowy
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 750 ml
Warka: zabutelkowana 24 sierpnia 2015 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Elegancki styl jak zawsze w przypadku Cantillon.
8,5/10




 
Barwa
Cytrynowa, bardzo mętne, dzięki temu wyraziste, świetliste, bardzo ładne.
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, dość gęsta, bardzo trwała.
4,5/5

Zapach
Wyjątkowo rześkie, wręcz niewiarygodnie rześkie połączenie brettowej, wiejskiej szorstkości (ale czy wiejskiej do końca - niekoniecznie, jest dość szlachetna, wyjątkowo wysublimowana). Strona owocowa natomiast jest w odczuciu nieco bardziej cytrynowa niż morelowa, choć może da się doszukać i moreli. Najlepsze połączenie lambikowej szorstkości z potężną owocową rześkością, z jakim się spotkałem, genialny i piekielnie intensywny aromat.
9,5/10


Smak
Zachowuje wszystkie zalety zapachu, ale dochodzi do tego wspaniała kwaśność, taka słoneczna, pozytywna; ostra, ale niesamowicie przyciągająca. Jest zarówno dzikie, jak i szlachetne, staro-lambikowe i owocowe, ekstremalne i bardzo przyjemne. Jedno z najbardziej intensywnych piw, jakie piłem. Jest genialne, nie piłem w życiu lepszego lambika. Moreli za bardzo nie czuć.
9,5/10

Tekstura
Ciut za wysokie wysycenie.
4,5/5

9.5/10

Żeby nie przedłużać: to jest najlepsze piwo kwaśne, jakie piłem w życiu. Jest arcydziełem. Jeśli się koniecznie do czegoś przyczepić, to tylko do tego, że morelowe to ono za bardzo nie jest, choć można sobie udowodnić, że morele tam były - pusta butelka po paru godzinach zaczyna bardzo intensywnie i pięknie pachnieć tymi owocami. Piłem tylko cztery piwa z Cantillon, ale już naprawdę kocham ten browar. To piwo - jako jedyne ze wszystkich, które przywiozłem - jest naprawdę warte tego, żeby wrócić do Belgii po więcej. I to nawet do Brukseli 2016.