środa, 29 czerwca 2016

AleSmith: Speedway Stout

Nadeszła wiekopomna chwila. Speedway Stout to piwo, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, ale zrobię to dla przyjemności. Zaczynając od ratebeeru, jest to obecnie dziewiąte najlepsze piwo świata w konsumenckim rankingu tego portalu, w tym piąty najlepszy stout imperialny (jednym z czterech, które go wyprzedzają, jest w dodatku jego wersja leżakowana w beczkach po bourbonie). Póki co piłem tylko dwa piwa z wyższych pozycji, Westvleteren 12 i Rochefort 10. AleSmith Brewing Company to z kolei legenda amerykańskiego craftu, w 2014 roku wybrana na ratebeerze najlepszym browarem świata (za rok 2015 zajęli drugie miejsce). Browar w zeszłym roku obchodził swoje dwudziestolecie, mieści się w San Diego (podobnie jak wybitny Green Flash Brewing, z którego miałem okazję pić trzy piwa). Speedway Stout, warzony od 2002 roku (pierwszy raz w 1998 pojawiło się w ofercie browaru piwo o tej nazwie, ale miało 8% i wyszły tylko dwie partie), to mocarny RIS z dodatkiem lokalnie wypalanej kawy, który ma mi urwać dupę, bo inaczej będę bardzo niezadowolony.

Informacje ogólne:
Piwo: Speedway Stout
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Diego
Browar: AleSmith Brewing Company
Styl: kawowy stout imperialny
Alkohol: 12%
Ekstrakt: 26,7%
Objętość: 750 ml
Warka: brak daty
Cena: 68,90 zł (45,93 zł za 0,5 l)
Opakowanie
Motywów wyścigowych nie lubię, ale opakowanie dzięki malowanej butelce i świetnej grze kolorystycznej czerni, szarości i bieli oraz ogumieniu szyjki prezentuje się świetnie. Nie brakuje też ładnego kapsla na 20-lecie browaru. 
8,5/10
 
Barwa
Nieprzejrzysta czerń.
5/5

Piana
Znakomita, bardzo obfita, gęsta, o pięknej barwie cukru trzcinowego, bardzo trwała.
4,5/5

Zapach
Wspaniały, potężny, intensywny - palony i czekoladowy słód, karmel, kawa (nie jakaś mocno spalona), czekolada gorzka i szczypta mlecznej, dużo orzechów laskowych, zboże, likier kawowo-czekoladowy. Coś przepięknego.
9,5/10

Smak
Rozpływa się w ustach. Fantastyczne połączenie wszystkiego, co wymieniłem w zapachu ze szczególnym uwzględnieniem słodko-gorzkiej czekolady, orzechów i kawy oraz nut palonego słodu (w smaku jest odrobinę mniej zbożowo). Jest bardzo słodko, ale jest też spora, bardziej popiołowa (nawet lekko dymna) niż chmielowa goryczka, która przynosi balans idealny. Alkohol jest ukryty totalnie, nieprawdopodobnie, piwo mogłoby mieć 7% i bym się nie zdziwił, jest dzięki temu rażąco pijalne (tak jak wspomina etykieta zresztą). Cudowny, długi finisz pełen goryczki, kawy, palonego słodu... genialne piwo, doskonałe w smaku.
10/10

Tekstura
Wspaniałe, oleiste, o minimalnym wysyceniu. Idealna tekstura.
5/5

9.5/10

Widziałem niejedną recenzję Speedwaya, która wyrażała niedosyt i rozczarowanie, że top 10 na ratebeerze, a w sumie to taki tam RIS. No cóż, może to dzięki leżakowaniu u siebie przez pół roku, ale moja butelka zawierała piwo naprawdę genialne, którego obecność na dziewiątym miejscu nie dziwi. Dla mnie to drugi najlepszy stout, jakiego piłem w życiu. Wbił się w oba moje top 10. Dzięki pięknej prezencji rankingu uwzględniającym wygląd ląduje na czwartym miejscu, wyprzedzając minimalnie Westvleteren 12. Odrobinę słabiej wypada, jeśli nie uwzględniać wymiaru estetycznego - w rankingu esencjonalnym zajmuje miejsce dziewiąte. Amerykanizują mi się te rankingi powoli. Wielkie piwo.

wtorek, 28 czerwca 2016

Buxton: Pic Tor

Jeden z moich ulubionych browarów świata uwarzył piwo na moją część. To bardzo miłe, choć wolałbym stout imperialny, quardrupla albo barleywine, a nie marakujowe kwaśne ale. Cóż, dobre i to, dzięki panowie. To chyba dobry moment, żeby wyjaśnić pochodzenie mojego nicka. Nie skorzystam z niego i go nie wyjaśnię, a jedynie odeślę do obejrzenia "Siódmej pieczęci", jednego z największych arcydzieł kina wszech czasów. Tam znajduje się rozwiązanie zagadki. No to Pic Tor, pale ale zakwaszone lactobacillusami z dodatkiem owoców marakui.

Informacje ogólne:
Piwo: Pic Tor
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: East Midlands
Miasto: Buxton
Browar: Buxton Brewery
Styl: marakujowe kwaśne ale
Alkohol: 5,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: zabutelkowana 29 lipca 2015 roku (do 29.07.2017 r.)
Cena: 19,50 zł (29,55 zł)

Opakowanie
Bardzo ładne, jak to w Buxton.
8,5/10 



 
Barwa
Ładna, złota barwa i dużo mniej ładne, przesadzone zmętnienie.
3/5

Piana
Bardzo obfita, nie bardzo gęsta i niezbyt trwała, przeciętna.
2,5/5

Zapach
Rześki, tropikalny zapach owocowy, łączący w sobie słodycz, cytrusową cierpkość/gorzkość i kwaśność wyraźnie pochodzącą od bakterii kwasu mlekowego. Z czasem wchodzi trochę dziwna nuta gumy, bynajmniej nie do żucia, która jest chyba tym mniej ładnym obliczem marakui. Bardzo ładny, bardzo czysty, orzeźwiający, zachęcający, ale nic wielkiego.
7,5/10

Smak
Kwaśne, cierpkie, owocowe, odrobinę szorstkie, bardzo wyraziste, bardzo przyjemne, choć mogłoby być trochę gładsze; marakuja objawia się tu bardzo cierpko i kwaśno, prawie w ogóle nie słodko, nuta słodyczy mogłaby podnieść poziom.
7/10

Tekstura
Trochę za dużo gazu.
3/5

6.5/10

Łe. Piwo, które Buxton ochrzcił moim nickiem, okazało się najsłabsze ze wszystkich, jakie piłem z tego browaru. Jestem niepocieszony. Tak serio to piwo jest dobre, ale za 20 zł (30 za pół litra!) to jest za przeproszeniem żart niezbyt śmieszny. Za takie kwoty to już latają genialne stouty imperialne. Za dużo na rynku i dużo tańszych, i dużo lepszych kwasów już jest, żebym był w stanie polecić to. Wydaje mi się, że marakuja to nie był najszczęśliwszy pomysł.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

3 Fonteinen: Oude Kriek

Cantillon zagościł u mnie już cztery razy i te cztery wystarczyły zresztą, by stał się jednym z moich ulubionych browarów. 3 Fonteinen, chyba największa konkurencja Wielkiej Brasserie Cantillon, gościłem póki co tylko raz i to półtora roku temu. Intense Red, kriek warzony raz na jakiś czas, był fantastyczny. Zobaczmy, jak prezentuje się podstawowy kriek browaru, warzony na porządku dziennym. Wiśni jest sporo, bo 35%.

Informacje ogólne:
Piwo: Kriek
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Beersel
Browar: 3 Fonteinen
Styl: kriek
Dodatki: wiśnie
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: zabutelkowana 22 maja 2014 r. (do 22.05.2019 r.)
Cena: brak danych

Opakowanie
Elegancka butelka z korkiem jest, ale etykiecie brakuje klasycznej lambikowej elegancji, znanej choćby z piw Cantillon czy prawilnych Lindemansów.
7/10
 
Barwa
Wspaniała, krwista czerwień i pięknie ulatujący gaz.
5/5

Piana
Wybitnie obfita, średniopęcherzykowa, różowa, średnio trwała.
3,5/5

Zapach
Dzikie, wiejskie, końskie nuty są na pierwszym planie, ale drugi plan jest bardzo niedaleko z tyłu, a na nim prezentują się apetyczne, słodko-kwaskowe wiśnie, przywodzące też na myśl maliny. Dość grzeczne, ale mimo to wyjątkowo przyjemne, ładnie zbalansowane.
8,5/10

Smak
Tu jest niestety jeszcze grzeczniej niż w aromacie. Bretty wycofują się za plecy wiśni, a kwaśność, która wkracza, jest baardzo stonowana. Wszystko dalej jest bardzo ładne, smaczne, fajne i tak dalej, bez ani jednej fałszywej nuty, tylko niczego nie próbuje urwać.
8/10

Tekstura
Wysycenie na idealnym poziomie. Wydało mi się minimalnie za gęste.
4,5/5

7.5/10

Bardzo dobre, ale bardzo bez szału jak na lambika z tak osławionego browaru. Podstawowy kriek z Cantillon rozszarpuje go w trzy sekundy, również oude kriek z Lindemans jest moim zdaniem lepszy. A najlepszy z nich wszystkich pozostaje, zupełnie niepodstawowy co prawda, Intense Red.

sobota, 25 czerwca 2016

Kingpin (Zarzecze): Headbanger

Kingpin póki co stroni raczej od gatunków potężnych, imperialnych, bardzo mocnych i tak dalej. Był sobie Turbo Geezer, który jakiś niebotycznie mocny też nie był, i tyle, aż w końcu nadszedł Headbanger. Musiało sporo czasu minąć, byśmy się doczekali imperialnego IPA z tego zacnego browaru kontraktowego, a czy warto było czekać? Mam nadzieję, że tak, bo nie piłem jasnego IIPA od pięciu miesięcy. Jest to pierwsze piwo Kingpina, które powstało wyłącznie z czterech podstawowych składników piwowarskich. Jedyny "dodatek" stanowi "Tester Gier", czyli współpraca z młodym zespołem metalowym o takiej właśnie nazwie, z którego dorobkiem instynktownie pozwolę sobie się nie zapoznawać.

Informacje ogólne:
Piwo: Headbanger
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Kingpin)
Styl: imperialne India Pale Ale
Alkohol: 8,6%
Ekstrakt: 19,1%
Objętość: 500 ml
Warka: 1 (do 26.07.2016 r.)
Cena: brak danych

Opakowanie
Chyba najmniej udana etykieta Kingpina. Niby taka jak wszystkie, a jednak słabsza. Może nie moje klimaty.
8/10


 
Barwa
Ciemne złoto, z którego bardzo mocne zmętnienie uczyniło piękny, jednolity bursztyn. Idealnie.
5/5

Piana
Obfitość, gęstość i lacing na najwyższym poziomie, trwałość prawie na najwyższym.
4,5/5

Zapach
Słodki aromat skondensowanego, owocowego chmielu (owoce tropikalne, ale nie cytrusy) z akcentem przyprawowym, który niestety bardzo szybko zostaje w pewnej części przykryty przez wadę stojącą niedaleko od DMS-u. Szkoda, bo strona chmielowa jest bardzo przekonująca, wręcz świetna, a ostatecznie kończy jako słaby zapach.
4/10


Smak
Słodycz idzie precz, zostaje tylko ostra przyprawowość i szorstka goryczka bez poważniejszej kontry słodowej. To nie jest dobry kierunek, w zapachu było dużo ładniej, tu za to nie ma już wady. Trawiaste, dość nieokrzesane, ale w porządku. Odczucie goryczki jest całkiem przyjemne, jej szorstkość jest pozytywna, a przyprawowy charakter wyrazisty, ale brakuje jakiejś różnorodności - owoców, kontry słodowej, żywicy, czegoś. Jest zbyt surowe. Ostatecznie pozytywne, ale tylko solidne - a jak na potencjał, jaki daje wybór stylu IIPA, to po prostu kiepskie.
6/10

Tekstura
Dobra, choć niemałe wysycenie i niemała gęstość dają trochę za ciężkie odczucie.
3,5/5

5.0/10

Pierwsze piwo Kingpina bez dodatków, pierwsze nieudane. Ono nie jest złe nawet mimo sporej wady i surowości, ale jak na wymagania kraftowe, jak na styl i jak na dotychczasowy, fenomenalny poziom Kingpina to jest porażka piwowara. Cóż, nikt nie wygrywa zawsze. No może niektórzy Belgowie, ale też nieliczni. Jedno piwo, nawet dużo słabsze, nie jest w stanie mnie zrazić do Kingpina.

wtorek, 21 czerwca 2016

Hobsons: Old Prickly

Warto mieć dziewczynę i imieniny też warto mieć. Rodzi się wtedy szansa, że dostanie się zupełnie za darmo wyjątkowe piwo w dość wyjątkowym, rzadkim stylu. I akurat taka historia mi się przydarzyła. Hobsons Brewery, tradycyjny angielski browar, z którego niemal dwa lata temu miałem okazję pić pysznego bittera, ma w swojej ofercie piwo warzone na cześć i ku pomocy Brytyjskiemu Stowarzyszeniu Ochrony Jeży, którego siedziba znajduje się tylko siedem mil od browaru. Jeże podobno nie mają się dobrze w UK, ich populacja spada i trzeba je ratować, a zatem każde pięć pensów ze sprzedaży tego piwa pójdzie im na ratunek. Trzeba być nienormalnym, żeby nie uwielbiać jeży, wychylę więc z dumą i wdzięcznością dla mojej sponsorki szklankę tego golden ale.

Informacje ogólne:
Piwo: Old Prickly
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: West Midlands
Miasto: Cleobury Mortimer
Browar: Hobsons Brewery
Styl: angielskie golden ale
Alkohol: 4,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: brak danych
Cena: brak danych 

Opakowanie
Jeż. Mnie zachwyca i tyle. Fajne są też te gumy na szyjkach butelek z Hobsons, wyróżniają ich piwa.
9/10


 
Barwa
Jasna, bardzo ładna, złota barwa, ale popsuta trochę przez nieeleganckie, drobinkowe zmętnienie. Wciąż bardzo ładnie i świeżo się prezentuje.
4/5

Piana
Wybitnie obfita i nienagannie trwała, bez zarzutu. 
5/5

Zapach
Interesujący - na pierwszy niuch nosa pachnie jak jasny lager, i to całkiem niezły, słodowo zaokrąglony; szybko jednak odkrywa ziołową, brytyjską chmielowość z nutką trawy cytrynowej oraz klasyczne brytyjskie estry. Nic oszałamiającego, ale bardzo przyjemny, rześki, zachęcający aromat, dopracowany i przez tę trawę cytrynową bardzo ciekawy.
7,5/10

Smak
Trochę bardziej nastawiony na chmiel niż zapach, ziołowo-cytrusowe posmaki bardzo fajnie się uruchamiają i wchodzi nie taka mała, ale wyjątkowo krótka goryczka. Solidne uderzenie, a potem natychmiastowe wyciszenie - ciekawy efekt. Pojawia się też typowa dla angielskich ale ziemistość na finiszu, która szalenie mi odpowiada, tu połączona z chlebowością. Jedyny minus to odrobinę wychodzący alkohol, co nie jest powodem do dumy przy zawartości 4,2%.  Poza tym to bardzo dobre piwo, lekkie i średnio złożone, ale w swojej prostocie nieomal świetne.
7,5/10

Tekstura
Nieco przegazowane, ale w porządku.
3/5

7.0/10

To najlepsze golden ale, jakie piłem. Nie piłem ich wielu, ale parę piłem. Bardzo fajne piwo, pięknie się nadające do sesyjnego posiedzenia, ale i do szybkiego wychylenia szklanki w ciepły dzień. Niech żyją jeże.

sobota, 18 czerwca 2016

Malmgård: Emmer Tripel

Ledwo co wypiłem pierwsze piwo z Islandii, a już przede mną stoi pierwsze w moim życiu piwo z Finlandii, uwarzone w dodatku przez niebywale interesującego producenta. Malmgård to nie tylko browar, ale... przepiękna posiadłość, pałacyk właściwie, i 500 hektarów terenów uprawnych. Te włości od 1614 roku są w rękach rodziny Creutzów (posiadłość powstała w latach 1882-1885), obecnie posiada je Johan Creutz z dwunastego pokolenia (takie rzeczy często zdarzają się w świecie wina, ale w świecie piwa prawie nigdy). Jeśli dobrze rozumiem, Malmgård zajmuje się produkcją rozmaitych produktów zbożowych. No i prowadzeniem małego browaru o wybiciu 2 hektolitrów, który wyrabia swoje piwa z własnego zboża i wody. Mi trafiło się najmocniejsze piwo z tego browaru, tripel.

Informacje ogólne:
Piwo: Emmer Tripel
Kraj: Finlandia
Region: Uusimaa
Miasto: Malmgård
Browar: Malmgårdin Panimo
Styl: tripel
Alkohol: 8,3%
Ekstrakt: 18,5%
Objętość: 500 ml
Warka: do 16.03.2017 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Elegancka etykieta, firmowy kapsel - pełna klasa. Obfity tekst po fińsku, podany ekstrakt, EBU i EBC.
9/10


 
Barwa
Ciemne złoto, dzięki sporemu zmętnieniu przechodzące w bursztyn. Bardzo ładne, ale to bardzo.
4,5/5
 
Piana
Średnio obfita, dość gęsta, wybitnie trwała. Bardzo dobra.
4/5
 
Zapach
Słodki, zbożowy, niemal zacierowy, przypomniał mi trochę taką bardzo waniliową whisky. To jest bardzo ładne, natomiast strona belgijska jest trochę uboga, ledwo fenolowa; jest za to trochę za dużo alkoholu. Przyjemny, ale trochę niedopracowany.
7/10
 

Smak
Również słodki, zbożowy, cukrowy, zacierowy, chlebowy - bardzo przyjemny. Tu nuty belgijskie są dużo bardziej udane, pojawia się jakiś przebłysk cytrusów. Wciąż trochę zbyt nachalny alkohol. Jest dosyć rustykalne, brakuje tu elegancji największych belgijskich tripli, ale bardzo przyjemny i pełny smaku wywar to jest. Fajny finisz zbożowo-fenolowy.
7,5/10

Tekstura
Przyjemna pełnia i tylko odrobinę za wysokie wysycenie.
4,5/5

6.5/10

Finlandia zaprezentowała się dużo lepiej niż Islandia, ale jeśli skuszę się na jeszcze jedno piwo z tego browaru (raczej nie), to tylko dlatego, że prędko pewnie kolejny raz fińskiego piwa nie dostanę. Dobry tripel, ale po co pchać się do Finlandii, jak na półkach zalegają nieporównywalnie doskonalsze belgijskie wersje.

piątek, 17 czerwca 2016

Broughton: Dark Dunter

Jako szkotofil jestem chętny na każdy nowy szkocki browar na mojej drodze, zwłaszcza że póki co trafiłem tylko na trzy, w tym jeden to bardzo słaby Brewmeister, a drugi postmodernistyczny BrewDog, który jakoś bardzo ze Szkocją się nie identyfikuje (Brewmeister zresztą też, ale to akurat dobrze). Broughton dużo mocniej nawiązuje do tradycji lokalnych, choć jest to browar nazywający się rzemieślniczym. Powstał w 1979 roku w przerobionej na browar zagrody owiec (!) i mieni się pierwszym szkockim mikrobrowarem. Choć zwą się craftem, skupiają się niemal całkiem na tradycyjnych brytyjskich ale (jakieś tam AIPA w ofercie się przewija). Dark Dunter to piwo, które określają jako... "porter/stout", a które okazało się być stuprocentowym brown porterem. Dunter z kolei to goblin, który według legendy ma strzec zamków na pograniczu szkocko-angielskim.

Informacje ogólne:
Piwo: Dark Dunter
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Scottish Borders
Miasto: Broughton
Browar: Broughton Ales
Styl: brown porter
Alkohol: 4,8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do lutego 2017 r.
Cena: 16,30 zł 

Opakowanie
Całkiem fajna etykieta z tytułowym goblinem i żłobiona butelka, goły kapsel. Nie jest to jakaś piękność, ale klimatyczne opakowanie. Duży props za dokładny skład.
8/10 

 
Barwa
Ciemnobrązowa do ciemnomiedzianej. Pod światłem piękna gra rubinów i miedzi. Bardzo ładne, klasyczny porter.
4,5/5

Piana
Wzorowa - bardzo obfita, doskonale gęsta i bardzo trwała.
5/5

Zapach
Karmel, jeszcze raz karmel, wiśnie, niezbyt aromatyczne ciasteczka z dżemem, trochę nut zbożowych i czekoladowych. Jest całkiem przyjemnie, ale też bardzo skromnie i brakuje intensywności.
6/10

Smak
Tak jak w zapachu - jest bardzo delikatne, słodowe, jak ciasteczka maślane z lekkim posmakiem orzechów i czekolady. Niezły finisz o ziemistym i chlebowym charakterze. W sumie fajne piwo, takie nieefektowne i w sumie dla samego smaku bez sensu je pić, ale przyjemnie wchodzi.
6,5/10

Tekstura
Wysycenie jest bardzo niskie, co normalnie mogłoby przeszkadzać, ale jednocześnie piwo jak na swoją moc jest wyjątkowo gęste, kremowo gęste, co odpowiada mi w połączeniu całkowicie.
5/5

6.0/10

Solidne piwo do wychylenia w pubie bez większej refleksji. Nie jestem usatysfakcjonowany, bo lubię refleksję, a za taką cenę to rozbój w biały dzień. Póki co Taddy Porter z angielskiego Samuela Smitha rozpieprza w pył wszystkie brown portery, jakie piłem w życiu.

środa, 15 czerwca 2016

Weird Beard: 貞子 [Sadako]

Z londyńskim Weird Beard miałem styczność tylko dwa razy, a chciałbym mieć dwadzieścia. Oba ich piwa, jakie miałem szczęście pić, były wyśmienite - niestety partia wyrobów tego browaru pojawiła się we wrocławskich sklepach chyba tylko raz i to ponad dwa lata temu. Z małym wyjątkiem - jeszcze w zeszłym roku wypatrzyłem na półce to cacko. Stout imperialny z dziesięciu różnych słodów i owsa z dodatkiem miodu, melasy i świeżych ziaren kawy, dojrzewający w browarze przez pół roku przed wypuszczeniem w świat. Nadzieje spore. Sadako, jakby ktoś był ciekawy, to imię żeńskie, w tym przypadku nawiązujące do postaci-potwora z nieco zbyt popularnego filmu The Ring.

Informacje ogólne:
Piwo: 貞子 [Sadako]
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: Wielki Londyn
Miasto: Londyn
Browar: Weird Beard Brew Co
Styl: stout imperialny
Alkohol: 9,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: zabutelkowana w grudniu 2014 roku (do grudnia 2020 r.)
Cena: 22,25 zł (33,71 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Etykiety WB się nie zmieniły, tu natomiast mamy mniejszą butelkę (i bardzo dobrze) i obfity lak/gumę pokrywający szyjkę.
9/10


 
Barwa
Nieprzejrzyście czarne.
5/5

Piana
Bardzo obfita i drobna, o pięknej barwie i bliskiej ideału trwałości, choć w końcu trochę się poddaje.
4,5/5

Zapach
Genialny. Ciemny słód, w którym łączy się wspaniała kawa i wspaniała czekolada (gorzka, bardzo gorzka i mleczna). Nuty orzechowe, zbożowe, miodowe, palone, toffi, śliwki w czekoladzie. Olśniewający.
9,5/10

Smak
Cudownie złożone. Kawa, czekolada, zboże, orzechy, śliwki, nuty mocno palone, najsubtelniejsze wtrącenia alkoholowe, jakie są możliwe. Na finiszu subtelne akcenty popiołowe. Odrobinę zabrakło mi intensywności na finiszu - po przełknięciu nieco za szybko się wycisza, przydałoby się tu podkręcić słodycz lub goryczkę lub jedno i drugie.
9/10

Tekstura
Jest gęste i nisko wysycone. Wypada to niemal idealnie, ale ja bym tak odrobinę jeszcze podkręcił ciało - albo gęstością, albo gazem.
4,5/5

8.5/10

Wspaniały, złożony RIS, jeszcze jedno znakomite piwo z Weird Beard. Ta skuteczność jest powalająca i strasznie mi szkoda, że ich piw nie ma już za bardzo w Polsce. Być może byłby to jeden z dosłownie kilku moich ulubionych browarów na świecie, po trzech piwach niestety takiego wyroku nie mogę ogłosić. A co do dodatków - żaden się nie wychyla, w sumie nie wpadłbym na to, że jest tam coś poza słodem, ale myślę, że swoje zrobiły.

wtorek, 14 czerwca 2016

Pracownia Piwa: Dżok

Dałem Pracowni Piwa czas, żeby ogarnęli kwestię nagazowania butelkowanych piw, z którą po zainstalowaniu linii do butelkowania był spory problem, przynajmniej według moich doświadczeń. Czas ten na szczęście w końcu minął i pora nadrabiać zaległości. Na gładkie wejście wybrałem coś bardzo lekkiego, milda - dopiero trzecie piwo na blogu w tym niedocenianym stylu.

Informacje ogólne:
Piwo: Dżok
Kraj: Polska
Województwo: małopolskie
Miasto: Modlniczka
Browar: Pracownia Piwa
Styl: mild
Alkohol: 3,8%
Ekstrakt: 9,5%
Objętość: 330 ml
Warka: do 10.06.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Standard Pracowni. Przez mały format etykiet, identyczną kolorystykę i kreskę, wszystkie wyglądają bardzo podobnie.
7/10

 

Barwa
Ciemnobrązowa z rubinowymi prześwitami, klasyka stylu.
4/5
 
Piana
Bardzo obfita, niezbyt gęsta, bardzo trwała.
4,5/5
 
Zapach
Klasyczne oblicze angielskiej, brązowej słodowości. Ziemistość, orzechy laskowe, nuty chlebowe o rozmaitych obliczach. Bardzo przyjemny i zachęcający aromat, choć taki prosty.
7,5/10
 
Smak
Mniej więcej to samo, co w zapachu, tylko bardzo nasilone i z wstawką czekoladową oraz popiołowo-chmielową. Bardzo udane połączenie lekkości z kombinacją słodyczy, kwaskowatości i delikatnej goryczki. Smak idealny dla piwa sesyjnego, bardzo smaczna rzecz. Podbiłbym tylko odrobinę goryczkę, poza tym świetne piwo.
8/10

Tekstura
Ups, bardzo przegazowane. Stanowi to tutaj niemały problem, odbiera walor sesyjności.
1/5

6.5/10

No i problemów z gazem nie koniec. Piwo najpierw zaczęło bardzo powoli wychodzić samo z butelki po odkapslowaniu, potem utworzyła się mimo dość delikatnego nalewania potężna piana, potem odczułem to w ustach, a potem podczas mieszania piwem w szkle w celu odgazowania potężna piana tworzyła się jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Zróbcie coś z tym, bo świetne są te piwa, a Dżok, gdyby miał takie wysycenie, jakie na milda przystało, byłby znakomitym potwierdzeniem, że mildy to bardzo niedoceniane piwa. Wspaniała parada orzechów, chleba żytniego, czekolady i brytyjskiej ziemistości/popiołowości. Jestem pod wrażeniem mimo katastrofy średnich rozmiarów na polu nagazowania.

czwartek, 9 czerwca 2016

Lindemans & Mikkeller: SpontanBasil

Ciężko mi było nie kupić piwa pod tytułem "Lindemans i Mikkeller łączą się, by stworzyć bazyliowego lambika". Z najbardziej popularnym, choć zdecydowanie nie najlepszym producentem lambików, który mnie i wiele innych osób wprowadził w świat spontanicznej fermentacji, nie miałem do czynienia już bardzo długo, bo przez ponad dwa i pół roku. Na nazwę Lindemans mimo wszystko zawsze będę patrzył z uśmiechem pełnym wspomnień, więc cieszę się z powrotu.

Informacje ogólne:
Piwo: SpontanBasil
Kraj: Belgia
Prowincja: Brabancja Flamandzka
Miasto: Vlezenbeek
Browar: Brouwerij Lindemans i Mikkeller
Styl: lambik bazyliowy
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 750 ml
Warka: z lutego 2015 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Wspaniałe. Okazała, bardzo elegancka w kształcie butelka, piękny, malowany wzór i ta sugestywna kolorystyka od góry do dołu. Z niczym nie dałoby się go pomylić. 
9,5/10
 

Barwa
Jasnozłote, dość klarowne, pięknie pracujący gaz. Ładne.
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, o średniej gęstości. Utrzymuje się bardzo długo i genialnie oblepia szkło.
4,5/5
 
Zapach
Nie żartowali z tą bazylią, jest naprawdę intensywna, wręcz stanęła mi przed oczami dobra, włoska pizza. Drugi niuch i można już zauważyć, że jest tu i sporo charakteru lambika - klasyczna końska derka i wszelkie wiejskie tematy królują. Aromat jest bardzo specyficzny, ale połączenie okazuje się bardzo atrakcyjne, cholernie wyraziste. Burzliwe, a jednak dostojne.
9/10
Smak
Tu bazylia spuszcza z tonu i robi się z tego już bardziej klasyczny lambik z tłustą nutą tej przyprawy w tle. Kwas nie jest za mocny, wręcz delikatny, a już na pewno bardzo krótki, nie pozostaje go wiele na finiszu. Raczej stonowane jak na prawilnego lambika, ale nie zmienia to faktu, że bardzo przyjemne i ciekawe. Na finiszu trochę kwiatów.
8/10

Tekstura
Dość niskie jak na lambika wysycenie, co bardzo mi odpowiada, choć odrobinę bym go dodał.
4,5/5

7.5/10

Świetne i bardzo oryginalne piwo. Właściwie to trochę ciekawsze niż lepsze - jeśli chodzi o czystą przyjemność z picia to zdecydowanie nie warto płacić zań kilkudziesięciu złotych (i to bliżej stu niż dziesięciu), ale nietypowe doznania trochę to rekompensują.

środa, 8 czerwca 2016

Einstök (Viking): Icelandic Toasted Porter

Po sporym rozczarowaniu doppelbockiem czas na drugą i być może ostatnią szansę dla islandzkiego browaru Einstök. Porter górnofermentacyjny z niewielkim dodatkiem kawy wypalanej na Islandii.

Informacje ogólne:
Piwo: Icelandic Toasted Porter
Kraj: Islandia
Region: Norðurland eystra
Miasto: Akureyri
Browar: Viking Ölgerð (Einstök Ölgerð)
Styl: robust porter
Alkohol: 6%
Ekstrakt: 14,5%
Objętość: 330 ml
Warka: brak danych
Cena: brak danych
Opakowanie
Na tym samym wysokim poziomie co w przypadku koźlaka. Podobnie jak tam, tak i tu wprowadzony jest jednak zamęt informacyjny i ciężko stwierdzić, gdzie faktycznie warzone jest piwo.
7/10 

 
Barwa
Czerń z nieznacznymi brązowo-rubinowymi prześwitami po bokach, ładne.
4/5

Piana
Obfita, średnio gęsta, o niezłej trwałości.
3,5/5

Zapach
Słodowość, ale średnio ciemna - przypomina mi bardziej angielskie bittery, jest taka ziemista, surowa, lekko karmelowa. Z czasem rozwija się trochę w stronę biszkoptu i czekolady. Dość ładny aromat, ale bardzo bez szału i trochę brakuje intensywności.
6,5/10

Smak
Tu dopiero trochę więcej ciemnosłodowej pełni. Przyjemne, dość słodkie połączenie czekolady i kawy oraz orzechów laskowych, skontrowane nie taką małą goryczką. Problemem jest lekki metal i lekko aldehydowo-octowy (tak samo jak w koźlaku) posmak. Mimo tego całkiem dobre, pełne smaku piwo wyraźnie na modłę robust porteru.
7/10

Tekstura
Niezłe ciało i niby odpowiednia porcja gazu, który jednak jakoś nieco za bardzo rozdyma usta.
4/5

6.0/10

To już jest coś znacznie lepszego niż tamten koźlak. Zdecydowanie dobre piwo, które nie wnosi jednakże nic wielkiego poza miłą informacją, że na Islandii można się napić czegoś dobrego i lokalnego zarazem. Na więcej piw z tego browaru szkoda by mi jednak było czasu i żołądka, dopóki jestem w Polsce. No ale przyjemny robust porter. Aha, kawa nie wniosła chyba nic.

wtorek, 7 czerwca 2016

Sensolibero: Dubh

Przez ostatni rok do włoskiego piwowarstwa zajrzałem dosłownie cztery razy. Jestem zszokowany i trochę zażenowany tym faktem, bo wkład Włochów w europejski craft cenię sobie wybitnie i sporo fantastycznych piw z tego kraju już wypiłem. Faktem jest jednak, że ostatnio, przynajmniej we Wrocławiu, italiańskie wyroby pojawiają się w sklepach dużo rzadziej niż kiedyś. Revelation Cat, którego piwa w kilkunastu lub kilkudziesięciu nawet różnych egzemplarzach można było dostać w Polsce, przepadł kompletnie bez wieści i chyba przestał nawet istnieć dwa lata temu, patrząc na ratebeer. Z Baladin ustrzelić cokolwiek to spora sztuka, sporadycznie pojawi się coś z del Ducato, a z tych dwóch też było kiedyś sporo rzeczy do wyhaczenia.

Na szczęście pewien dobry człowiek przywiózł mi prosto z Mediolanu sześć reprezentantów włoskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Dwa z nich to Baladiny, a aż cztery - piwa z Sensolibero, mikrusa z Cesate, miejscowości położonej w pobliżu stolicy Lombardii. Ciężko znaleźć szczegółowe informacje na jego temat, natomiast pierwsza recenzja piwa stamtąd pojawiła się na RB 1 sierpnia zeszłego roku. Sprawa wygląda o tyle ciekawie, że z kilku piw, jakie te browar posiada w ofercie, każde posiada na ratebeerze od zera do dwóch ocen. Będą to więc jedne z najbardziej undergroundowych trunków, jakie zrecenzowałem tu w całej historii bloga. Zaczynam od stoutu owsianego.

Informacje ogólne:
Piwo: Dubh
Kraj: Włochy
Region: Lombardia
Miasto: Cesate
Browar: Sensolibero
Styl: stout owsiany
Alkohol: 5,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do czerwca 2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Przepiękny, niespotykany kształt butelki - jak to często we włoskich piwach. Nie wiem, jakim cudem im się to opłaca, ale doceniam walory estetyczne. Etykieta raczej stonowana, ale solidna; firmowy kapsel.
8/10

Barwa
Czarne, nieprzejrzyste.
5/5

Piana
Niezbyt obfita, niezbyt gęsta i niezbyt trwała, bardzo słaba.
1,5/5

Zapach
Na wstępie nie do końca czysty (lekki metal), ale dość ładny aromat palonego słodu, kawy i czekolady. Brakuje intensywności. Wkrótce metal i inne wady (deemesik) dominują coraz mocniej, robi się wówczas wręcz przykry.
1,5/10

Smak
Bardzo słabo, wręcz fatalnie. Zamiast feerii palonego słodu mamy dużo drożdżowości, alkoholu, kwaskowatości. Brak goryczki, brak czegokolwiek. Złe piwo. Kawowy finisz nie może uratować sprawy.
1,5/5

Tekstura
Mimo niby niezłej gęstości jest niesamowicie płaskie przez brak gazu. Gwóźdź do trumny.
0,5/5

2.0/10

Zapamiętam ten browar na bardzo długo jako twórcę najgorszego stoutu, jaki piłem w całym życiu. Gratuluję. Najgorsze jest to, że mam jeszcze przed sobą trzy ich piwa.

niedziela, 5 czerwca 2016

Einstök (Viking): Icelandic Doppelbock

Ciężko byłoby mi nie kupić rzemieślniczego piwa z Islandii, jak już się pojawiło sklepie. Zwłaszcza jeśli jest to piwo w tak rzadkim niestety stylu jak koźlak dubeltowy. O Einstök Ölgerð ciężko znaleźć wiele informacji w sieci. Odpaliłem nawet degustację Tomka Kopyry, żeby sprawdzić, czy on nie dowiedział się czegoś więcej, ale odkrył dokładnie tyle samo co ja, a właściwie to nawet mniej. Choć na etykiecie ani na stronie Einstök nie ma o tym ani słowa, ratebeer twierdzi, iż jest to browar kontraktowy, który warzy w Viking Ölgerð. Ten z kolei browar w ogóle nie ma swojej strony, a odnośnik na ratebeerze prowadzi do witryny Vifilfell, islandzkiego franczyzobiorcy koncernu Coca-Coli (!). Klikając ślepo na tej stronie (wszystko jest po islandzku), dotarłem na podstronę, gdzie firma prezentuje sporą gamę piw, między innymi takich z Vikingiem w nazwie oraz piw Einstöka. Wciąż jednak ani słowa o jakimś fizycznym browarze. Po długich poszukiwaniach najbardziej prawdopodobna wydaje mi się wersja ratebeeru. Istnieje sobie browar Viking we władaniu firmy Vifilfell, a w nim powstają między innymi piwa pod marką Einstök.

Jezu, to chyba najbardziej zawiły przypadek, z jakim się spotkałem. No, to spróbujmy doppelbocka, a potem przyjdzie czas na porter kawowy.

Informacje ogólne:
Piwo: Icelandic Doppelbock
Kraj: Islandia
Region: Norðurland eystra
Miasto: Akureyri
Browar: Viking Ölgerð (Einstök Ölgerð)
Styl: koźlak dubeltowy
Alkohol: 6,7%
Ekstrakt: 16,3%
Objętość: 330 ml
Warka: do 07.11.2016 r.
Cena: 14,80 zł (22,42 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Przyłożyli się do niego. Ma być bardzo islandzkie i jest bardzo islandzkie, a jednocześnie subtelne. Firmowy kapsel. Odejmuję trochę punktów za zamieszanie.
7/10

 
Barwa
Bardzo ładne połączenie miedzi i brązu. Całkowicie klarowne.
4,5/5

Piana
Wybitnie marna. Nieobfita, grubopęcherzykowa i marna warstwa, którą udało mi się wytworzyć, znika od razu do cienkiego pierścienia.
1/5
 
Zapach
Przypieczony karmel i sporo owoców - jabłka, śliwki, gruszki. Lekki aldehyd octowy i metal. Byłoby bardzo fajnie, gdyby nie te wady. Tak jest niezbyt fajnie, ale znośnie.
4,5/10
 
Smak
Bardzo słodkie, w smaku karmel naciera już bardzo mocno i właściwie przechodzi w mleczną czekoladę. Trochę popiołu na finiszu. Wciąż lekki metal i aldehyd, ale dużo mniej uciążliwe. Trochę za słodkie, ale solidne w smaku piwo.
6/10
Tekstura
Jest ogromnym problemem. Jest niemal wygazowane i bardzo brakuje mu ciała. Fatalna, katastrofalna, niszczy to piwo. 
0/5

4.5/10

Wybitnie przeciętne piwo. Można pić, a równie dobrze można go nie pić. Aldehyd octowy i fatalna tekstura niszczą jego i tak niezbyt okazały potencjał. Oby porter był dużo lepszy, bo nie o take Islandię walczyłem.

piątek, 3 czerwca 2016

Goose Island: Goose IPA

Goose Island to bardzo popularny browar amerykański, którego jednak piwa nie są w Polsce łatwo dostępne, o ile w ogóle są. Chicagowski przybytek zaczynał jako brewpub (skupiający się na lagerach) w 1988 roku, dziś jest bardzo dużym browarem we władaniu AB InBevu. Gęsia Wyspa poszczycić się może zwłaszcza prawdopodobnie pierwszym odnotowanym w historii wykorzystaniem beczek po destylatach do leżakowania piwa - dokonał tego Greg Hall w 1992 roku, do beczki po bourbonie wlewając stout imperialny. Najsłynniejszym piwem browaru pozostaje chyba jednak IPA, które mam przed sobą, przywiezione mi prosto ze Stanów. Goose IPA jest rozpoznawane mylnie jako AIPA - sam się na to nabrałem, no bo oldskulowe IPA ze Stanów to musi być przecież amerykańskie, a jednak jest to IPA w angielskim stylu, co odkryłem dopiero w trakcie degustacji.

Informacje ogólne:
Piwo: Goose IPA
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Illinois
Miasto: Chicago
Browar: Goose Island Beer Co.
Styl: angielskie India Pale Ale
Alkohol: 5,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 473 ml
Warka: brak daty ważności
Cena: brak danych

Opakowanie
Nie wpadła w moje ręce klasyczna, wręcz kultowa butelka, a bardzo nowoczesna puszka. Nie będę wybrzydzał, zwłaszcza że to kolejne zapuszkowane piwo ze Stanów, które udowadnia mi, że z tym "nośnikiem" piwa można robić piękne rzeczy. Bardzo mi przypadła do gustu. 
8,5/10 

Barwa
Idealnie klarowne złoto. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem takiego klarownego IPA. Ładne, ale dziwnie się z tym czuję.
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, niezbyt gęsta i całkiem trwała.
4/5
 
Zapach
Ładny, świeży, słodko-cytrusowy i kwiatowy chmiel miesza się z chmielem starym i niezbyt przyjemnym. Ten pierwszy wygrywa, ale ujma pozostaje. Poza tym sporo bardzo jasnolagerowej w odczuciu słodowości, która komponuje się z chmielem całkiem interesująco. Suma sumarum bardzo przyjemny, ale szału nie ma.
7/10
 
Smak
Bardzo podobnie jak w zapachu - trochę świeżej chmielowości, trochę starej chmielowości (tu już nieprzeszkadzającej raczej) i sporo słodu. Choć jakby ktoś mi powiedział, że to pilzner na nowofalowym chmielu, to bym nie protestował, to jest całkiem dobre. Fajna, nie za wysoka jak na styl, ale fajna, krótka goryczka i bardzo duża pijalność.
7,5/10

Tekstura
Brakuje nieco gazu.
4/5

6.5/10

Z EIPA można czynić cudowne rzeczy i parę razy się na takie cudowne rzeczy natknąłem. Nie tym razem. Goose IPA to piwo bardzo przyjemne, spokojne, ze starych czasów, ale nie pofatygowałbym się po nie nawet na drugi koniec miasta, a co dopiero do Stanów.