czwartek, 31 grudnia 2015

Anchor: Our Special Ale 2014

Moim ostatnim piwem w 2015 roku okazało się być piwo świąteczne. Our Special Ale warzy już od 41 lat amerykański browar Anchor Brewing, a mi przypadła w udziale czterdziesta, zeszłoroczna edycja. Półtora roku temu miałem okazję pić edycję z 2013 roku, ale jak utrzymuje browar, co roku receptura jest inna. Czy to prawda, nie jestem taki pewien, bo poziom alkoholu zawsze jest ten sam.

Informacje ogólne:
Piwo: Our Special Ale 2014
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Francisco
Browar: Anchor Brewing Company
Styl: świąteczne
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml
Warka: do 10.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Ten sam motyw, co na każdej edycji, tylko co roku inne drzewko. Piękna, klimatyczna rzecz.
9/10


 
Barwa
Ciemny brąz, a pod mocnym światłem wspaniały rubin; piękne.
5/5

Piana
Bardzo obfita, gęsta, wyśmienicie koronkuje szkło, trwałość bardzo dobra.
4/5

Zapach
Cynamon, wiśnie, pierniki, ciasto drożdżowe z owocami, gałka muszkatołowa, a przede wszystkim po raz wtóry cynamon - piękny, bardzo świąteczny, bardzo korzenny, przyprawowy i piernikowy, intensywny zapach.
8,5/10

Smak
W dalszym ciągu na pierwszym planie cynamon, do tego chyba kardamon, słodko-gorzka czekolada, chyba goździki, nie taka mała goryczka, dalej bardzo korzennie, ale już mniej piernikowo, może przez goryczkę - tak czy inaczej świetne piwo, jak na natłok przypraw bardzo subtelne, wyśmienite po prostu.
8,5/10

Tekstura
Niemal idealne wysycenie, o pół stopnia za wysokie.
4,5/5

7.5/10

Bardzo podobne do tego sprzed roku, ale jestem prawie pewien, że jednak zdecydowanie inna receptura - więcej sypnęli przypraw niż w 2013, jest też mniej wiśniowe i czekoladowe niż wtedy. I na wyższym poziomie stoi to piwo, głównie dzięki brakowi problemu z teksturą, który tam był uciążliwy. Najlepsze Christmas Ale, jakie piłem i w ogóle jedno z dwóch najlepszych piw smakowych. Mały majstersztyk, ale majstersztyk. Mimo podobieństw, chyba będę sięgał po Our Special Ale z każdego rocznika.

Szczęśliwego Nowego Roku!

Tempel Brygghus: Isotonic

Zastanawiałem się, jakie piwo wypić na sam koniec roku spośród wielu ciekawych pozycji, które chomikuję w piwnicy - w końcu wymyśliłem, że wypadałoby jeszcze w starym 2015 zapoznać się z jednym z nielicznych stylów piwa, którego jeszcze nie próbowałem, a który z niebytu przedostał się niedawno do niszy na polskiej scenie piwowarskiej (jak się okazało, zdążyłem potem wypić jeszcze jedno piwo, więc to jednak nie ostatnie w 2015). Pewnie już wszyscy wiedzą, co to jest gose, ale dla formalności - wyjątkowo ciekawa koncepcja, piwo pszeniczne, kwaśne od bakterii kwasu mlekowego, z kolendrą i solą. Czyli kajnda lichtenhainer z kolendrą i solą. Pierwszy raz piję gose, pierwszy raz piwo słone, a w dodatku pierwszy raz piję piwo uwarzone w Szwecji, bo przez Tempel Brygghus, o którym to browarze za dużo nie powiem, jako że nie opanowałem jeszcze za dobrze języka szwedzkiego, który króluje na ich stronie internetowej. Wiem tylko, że specjalizują się w piwach kwaśnych, a nawet chyba innych po prostu nie warzą.

Informacje ogólne:
Piwo: Isotonic
Kraj: Szwecja
Region: Uppsala
Miasto: Uppsala
Browar: Tempel Brygghus
Styl: gose
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 05.2016 r.
Cena: 21,15 zł (32,05 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Proste, ale ładne, dobrze komponuje się z innymi etykietami tego browaru.
7,5/10


 
Barwa
Jasnozłota - jest bardzo mocno zmętnione, w dodatku to zmętnienie jakby unosi się nad krótkim paskiem klarownego piwa, wygląda to wyjątkowo ciekawie, jak jakiś ekstrawagancki drink - super.
5/5
 
Piana
Wybitnie obfita, dość gęsta, utrzymuje się całkiem długo.
4/5
 
Zapach
Zdominowany przez kwas mlekowy, ale w wyjątkowo przyjemnym wydaniu, trochę winnej cierpkości, nuty kwiatowo-owocowe, może od kolendry lub chmielu, do tego mączna, zbożowa podbudowa jasnego słodu; bardzo przyjemny, intensywny i ciekawy.
8/10

Smak
Bardzo specyficzne, mocno odstaje od wszystkiego, co piłem. Na początku rządzi kwas mlekowy, choć w wydaniu nieco brettującym, a nieco cytrynującym, w towarzystwie dziwnych, nierozpoznawalnych dla mnie nut, które mogą być pochodnymi soli. Sól już na pewno atakuje zaś zaraz po przełknięciu, ale nie jest nachalna. Piwo jest oryginalne i po prostu świetne, niezwykle orzeźwiające i pijalne, jednocześnie dość pełne jak na swoją moc - nie taka lekka podbudowa słodowa, spora kwaśność, rześka kolendra, słoność i niemałe wysycenie dają dość gęsty odbiór, mimo że tak lekki zarazem.
8,5/10

Tekstura
Dość mocny gaz idealnie do niego pasuje.
5/5

7.5/10

Styl z przyszłością! Gose często zestawia się z grodziskim (nie wiem w sumie czemu, bardzo się różnią), lichtenhainerami i berliner weisse - z tych czterech wydaje mi się najciekawszą koncepcją. Może też co prawda dlatego, że nie jest tak niskoekstraktywne jak tamte. Bardzo dziwne (zwłaszcza jak na konserwatywną rodzinę niemieckich stylów piwa), lepiej niż bardzo dobre.

Altstadthof: SchwarzBier

Hausbrauerei Altstadthof to jeden z najbardziej fascynujących browarów, w jakich byłem. Co urzekło mnie najbardziej, to że destyluje się tam również whisky i destylaty z piwa (oczywiście z piwa tego browaru). Ponadto zabudowania browaru są bardzo rozległe i zawiłe, wręcz romantyczne; jest wybitnie klimatyczny, obity drewnem pub, są warzelnia i destylarnia na widoku, jest restauracja, są dwa sklepy z piwem (również innych browarów) i innymi dobrami. Na bazie swojego piwa produkuje się tu nawet ocet i musztardę. Do tego położenie na przepięknej starówce Norymbergi i przede wszystkim - wszystkie trzy piwa, jakich próbowałem, były bardzo dobre. Jako że butelkują tylko w litrowe butle, przywiozłem ze sobą jeno dwa różne - schwarzbiera i bocka, na pierwszy ogień idzie ciemniak.

Informacje ogólne:
Piwo: SchwarzBier
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Norymberga
Browar: Hausbrauerei Altstadthof
Styl: schwarzbier
Alkohol: 4,8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 1 l
Warka: do 23.01.2016 r. 
Cena: 7,60 euro (3,80 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Urzekająca, potężna butla z kabłąkowym zamknięciem, z gustownie malowaną etykietą. Bardzo mi się podoba.
8,5/10


 
Barwa
Bez światła czarno-brązowe, pod mocnym światłem miedziane - bardzo ładne, choć jak na schwarzbiera to dość jasne.
4/5
 
Piana
Jak na weizenie - wybitnie obfita i gęsta, tworzy efektowne, trójwymiarowe kształty, utrzymuje się prawie do samego końca.
4,5/5
 
Zapach
Trochę mało intensywny, ale bardzo ładny zapach kombinacji słodowej ze szczyptą chmielu - karmel, orzechy, chleb, kawa zbożowa. Gdyby było tak z trzy razy bardziej intensywne, to mogłoby być wybitne, a tak tylko dobre z plusem. Z czasem pojawia się kwaskowatość, która jeszcze odbiera tego plusa.
7/10

Smak
Tu jest dużo bardziej wyraziste, bardzo gładkie, a zarazem pełne smaku, wyraziście chlebowe z nutą karmelu i kawy, z minimalną, ale wystarczającą chmielową kontrą. Wyjątkowo długi finisz jak na tak słabe, słodowe piwo. Pojawia się jednak inny problem - nadmierna kwaskowatość. Dobre, ale mogło być świetne, gdyby nie to.
7/10

Tekstura
Brakuje ciut gazu, za to aksamitnie gładkie. 
4,5/5

6.5/10

Jak to czasem bywa, schwarzbier z nalewaka w Norymberdze smakował dużo, dużo lepiej. Ten być może smakowałby tak samo, gdyby nie wkradła się kwaskowatość.

Krug-Bräu: Weihnachtsbier

Pierwsze z przywiezionych z Norymbergi piw świątecznych srogo mnie rozczarowało - nie dość, że okazało się piwem marcowym, to w dodatku bardzo średnim. Może drugiemu pójdzie lepiej - co prawda tym razem zrobiłem rozeznanie na ratebeerze i wygląda na to, że to z kolei będzie po prostu dunkel (skład na etykiecie pozbawiony jakichkolwiek dodatków), ale za to ma znacznie lepszą ocenę niż tamto. Krug-Bräu to - znowu - browar restauracyjny z hotelem, położony we wsi Breitenlesau, stosunkowo odległej od większych miast i dróg (mniej więcej w połowie drogi z Bambergu do Bayreuthu, ale z solidnym odbiciem na południe). Browar wydaje się być zdecydowanie najważniejszym punktem wsi i jednym z niezliczonych bezimiennych (prawie) miejsc w Niemczech, które łapią mnie za serce swoją sielankową estetyką. Ten przybytek na odludziu powstał w 1834 roku (ile bym oddał, żeby w Polsce na co drugim kroku, na jakichś wsiach, gdzie nie dociera google street view, stały sobie browary ze 180-letnią historią) i skupia się całkowicie na tradycyjnych niemieckich stylach.

Informacje ogólne:
Piwo: Weihnnachtsbier
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Breitenlesau
Browar: Krug-Bräu
Styl: monachijski dunkel
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 21.05.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Niezbyt wyrafinowana, ale jakże urokliwa etykieta, na której widnieje budynek browaru w świątecznej, śnieżnej scenerii. Jest i świetny firmowy kapsel... też z wizerunkiem budynku browaru.
8/10

 
Barwa
Ekstremalnie jasny brąz - pod mocnym światłem jest wręcz bursztynowe. Z lekka niemrawe, ale ładne.
3,5/5
 
Piana
Bardzo obfita, o niezłej gęstości, dość długo się utrzymuje.
3,5/5
 
Zapach
Banalna, maksymalnie jednowymiarowa słodowość, i to nawet niespecjalnie dunklowa, a mączna, niemal jasnolagerowa, z nieznacznymi wstawkami biszkoptu. Dodajmy lekki diacetyl, nie taki lekki kwasek i zupełne zanikanie intensywności z czasem i jest po prostu fatalnie.
1,5/10
 
Smak
Niespecjalnie coś się zmienia względem zapachu - banalny, mączny słód z trochę mniej symbolicznym niż w aromacie dodatkiem ciemniakowej słodyczy, na finiszu lekki karton. Nieprawdopodobnie puste piwo (a przecież wcale nie jest słabe). Ciężko nazwać je nieprzyjemnym (daleki finisz jest nawet lekko przyjemny), ale stoi bardzo niedaleko od wody gazowanej z jedną czwartą łyżeczki cukru.
2,5/10

Tekstura
Trzyma poziom, tylko trochę za mocno wysycone.
4/5

2.5/10

Na bogów, to piwo jest antytezą świąt. Jest tak koszmarnie nudne, nijakie, takie smutne po prostu, że płakać się chce, a nie świętować. 3/4 poszło w kanał. Przy okazji mam wrażenie, że często im bardziej sielankową wizję browaru sobie stworzę, im bardziej wkręcę się w klimat, tym gorsze okazuje się piwo. Piw z Krug-Bräu prawdopodobnie nigdy już los nie postawi na mojej drodze. Swoją drogą monachijskie dunkle to ewenement - rzadko oceniam piwo poniżej granicy dobra i zła 5/10, bo staram się wybierać piwa, po których spodziewam się dużo. Tymczasem pięć na pięć zrecenzowanych piw w tym stylu oceniłem poniżej 5/10. Muszę odczarować dunkle, bo wiem, że potrafią być bardzo przyjemne.

Wiethaler: Weihnachtsbier

No to jedziemy dalej z piwami, które przywiozłem z Norymbergi. Trafiłem tam w okresie przedświątecznym, więc i w sklepie z regionalnymi, frankońskimi trunkami trafiłem (bo trafić chciałem) na dwa piwa świąteczne. Brauerei Wiethaler to browar, restauracja i hotel, położony w miasteczku Neunhof, kilkanaście kilometrów na północny wschód od Norymbergi. Chwali się ponad pięćsetletnią historią (jeśli to prawda, to...) i warzy jedynie tradycyjne niemieckie piwa.

Informacje ogólne:
Piwo: Weihnachtsbier
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Neunhof
Browar: Brauerei Wiethaler
Styl: marcowe
Alkohol: 4,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 30.03.2016 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Sympatyczna, świąteczna etykieta, choć kolorystycznie taka sobie.
6,5/10


 
Barwa
Brązowo-miedziana, przy pełnej klarowności i sporej porcji gazu daje to bardzo ładny efekt.
4,5/5
 
Piana
Niezła obfitość, ale bardzo szybko redukuje się do pierścienia, nie jest też za gęsta - kiepsko.
2/5
 
Zapach
Zero świąt, sto procent bursztynowego lagera - słód karmelowy, szczypta aldehydu octowego (na początku, potem jest jej za dużo), fajne nuty chlebowo-miodowe; przyjemny, słodki, zaokrąglony aromat, choć mało wyrafinowany.
6/10
 
Smak
Podąża w dużej mierze za zapachem, choć jest jeszcze nudniejszy - ot, słód mocno skierowany w stronę karmelu i chleba, trochę drewna cedrowego, lekki, raczej niepożądany kwasek, iście symboliczna goryczka. Minimalny metal. Ta słodycz, choć niezbalansowana, jest w miarę przyjemna; słodowość, choć niewyszukana, również jest miła. Jest to jednak piwo raczej średnie niż dobre.
5/10

Tekstura
Bez zarzutu.
5/5

5.0/10

No i co to ma być? Bardzo średnie, no może średnie z plusem marcowe jako piwo na święta? W Brauerei Wiethaler chyba nie przepadają za Jezusem. Czuję się trochę wykiwany.

środa, 30 grudnia 2015

De Halve Maan: Straffe Hendrik Quadrupel

To już ostatnie piwo z brugijskiego browaru Brouwerij De Halve Maan. Standardowo na koniec zostawiłem sobie to, z którym wiążę największe nadzieję i liczę, że chociaż jeden quadrupel okaże się piwem wybitnym. Póki co nie bardzo bowiem jest do czego wracać z asortymentu browaru, mimo że wszystkie piwa były bardzo dobre. 

Informacje ogólne:
Piwo: Straffe Hendrik Quadrupel
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Zachodnia
Miasto: Brugia
Browar: Brouwerij De Halve Maan
Styl: quadrupel
Alkohol: 11%
Ekstrakt: 22%
Objętość: 330 ml
Warka: do 11.05.2018 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Gustowne, ciemne wydanie serii etykiet przeznaczonych dla Straffe Hendrików.
8,5/10 


 
Barwa
Genialna gra brązów i miedzi.
5/5

Piana
Wybitnie obfita, o kiepskiej natomiast gęstości i mało spektakularnej trwałości.
3/5

Zapach
Niezbyt intensywny, ale bardzo ładny - zboże, biszkopt, mocno spalony karmel, cukier kandyzowany, bardzo szlachetne nuty alkoholowe.
7,5/10

Smak
Nadrabia braki w intensywności z aromatu - zaczyna się zbożowo i chlebowo, potem przechodzi w czekoladę i szlachetnie alkoholową potęgę, a kończy się dość wysoką jak na styl goryczką. Mimo że alkohol jest w typowo belgijski sposób dostojny i przyjemny, to trochę za bardzo zagarnia wrażenia. Nadrabia za to znakomitym balansem słodycz-goryczka. 
8,5/10

Tekstura
Ciut za mocno wysycone. 
4,5/5

7.5/10

De Halve Maan na stałym poziomie: kolejne piwo bardzo dobre i bardzo dalekie od wybitności. W przypadku takiego stylu jak quadrupel, i to dość mocnego nawet jak na wysokie standardy tych piw, to już pachnie sporym rozczarowaniem. Wszystkie sześć piw z brugijskiego browaru było trunkami o bardzo zbliżonej jakości - najsłabsze, blond, dostało ode mnie 7.7/10, a najlepsze, tripel, 8.3. A najlepsze i jedyne wybitne było siódme - to, które piłem w Brugii: świeży, niebutelkowany blond. Oznacza to dużą rzetelność, ale i bezużyteczność - browar tak radzący sobie z belgijskimi stylami przydałby się w Polsce, ale w konkurencji z wieloma wybitnymi belgijskimi browarami nadaje się chyba tylko do zapomnienia. Szkoda, bo kocham doprawdy Brugię, ale zdaje się, że lepszy browar to ja mam pod nosem, we Wrocławiu, na Długosza.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Viven (De Proef): Viven Porter

Powoli moje żniwa z podróży do Belgii się kończą; zostało mi tylko po jednym piwie z obu browarów, które odwiedziłem. Mam jednak jeszcze trzy egzemplarze z browarów, których nie odwiedziłem, po które sięgnąłem niemal na chybił trafił w sklepie. Niemal, bo starałem się zerkać na style - i tak dzisiejsze piwo jest wyrazem chęci sprawdzenia, jak małe belgijskie browary radzą sobie z porterami. Okazało się, że trafiłem na kontraktowca z szesnastoletnią historią (paradne, co?), który ma siedzibę tuż pod przenajświętszą Brugią, ale warzy w jakże znanym De Proefbrouwerij. Inicjatywa jest dzieckiem Willy'ego De Lobela, który w 1999 roku znalazł w tej przystani dla niejednego kontraktowca możliwość stosowania swoich receptur na większą skalę. Przez pierwsze dziesięć lat Viven warzyło tylko dwa elementarne flamandzkie piwa, blonda i "browna", czyli słabego dubbla. W międzyczasie, w 2003, schedę przejął Tony Traen, syn sprzedawcy alkoholi. Od 2009 kontraktowiec poszedł w niebelgijskie style i jednym z nich jest ten porter, który w dodatku, ku mojej radości, okazał się porterem wędzonym.

Informacje ogólne:
Piwo: Viven Porter
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Lochristi
Browar: De Proefbrouwerij (Brouwerij van Viven)
Styl: porter wędzony
Alkohol: 7%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 12.01.2017 r.
Cena: 2 euro (3,03 euro za 0,5 l)

Opakowanie
Nic specjalnego, ale bardzo ładne, przełamana elegancja, subtelna kolorystyka, goły kapsel.
8/10


 
Barwa
Czarne. Jaśniej proszę, to porter.
4/5

Piana
Świetna; wysoka, puszysta, gęsta i bardzo, choć nie idealnie trwała.
4,5/5
 
Zapach
Doprawdy wybitne połączenie wędzonki (1/3) i porteru (2/3); ta pierwsza jest zdecydowanie drzewna, odrobinę szynkowa, odrobinę ogniskowa, szlachetna. Strona porterowa z kolei kursuje w stronę melanoidyn - pralina orzechowa, biszkopt polany karmelem, nuty kawy zbożowej, świeżo zmielonego ziarna, czekolady, tort czekoladowo-orzechowy; piękna sprawa, świetne połączenie, jakby zwiększyć udział wędzonki, to byłyby fajerwerki.
8,5/10
Smak
Tu jeszcze bardziej się nasila ta taka ujmująca łagodność porteru połączona z pełnią smaku; właściwie przemyca wszystko, co było w zapachu, ze szczególnym nasileniem akcentów czekoladowych, zbożowych, tortowych oraz z dodatkiem niezbyt silnej suszonej śliwki; wędzonka jeszcze trochę maleje w stosunku do zapachu, ale dalej wyraźna. Na finiszu natomiast wraca jako najmocniejsza ze wszystkich etapów. Na koniec idealnie zaznaczona goryczka dla balansu. Znowu - trochę mocniejsza wędzonka mogłaby dać piwo naprawdę wielkie, ale i tak jest znakomite.
9/10
 
Tekstura
Cudownie aksamitne jest to piwo, jak na mój gust tylko odrobinę za wysokie wysycenie.
4,5/5

8.0/10

Piękny porter, piękny. Przypomniał mi tak trochę genialny Smoked Porter z Alaskan Brewing, a to wielki komplement. Tylko trochę więcej wędzonki, no! Jest taka na progu, już, już prawie idealna, ale jednak brakuje tego kawałka. Póki co najlepsze, co w tej Belgii ustrzeliłem. I w niesamowicie przystępnej cenie jak na ten bardzo drogi kraj.

niedziela, 27 grudnia 2015

Kingpin (Zarzecze): Phantom

Świetny kontraktowiec Kingpin - jeden z nielicznych, od których biorę wszystko - zagościł w ciągu ostatniego pół roku na blogu tylko raz jedyny, tymczasem uwarzył trzy nowe piwa i narobił mi zaległości. Na początek daję szansę Phantomowi, białemu IPA, które poza witbierowymi dodatkami zostało jeszcze wzbogacone liśćmi limonki kaffir (jak twierdzi wikipedia, to potoczna nazwa rośliny zwanej papedą). Zobaczymy, jak wypadnie w starciu ze znakomitym Białym IPA z Artezana, które niedawno piłem.

Informacje ogólne:
Piwo: Phantom
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Kingpin)
Styl: białe India Pale Ale
Dodatki: gorzka skórka pomarańczy curaçao, kolendra, liście limonki kaffir
Alkohol: 6,5%
Ekstrakt: 15,5%
Objętość: 500 ml
Warka: 2 (do 08.03.2016 r.)
Cena: 8,40 zł

Opakowanie
Standardowa, profesjonalna etykieta, nawiązująca do tytułowego bohatera jednego z najsłynniejszych horrorów kina niemego (i kilku następnych ekranizacji, jak i powieści poprzedzającej wszystkie). Miałem nawet okazję go obejrzeć - postarzał się mocno nawet jak na 1925 rok produkcji, ale warto się zapoznać, obraz z wielkim rozmachem.
8,5/10

Barwa
Złote, lekko zmętnione, trochę niemrawe i w sumie trochę ciemne jak na white IPA, ale w porządku.
3/5
 
Piana
Średnio obfita, dość gęsta, bardzo trwała.
3,5/5
 
Zapach
Naprawdę nie z tego świata - niespotykana fuzja owoców, kwiatów, chmielu; limonki, liczi, białe winogrona (bardzo duży udział), granaty, słodkie maliny, pomarańcze, róże (!). Nie wiem, czy to zasługa chmielu, czy dodatków (najpewniej połączenia obu), tak czy inaczej to niebiański, intensywny aromat, choć po parunastu minutach troszeczkę traci.
9,5/10
 
Smak
Pozostaje ta nieprawdopodobna kompozycja z zapachu, wkracza natomiast również mocna żywica i twarda, ale krótka, bardzo szlachetna goryczka, może umiarkowana jak na styl, ale mnie zadowalająca. Dobra podbudowa słodowa, genialny finisz, na którym wyraziście powracają winogrona i róże. Pyszne piwo, niezwykle rześkie i pijalne, cudowne.
9,5/10

Tekstura
Doskonałe, stonowane wysycenie, a w dodatku gładkość.
5/5

9.0/10

Tylko mniej więcej co trzecie piwo piję polskie, więc może nie powinienem takich rzeczy mówić, no ale jak dla mnie - polskie piwo roku, o ile jeszcze przez te ostatnie dni mnie coś nie zaskoczy. Akurat dodatki witbierowe były najmniej wyczuwalne, może tylko skórka pomarańczowa, ale nieznacznie, natomiast wierzę, że dołożyły się jakoś do kompozycji. Liście limonki natomiast chyba poprowadziły to piwo do sukcesu. Było to sto osiemnaste India Pale Ale, które zrecenzowałem i zajęło w tej kategorii miejsce dwunaste, co chyba mówi wszystko. Gdyby uznać je za AIPA, wylądowałoby na czwartej pozycji. Jaram się Kingpinem jak Pintą i AleBrowarem w 2013.

Mikkeller (Lervig): Beer Geek Brunch Weasel BA Cognac

To dla mnie wybitnie istotna degustacja - Beer Geek Brunch Weasel, kawowy stout imperialny z najdroższą kawą świata o ciekawym rodowodzie, który wypiłem we wrześniu ubiegłego roku, pozostaje do dziś najlepszym piwem, z jakim zetknęły się moje kubki smakowe. Nie, zaraz, nie tylko piwem - ten trunek pobił każdy napój i każde danie, jakie piłem lub jadłem w życiu. Dziś trzymam przed sobą to samo piwo (tyle że pewnie z innej warki), ale leżakowane w beczkach po koniaku. To bardzo rzadko używany w piwotwórstwie rodzaj beczek - jedynym piwem z beczek po koniaku, jakie do tej pory wypiłem, był znakomity porter trochę skręcający w stronę piwa świątecznego, notabene też z Mikkellera i niemal równo rok temu. Oryginalne BGBW było tak genialne, że nawet nie mam za wysokich oczekiwań - nie chcę się rozczarować i zakładam z góry, że pierwowzór pozostanie niedościgniony. Przede wszystkim jest to dla mnie sentymentalna podróż wstecz do najwspanialszego smaku, jaki miałem okazję poznać w życiu.

Informacje ogólne:
Piwo: Beer Geek Brunch Weasel BA Cognac
Kraj: Norwegia - uwarzone przez duński browar kontraktowy
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: kawowy stout imperialny (cognac BA)
Dodatki: kawa
Alkohol: 10,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: brak danych
Cena: 47,85 zł (72,50 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Rzadki przypadek - etykieta jest identyczna jak na oryginalnym BGBW (jedynie "11.2 fl. oz." znalazło się w trochę innym miejscu). Nie ma tu jakiejkolwiek informacji, że to edycja leżakowana w beczkach po koniaku. Co odróżnia to opakowanie od oryginału, to zalakowana szyjka - gdyby jednak nie informacja od obsługi sklepu specjalistycznego, byłbym pewien, że to po prostu to samo piwo co wtedy i machnąłbym ręką. Lak ciągnie ocenę w górę, ale ta dezinformacja trochę słaba.
9/10

Barwa
Czarne jak smoła.
5/5

Piana
Lepsza niż na pierwowzorze, lecz i tak licha - tworzy się przyzwoity kożuch, który w minuty dwie redukuje się do cienkiego pierścienia i marnych pozostałości na środku.
2/5
 
Zapach
Symfoniczne połączenie kawy i ciemnego słodu; wspaniała, lekko kwiatowa, ale i mocno prażona kawa nadaje lekkości, a nuty zbożowe, palone, czekoladowe - obciążają aromat. Brakuje szczypty intensywności, zwłaszcza na początku. Beczki buchnęły na samym początku, potem odpuściły na jakiś czas, by jeszcze później konsekwentnie coraz bardziej przykrywać inne akcenty. Powiem więcej, czuć, że to nie jakiś tam mocny alkohol, ale konkretnie jakaś brandy, więc może koniak.
9/10
Smak
Jest, jest ten geniusz pierwowzoru, choć trochę pomniejszony; niesamowite, idealnie zbalansowane połączenie kawy, wspaniałej kawy, czekolady (od mlecznej po bardzo gorzką), prażonych orzechów, palonego jęczmienia, mocno spalonego karmelu, mocnej, ale nie przytłaczającej piwa goryczki. Dostojne. Czuć wyraźnie beczkę po mocniejszym alkoholu (niekoniecznie koniaku), ale niestety pełni lekko negatywną rolę - nie wnosi nic ciekawego, a wprowadza trochę zbyt oczywistą nutę alkoholową. Ale to kompletny szczegół, genialne piwo, idealny balans słodycz-goryczka, potężny i długi finisz (daleko, daleko niesamowite nuty chlebowo-słodowe). Dodajmy, że jest nieprawdopodobnie pijalne jak na taką moc - nie chce się czekać na kolejny łyk.
9,5/10
 
Tekstura
Genialnie, aksamitnie gęste; wysycenie natomiast w ogóle nie zwraca na siebie uwagi i bardzo dobrze.
5/5

9.0/10

Tak, tak, to piwo nie padło daleko od pierwowzoru, bardzo mnie to cieszy. Beczki i koniak - jak zresztą podejrzewałem - raczej narobiły malutkich szkód, niż wzniosły piwo jeszcze wyżej, ale nie odebrały mu boskiej iskry. Zarówno zapach, jak i smak są solidarnie na trochę niższym poziomie niż w przenajświętszym BGWB, ale to genialny RIS i da tej edycji znajdzie się osobne miejsce w mojej piwnicy.

piątek, 25 grudnia 2015

Brandmeier: Cadolzburger Roggen

Moja krótka wyprawa do Norymbergi zaowocowała w przywiezienie kilku piw z małych, raczej nieznanych i niedostępnych poza krajem, regionalnych browarów frankońskich. Na pierwszy ogień idzie roggenbier z Brauhaus Brandmeier, browaru z Cadolzburga, uroczego miasta tuż pod Norymbergą, z własnym zamkiem na wzgórzu i w ogóle. Browar jest takim skrzyżowaniem craftu i regionalizmu, powstał w 2013 roku, warzy trochę piw nowej fali, ale raczej okazjonalnie, skupiając się na niemieckiej tradycji. I jednym z jej wyrazów jest ten żytnio-pszeniczno-jęczmienny roggen.

Informacje ogólne:
Piwo: Cadolzburger Roggen
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Cadolzburg
Browar: Brauhaus Brandmeier
Styl: roggenbier
Alkohol: 5,4%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 09.01.2016 r.
Cena: 2 euro

Opakowanie
Połączenie jak zawsze urzekającej, rustykalnej butli z kabłąkowym zamknięciem i nowoczesnej etykiety, na której znajdziemy wieżę widokową z Cadolzburga. Prosto, ale bardzo ładnie, bardzo swojsko.
8,5/10
 
Barwa
Bardzo ładny, swojski, zmętniony brąz.
4,5/5

Piana
Genialna - potężnie obfita, kremowo gęsta, o zadziwiającej trwałości, tworzy piękną firankę na szkle.
5/5

Zapach
Goździki i inne fenole, typowa, masywna jakby-pikanteria słodu żytniego, a do tego urzekający podkład słodowy w postaci biszkoptu i karmelu; piękny aromat, niezwykle zachęcający, pewne zastrzeżenia mam natomiast do intensywności, z czasem bardzo maleje.
7,5/10

Smak
Przez mocne osłabienie typowych dla stylu nut drożdżowych i słodu żytniego na rzecz biszkoptu wypada bardzo lagerowo, co nie znaczy że źle; dobre piwo, pije się z dużą przyjemnością, tylko trochę proste.
7/10

Tekstura
Żyto nadało bardzo dużą, przyjemną gęstość - w jej obliczu opuściłbym jednak odrobinę wysycenie. 
4,5/5

6.5/10

Fajne, spokojne, przyjemne piwo, no ale ten - piłem dwa nieporównywalnie lepsze polskie roggenbiery. Brandmeier dostanie ode mnie jeszcze jedną szansę, może koźlak wyszedł im bardziej spektakularnie.

Brasserie du Pays Flamande: La Bracine Triple

Drugie piwo z Brasserie du Pays Flamande, francuskiego kooperanta Pinty, jakie zdobyłem, to tradycyjny tripel, który zdobył złoty medal na konkursie produktów agrokultury w Paryżu w 2009 roku. Oby był godny złota, bo jeśli nie będzie to piwo co najmniej świetne, to francuski browar może już nigdy nie dostać ode mnie szansy, poprzednie trzy piwa były dobre, ale nie miały błysku.

Informacje ogólne:
Piwo: La Bracine Triple
Kraj: Francja
Region: Nord-Pas-de-Calais
Miasto: Blaringhem
Browar: Brasserie du Pays Flamande
Styl: tripel
Alkohol: 9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 02.2016
Cena: 9,35 zł (14,17 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Daleka od brzydkiej, ale trochę bezpłciowa i schematyczna etykieta, brak informacji o piwie, goły kapsel. Średnio, w najlepszym razie.
5/10

 
Barwa
Piękne złoto, żeby nie powiedzieć cytryna - rustykalne zmętnienie trochę obniża elegancję, ale jest sympatyczne.
4,5/5
 
Piana
Zadowalająco obfita, generalnie gęsta, choć z paroma dużymi bąblami; średnio trwała, już po paru minutach są dziury na tafli, acz nieduże.
3/5
 
Zapach
Klasyka stylu: fenole belgijskich drożdży, bardzo intensywne i wyjątkowo naturalne cytryny oraz jasnosłodowa baza. Wszystko zmieszane w nienagannych proporcjach i dość intensywne, nie ma tu może czegoś super&ekstra, ale świetny, klasyczny aromat.
8,5/10

Smak
Podąża za zapachem, również bardzo soczysty, choć tu trzy dominujące składniki mieszają się trochę w jedno. Ale tak czy inaczej bardzo, bardzo smaczne piwo - rześkość cytrusów pozwala mu latać i przykrywa alkohol całkowicie, belgijskie drożdże wplatają typowe przyprawowe nuty, a słód zapewnia przyjemną, zbożową słodycz. Symbioza. Tripel bez jakichś niewiarygodnych uniesień, ale i w sumie bez zarzutu.
8,5/10
 
Tekstura
Minimalnie za wysokie wysycenie.
4,5/5

7.5/10 

Jednak jest piwo świetne z tego browaru. Bardzo zacny tripel, bardzo - przebił dwa triple trapistów, Chimay i La Trappe. Cena też przyzwoita, polecam z całego serca. "Ukrywalność" alkoholu porównywalna do tej, którą reprezentuje arcygenialny Tripel Karmeliet. Innymi słowy, najlepsze francuskie piwo, jakie piłem.

czwartek, 24 grudnia 2015

Mikkeller (Lervig): Beer Geek Dessert

Kolejne piwo z serii Beer Geek, kolejny stout imperialny z tej serii, ale absolutnie po raz pierwszy - Beer Geek bez kawy. Jest za to kakao i wanilia i ma być słodko na całego, przynajmniej jak się popatrzy na etykietę, to tak się zapowiada sytuacja. Mam nadzieję, że spisze się lepiej niż Vanilla Shake.

Informacje ogólne:
Piwo: Beer Geek Dessert
Kraj: Norwegia - uwarzone przez duński browar kontraktowy
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: słodki stout imperialny
Dodatki: kakao i wanilia
Alkohol: 11%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 07.05.2025 r.
Cena: 28,95 zł (43,86 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Seria po raz pierwszy przełamana kolorystycznie i to radykalnie - "martwa natura" z przeróżnymi słodyczami w różowych odcieniach; bardzo sugestywna etykieta, choć trochę niewinna jak na woltaż.
8,5/10 
 
Barwa
Nieprzejrzyście czarne.
5/5
 
Piana
Średnio obfita, średnio gęsta, o kiepskiej raczej trwałości - słaba.
2/5
 
Zapach
Doprawdy deserowy: potęga stoutu imperialnego zaprzężona w dwa dorodne konie, którym na imię kakao i wanilia. Dodatki wypadają niezwykle ładnie i świetnie łączą się z ciemnosłodową pełnią, aczkolwiek trochę za bardzo dominują aromat i tym samym czynią go trochę za prostym.
8/10
 
Smak
I po deserze - w smaku robi się dużo bardziej wytrawne, strona słodowa odchodzi od czekolady w stronę kawy, wanilii pozostaje tylko szczypta, a przede wszystkim gigantyczną rolę odgrywa chmiel z bardzo wysoką, popiołową goryczką. Co tu dużo mówić, jest niezbalansowane, przeholowane w stronę chmielu, zupełnie nie daje tego, co obiecuje; w ogóle słodowość jakby robi się pusta, zanika, brak typowej RIS-owej gęstości smaku. Maskuje alkohol bardzo dobrze, ale nie wyciąga z niego konsekwencji. Finisz popiołowy, pusty, banalny. Nie jest tragiczne, o nie, ma swoje momenty, zwłaszcza w ustach jest jeszcze bardzo przyjemne, ale po przełknięciu znika chyba wszystko, co dobre, dopiero gdzieś tam daleko pojawiają się nuty zbożowe; nie jest bardzo złe, nie jest też dobre. Można sobie posiorbać, ale trochę nie widać w tym sensu.
4,5/10
 
Tekstura
Przy tak wysokiej gęstości wysycenie mogłoby być jeszcze mniejsze, choć i tak jest nie za wysokie. 
4/5

5.0/10

Rany, ale zawód, jeden z największych. Piwo zbiera tak znakomite noty, że obawiam się, że trafiłem na feralną warkę lub butelkę. Zakwalifikuję je tylko dlatego jako słodki stout imperialny - mój egzemplarz słodki był jedynie w zapachu (który mocno je ratuje i to on zachęca do brania kolejnych łyków), acz jak czytam recenzje, to normalnie jest to faktycznie bardzo słodkie piwo. Wyjątkowo cienko jak na ten browar, jak na tę serię, jak na ten styl. A już za tę cenę - to prawdziwy koszmar, choć pić się da, a wącha się bardzo przyjemnie.

niedziela, 20 grudnia 2015

Buxton & Oedipus & Rooie Dop: Ring Your Mother

Po nieprzyzwoicie długiej, bo prawie pięciomiesięcznej przerwie wracam do jednego z moich ulubionych browarów świata, Buxton Brewery. Anglicy uwarzyli we współpracy z dwoma holenderskimi craftami (od których jeszcze nic nie piłem) bardzo mocne piwo, które podpisali stylem "1832 XXXX Mild". O co tu chodzi? Związek z tym, co dziś rozumiemy pod pojęciem milda, będzie oczywiście czysto historyczny i nominalny - powstało na podstawie receptury browaru Truman's Brewery z 1832 roku, które było czymś dzisiaj niespotykanym - Imperial Mild Ale. Czy dowiemy się, jak smakowało tak dawne piwo? Ano niekoniecznie, bo craftowcy dołożyli od siebie amerykański chmiel.

Informacje ogólna:
Piwo: Ring Your Mother
Kraj: Wielka Brytania (Anglia) - we współpracy z browarami z Holandii
Region: East Midlands
Miasto: Buxton
Browar: Buxton Brewery, Oedipus Brewing i Rooie Dop
Styl: amerykańskie barleywine
Alkohol: 9,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: z 24 lutego 2015 r.
Cena: 19,45 zł (29,47 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Klasyczna etykieta Buxton, Holendrzy nie dołożyli nic od siebie i dopóki nie sięgnąłem po to piwo - a stało sobie u mnie, przyznam, jakieś pół roku - byłem pewien, że to indywidualna robota Anglików. Bardzo ładnie.
8,5/10

Barwa
Bursztyn i bardzo nietypowe, drobinkowe zmętnienie - ładne, oryginalne.
3,5/5

Piana
Bez rewelacji; niezbyt obfita, średnio gęsta, najlepiej jest z trwałością, choć też daleko ideału.
3/5

Zapach
Tak daleko od milda, jak się da - przypomina coś pomiędzy amerykańskim barleywine a imperialnym IPA; najpierw dominuje skondensowany nowofalowy chmiel na potężnej słodyczą podbudowie słodowej. Odczucie chmielowe jest dalekie od ideału, trochę łodygowe, natomiast na słodowym tle wypada już nawet nieźle, a potem słodowość coraz bardziej przeważa, wprowadza efektowne nuty karmelowe i biszkoptowe i jest już świetnie. Daleki od doskonałego, ale bardzo fajny aromat.
8,5/10

Smak
W ustach słód ma swoje najbardziej aktywne pięć minut, choć co prawda jest dalej bardzo chmielowo, to nasila się słodycz; po przełknięciu natomiast wkracza nieustępliwa, bardzo przyjemna, wysoka goryczka i finisz jest już totalnie chmielowy. Ciut za bardzo alkoholowe jak na mniej niż 10%, ale bardzo przyjemne i dostojne, takie nieustanne przeciąganie liny przez słód i chmiel.
8/10

Tekstura
Bez zarzutu - wysoka, ale nie za wysoka gęstość i niskie, ale nie za niskie wysycenie idealnie współpracują ze smakiem.
5/5

7.5/10

Proszę mi tu nie mydlić oczu, za dużo piw w życiu wypiłem - nie wiem, jak smakowało piwo z 1832 roku, ale dzięki potężnej ilości nowofalowego chmielu (przypominam, że piwo było uwarzone dziesięć miesięcy temu i mimo to chmiel dominuje) ten twór wyszedł jak ewidentne amerykańskie barleywine. Piwo bardzo dobre z plusem, ale jak na ten wybitny styl i jak na tę cenę to takie tam, do machnięcia ręką. Z dziesięciu piw Buxton, które piłem do tej pory, przebiło tylko dwie interpretacje berliner weisse - przy takim ekstrakcie jest to trochę zawód.

czwartek, 17 grudnia 2015

Cantillon: Kriek 100% Lambic Bio

W przerwie między jednym a drugim Cantillon przywiezionymi z Brukseli, wypiję sobie to, które kupiłem w Polsce. Cantillon numer trzy, po gueuze i czystym lambiku czas sprawdzić krieka. Wykorzystuje się w nim 150 kg wiśni na 500 litrów piwa.

Informacje ogólne:
Piwo: Kriek 100% Lambic Bio
Kraj: Belgia
Miasto: Bruksela
Browar: Brasserie Cantillon
Styl: kriek 
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: zabutelkowana 11 lutego 2015 r.
Cena: 34,30 zł (45,73 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Jak zwykle w tym browarze bardzo subtelne i eleganckie. Dzieło Raymonda Coumans z 1989 roku.
8,5/10



 
Barwa
Przepiękna, rubinowa czerwień niczym w winie, do tego niezwykle subtelnie ulatujący gaz - strasznie elegancko wygląda.
5/5

Piana
Wybitnie obfita, ale w stylu szampańskim bardzo szybko się redukuje, potem utrzymuje gruby pierścień, a po jakimś czasie znika zupełnie.
2,5/5

Zapach
Niedużo wiśni, za to mnóstwo dębu i wiejskich akcentów dzikich drożdży i bakterii; ze wszystkich piw Cantillon, jakie do tej pory piłem, Kriek najbardziej pachnie samym browarem, wręcz poczułem się przeniesiony w przestrzeni; do wyjątkowo eleganckiej przy swojej ostrości strony dziko-kwaśnej wiśnie dokładają leciutką kontrę owocowej słodyczy i kwaskowatości; piękny aromat.
9/10 
Smak
Podobny do zapachu, wzbogacony tylko o dość umiarkowaną jak na prawowitego lambika kwaśność; wiśnie zdają się też dołączać do kwasu, w sumie jest ten kwas taki bardziej owocowy niż lambikowy. Jednocześnie nadają leciutkiej słodyczy. Znakomite piwo, wymagający, ale nie agresywny kriek.
9/10

Tekstura
Idealnie dopasowane do smaku, dość wysokie wysycenie.
5/5

8.5/10

Kriek wybitny, jeden z najlepszych, jakie piłem, jak i w ogóle jedno z maks dziesięciu najlepszych piw kwaśnych. Wspaniała jest też ta więź piwa z browarem - kriek pachnie doprawdy tak samo jak powietrze w Cantillon. Za tę wybitność trzeba jednak srogo zapłacić - mimo wszystko jest to piwo warte swojej ceny, bo lambiki to drogie cholerstwa.

De Halve Maan: Straffe Hendrik Wild

Przedostatnie piwo z najsłynniejszego browaru najpiękniejszego miasta świata będzie połączeniem, jakiego jeszcze nie próbowałem - wild tripel, czyli tripel na brettach. Tradycyjny tripel wypadł im gdzieś między bardzo dobrze a świetnie - mam nadzieję, że bretty wniosą coś ekstra i będzie jeszcze lepiej.

Informacje ogólne:
Piwo: Straffe Hendrik Wild
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Zachodnia
Miasto: Brugia
Browar: Brouwerij De Halve Maan
Styl: wild tripel
Alkohol: 9%
Ekstrakt: 19%
Objętość: 330 ml
Warka: do 09.03.2020 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
To samo co na zwykłym triplu, tylko inna kolorystyka, która uszczupla elegancję. Jest za to rocznik.
8/10 


 
Barwa
Wyjątkowo ładne, głębokie złoto, całkowicie klarowne.
4,5/5

Piana
Bardzo obfita, niezbyt gęsta, ładnie oblepia szkło, dość trwała.
3,5/5

Zapach
Dokładnie to, co zapowiada etykieta - tripel i bretty; ta pierwsza strona jest słodka, rześka, słodowo-cytrusowa; ta druga kwaskowa, wybitnie wiejska, dzika, końska derka gra pierwsze skrzypce. Bardzo dobrze się uzupełniają te dwa światy, przy czym drugiego jest zdecydowanie więcej. Świetny, intensywny aromat.
8,5/10

Smak
I tu również walka dwóch światów i również dominacja tego dzikiego; wyjątkowo rozedrgane, wybuchające na wszystkie strony bretty, których nie powstydziłby się nawet lambik. Aspekty triplowe trzeba sobie trochę wyławiać spod wiejskich akcentów, aczkolwiek w odbiorze czysto smakowym piwo jest bardzo triplowe - kwaśności tu nie ma, jest słodycz i chropowata goryczka a la skórka cytrynowa, typowa dla stylu. Bardzo dobre piwo, świetny pomysł.
8/10

Tekstura
Zdecydowanie za dużo gazu.
1,5/5

7.0/10

Bardzo udany eksperyment, choć nie aż tak, jak by się chciało. No i zwykły tripel jednak bardziej mi podszedł - to piwo natomiast zapamiętam dużo lepiej, bo piłem dużo lepszych tripli, ale żadnego na brettach. De Halve Maan robi same bardzo dobre piwa, ale póki co jedynym aspirującym do wybitności był świeży, niebutelkowany blond pity na miejscu. Niedługo ostatnia szansa na błyśnięcie czymś wielkim, quadrupel.

wtorek, 15 grudnia 2015

Pracownia Piwa: Andrus

Robię sobie przerwę od Pracowni Piwa, żeby dać im szansę na ogarnięcie sprawy wysycenia w butelkach, ale jedno piwo jeszcze mi się uchowało, zanim podjąłem tę decyzję. Jest to Nelson Rye IPA, czyli żytnie AIPA i single hop zarazem na nowozelandzkim chmielu Nelson Sauvin.

Informacje ogólne:
Piwo: Andrus
Kraj: Polska
Województwo: małopolskie
Miasto: Modlniczka
Browar: Pracownia Piwa
Styl: amerykańskie żytnie India Pale Ale
Alkohol: 6,5%
Ekstrakt: 14%
Objętość: 330 ml
Warka: do 10.01.2016 r.
Cena: 8,60 zł (13,03 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Standard Pracowni.
7/10


  
 
Barwa
Niezbyt ładne; połowiczne, niezdecydowane zmętnienie i brzydkie kawałeczki osadu tworzą brudny efekt, trochę polepsza sprawę ładnie ulatujący gaz.
1,5/5

Piana
Wybitnie obfita, gęsta, oblepia szkło, utrzymuje się na całej tafli do samego końca i to przy niezłej grubości.
5/5

Zapach
Intensywny aromat nowofalowego chmielu, ukierunkowany zarówno na owoce (cytrusy, liczi, mango, a nawet marakuja), jak i żywicę, znakomicie się tu uzupełniające; do tego leciutka podbudowa słodowa i mamy zapach rewelacyjny.
9,5/10

Smak
Tu dalej jest gdzieś pomiędzy owocami a żywicą, acz ta druga trochę zaczyna przeważać; wchodzi też ewidentnie słynna nuta naftowa; świetna kompozycja, do tego przyjemna goryczka na poziomie, który nikogo nie powali, ale i (prawie nikogo) nie rozczaruje; słód daje umiarkowaną kontrę słodyczy, wszystko jest piękne i zbalansowane.
9/10

Tekstura
Jest trochę przegazowane, ale w porównaniu z poprzednimi piwami z Pracowni to jest super.
4/5

8.5/10

Ze wszystkich ośmiu to najlepsze butelkowane piwo z Pracowni, jakie piłem i drugie już wybitne AIPA. Pierwszy raz piwo z PP miało bardzo dobry poziom wysycenia (problem z przegazowaniem dalej jest, sądząc po tym, że po otwarciu zaczęło sobie powoli wychodzić samo z butelki, ale tutaj chyba "poszło w pianę"). O take Pracownie walczyłem, coś czuję, że mój odpoczynek od ich piw nie potrwa długo. Tylko ta cena taka trochę niepoważna, co nie?

niedziela, 13 grudnia 2015

Smuttynose: Baltic Porter

Zupełnie przypadkiem sięgnąłem w sklepie po piwo, które dzierży czwarte miejsce w rankingu wszystkich na świecie porterów bałtyckich na ratebeerze. To zaszczytne miejsce wypracował sobie amerykański browar Smuttynose Brewing, w dodatku nie z Kaliforni, a z New Hampshire, malutkiego stanu na wschodnim wybrzeżu USA, graniczącego z Kanadą. Browar powstał w 1994 roku w Portsmouth, a ledwie 1,5 roku temu, w czerwcu, przeniósł się po 20 latach do pobliskiego Hampton tuż przy Bostonie. Czuję podniecenie, no bo jak faktycznie jest aż takie dobre, to będzie to piękny wieczór.

Informacje ogólne:
Piwo: Baltic Porter
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: New Hampshire
Miasto: Hampton
Browar: Smuttynose Brewing Company
Styl: porter bałtycki
Alkohol: 9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml
Warka: ze stycznia 2015 r.
Cena: 22,50 zł (31,69 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Tak bez szału, ale bardzo ładnie. Etykieta zachowuje powagę sytuacji, firmowy kapsel.
7,5/10

 
 
Barwa
Czarne, nieprzejrzyste - kocham czerń, ale od porterów bałtyckich życzę sobie rubinowych prześwitów.
4/5
 
Piana
Tragiczna - nalała się bardzo cienka i w minutę zredukowała do wybitnie cienkiego pierścienia.
0,5/5
 
Zapach
Wybitny - intensywne nuty ciemnego słodu, kierujące się głównie w stronę czekolady, lukrecji, kawy, karmelu, suszonych śliwek; trochę wytrawny jak na porter bałtycki, ale nie ujmuje to nic jego świetności.
8,5/10
 
Smak
Tu się zaczyna prawdziwa impreza; do czekolady, kawy (której udział się zwiększa), suszonych śliwek, karmelu i innych elementów dołączają orzechy laskowe oraz świetny balans słodycz-goryczka, choć podobnie jak w zapachu dość znacząco przesunięty na wytrawną stronę. Trochę jak tort orzechowo-czekoladowy nasączony kawowym likierem. Z czasem słodycz coraz bardziej ogarnia degustującego i można powiedzieć, że jest zarazem bardzo słodkie, jak i nieprzeciętnie gorzkie. Znakomite, wręcz genialne.
9,5/10

Tekstura
Przyjemna gęstość, ciut za mocne wysycenie.
4,5/5

8.5/10

Wybitny bałtyk (nie licząc wrażeń estetycznych), ale czwarte miejsce ze wszystkich na świecie? Chyba nie. I mam nawet pomysł, dlaczego dzierży to miejsce - bardzo mocno skręca w stronę RISa (w ciemno prawdopodobnie zakwalifikowałbym go nawet jako RISa), a stouty imperialne są bez porównania bardziej hołubione od porterów bałtyckich, zwłaszcza na ratebeerze. Polecam tylko poszukiwaczom nowości - jak chcecie wybitne piwo, które bez wątpienia zasługuje na miano porteru bałtyckiego, to jak zwykle radzę przetrzepać krajowe podwórko. A jak wybitnego RISa, to są lepsze za tę cenę.

czwartek, 10 grudnia 2015

Cantillon: Grand Cru Bruocsella

Ze słynnego Brasserie Cantillon - nawiasem mówiąc, położonego na peryferiach równie słynnej ostatnio dzielnicy muzułmańskiej w Brukseli - przywiozłem sobie dwa piwa, których w Polsce nigdy nie widziałem. Ledwo wróciłem i zaszedłem do sklepu z piwem, a jedno z nich już tam stało. To właśnie to - przeleżane 3 lata w beczkach Grand Cru Bruocsella bez domieszki młodego piwa. Będzie to pierwszy w moim życiu czysty lambik, czuję się mocno podekscytowany.

Informacje ogólne:
Piwo: Grand Cru Bruocsella
Kraj: Belgia
Miasto: Bruksela
Browar: Brasserie Cantillon
Styl: lambik niemieszany
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 750 ml
Warka: zabutelkowana 21 sierpnia 2015 roku
Cena: brak danych

Opakowanie
Cantillonowy standard, tylko w dużym formacie. Subtelność i elegancja. Na etykiecie ratusz w Brukseli - bardzo możliwe, że najpiękniejszy ratusz na całym świecie.
8,5/10


 
Barwa
Złote, na w pół zmętnione - takie trochę niemrawe i czymś tam zanieczyszczone.
2/5

Piana
Praktycznie brak.
0/5

Zapach
Ostry, wiejski zapach lambika; końska derka, beczka po kapuście, naturalnie sporo dębu, który wprowadza tu słodycz i trochę przełamuje kwas; nuty dzikie są tak dzikie, że przechodzą w pieprzność. Świetny, acz nie wybitny aromat.
8,5/10

Smak
Zaskakująco stonowany; bardzo szlachetny, czuć te trzy lata w beczkach, w smaku dąb jeszcze zwiększa swój udział ze stratą dla nut dzikich, które tu są jakby mniej nieokiełznane, bardziej eleganckie; kwaśność jest niemała, ale nie jak na lambika, jest też bardzo krótka. Bardzo dobre, dystyngowane piwo, ale liczyłem na więcej. 
8/10

Tekstura
Gazu po prostu zero - nie stanowi to w tym intensywnym piwie jakiejś tragedii, ale bardzo przydałoby się chociaż takie śladowe. 
1,5/5

7.0/10

No trochę rozczarowanie. Znaczy no, bardzo dobry lambik, ale piłem bardzo dużo lepszych i niemało bardziej ekstremalnych, a również bardziej "dębowo dostojnych". Gdyby nie to, że nie da się u nas dostać czystego lambika (no, teraz się już da), to nie warto byłoby tego piwa taszczyć z Brukseli.

wtorek, 8 grudnia 2015

Lvivska Pivovarnya (Carlsberg Ukraine): Lvivske Svitle

Dzięki niezwykłej uprzejmości kolegi (dzięki, Bartku!), mam okazję spróbować dwóch piw uwarzonych we Lwowie. Będą to prawdopodobnie dwa korpolagery, ale i tak cieszę się, że dodam sobie to miasto do statystyk. No i w ogóle dodam sobie Ukrainę - nie miałem do tej pory ochoty rzucać się na dostępne u nas Obolonie (nie wiem nawet, czy są aby jeszcze dostępne, sięgnąłem po jednego lata temu i do tej pory jest to jedyne piwo z Ukrainy, jakie piłem) i ponad sześćset piw musiałem zrecenzować, żeby w końcu opisać coś zza wschodniej granicy. Lvivske Svitle to lekki jasny lager z browaru założonego podobno przez mnichów w 1715 roku, który w wieku XIX był jednym z trzech największych w Austro-Węgrach (informacje Carlsberga, brałbym je z przymrużonym okiem). W 1999 dostał się w łapy Carlsberga. 

Informacje ogólne:
Piwo: Lvivske Svitle
Kraj: Ukraina
Obwód: Lwowski
Miasto: Lwów
Browar: Lvivska Pivovarnya (Carlsberg Ukraine)
Styl: jasny lager
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: 10,7%
Objętość: 500 ml
Warka: z 3 września 2015 r.
Cena: brak danych

Opakowanie
Fatalnie archaiczna etykieta, kolorystyką i szablonem przywodząca na myśl piwa z dyskontów. Merytorycznie nie sposób ocenić, bo jeszcze nie posiadłem znajomości odczytywania cyrylicy, a nie ma tu ani jednego słowa w innym alfabecie. Polepsza natomiast sprawę całkiem ładny kapsel i mała grawerka.
4/10

Barwa
Stuprocentowo klarowne, jasne złoto; w porządku.
3/5
 
Piana
Obfita, niezbyt gęsta, acz przyzwoicie; nie utrzymuje się za długo na całej powierzchni, wkrótce spada do zera.
2/5

Zapach
Zaskakująco intensywny jak na styl, zdecydowanie ukierunkowany na słód i to całkiem ładny, może tak minimalnie kartonowy, ale to na granicy sugestii; do tego szczypta raczej zwietrzałego chmielu gdzieś w tle. Czysty, tylko trochę za słodki, nudny, ale całkiem w porządku, przynajmniej najpierw, z czasem coraz bardziej się "starzeje".
4,5/10
 
Smak
Poza uderzeniem metalem, które na szczęście bardzo szybko się wyciszyło i pozwoliło cieszyć się nawet niezłymi, mącznymi, jasnosłodowymi nutami finiszu, połączonymi z symboliczną goryczką, jest to naprawdę niezłe piwo. Odczucie słodowości jest w miarę przyjemne, może za słodkie, ale nieporównywalnie lepsze od typowego dla eurolagerów - właściwie byłoby obraźliwe nazwać to piwo eurolagerem, bardziej podpada pod (średnio udanego) monachijskiego hellesa, no solidne jest naprawdę, choć na pewno nic więcej niż solidne.
5,5/10

Tekstura
Przykłada rękę do sukcesu - idealne, wyważone wysycenie.
5/5

5.0/10

O, a tego się nie spodziewałem. Jeśli to w ogóle jest korpolager, to chyba najlepszy, jakiego piłem - ale raczej nie powinno się go tak nazywać, jest zbyt pełny smaku i to tego normalnego, uczciwie słodowego, nie jakiejś ściery czy kartonu. Naprawdę przyzwoite piwo, oczywiście nie do powtórzenia, ale gdyby czymś takim zastąpić u nas w knajpach Żywce (te zwykłe), Tyskie i inne pomyje, to byłaby Polska zdecydowanie lepszym miejscem.