środa, 31 grudnia 2014

Mikkeller (De Proef): Fra Til Via 2012

Czterysta! Udało mi się na tyle przyspieszyć, że osiągam swój cel i ostatnie piwo, jakie wypiję i zrecenzuję w roku 2014 jest jednocześnie czterechsetnym na blogu. Jubileusz nie jest jakiś specjalnie okrągły - powinienem bardziej żyć myślą o osiągnięciu połowy tysiąca - nie będę się więc specjalnie rozgadywał. Powiem tylko, że był to piękny rok, w którym fakt rewolucji piwnej w Polsce został ostatecznie przypieczętowany wysypem nowych rzemieślników tak obfitym, że wszyscy poza tymi najbardziej wytrwałymi zaczęli wpadać w dezorientację. Równy zasyp przeżyły sklepy specjalistyczne - dodając do polskich wyrobów jeszcze natłok zagranicznych nie da się nie postradać zmysłów, przy każdej wizycie w sklepie mam ochotę wziąć ze sobą do domu z pięćdziesiąt pozycji. Mówi się jednocześnie o zadyszce tych, którzy byli hegemonami przed 2014 - Pinty i AleBrowaru. Co do Pinty mam mieszane odczucia, nie był to tak dobry jej rok jak poprzedni, fakt, ale nie mówiłbym o zadyszce, raczej o celowym zwolnieniu biegu, co pozwoliło zwrócić uwagę na nieco mniej efektowne style; co innego AleBrowar, przychylam się do tych sądów. Jest ciekawie, a będzie jeszcze ciekawiej.

Podtrzymuję tradycję degustowania piw specjalnych na okrągłe setki. Tym razem piwo z Mikkellera, ratebeer uznaje je za porter, na etykiecie zaś określone jako świąteczne ale z przyprawami starzone w beczkach po koniaku, na stronie Mikkellera można dokopać się do określenia go porterem świątecznym. Szczególnie interesujące są dla mnie te beczki - starzenie w beczkach po winie i whisky jest bardzo popularne, spotkałem się też już z rumem, póki co natomiast nie piłem piwa leżakowanego w beczkach po żadnej brandy, a więc i po żadnym koniaku. Rocznik 2012, jak już ostatnio wspominałem, bliski mojemu sercu czas. Piwo nie jest wcale takie mocne jak na starzone w beczkach po alkoholu, na pewno swoje zmiany przeszło w tej butelce przez dwa lata.

Informacje ogólne:
Piwo: Fra Til Via 2012
Kraj: Belgia (warzone przez duński browar kontraktowy)
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Lochristi
Browar: De Proefbrouwerij (Mikkeller)
Styl: porter przyprawowy (cognac BA)
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: do 21.03.2018
Cena: brak danych

Opakowanie
Pomysłowa etykieta, którą można zaadresować i komuś wręczyć. Wizualnie może nie powala, ale już z eleganckim sreberkiem na szyjce komponuje się bardzo ładnie. Niestety przyprawy nie są na kontrze wymienione konkretnie, chociaż ma to swoje plusy, doszukiwanie się ich w smaku i aromacie to dobra zabawa.
8,5/10

Barwa
Czarne, nieprzenikliwie, idealne.
5/5

Piana
Imponująca, poza cudownym, ciemnym kolorem urzeka obfitością, gęstością i trwałością niespotykanymi przeze mnie wcześniej w piwach starzonych w beczkach; jakby tego było mało, tworzy piękną mozaikę na szkle, nie mówiąc o kształtach, jakie się wytwarzają - cudna. 
5/5

Zapach
Synteza typowych, stoutowych lub porterowych nut palonych z natłokiem intensywnych przypraw - wyczuwam cynamon, skórkę pomarańczową, chyba gałkę muszkatołową i imbir, ogólnie są to przyprawy takie ciastowe, piernikowe, korzenne, nie ziołowe, chociaż chyba jest też ziele angielskie - tak, korzenne to najlepsze słowo; przeważają nad ciemnym słodem, ogólnie aromat niesamowity. 
9/10
Smak
Zapach okazuje się zdradliwie niewinny i przyjazny, w smaku piwo jest mocarne, bardzo intensywne, ciemny słód wraz z mocną dawką chmielu (zaskakująco spora goryczka) spycha przyprawy na tło i tworzy niesamowicie dopracowane piwo, niezwykle dostojne, szczególnie uwiódł mnie długi i intensywny, palono-goryczkowy finisz. 
9,5/10

Tekstura
Przyjemnie gęste, wysycenie trochę za duże, ale na dobrym poziomie.
4/5

8.5/10

Ostateczne piwo świąteczne? Pewnie są lepsze, ale ja lepszych nie piłem. Wspaniały trunek, kolejny dowód na wielkość Mikkellera. Jest to też piwo niesztampowe, ciężko je jakoś sklasyfikować. "Porter świąteczny" wydaje się dość dobrym określeniem, acz to raczej tworzenie nowej klasy.

Szczęśliwego Nowego Roku! Oby okazał się lepszy od wszystkich poprzednich, ale gorszy od wszystkich następnych.

Buxton: Far Skyline

Na sam koniec roku udało mi się wreszcie przeprowadzić degustację jednego z bardzo już nielicznych stylów piwa, który jeszcze się tu nie pojawił (poza oczywiście stylami hybrydowymi, neostylami, pseudostylami i tak dalej, które można poszerzać w nieskończoność). Obok koźlaka lodowego i różnych stylów szkockich to zresztą chyba jedyny taki. A jest nim berliner weisse, styl do niedawna odrobinę wzgardzany, ostatnio na fali popularności kwaśności odżywający, czego dowodem jest choćby to, że uwarzył je angielski browar rzemieślniczy. Nie piłem czystego (znaczy, bez soku) berlinera chyba już z trzy i pół roku. Wówczas dziwiłem się, jak ktokolwiek może coś takiego pić (jednocześnie zachwycałem się wersjami smakowymi Berliner Kindl - do dziś uważam, że są lepsze od najlepszej oranżady i w ogóle jakichkolwiek słodkich, bezalkoholowych napojów - mogłyby być dostępne w każdym punkcie gastronomicznym świata). Obecnie, mając na plecach konkretny bagaż doświadczeń z lambikami, domyślam się, że jednak można to pić i to z ogromną przyjemnością. Jednocześnie wreszcie powracam do Buxton, kandydata na jeden z moich najulubieńszych browarów. Nie będzie to też takie klasyczne berliner weisse, bo chmielone na zimno, nazwę je więc amerykańskim.

Informacje ogólne:
Piwo: Far Skyline
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: East Midlands
Miasto: Buxton
Browar: Buxton Brewery
Styl: nowofalowe berliner weisse
Alkohol: 4,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 29.02.2015
Cena: brak danych

Opakowanie  
Typowa etykieta z Buxton: bardzo ładna, nierozgadana, ale udzielająca konkretnych informacji o profilu piwa. Goły kapsel. 
8,5/10


 
Barwa
Jasnozłote, niemal słomkowe, dzięki doskonałemu poziomowi zmętnienia i sympatycznie ulatującemu gazowi prezentuje się całkiem ładnie. 
4/5

Piana
Nalewa się bardzo cienka, prawie żadna, i znika w ciągu kilkudziesięciu sekund do bardzo cienkiego pierścienia - tragedia. 
0,5/5

Zapach
Niesamowicie udany, świetne i interesujące zarazem połączenie cytrusowego, aromatycznego chmielu z mocną kwaskowatością - efekt jest taki, że pachnie niemal identycznie jak biały grejpfrut i tylko doświadczenie pomaga mi wyśledzić subtelne sygnały, że to jednak chmiel - aromat naprawdę wybitny, czegoś tak orzeźwiającego nie wąchałem od dawna, chyba najbardziej grejpfrutowy zapach piwa, jaki spotkałem.
9,5/10

Smak
W smaku nie jest aż tak zachwycające, ale również świetne - tu już amerykański chmiel odchodzi na dalszy plan, dominuje kwaśność i cierpkość, oba nieprzesadzone, ale przez mało intensywną podbudowę słodową mocno dające się we znaki. Chmiel powraca na finiszu w postaci nieco kwiatowej (kwaśność nie jest długa, obowiązuje głównie w ustach, finisz to bardziej grejpfrutowa cierpkość) - pyszne, niezwykle pijalne. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie bardzo mocne, trochę za mocne nawet jak na kwaskowate i owocowe piwo.
3,5/5

8.0/10

Świetne piwo, totalnie mnie rozwaliło. Zdaje się, że w życiu nie piłem nic równie orzeźwiającego - wszelkie witbiery i grodziskie się chowają. Połączenie autentycznej kwaśności i aromatu amerykańskiego chmielu dało najbardziej autentyczny efekt grejpfruta w piwie, z jakim się spotkałem, mimo że piłem już tak wiele amerykańskich IPA. Pogratulować browarowi znakomitego pomysłu na piwo, szkoda tylko, że piany zabrakło. Buxton zdobywa mnie póki co każdym kolejnym piwem coraz bardziej.

wtorek, 30 grudnia 2014

Brewmeister: Black Hawk

Długo czekałem na to piwo, ale bynajmniej nie przez jego popularność, spodziewaną wybitność, sławę browaru, egzotykę - nic z tych rzeczy. Chodzi o to, że zrecenzowałem już ponad pięćdziesiąt piw ze Szkocji i wszystkie z tego samego browaru, oczywiście z BrewDoga, co czyni ten kraj najbardziej popularnym na moim blogu po Polsce. Ta niezwykła dysproporcja pomiędzy liczbą piw a liczbą browarów szkockich nie dawała mi spać i w końcu rzucić się musiałem na piwo z jakiegokolwiek innego szkockiego browaru. Niestety od jakiegoś czasu nie widzę na półkach niczego z Belhaven - Scottish Ale z tego browaru było jednym z pierwszych (dokładnie chyba ósmym) nieeurolagerowych piw, jakie w życiu wypiłem - spory więc sentyment i na nie polowałem, ale muszę się zadowolić browarem rewolucyjnym o niemiecko brzmiącej nazwie Brewmeister. Nie jestem zbyt entuzjastycznie nastawiony, zdają mi się ci panowie takimi niezbyt udanymi naśladowcami BrewDoga, nastawionymi podobnie jak BD na kontrowersję (słyną głównie z najmocniejszego piwa na świecie), ale - sądząc po ocenach na ratebeer.com - poza tą kontrowersją nie mający za dużo ciekawego do zaprezentowania. Ale oceny ocenami, ja muszę wystawić własną. Na początek i miejmy nadzieję nie na koniec - stout z kawą.

Informacje ogólne:
Piwo: Clown King
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Moray
Miasto: Keith
Browar: Brewmeister
Styl: stout kawowy
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 28.02.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykiety wydają mi się średnio udanym naśladownictwem BrewDoga właśnie. Złe nie są, ale jakieś trochę bezpłciowe. Goły kapsel. Opis piwa nieco bez polotu, dowiemy się z niego, że do piwa dodano kawy i czekolady. Piwo bezsensownie określone jako "post-modern dunkel", bo według opisu na stronie internetowej jest to po prostu stout.
6,5/10
 
Barwa
Wybitnie jasne jak na stout - w ogóle nie ma mowy o czerni, bez światła mamy brąz, ze światłem przechodzi nawet w miedziane - wygląda nieźle, ale niezgodność opisu, a zwłaszcza nazwy z rzeczywistością dość rażąca. 
2/5

Piana
Bardzo obfita i bardzo gęsta, pięknie oblepiająca szkło i opętańczo trwała - doskonała
5/5

Zapach
Połączenie ciastowych, karmelowych, może minimalnie palonych nut z lekką dawką owocowości (jakby dżem truskawkowy); przede wszystkim jednak biszkopt, biszkopt i biszkopt, do tego odrobina gumy, nie jest to aromat nieprzyjemny, ale dość niewyszukany. 
5/10
Smak
Tu po raz pierwszy zaczyna przypominać stout, jest trochę więcej nut palonych, poza tym przyjemne akcenty chlebowe, czekoladowe, korzenne, trochę za wysoka kwaskowatosć - nie jest źle, pije się zdecydowanie z przyjemnością, ale jest to piwo raczej przeciętne niż dobre, niemniej smakuje całkiem w porządku, szczególnie godny uwagi jest dość długi finisz, który łączy czekoladową słodycz z chmielową goryczką. 
6/10

Tekstura
Doskonała piana znajduje uzasadnienie w teksturze - wysycenie jest koszmarne, nieznośne, nie pozwala normalnie pić piwa i drastycznie działa na pijalność, na szczęście trochę spada z czasem.
0,5/5

4.5/10

No, to ja wracam do BrewDoga. Marne piwo, nie jest może złe, ale bardzo nieciekawe, jakby totalnie niedopracowane no i jedno z najgorszych identyfikujących się jako rzemieślnicze, jakie piłem w życiu. Nie sądzę, by Brewmeister zdołał mnie do siebie jeszcze przyciągnąć, nawet najmocniejszym piwem świata.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

BrewDog: Christmas Paradox 2012

Święta już trochę z tyłu, ale choinki wciąż obwieszone, więc można powiedzieć, że jeszcze trafiłem z tą degustacją. To już czwarte piwo z BrewDogowej serii Paradox, serii mocnych stoutów imperialnych starzonych w beczkach po różnych trunkach dla uzyskania ciekawszego profilu smakowo-zapachowego. Były już dwie różne szkockie single malt, był bourbon, dwa lata temu BrewDog uwarzył zaś coś znacząco odmiennego i użył rumu, po czym wypuścił to piwo jako świąteczne. W sumie jeśli jakiś destylat miał postrzec jako świąteczny, to rum brzmi całkiem adekwatnie. Piwo, na który jestem napalony nie tylko dlatego, że to starzony RIS, nie tylko dlatego, że poprzednie Paradoksy były rewelacyjne, ale też ze względu na 2012 rocznik, który to jest rokiem bardzo bliskim memu sercu.

Informacje ogólne:
Piwo: Christmas Paradox 2012
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Styl: stout imperialny (Rum BA)
Alkohol: 15%
Ekstrakt: 26,8%
Objętość: 330 ml
Warka: do 28.10.2022
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykieta taka jak na poprzednich Paradoksach, czyli przepiękna, a do tego kartonowe pudełeczko. Ciężko wymagać więcej, do tego mamy udany opis, z którego wynika, że piwo jest bardziej antyświąteczne niż świąteczne, ma być "antidotum na święta".
10/10
Barwa
Czarne jak smoła, bez zarzutu. 
5/5

Piana
Całkiem obfita jak na woltaż, choć oczywiście bez rewelacji, gęstość średnia, ma za to piękną barwę cukru trzcinowego, utrzymuje się w rozsądnych ilościach przez jakiś czas, a solidny pierścień do samego końca - wynik bardzo dobry jak na taką moc. 
3,5/5

Zapach
Wspaniały, potężny, zdradzający połączenie świetnego stoutu imperialnego z beczką po jakimś destylacie, niekoniecznie po rumie, brandy również pasuje; w piękną całość łączą się słodkie nuty waniliowe, beczkowe, czekoladowe, lekko palone, jest też trochę owoców, wiśni - piękna sprawa, choć nie genialna, za bardzo udziela się alkohol. 
8,5/10 

Smak
Pozwala sobie na trochę więcej, na wejściu dostajemy mocne uderzenie korzennej, beczkowej słodyczy, cudowne i pełne, na przełyku z kolei wkracza duża dawka intensywnej paloności, której trochę zabrakło w aromacie, trochę goryczki, a następnie można delektować się długim, bogatym, chmielowo-palonym finiszem, występują oczywiście oznaki alkoholu, ale świetnie przykryte, głównie pojawiają się w formie przyjemnego rozgrzania przełyku - piwo wybitne, ale są jeszcze lepsze. 
9/10

Tekstura
Zachowało sporo gazu, trochę za dużo nawet, bo jest już poza tym bardzo gęste i w sumie odrobinę zbyt treściwe w ustach.
4/5

8.0/10

Rozczarowałem się, to najsłabszy ze wszystkich czterech Paradoksów, a chyba był też najdroższy. Dwa lata tak na niego miałyby wpłynąć? Chyba nie. Wydawało mi się zresztą, że był najmocniej alkoholowy, zwłaszcza w zapachu, a z czasem powinien na nim stracić. I tak piwo znakomite i bardzo uprzyjemniło wieczór, ale niesatysfakcjonujące jak na swoją koncepcję. 

niedziela, 28 grudnia 2014

Rittmayer: Smokey George

Z niecierpliwością czekałem na tę degustację, odkąd w zasadzie zachwyciłem się piwem 100% Peated z Nøgne Ø, uwarzonym, jak nazwa wskazuje, w stu procentach na słodzie wędzonym torfem. Również w Niemczech - kolebce piw wędzonych, ale wędzonych dymem z drewna - bawarski browar Rittmayer (wcale nierewolucyjny, poza tą ekstrawagancją serwuje praktycznie same piwa w tradycyjnych, niemieckich stylach, również klasyczną wersję rauchbiera) poszedł tą drogą, choć nie w aż takim stopniu - poza słodem wędzonym w składzie jest również zwyczajny jęczmienny. Nazwa pozwala sądzić, że stało się luźną inspiracją dla AleBrowaru i jego Smoky Joe - luźną, bo Smokey George to nie stout, a po prostu wędzonka niezakwalifikowana do innego stylu. Torfu bez wątpienia można nienawidzić, ale i uwielbiać - ja uwielbiam.

Informacje ogólne:
Piwo: Smokey George
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Hellerndorf
Browar: Brauerei Rittmayer
Styl: wędzone
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 27.02.2015
Cena: 7,80 zł

Opakowanie
Opakowaniem ma chyba nawiązywać do Schlenkerli - butelka jest po prostu taka sama, a etykieta o bardzo podobnym kształcie i w średniowiecznym stylu, z tekstem pisanym gotycką czcionką. Dobra, choć wolę te oryginalne, no i kapsel goły, merytorycznie nic specjalnego.
7,5/10

Barwa
Ładny, świetlisty kolor od ciemnego złota do głębokiego bursztynu, bardzo ładna barwa, sprawę pogarsza tylko niezbyt ładny osad, dostrzegalny pod mocnym oświetleniem. 
3,5/5

Piana
Obfita, o nieco nierównomiernej, acz niezłej gęstości, bogato oblepia szkło, najgorzej z trwałością, już po paru minutach tafla prezentuje się umiarkowanie ładnie. 
3,5/5

Zapach
Ekscytujący aromat spalonych przewodów elektrycznych i chyba w jeszcze większej ilości apteki, bandaży, jodyny, tak, przede wszystkim ta apteczna sfera - wolę w torfie nuty dymu, asfaltu, ale też jest bardzo przyjemny i wyrazisty, bardzo intensywny. 
8/10


Smak
Tu robi się dużo bardziej klasycznie, cała ta gama nut torfowych dalej jest obecna, ale zostaje mocno stępiona słodką, miękką słodowością, przez co zapach jest znacznie bardziej ekstremalny niż smak; ogólnie jest też zdecydowanie gorszy, bo poza torfem nie ma nic specjalnie ciekawego do zaoferowania - słodowość jest zwyczajna, przyjemna, ale trochę za słodka, jednocześnie płaska i zupełnie nieekscytująca, komponuje się z tym torfem jedynie jako-tako; piwo pije się chętnie i miło, jest wręcz sesyjne (sic!), ale nie jest to majstersztyk w żadnym stopniu. 
6,5/10

Tekstura
Jakieś takie rzadkie, wzmaga uczucie płaskości, wodnistości - wysycenie natomiast prawie perfekcyjne.
3/5

6.0/10

Trochę się rozczarowałem, mimo że intensywność wędzonki była niewiele mniejsza niż we wspomnianym 100% Peated. Fajne piwo, ale mam wrażenie, że browar nie miał na nie żadnego pomysłu poza zasypaniem tym słodem. Nøgne Ø miało i wygrało bezkompromisowo. Zapewne było jednak znacząco droższe (a dwa razy mniejsze), więc jeśli ktoś chce spróbować piwa zdominowanego przez torf dla samej odmienności wrażeń, to może wybrać Smokey George'a. Koło Schlenkerli natomiast, jeśli chodzi o jakość, to to piwo nawet nie stało. Raczej nie mam pragnienia, by spróbować innych propozycji Brauerei Rittmayer.

sobota, 27 grudnia 2014

Reden: Milkołak

Odkąd wysyp browarów kontraktowych stał się skrajnie trudny do ogarnięcia, powstawanie kolejnych przestało budzić niepohamowaną radość z rozwoju polskiej sceny piwowarskiej. Za każdym razem, przynajmniej mnie, niezmiernie cieszy wciąż, gdy słyszę o powstaniu fizycznego browaru, jednocześnie utożsamiającego się ze sferą rzemieślniczą. Takowy powstał w lipcu w śląskich Świętochłowicach i ma już w ofercie osiem różnych piw. Dwa lagery, witbier, trzy amerykańce, polskie IPA i stout mleczny, który brzmi z tego wszystkiego najbardziej ekscytująco (bo jest najrzadziej spotykany) - jego wybrałem. Czasy są "ciężkie", jeśli już pierwsze piwo z Redena nie zrobi na mnie bardzo dobrego wrażenia, to druga szansa będzie mocno odłożona w czasie.

Informacje ogólne:
Piwo: Milkołak
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Świętochłowice
Browar: Reden
Styl: stout mleczny
Alkohol: 5%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 500 ml
Warka: do 25.02.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykiety mają bardzo ładne, wyraziste, z mocnymi kolorami, świetnie się ze sobą komponujące i o oryginalnym kształcie. Nie zawodzi również merytoryczny aspekt, mamy dokładny (poza drożdżami) skład, podane IBU i temperaturę serwowania. Opis piwa trochę mało błyskotliwy, ale w porządku. Goły kapsel, który usprawiedliwia młody wiek browaru.
9/10

Barwa
Czerń, pod ekstremalnie mocnym światłem leciutko brązowieje, piękne. 
5/5

Piana
Genialna, tak gęstej nie widziałem od dłuższego czasu, wspaniała sprawa, oblepia szkło w sposób po prostu artystyczny, naprawdę utworzyło mi genialną mozaikę i bardzo długo się utrzymuje - pod koniec jakieś tam dziury na tafli się zrobiły, ale gęstość i sposób oblepiania szkła mnie tak zachwyciły, że i tak wystawiam najwyższą notę. 
5/5

Zapach
Obłędny, rewia akcentów czekoladowych, mlecznych, palonych, zbożowych, krótko mówiąc ciemny słód robi to, co potrafi najlepiej; do tego szczypta chmielu i mamy kompozycję teoretycznie nienadzwyczajną, to znaczy niespecjalnie oryginalną, ale perfekcyjnie zachęcającą, bez cienia fałszywej nuty, sprawiającą, że ciężko mi było powstrzymać się z wzięciem pierwszego łyku przed napisaniem czegoś o tym aromacie; jedynie może więcej laktozy by nie zaszkodziło, trochę też traci na intensywności z czasem. 
9/10

Smak
Wynagradza braki intensywności w zapachu, tu mleko staje się czynnikiem dominującym, świetnie komponującym się ze słodkim, czekoladowym, wręcz pralinowym obliczem ciemnego słodu, a to jeszcze nie koniec, na zakończenie dostajemy raczej delikatne, ale wyraźne ukłucie chmielową goryczką, które sprawia, że piwo nie ma prawa zemdlić słodyczą - rewelacyjna rzecz, niebezpiecznie pijalne. 
9/10

Tekstura
Cudownie aksamitne, nie zaszkodziłoby może podwyższyć minimalnie wysycenie.
4,5/5

8.5/10

No ja jestem zachwycony, znakomite, wspaniale pijalne piwo. Jeśli chodzi o smak, to nieznacznie, bardzo nieznacznie ustąpiło dwóm najlepszym milk stoutom, jakie piłem, czyli temu z Mikkellera i Sweet Cow z AB, natomiast zmiotło je oba pianą (przy takim piwie w pełni rozumie się traktowanie oblepiania szkła przez pianę jako istotny czynnik). Na pewno przyjrzę się bliżej Redenowi, może nie bardzo szybko, bo kolejka długa, ale na pewno zapracowali sobie tym piwem na co najmniej trzy kolejne szansy.

piątek, 26 grudnia 2014

De Molen: Mout & Mocca

Dwudziesty stout imperialny opisany na blogu będzie piwem de Molena. Holenderski browar z RISów słynie, na ratebeer.com Hel & Verdoemenis oraz Rasputin są najczęściej ocenianymi jego produktami, znacząco wyprzedzając wszystkie pozostałe. Mnie wpadł w ręce nieco mniej popularny Mout & Mocca, czyli Słód i Mokka (gatunek kawy), a więc oczywiście RIS warzony z kawą. Piwo ma już prawie dwa lata, a więc zapewne nawet przy 11,6% alkoholu przeszło już jakieś przeobrażenie względem świeżo wypuszczonego.

Informacje ogólne:
Piwo: Mout & Mocca
Kraj: Holandia
Prowincja: Holandia Południowa
Miasto: Bodegraven
Browar: Brouwerij de Molen
Styl: kawowy stout imperialny
Alkohol: 11,6%
Ekstrakt: 23,7%
Objętość: 330 ml
Warka: z 31.01.2013 (do 31.01.2018)
Cena: brak danych

Opakowanie
Klasyczna, piękna etykieta de Molena. Co ciekawe, kawa w składzie nie jest podana, acz bez wątpienia się w nim znajduje.
9,5/10


 
Barwa
Czarne do bólu, nawet pod bardzo mocnym światłem ciężko dojrzeć jakiekolwiek prześwity. 
5/5

Piana
Mizerna, udaje się nalać cienką warstwę, ale dość szybko redukuje się ona do grubopęcherzykowego pierścienia i smug na środku. 
2/5

Zapach
Bardzo intensywny zapach palonego słodu i bardzo aromatycznych ziaren kawy wysokiej jakości, te dwa oblicza, choć podobne, to jednak istotnie się różnią, dobrze ze sobą komponują i napędzają nawzajem; próbują się poza tym przebić jakieś owoce, suszone śliwki, ale udaje im się to ledwo co, rządzi kawa; piękny aromat. 
9/10

Smak
W smaku gorzej, pierwsze łyki są jeszcze wybitne, stanowią powtórkę z aromatu, ale po niedługim czasie tej wspaniałości wchodzą w drogę trzy rzeczy: trochę za wysoka kwaskowatość, trochę za wysoka goryczka i trochę za mocno wyczuwalne nuty alkoholowe; wszystko to naprawdę nieznacznie przesadzone, ale występując naraz zabija szansę na wybitne piwo, choć i tak jest bardzo dobre, bardzo intensywne, wkradają się nieobecne w zapachu nuty czekoladowe, bardzo przyjemna rzecz, tylko od geniuszu daleka. 
8/10

Tekstura
Jest znaczącym problemem - piwo jest prawie całkiem odgazowane, a o dziwo nie nadrabia tak jak wiele stoutów imperialnych gęstością, przez co występuje efekt wodnistości.
1,5/5

7.0/10

Spory zawód, taka ocena, choć oznacza piwo bardzo dobre, to jednak nie jest wysoka jak na stout imperialny, jest wręcz niska - zwłaszcza jak na importowany, czyli dość drogi (choć tu chyba cena nie była taka duża). Zapamiętam je głównie z tego, że piłem je w wigilię. Póki co na cztery piwa de Molena - choć wszystkie były przynajmniej dobre - tylko jedno mnie w pełni usatysfakcjonowało, no ale za to było od razu ocierające się o geniusz, więc na pewno Holendrzy się tu jeszcze nieraz pojawią.  

środa, 24 grudnia 2014

Eibauer Schwarzbier

Trzecie podejście do Eibau, tak jak wspominałem - prawdopodobnie będzie kluczowe dla dalszych losów mojej relacji z tym browarem. Po tej degustacji wciąż pozostanie mi jeszcze pięć piw, ale jeśli jej wynik okaże się zły, to prawdopodobnie nie będę tracił miejsca na blogu na żadne z nich. Przemęczyłbym się nawet i poświęcił rzeczone miejsce, gdyby przynajmniej saksoński browar warzył po prostu kiepskie trunki; niestety dosypywanie sacharyny do swoich wyrobów rodzi wątpliwość, czy przypadkiem nie należałoby w ogóle zaliczyć Niemców do złej strony mocy w świecie piwa i przestać im się kłaniać. Postanowiłem jednak być nierychliwym i dać chociaż szansę ich okrętowi flagowemu, schwarzbierowi, zwłaszcza że w końcu korzenie ten styl ma właśnie - obok Turyngii - w Saksonii. No i przesadnej liczby reprezentantów w Polsce dostać raczej się nie da.

Informacje ogólne:
Piwo: Eibauer Schwarzbier
Kraj: Niemcy  
Land: Saksonia
Miasto: Eibau
Browar: Münch-Bräu Eibau
Styl: schwarzbier
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 24.02.2015  
Cena: brak danych 

Opakowanie
W tej kolorystyce standardowa etykieta Eibau wygląda nawet ładnie, tylko zabrakło jakimś cudem firmowego kapsla. Na kontretykiecie zamiast tego, co na poprzednich piwach, reklama Oktoberfestu w Kemnitz.
6/10
 

Barwa
Nawet z pozoru nie jest czarny, raczej ciemnobrązowy, pod światłem natomiast nawet jasnobrązowy - trochę za jasne jak na schwarzbiera, ale dość ładne. 
3,5/5

Piana
Dość obfita, średnio gęsta, oblepia nieco szkło, trwałość średnia. 
3/5

Zapach
Średnio zachęcający, słodowo-kwaśnawo-chlebowy, trochę karmelu, trochę znanej z poprzednich dwóch piw jabłkowości (na szczęście nie za dużej) - bardzo słabo, przede wszystkim przez podejrzaną kwaśność, ale i pod spodem zdaje się nie kryć nic ciekawego. 
2/10

Smak
Dużo lepiej, tu wreszcie uruchamia się ciemny słód i dostarcza nut palonych, mało intensywnych, ale jednak przyjemnych, kwaśność z zapachu znika, najlepszy chyba jest finisz, wręcz subtelny, przypalany, chlebowy, karmelowy, bardzo przyjemny; poza tym piwo jest jednak mocno wodniste, pustawe, zupełnie nieekscytujące, najwyżej poprawne. 
5,5/10

Tekstura
Spory gaz obniża trochę pijalność, acz nie jest na złym poziomie.
2,5/5

4.0/10

To zdecydowanie najlepsze w smaku piwo z Eibau spośród tych trzech - pierwszy raz dopiłem je do końca. Cóż jednak z tego, szansę na pozytywną ocenę pogrzebał fatalny zapach i mierna tekstura. Oni tam chyba piwa za bardzo warzyć nie potrafią, no przepraszam za szczerość. Coś takiego mogłoby być godne uwagi, ale w Polsce z dziesięć lat temu. Dla Niemiec taki browar to hańba. Jeśli coś mi poważnie nie odbije, to jest to ostatnia recenzja piwa z Eibau na tym blogu - źle bym się po prostu czuł, narzekając na niemożliwość skosztowania wszystkich polskich craftów, popijając sobie jednocześnie te pozostałe pięć Eibauerów. Jak rzekł klasyk, życie jest za krótkie - oj, znacznie za krótkie - by pić marne piwa. A ciężko mi uwierzyć, że pozostałe takie nie będą. Pierwszy raz rezygnuję ze zdegustowania piwa (i to od razu pięciu), które już kupiłem! Chociaż żałuję, że tak samo nie potraktowałem Dionizosa rok temu. 

wtorek, 23 grudnia 2014

Mikkeller (Lervig): George (Bourbon Barrel Aged)

Po kolejnej mało przyjemnej przygodzie z browarem z Eibau czas ukoić nerwy czymś potencjalnie wielkim. Stout imperialny z Mikkellera - to hasło mówi w sumie samo za siebie, a dodajmy jeszcze końcówkę "leżakowany w beczkach po bourbonie" i ogromne oczekiwania stają się chyba oczywistością. Nie mówiąc już o tym, że inny stout imperialny od Duńczyków pozostaje od września najlepszym w smaku i aromacie piwem, jakie w życiu spotkałem. Poprzeczka zawieszona bardzo wysoko i nie liczę oczywiście, że to piwo jej dosięgnie (bo przeskoczyć się chyba nie da), ale jak się trochę zbliży, to będzie pięknie. Cena jest, nawiasem mówiąc, około dwa razy wyższa od wspomnianego numeru jeden, ale zapewne to wynik tych beczek po bourbonie. Można by za to kupić gdzieś dwanaście razy większą ilość Ataku Chmielu, Porteru Warmińskiego, Szczuna czy jakiegoś innego wybitnego krajowego piwa. Mam je już od paru miesięcy, ale w obliczu takiej zawartości alkoholu raczej się specjalnie nie zmieniło przez ten czas.

Informacje ogólne:
Piwo: George (Bourbon Barrel Aged)
Kraj: Norwegia (warzone przez duński browar kontraktowy)
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: stout imperialny (bourbon BA)
Alkohol: 12,12%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 30.10.2023
Cena: 52,80 zł (80 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Ładna, wyrazista etykieta, choć na pewno nie mistrzostwo świata. Jak zwykle nic ciekawego o piwie się nie dowiemy, trochę nie lubię, jak browary w ten sposób działają - trunek i tak obroni się lub nie obroni zawartością butelki, ale choćby dwa zdania, bardzo merytoryczne czy bardzo abstrakcyjne, nadałyby mu trochę indywidualności, sprawiły, że łatwiej byłoby je sobie kiedyś przypomnieć.
8/10

Barwa
Jego czerń jest aż przerażająca, nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem piwo aż tak ciemne - widać to szczególnie przy nalewaniu, kiedy struga płynu jest czarna, nie jak zwykle nawet w bardzo ciemnych piwach brązowa - w szkle nie ma już mowy o jakimkolwiek kolorze poza czernią. 
5/5

Piana
Jak na styl i moc niezła, nalewa się w miarę obfita, ekstremalnie gęsta i o pięknej, bardzo ciemnej barwie - trwałość niestety nie jest już taka dobra, dość szybko pozostajemy z porządnym pierścieniem, po dłuższym czasie znika i on. 
3,5/5

Zapach 
Dominują zintensyfikowane nuty kawowe i kakaowe - ale nie czekoladowe, po prostu ziarna kakaa - zapach w ogóle taki ziarnowy, jakby wąchało się przed sekundą zmieloną kawę i kakao; poza tym smagnięcia owocowe (wiśnie) i kwiatowe (lawenda), balans melanoidynową, ciastową słodyczą - genialny zapach. 
9,5/10

Smak
Niebywale intensywny, ciemnosłodowy cios prosto między oczy, tak bogaty, że ciężko zacząć opisywanie poszczególnych smaków; w dalszym ciągu mnóstwo kawy i kakaa, przede wszystkim kawy, spora kwaskowatość, bardzo, bardzo gorzka czekolada; dość wysoka goryczka, poziom kawowości w tym piwie jest tak wysoki, że można odnieść wrażenie, że jest to goryczka kawowa z udziałem ziołowej; w ustach jeszcze jest całkiem słodko, finisz natomiast całkiem wytrawny - wyśmienite piwo, potężne, ale jeszcze nie genialne, smak minimalnie za tą potęgą nie nadąża, można mu zarzucić szczyptę ociężałości. 
9/10

Tekstura
Genialna  - niezwykle przyjemnie gęste z idealną, umiarkowaną dawką wysycenia.
5/5

8.5/10  

Jeśli przy takiej ocenie czuję niedosyt, to chyba znaczy, że za bardzo się na to piwo napaliłem. Z drugiej strony miałem solidne podstawy, a w obliczu ceny niedosyt jest uzasadniony. Piwo co ciekawe bardzo podobne do Beer Geek Brunch Weasel, ale w jakiś sposób jednak znacznie gorzej wypada. No i ważna rzecz - zupełnie nie natrafiłem na nuty, które zdradziłyby leżakowanie w beczkach po bourbonie. Tym samym - mimo wybitnie wysokiej oceny - nie polecam (o ile w ogóle jeszcze gdzieś można je kupić), lepiej nabyć dwa Beer Geeki za tę kwotę - podobny profil, a jednak dużo lepsze. Albo wspomnianą dwanaście razy większą ilość (czyli około ośmiu butelek) Porteru Warmińskiego, też lepszy!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Eibauer Lausitzer Dunkel

Drugie podejście do browaru z saksońskiego Eibau; mam nadzieję, że szczęśliwsze niż pierwsze, ale jest to nadzieja bardzo krucha, bo wszelkie poważne źródła wystawiają mu bardzo słabe recenzje, a w składzie widnieje sacharyna, sztuczny środek słodzący. Staram się nie nastawiać zbyt negatywnie jeszcze przed pierwszym łykiem, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zapowiada się na klasyczny "ciemny lager ulepkowaty", czyli "styl", który może jest nawet większą zbrodnią od wypranego ze smaku jasnego korpolagera. Normalnie grzechem byłoby tracić czas na takie piwo, gdy kolejka zapowiadających się świetnie i ciekawie coraz bardziej się wydłuża, ale kupiłem je w Dreźnie nie mając wyobrażenia o tym browarze, a skoro już kupiłem, to trudno, nie będę wylewał... przynajmniej dopóki nie spróbuję.

Informacje ogólne:
Piwo: Eibauer Lausitzer Dunkel
Kraj: Niemcy
Land: Saksonia
Miasto: Eibau
Browar: Münch-Bräu Eibau
Styl: monachijski dunkel
Alkohol: 4,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 21.02.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Taka sama etykieta jak na poprzednim piwie, tylko w innych barwach - korzystniejszych. Kolejny kapsel do kolekcji - przynajmniej tyle pożytku będzie z przygody z tym browarem, jeśli wszystkie piwa będą na takim poziomie jak pierwsze.
6/10

Barwa
Bardzo ładne, busztynowo-miedziane, dzięki klarowności pozwala ujrzeć całą paletę pięknych przebłysków, naprawdę ujmujące. 
4/5

Piana
Dość obfita, całkiem gęsta, gorzej z trwałością, ale ogólnie niezła. 
3/5

Zapach
Z bardzo słodką, cukrowo-karmelową słodyczą mieszają się znane mi już z koźlaka majowego nuty jabłkowo-gruszkowe, przewija się też niestety lekki alkohol (4,2%!); efekt to aromat niezbyt zachęcający, może nie odpychający, ale taki prostacki, jakby zupełnie przypadkowy, nie do końca nawet przypominający piwo; dziwny i kiepski. 
3/10


Smak
Atakuje nie tylko pustą, cukrową słodyczą, ale też naprawdę zboczoną dawką metaliczności, na poziomie, którego jeszcze chyba nigdy w piwie nie spotkałem - tragiczne piwo, chociaż są gorsze - na finiszu pojawiają się nawet naprawdę miłe akcenty chlebowe, ale sztuczna słodycz i metal czynią je praktycznie niepijalnym, więc nie najgorszy finisz nie może go uratować. 
2/10

Tekstura
Jest lekko za mocno gazowane, ale tekstura to poza kolorem jego najmocniejsza strona.
4/5

2.0/10

No niestety, nawet trochę gorzej niż myślałem. Jedno z najgorszych piw, jakie w życiu piłem, sądzę, że większość polskich korpolagerów to trunki przyjemniejsze w odbiorze. Zostało mi jeszcze aż sześć piw z Eibau i tak sobie w sumie myślę, że za tę sacharynę nie powinienem ich żałować i śmiało mogę ich skreślić. Dam jednak jeszcze szansę przynajmniej ich sztandarowemu piwu, schwarzbierowi. Jeśli nie będzie na poziomie, to pozostałych pięciu rarytasów pozbędę się bez żalu - szkoda miejsca na blogu na taki chłam, a jakiś pan żul pewnie się ucieszy. Uwarzyć złe piwo to jedno, ale celowo zasypać je jakimś ścierwem to dużo większy grzech. Dopisek: wyczytałem, że sacharyna "przy większych stężeniach może pozostawiać w ustach przykry gorzkawy, metaliczny posmak". No, także tego.

piątek, 19 grudnia 2014

AleBrowar & Veholt (Gościszewo): Saint No More Hoppy Dark Ale

Długo czekałem na wejście w trzecią dziesiątkę piw AleBrowaru, od eksperymentalnych single hopów, które wypiłem na początku października, minęło sporo czasu. Nie był to jednak czas, w trakcie którego wzdychałem niesamowicie za AB, bo również na początku października mój egzemplarz Johna Cherry'ego wybuchł mi w szafce i narobił potwornego bałaganu (duch woni wiśniowego piwa, która wypełniła szafkę, pałęta się po niej do dziś). Dopiero na następny dzień AleBrowar ostrzegł konsumentów. Ostatecznie tragedii nie było, godzina sprzątania to rzecz do przeżycia, ale wizja przebiegu wydarzeń, gdyby akurat nie było mnie w domu lub gdybym spokojnie czytał sobie etykietę przed degustacją w trakcie wybuchu, sprawiła, że mocno ochłodziło to mój tak gorący wcześniej stosunek do AB. Piłem jednocześnie tyle wspaniałych ich piw, że ciężko byłoby się tak po prostu obrazić. Obrażę się, jak wybuchnie jeszcze jedno, a póki co daję im kolejną szansę. Trzeci rok z rzędu uwarzyli piwo świąteczne pod nazwą Saint No More, tym razem nawet dwa piwa - powtórkę z zeszłego roku i coś nowego. To piwo nie ma już zupełnie nic wspólnego ze świętami, jest po prostu normalnym ciemnym IPA (nazwanym kuriozalnie "hoppy dark ale" - bezsensowne mnożenie nazw dla tego samego stylu). Uwarzone w kolaboracji z browarem Veholt z Norwegii, a konkretniej z jednym z jego piwowarów (ale piwo markowane jest obiema firmami, więc liczę jako kolaborację).

Informacje ogólne:
Piwo: Saint No More Hoppy Dark Ale
Kraj: Polska - uwarzone w kolaboracji z browarem z Norwegii
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar i Bryggerhuset Veholt)
Styl: ciemne India Pale Ale
Alkohol: 6,5%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 500 ml
Warka: do 25.01.2015
Cena: brak danych

Opakowanie
Etykieta poza głównym nurtem etykiet AB, co prawda postać znana z poprzednich Saint No More, ale "trochę" inny profil no i ogólny układ graficzny i styl etykiety. Bardzo ładnie to wygląda, również dlatego, że połączenie srebra z czernią to połączenie bardzo, ale to bardzo korzystne. Nowy kapsel, taki już pozostanie, stary przechodzi do lamusa. Dość prostacki tekst na kontrze, ale za to jak zwykle dokładny skład.
9/10
 
Barwa
Pozornie czarne, pod światłem zaś natłok prześwitów ciemnobrązowych i rubinowych - jeszcze mi czegoś zabrakło do ideału, ale blisko. 
4,5/5

Piana
Genialna, bardzo obfita, o cieszącej oko puchowej, gęstej konsystencji, od początku w zadziwiająco dużych ilościach pozostaje na szkle, a trwałość jest miażdżąca, gruba pierzyna do samego końca. 
5/5

Zapach
W mniej więcej równych ilościach rządzi czekoladowo-palona pełnia ciemnego słodu oraz żywiczny charakter amerykańskiego chmielu - wynik to piękny aromat, który pozwala przemówić obu stronom w wystarczającej ilości, złożony, a przede wszystkim bardzo przyjemny. 
8,5/10
Smak
Jak w zapachu był sojusz, tak smak to wojna tych dwóch sfer - w ustach słód atakuje bardzo intensywnymi nutami palonymi, natomiast po przełknięciu chmiel tłamsi go zaskakująco potężną i ostrą goryczką; jak łatwo się domyślić, chmiel tę walkę wygrywa i dominuje smak, co niestety na dobre nie wychodzi, bo można mieć do goryczki spore zastrzeżenia - niezbyt szlachetna, narowista, nieco zalegająca; szkoda, poza nią piwo jest pyszne, ale jej mało wyrafinowany charakter sprowadza je do najwyżej niezłego (chociaż daleki finisz, kiedy goryczka wygasa, a powraca trochę czekolady i dużo żywicy, na bardzo wysokim poziomie). 
6,5/10

Tekstura
Nie pomaga, jest wyraźnie przegazowane, choć jeszcze bez katastrofy.
1,5/5

6.0/10

Parę dni temu piłem Molly IPA z Doctora Brew z teoretycznie i praktycznie znacząco wyższą goryczką niż tutaj, ale tam byłem zakochany, a tutaj ta goryczka mi popsuła zabawę (choć piwo ostatecznie i tak jest dobre). Nie mówiąc o takim 1000 IBU Mikkellera, jednego z najlepszych IPA, jakie piłem, w którym goryczka była na poziomie absolutnie miażdżącym. Prowadzi mnie to do przekonania, że w goryczce zdecydowanie nie jest najważniejsza jej wysokość (to znaczy - o ile nie jest za mała; mówię o przypadku, w którym można by ją potencjalnie uznać za za dużą), a charakter, tak zwana szlachetność. 

To bez wątpienia ostatnie piwo AleBrowaru, jakie wypiłem w tym roku, mogę więc pokusić się o refleksję. Miało być ich dziesięć, było dziewięć. Jedno wybuchło, z pozostałych aż cztery nie były godne uwagi, trzy były, ale nie robiły szału jak na sektor rzemieślniczy, a dwa były wybitne, tyle że w jednym z tych dwóch - tym lepszym, co gorsza - maczało palce Nøgne Ø. Tak, jestem w stanie przyłączyć się do utyskiwań na spadek formy AleBrowaru. Ciągle mam w pamięci obraz z 2013 roku, obraz browaru, przed którego trzema różnymi stoutami - amerykańskim, wędzonym i mlecznym - padałem na kolana; który oczarował mnie trzema różnymi IPA - ciemnym, amerykańskim i brązowym; który w końcu na dokładkę dołożył rewelacyjną interpretację saisona. Dlatego w nowym roku dalej mam zamiar dawać każdemu nowemu piwu AB szansę, ale jeśli 2015 będzie na podobnym poziomie, co 2014, to w 2016 moja pamięć nieco się pogorszy i będę pił tylko te ich piwa, które spodobają mi się a priori, już ze względu na koncepcję - ewentualnie te, o których przeczytam wyśmienite recenzje - i nie będę się rzucał na każde nowe IPA, jakie uwarzą. Nie sądziłem, że to powiem, ale na chwilę obecną Doctor Brew, Szałpiw, a nawet Kingpin, z którego piłem jeno dwa piwa, to dla mnie bardziej ekscytujące inicjatywy.