piątek, 30 listopada 2018

Alefarm: Soft Fracture

American IPA / 5,5% / 22,80 zł

Alefarm Brewing to duński browar spod Kopenhagi, koncentrujący się na piwach chmielonych na modłę Nowej Anglii, obecnie czwarty najlepszy browar tego kraju na untappd.com. W jednym z najbardziej intrygujących opakowań piwa, jakie widziałem, rozkosznie minimalistyczną puszką, czeka na mnie IPA chmielona Citrą i Simcoe.

Złoto, mocno mętne, z bujną pianą. Aromat cytrusów wybuchnął po pokoju jak tylko otworzyłem puszkę - jest bardzo intensywny, soczysty, cytrynowy, grejpfrutowy, pomarańczowy, pojawia się nawet ewidentna marakuja, są wtrącenia żywiczne i słodowe - cudowny, znakomity aromat. W smaku dużo mniej Citry, dużo więcej Simcoe - robi się mocno już żywicznie, iglakowo, choć kwaskowe cytrusy dalej występują. Jest w dalszym ciągu bardzo intensywne, co odczuwa się zwłaszcza na długo ciągnącym się finiszu. Brakuje mu jak dla mnie nieco gładkości (wynika to również ze zbyt mocnego nagazowania) - goryczka jest ciut piekąca - ale to bardzo dobre, złożone, intensywne IPA.

Świetne piwo, szkoda że nie jest trochę gładsze, bo byłoby wybitne. Takie nie do końca NEIPA - jest bardzo soczyste, ale bardzo mało "soczkowe", właściwie to masywna, ciężka, intensywna IPA, tylko z nowo-nowofalowym profilem aromatycznym. Mi bardzo pasuje.

8.0/10

poniedziałek, 26 listopada 2018

Crooked Stave: St. Bretta

wild ale / + cytrusy / 5,8% / 39,99 zł (0,375 ml)

St. Bretta to piwo na brettach leżakowane w dębowych beczkach z dodatkiem różnych cytrusów przez browar i dystrybutora piwa z Kolorado. Miałem okazję już pić wersję z pomelo i smakowała mi tak bardzo, że wiele nie myśląc sięgnąłem po inną, gdy zobaczyłem na półce, mimo że nie są to tanie piwa. Ta wersja jest trochę enigmatyczna - nie ma na etykiecie podanego żadnego konkretnego cytrusa. Ratebeer wymienia St. Bretty różnicowane po owocach i po porach roku, ale tutaj nie ma też pory roku. Być może browar znudził się dywersyfikacją i postanowił warzyć jedną jedyną słuszną St. Brettę.

Jasne klarowne złoto i bujna piana. Zapach jest cudowny, kojarzy mi się z dzikusami z Russian River - jest świetnie wyważonym połączeniem eleganckiej dzikości (siano, końska derka), kolorowej, słonecznej cytrusowości i w końcu niebagatelnego, nieprzeszkadzającego, ale wyraźnego biszkoptowego podłoża słodowego. Pachnie jak sad pomarańczy latem, a w każdym razie tak sobie wyobrażam zapach sadu pomarańczy latem. W smaku może nie jest to aż taka bomba nut zapachowych, ale jest intensywnym, fajnie wspartym cytrusami dzikusem z mocnymi posmakami siana i ziemi, niemal zupełnie nie kwaśnym, wytrawnym, dość wyważonym, może trochę za bardzo.

Wersję Pomelo zapamiętałem zdecydowanie lepiej - ta jest bardzo dobrym piwem, ale zdecydowanie swojej ceny niegodnym, nie wprowadza nic specjalnie oryginalnego do mojego doświadczenia z kwasami.

7.5/10

Samuel Smith: Pale Ale

premium bitter / 5% /  do 12.2018 r.

Do Samuela Smitha mam spory szacunek i sentyment i w ogóle dużo dobrych rzeczy: to dla mnie jeden z najlepszych tradycyjnych angielskich browarów, który dał światu mnóstwo pysznych rzeczy. Dopiero niedawno natrafiłem jednak na coś tak tradycyjnie angielskiego jak premium bitter z tego browaru. Mimo że na ratebeerze to żaden top stylu, to liczę na smakowitego, przyjemnego bittera w arcyklasycznym wydaniu.

Estetycznie Samuel Smith nic się nie zmienił odkąd ostatnio go piłem - i bardzo dobrze, bo to przepiękne butelki z przepięknymi, oldskulowymi etykietami. Piękna jasnobursztynowa barwa z przebłyskami miedzi, gęsta i trwała piana. W zapachu owocowe estry, karmel, drewno cedrowe i szczypta ziołowego chmielu - trochę nieokrzesany, mało czysty, ale przyjemny. W smaku jest gorzej - jest dość puste i wychodzi alkohol, aldehyd octowy wkracza z rozpędem umiarkowanie wysokim, słodowość spod znaku karmelu i landrynek nie jest zła, ale wszystkiego sama nie zrobi, a chmiel gdzieś zaginął w tłumie. Jest takie ok - nie czyni nieprzyjemności z picia, ale przyjemności daje jak na lekarstwo.

Spore rozczarowanie. To jeden z mniej udanych bitterów jakie piłem. Ogólnie Samuelowi lepiej wychodzą piwa ciemne, po jasną angielską tradycję będę się kierował w stronę Fuller'sa.

5.5/10

niedziela, 25 listopada 2018

Faro Boon

faro / 5% / do 29.06.2019

Piłem póki co dwa różne faro w życiu, z czego ostatnie w marcu 2014 roku. Ciężko było mi więc nie sięgnąć po propozycję Brouwerij Boon, jak już zobaczyłem butelkę w sklepie. Ratebeer mówi, że to jedno z najgorszych faro na świecie - a dokładnie 15 z 18 - ale generalnie szanuję faro trochę bardziej niż przeciętny człowiek, więc może być przyjemnie.

Ciemnozłote, z przyzwoitą pianą. Pachnie jak najbardziej przyjemnie, choć mało spektakularnie - jabłka, mocno przypalony karmel, łagodna lambikowa dziczyzna, sok z winogron. W smaku nie jest tak fajnie, chociaż nie jest też źle. Jest bardzo słodkie i bardzo mało lambikowe, ale jakimś sposobem, mimo że cukru sypnięto naprawdę sporo, to nie jest to słodycz męcząca i po przełknięciu szybko mija. Brakuje tu natomiast czegokolwiek szlachetnego, trochę takie "zwykłe (acz solidne) piwo z cukrem" z ledwo zauważalnym skrętem lambikowym.

Jest bardzo ok, zwłaszcza jak ktoś przeciwko faro za wiele nie ma, ale dużo lepiej sięgnąć po propozycje Lindemansa czy Girardin. Minęło parę lat odkąd je piłem, ale i tak jestem pewien że dużo lepiej.

6.0/10

środa, 21 listopada 2018

Northern Monk: Eternal Session IPA

American IPA / 4,1% / do 03.03.2019 r. / 11 zł (0,33 ml)

Były czasy, że Anglia była u mnie na pierwszym miejscu ze wszystkich krajów, jeśli chodzi o piwo. Były to czasy, w których miałem za sobą bardzo mało piw z USA, ale były. Dawno nie odkrywałem żadnego nowego brytyjskiego browaru i oto jest - zgrabna puszka sesyjnego IPA z Northern Monka, jednego z najbardziej prominentnych browarów na wyspach, usytuowanego w Leeds. Browar określa to piwo mianem flagowego.

Jasnozłote, dość mętne, z przyzwoitą, drobną pianą. W zapachu bardzo przyjemne, słodkawe, tropikalne i cytrusowe owoce (papaja, ananas, pomarańcza, mango - jedynym minusem tu jest niedostateczna intensywność. W smaku idzie bardziej w stronę trawiasto-żywiczno niż owocową, jest mało barwne, chociaż zostaje przyjemny pomarańczowy posmak. Przede wszystkim natomiast to czysta, intensywna, lekka lecz wyrazista IPA, która faktycznie jest takim wzorcowym Session IPA - piwo lekkie, ale zbyt sharp jak na APA. Mogłaby mieć troszkę mniej gazu.

Nie jest to piwo wielkie, ale jest dość duże - przykładna, dość złożona, lekka i smaczna IPA. Chętnie obczaję te bardziej wyjątkowe piwa z Northern Monka.

7.5/10

czwartek, 15 listopada 2018

Port Brewing: Lost Abbey - Track #10

stout imperialny bourbon BA / + kawa, kakao / 13,5%

Ile można przeżyć bez Lost Abbey? Niedługo zaprawdę. Na niemal sam już koniec wypijania piw, które przywiozłem sobie z podróży do Kalifornii, zostawiłem sobie jedyne, które kupiłem w jednym z moich ściśle ulubionych browarów świata. Track #10 to wariacja na temat pysznego Serpent's Stout (którego butelkę pitą 2 lata temu uznałem za najlepszego RISa nieleżakowanego w beczkach i bez dodatków, jakiego piłem) - wzbogaconego o beczki po bourbonie, kawę i kakao. Brzmi jak pewna wygrana. Na ratebeerze to w dodatku ścisła czołówka piw z tego browaru, aktualnie trzecie miejsce.

Jak zawsze fenomenalna oprawa graficzna. Jest czarne jak smoła, a piana bardzo znikoma, aczkolwiek cienki pierścień długo się utrzymuje. W zapachu rozkoszne, słodkie, potężne połączenie świeżo zmielonych ziaren kakaowca, waniliowej i lekko drzewnej beczki po bourbonie, szczypty kawy i palonego słodu: na myśl przywodzi ciasto czekoladowo-marcepanowe obficie wzbogacone wanilią i nasączone w likierze kawowym. Właściwie jest to zapach cudowny. W smaku następuje dość znacząca odmiana - zdradza swoje pochodzenie, a ma w końcu pochodzenie w wytrawnym, dość mocno palonym stoucie imperialnym i takie jest w smaku przede wszystkim. Beczka, kakao i kawa trochę zmieniły piwo, ale nie zdołały zamienić RISa wytrawnego w słodkiego. Najmocniej przeniknął bourbon, ale nie jego waniliowe pokłosie, a po prostu bourbon. Oczywiście to pyszne piwo, ale nie idealne - nie ma aż takiej pełni smaku, aż tak dobrego ukrycia alkoholu i aż takiej złożoności, żeby podchodzić pod dyszkę. W teksturze brakuje ciut ciała.

To znakomite piwo i spore rozczarowanie. Po top 3 z Lost Abbey spodziewałem się urwania dupy, głowy i czegoś jeszcze - urwania nie było, bo moim zdaniem daleko temu piwu do top 3 z Lost Abbey. No chyba że za długo trzymałem je u siebie po powrocie ze Stanów, ale czy rok i parę miesięcy oczekiwania powinno zrobić różnicę tak mocnemu piwu? Nagroda pocieszenia - jeśli chodzi o sam zapach, to faktycznie może być top 3.

8.5/10

poniedziałek, 12 listopada 2018

Heller: Aecht Schlenkerla Rauchbier Kräusen

Rauchbier / 4,5% / do 03.2019 r.

Po około 4,5 roku odkąd wypiłem z zachwytem pierwszy raz piwo ze Schlenkerli wchodzę na ostateczny poziom wtajemniczenia w ten genialny bamberski browar. Kräusen to już ostatnie piwo, jakiego jeszcze z tej stajni nie piłem - do niedawna było serwowane tylko z beczki na miejscu, a mimo że na tym miejscu byłem kilka razy, to nigdy na nie nie trafiłem. To ciekawe piwo - jego bazą jest schlenkerlowy Helles, ale po paru miesiącach leżakowania dolewa się do niego nieco bardzo świeżego ("zielonego", właściwie niegotowego) marcowego - to właśnie technika, którą nazywa się krausening. To najmniej popularne piwo browaru, ale podobno dalekie od najsłabszego.

Na etykiecie klasyka Schlenkerli. Ciemnozłote, mętne, z bujną pianą. W zapachu typowa, rozkoszna, bukowa wędzonka spod znaku wędzonej szynki i dymu z ogniska, szczypta świeżego chmielu i pyszna, karmelkowo-owocowa podbudowa słodowa. Jak to często z piwami Schlenkerli, w zapachu słodycz pięknie komponuje się z nutami wędzonymi. W smaku, co dość logiczne, stoi istotnie pomiędzy jasnym lagerem a marcowym z tego browaru, przy czym bliżej tego pierwszego. Wędzonka jest relatywnie łagodna, słodowość idzie lekko w stronę miodu, finisz jest cudownie chlebowy. Zapach obiecywał więcej, ale jest pyszniutkie, tylko trochę za mocno nasycone.

Obok hellesa to najgorsze piwo ze Schlenkerli - i jest świetnym piwem. Zapach jak zawsze miażdży, trochę mniej imponujące jest w smaku - chyba najmniej intensywne ze wszystkich. Inne niż wszystkie, nie jest jakąś kalką ani hellesa, ani marcowego - jest czymś pomiędzy i czymś wyjątkowym.

7.5/10

niedziela, 11 listopada 2018

Artezan: Café Racer

stout kawowy / + wanilia / 5,5% / do 18.12.2018 r.

Co tam słychać u Artezana? Pierwszy polski fizyczny browar craftowy w 2018 roku borykał się z małymi zawirowaniami, co nie znaczy, że jakość ich piw musiała również zawirowań doznać. Café racer to nie żadna tuza, tylko lekki stout z kawą i wanilią meksykańską, tym niemniej stouty zawsze Artezanowi wychodziły bardzo fajnie i może mi to dać pewien pogląd, co tam w browarze słychać.

Estetyczna etykieta, piwo czarne jak smoła, piana raczej symboliczna, szybko się redukuje. W aromacie bardzo intensywna, minimalnie idąca w fasolę kawa, za nią mleczna czekolada, ziemistość, popiół, idące trochę w stronę cygara. Bardzo, bardzo ładny i interesujący, zwłaszcza jeśli chodzi o tę ziemistość, popiół i cygarowatość. W smaku następuje ostre rozczarowanie. Jest puste, lurowate, nie smakuje niemal zupełnie niczym - może mocno rozwodnioną, kiepskiej jakości kawą i szczyptą alkoholu. Prawie pozbawione nagazowanie, co potęguje wrażenie lury. 

Takiego dramatu bym się po Artezanie nie spodziewał. Café racer to jeden z najgorszych i to ściśle najgorszych stoutów, jakie piłem w całym życiu. Zapach zaintrygował, smak sprowadził na ziemię. No porażka. Najgorsze piwo z Artezana jakie piłem do tej pory przebijało tę lurę o parę klas.

3.5/10

niedziela, 4 listopada 2018

Trzech Kumpli (Zapanbrat): Califia

West Coast IPA /  7% / 16,5 blg / do 16.01.2019 r.

Swój powrót do piw alkoholowych zaczynam na spokojnie, od klasycznego West Coasta z Trzech Kumpli, którzy bardzo rzadko zawodzą. Są znani bardziej z opozycyjnego, nowoangielskiego podejścia do mocno chmielonych piw, ale nie stoi to na przeszkodzie, żeby w starej szkole sprawdzili się dobrze.

Ładna jak zazwyczaj w przypadku TK etykieta, kojarząca mi się z wybrzeżami Kalifornii jeszcze zanim przeczytałem opis. Piękne, ciemnozłote, idące w pomarańcz, zmętnione, z obfitą pianą. W zapachu pomarańcze, mandarynki, limonki, trochę miodu - świeżo i owocowo, ale wyraźnie w "starym" stylu. Co do smaku mam odczucia nieco ambiwalentne - generalnie jest fajne, owocowe, z odpowiednią goryczką, nastawione na chmiel, ale niezapominające o podbudowie słodowej. Coś mi tu jednak nie gra, a jest to dziwny posmak na poziomie smaków podstawowych, taka dziwna pół-goryczka pół-kwaskowatość. Niby drobiazg, ale trochę rządzi tym piwem.

Tym razem Trzech Kumpli przekonało mnie umiarkowanie. Jeden dziwny posmak sprawił, że jest to piwo tylko niezłe, niezachęcające do powtórzenia, mimo że przyjemne.

6.5/10