niedziela, 30 listopada 2014

Kingpin (Zarzecze): Berserker

Po rewelacyjnej Rocknrolli postanowiłem nie zwlekać za długo z drugim piwem z Kingpina, tym bardziej przez wzgląd na styl, w jakim zostało uwarzone. Dziesięć ciemnych IPA, jakie pojawiło się do tej pory na blogu, to nie za wysoka liczba, jeśli spojrzeć na fakt, że to pretendent do mojego ulubionego gatunku spośród wszystkich nastawionych mocno na chmiel. Czy Kingpin przebije wielką dwójkę BIPA - od Buxton Brewery i od Doctora Brew? Pierwsze piwo pokazało, że potencjał jest, a tutaj dodatki brzmią jeszcze bardziej ekscytująco - jaśmin, wrzos i skórka pomarańczy (inna sprawa, że w Rocknrolli tych dodatków ostatecznie nie wyczułem).

Informacje ogólne:
Piwo: Berserker
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Kingpin)
Styl: ciemne India Pale Ale
Alkohol: 7%
Ekstrakt: 16,5%
Objętość: 500 ml
Cena: 7,95 zł

Opakowanie
Po raczej optymistycznej etykiecie Rocknrolli tu mamy klimat śmierci. Nie do końca początkowo byłem przekonany do tego stylu, ale coś czuję, że jak się już zbierze trochę więcej piw Kingpina, to będą się strasznie fajnie prezentować. No i jakość materiału jest naprawdę powalająca, w Polsce jeszcze nie spotkałem chyba etykiet, które sprawiałyby wrażenie tak doskonale wykonanych.
8,5/10
 
Barwa
Klasyczny kolor BIPA: niby czerń, ale jednak bardziej ciemny brąz, zwłaszcza pod światłem - pod mocnym nawet przebłyski rubinowe, bardzo ładna rzecz. 
4,5/5

Piana
Oszałamiająco gęsta i cudownie oblepiająca prawie całe szkło, obfitość na poziomie może nie rozwalającym, ale w pełni zadowalającym, trwałość bezbłędna - cudo. 
5/5

Zapach
To, za co kocha się ten styl - orzeźwiający festiwal aromatycznego chmielu, przywodzący na myśl owoce tropikalne, kwiaty (wrzos wyczuwalny, ale czy bez uprzedzenia bym go wyczuł - nie wiem) i żywicę, podszyty czekoladową pełnią ciemnego słodu - wspaniały, aczkolwiek da się go zrobić bardziej spektakularnym, odrobinę wyższy udział słodu też by nie zaszkodził. 
9/10

Smak
W smaku od początku do końca rządzi chmiel, chmiel i chmiel - ciemny słód raczej nie bawi nas bogactwem swoich możliwości, a próbuje trochę nieporadnie skontrować ogromną od pierwszego łyku goryczkę swoją czekoladową słodyczą; ciężko jednak przesadnie narzekać, chmiel w piękny sposób łączy kwiatowo-żywiczną aromatyczność z bardzo, bardzo wysoką, acz raczej szlachetną goryczką - muszę jednak w końcu powiedzieć, że jest nieco niezbalansowana, mimo to piwo pozostaje świetne. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie zupełnie nie zwraca na siebie uwagi, znaczy się, jest idealne.
5/5

8.0/10
 
Jednak nie, jednak do klasy wspomnianych black IPA z Doctora Brew i Buxton Brewery Berserkerowi sporo zabrakło. Jest to jednocześnie piwo znakomite i choć miałem nadzieję na więcej po trochę lepszej Rocnkrolli, to nie zmienia to faktu, że ciężko mi nie podchodzić z entuzjazmem to następnych piw tego kontraktowca. Po/obok Pinty, AleBrowaru, Szałpiwu i Doctora Brew póki co najciekawiej zapowiadająca się inicjatywa rzemieślnicza w Polsce (z tych, które butelkują). Tyle że znowu coś cienko z tymi dodatkami, wyczułem jeno wrzos. Ale powtórzę - może to dobrze, może swoje wnoszą, a nie zasłaniają klasycznie piwnych aromatów.

piątek, 28 listopada 2014

Coisbo (Ørbæk): Brooklyn Fall

Moja miłość do piw wędzonych przy jednoczesnej nie za dużej ich ilości na rynku (choć ostatnio mieliśmy mały boom i możliwe, że niedługo przestanę się rzucać na każde nowe wędzone piwo, jakie zobaczę) sprawiła, że duński browar kontraktowy Coisbo mimo niezadowalającego jak na zagraniczny craft pierwszego piwa dostanie ode mnie już teraz kolejną szansę. Jeśli będzie podobnie jak wtedy, to za prędko się z nim znowu nie zobaczę, bo nie cieszy się jakąś niebywałą renomą.

Informacje ogólne:
Piwo: Brooklyn Fall
Kraj: Dania
Region: Dania Południowa
Miasto: Ørbæk
Browar: Ørbæk Bryggeri (Coisbo Beer)
Styl: wędzone
Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Cena: 13,75 zł (21,21 zł za 0,5 l)

Opakowanie
Etykieta taka sama jak na brown ale, tylko w innym kolorze nazwa piwa. Ładna, ale merytorycznie to strasznie nudna. Jedyna "ciekawostka", jakiej się dowiemy, to obecność słodu pszenicznego w składzie.
8/10


Barwa
Bardzo ciemne, zdaje się czarne lub ciemnobrązowe, ale mocne światło pozwala zobaczyć ładne, rubinowe prześwity - byłoby idealnie, gdyby były trochę śmielsze. 
4,5/5

Piana
Piękna, obfita, cudownie gęsta, o ciekawej, przybrudzonej barwie, zostawia piękne ślady na szkle, gorzej niestety z trwałością. 
3,5/5

Zapach
Nuty wędzonki, na początku zdawało mi się, że raczej takiej słonej, szynkowej, ale po paru chwilach jest już asfaltowy, nawet odrobinę apteczny torf - te nuty mieszają się ze słodko-kwaśnym obliczem ciemnego słodu - zwłaszcza ta słodycz jest bardzo interesująca, trochę kojarzy się z mocno przypalonym karmelem, trochę z lukrecją; ogólnie bardzo ciekawy, niesztampowy aromat, choć jakby zabrakło nieco porządku. 
8/10

Smak
Znika kwaskowatość i może dzięki temu wydaje się bardziej spójne (ale jednocześnie mniej ciekawe), wytrawna, torfowa dymność przyjemnie współpracuje z czekoladową słodyczą i do tego momentu jest świetnie, ale coś złego dzieje się na finiszu - parę sekund po przełknięciu prawie cały bukiet jakby momentalnie znika, zamiast przyjemnie się wyciszać - wielka szkoda, miało potencjał na wybitne, a skończyło na dobrym. 
7/10

Tekstura
Trochę za wysokie wysycenie.
4/5

6.5/10

Jak zapowiadałem, tak robię - Coisbo tu nie zagości w najbliższej przyszłości, a nawet prawdę mówiąc wątpię, że w jakiejkolwiek. Może trochę wcześnie skreślam Duńczyków (albo raczej Duńczyka, pana Andersa Coisbo), ale kolejka piw do spróbowania rośnie w tempie zastraszającym, a nie za wybitne oceny na ratebberze znikąd się pewnie nie wzięły. Oba piwa z Coisbo, które piłem, były dobre, ale niewarte swojej sporej ceny i tyle.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Pinta (Zarzecze): Ce N'est Pas IPA Ambrèe

Po nieudanym spotkaniu z koźlakiem majowym z Eibau, czas ukoić nerwy trzydziestym pierwszym na blogu piwem Pinty. Ucieszyło mnie niezmiernie, że Pinta postanowiła w tym roku uwarzyć inną wersję Bière de Garde, bo jest to jeden z tych stylów, o które w Polsce bardzo trudno i każdy nowy reprezentant jest mile widziany. Nie jest to też Ce N'est Pas IPA o zmianach kosmetycznych, co można wywnioskować z istotnie odmiennych parametrów.

Informacje ogólne:
Piwo: Ce N'est Pas IPA Ambrèe
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Pinta)
Produkowane od: 2014
Styl: Bière de Garde
Alkohol: 6,4%
Ekstrakt: 16,5%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Stara, dobra etykieta z pierwotnej wersji, tylko w bursztynowej kolorystyce. Nie zmieniła się też fajnie napisana historyjka z tyłu etykiety. Ze słodów zniknął pale ale, doszedł za to wiedeński, Caramunich i Caraaroma; doszedł też trzeci francuski chmiel, Triskel. Dodatki takie same.
9,5/10

Barwa
Piękny, bursztynowo-miedziany kolor, wręcz rdzawy - pasuje jak ulał do jesieni, bliski ideału. 
4,5/5

Piana
Nie imponuje - nie jest obfita ani gęsta, a największym mankamentem okazuje się trwałość - w parę minut pozostaje tylko niezbyt imponujący pierścień. 
1/5

Zapach
W łagodnym aromacie belgijska drożdżowość miesza się z akcentami wiejskimi oraz charakterystycznymi, szorstkimi nutami skórki pomarańczowej, a za tło robi przyjemna, nieprzesadzona słodycz karmelu - bardzo orzeźwiający, przyjemny i ciekawy zapach, choć spokojny - w dodatku rozwija się w miarę upływu czasu. 
8,5/10

Smak
W smaku jest bardziej spektakularne, skórka pomarańczowa wyczynia bardzo ciekawe rzeczy, piwo wręcz miejscami wydaje się pomarańczowe, ma profil słodko-kwaskowaty, przy czym jest to raczej słodycz soku owocowego niż karmelu - ten ostatni trochę gdzieś przepada, wraca dopiero na zaawansowanym finiszu; jest ta przyjemna niby-agresywność połączenia nut wiejskich i skórki pomarańczowej znana z pierwotnej wersji; finisz jest intensywny, długi i bogaty, ziołowo-przyprawowo-słodowy - świetne piwo, jest jednak za słodkie, żeby stać się wybitnym - słodycz jak słodycz, ale nie ma jej co skontrować, więc przydałaby się trochę mniejsza. 
8/10

Tekstura
Za duży gaz, ale jeszcze na przyzwoitym poziomie.
3/5

7.0/10

Jasna wersja trochę bardziej mnie przekonała pod względem smaku, a tutaj jeszcze dodatkowo mamy fatalną pianę i słabszą niż tam teksturę. Być może do koncepcji tego stylu autorstwa Pinty bardziej pasują nieco bardziej wytrawne, jasne słody, bo chyba nie żałują tych dodatków (nie jadłem owoców mirtu, acz miałem okazję pić grappę z sokiem z nich i słodka była nieprzeciętnie, na wikipedii również określa się ich smak jako "korzennosłodki", więc może to przez nie?), które wnoszą sporo słodyczy. Piwo i tak jest dobre, ale z tych dwóch wersji chyba zawsze wybrałbym jasną.

sobota, 22 listopada 2014

Eibauer Heller Bock

W wakacje miałem okazję znaleźć się w Dreźnie i planowałem również stamtąd przywieźć na bloga jakąś relację z podróży, ale ostatecznie materiału o piwie zebrałem tak niewiele i tak rozrzedzony, że zdecydowałem się tę podróż pominąć. Nabyłem jednak karton ośmiu różnych piw z saksońskiego browaru w Eibau. Zaznajomiwszy się ze średnią renomą tego browaru po powrocie od razu pożałowałem, że nie ograniczyłem się chociaż do czteropaku, ale trudno, przynajmniej dodam sobie do statystyk parę raczej rzadko spotykanych w rewolucyjnej Polsce tradycyjnych niemieckich stylów. Jednym z nich jest bez wątpienia koźlak majowy - póki co na bloga miałem okazję dodać tylko dwa takie piwa, zresztą jedno też przywiezione z Niemiec.

Informacje ogólne:
Piwo: Eibauer Heller Bock
Kraj: Niemcy
Land: Saksonia
Miasto: Eibau
Browar: Münch-Bräu Eibau
Produkowane od: brak danych
Styl: koźlak majowy
Alkohol: 6,7%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykiety Eibauerów są do bólu niemieckimi etykietami - porządne, spójne ze sobą wzajemnie, zachowujące minimum estetycznej przyzwoitości, ale też do cna nudne, bez cienia choćby nawet kiczowatego polotu (to nie krytyka niemieckości w ogóle, a konkretnie niemieckich etykiet). Zmęczona butelka, za to firmowy kapsel.
5,5/10

Barwa
Wyjątkowo ładne, klasyczne złoto - proste i zwyczajne, ale piękne, może też dzięki prawdziwej burzy ulatującego gazu. 
4/5

Piana
Ani obfita, ani gęsta, trwałość fatalna - parę minut i już mamy pożałowania godne resztki, po już dość długim czasie i te znikają.
1/5
Zapach
Niekoniecznie bardzo poprawny dla lagera, ale dość przyjemny - zaskakująco wysokie dawki jabłkowo-gruszkowo-miodowej słodko-kwaśności, która współpracuje z jasnym słodem w sposób miły dla nosa, choć jednocześnie niezbyt wyszukany - jest w tej kompozycji coś ordynarnego, jakby balansowała na granicy sztuczności; przebija się też odrobinę alkohol - mimo wszystko pozytywny aromat, ale ledwo. 
5,5/10

Smak
Wrażenia bardzo podobne, ale jest gorzej - dalej sporo tych owocowych, słodko-kwaśnych akcentów, dalej jasny słód w podłożu, wciąż zbyt dobrze wyczuwalny alkohol, na finiszu wchodzi trochę chmielowej goryczki, ale jednocześnie ta miodowa słodycz zaczyna się robić zalepiająca, mdła - piwa nie nazwałbym nudnym, dzieje się w nim nawet sporo, ale wady równoważą zalety i jeszcze je trochę przebijają - końcówka męczy, ze trzy ostatnie łyki sobie podarowałem, choć pierwsze trzy były nawet niezłe. 
4,5/5

Tekstura
Bardzo wysokie wysycenie niestety tylko podbija jego toporność i nieuporządkowanie.
1,5/5

4.0/10

Teraz to już żałuję, że nie ograniczyłem się nie tyle do czteropaku, co do sztandarowego schwarzbiera. Nędza i toporność, doceniłem teraz bardziej maibocka z Andechs. To piwo było do niego nawet podobne, ale po prostu we wszystkim dużo gorsze. Mam wrażenie, że sypnęli do niego szuflę cukru albo beczkę miodu. Cóż, nie zamierzam się znęcać nad browarem z Saksonii za jedno piwo, zwłaszcza że dalekie było od tragicznego, ale jeśli parę następnych będzie prezentowało podobny poziom, to będzie mi głupio zabierać ciekawszym propozycjom miejsce wszystkimi ośmioma. Już chyba przez parę miesięcy nie oceniłem żadnego piwa negatywnie, czyli poniżej 5/10 - w końcu się naciąłem.

Anderson Valley: Fall Hornin'

Jest całkiem sporo stylów piwa tak w Polsce rzadkich, że gdy tylko widzę jakiegoś nowego reprezentanta na sklepowej półce, kupuję niemal bez zastanowienia. Jednym z nich jest bez wątpienia pumpkin ale, którego jak dotąd miałem okazję spróbować dwie sztuki, sztandarowe w Polsce Dyniamit z Pinty (wspaniałe piwo) i Naked Mummy z AleBrowaru (dużo mniej wspaniałe, ale nie mniej ciekawe). Niedawno trafiłem jednak na nową pozycję ze znanego mi już browaru z USA, Anderson Valley. Dwa z trzech ich piw, które piłem, były jednymi z kilku pierwszych moich zetknięć z piwowarstwem rzemieślniczym, mam więc do nich konkretną dozę sentymentu, mimo że ocen nie wystawiłem jakichś nieziemskich. Dziś dostaną swoją czwartą próbę, a ja zobaczę, jak prezentuje się dyniowe ale ze swojego ojczystego kraju w porównaniu z polskimi interpretacjami.

Informacje ogólne:
Piwo: Fall Hornin'
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: Boonville
Browar: Anderson Valley Brewing Company
Produkowane od: brak danych
Styl: pumpkin ale
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Bardzo udana, klimatyczna, halloweenowa etykieta, klasyczny motyw na etykietach AV w błyskotliwy sposób przerobiony na mroczny. Kapsel nie zmienił się przez ponad rok rozłąki.
9/10



Barwa
Zaskakująco ciemna, ale piękna barwa - klarowny, jasny do głębokiego brąz, elegancki, świetlisty - prezentuje się dość tajemniczo, ale bardzo korzystnie. 
4,5/5

Piana
O dobrej obfitości, dobrej gęstości i trwałości - bez wad, ale też nienadzwyczajna, no, może oblepianie szkła aspiruje do miana wybitnego. 
4/5

Zapach
Intensywny, bardzo ładny aromat, przywodzący na myśl piernik, gałkę muszkatołową, szczyptę imbiru - wyraźnie czułem też aromat dyniowy, choć raczej w tle i raczej na początku, później trochę się ulotnił; pałętają się też już zupełnie nieśmiało bardziej typowe dla piwa, słodowo-chmielowe akcenty - świetny, złożony aromat. 
8,5/10

Smak
W smaku dużo bardziej ale'owe, a mniej ciastowe, ale w ustach w dalszym ciągu prym wiedzie piernik posypany imbirem, korzenność, na finiszu natomiast małe zaskoczenie - dotychczasowa słodycz zostaje dość zdecydowanie przełamana solidną dawką goryczki - to dobry ruch, który nie pozwala piwu na mdłość, może minimalnie bym ją obniżył - bardzo smaczne. 
8/10

Tekstura
Trochę za wysokie wysycenie.
3,5/5

7.5/10

Pokrzepiająca wiadomość - zeszłoroczny rodzimy Dyniamit był piwem dużo, dużo lepszym niż to. Po raz kolejny potwierdza się więc teza, że nie mamy się czego wstydzić przed wielkim światem... no, a dokładniej to jednak przede wszystkim Pinta nie ma. W ogóle tutaj Amerykanie łagodniej podeszli do tematu, to piwo jest zdecydowanie mniej pumpkin, a bardziej ale niż Dyniamit i NM. Niektórym to bez wątpienia będzie bardzo odpowiadać, ja tam nie mam nic przeciwko konkretnemu dowaleniu przypraw do piwa w stylu wybitnie przyprawowym. Bardzo dobre, bardzo gładkie, przyjemne i spokojne mimo sporej goryczki piwo. Przyznam, że mam w sobie dość dużą dawkę entuzjazmu do tego branego trochę z przymrużeniem oka (przynajmniej w Polsce) stylu i postaram się zapolować na inne okazy.

piątek, 21 listopada 2014

Kingpin (Zarzecze): Rocknrolla

Browary kontraktowe wyrastają jak grzyby po deszczu i powoli przestaję już za tym nadążać, powoli będzie już ciężko o to, by każdy nowy rzemieślnik dostał ode mnie nawet tę jedną szansę na pokazanie, co potrafi. Kingpina nie mogłem sobie jednak podarować, a to przez ciepłe przyjęcie przez innych konsumentów, a to przez urozmaicone ciekawymi dodatkami podejście do piwa, a to przez dość dobrze znaną w internetowym półświatku osobę piwowara. No, głównie to drugie. Dziś APA ze skórką pomarańczy i werbeną cytrynową. 

Informacje ogólne:
Piwo: Rocknrolla
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Kingpin)
Produkowane od: 2014
Styl: amerykańskie pale ale
Alkohol: 5,3%
Ekstrakt: 12%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Koncepcja graficzna etykiet Kingpina może za bardzo do mnie nie trafia, ale etykieta jest niesamowicie porządnie wykonana - ktoś się wyraźnie przyłożył do projektu i wykonania. Goły kapsel oczywiście trzeba jeszcze wybaczyć, mamy za to polecaną temperaturę serwowania, krótki opis i dokładny skład, który zawsze winduje ocenę w górę.
8,5/10

Barwa
Ładna, jasnobursztynowa barwa i mocne zmętnienie tworzą udaną parę - nie wygląda nadzwyczajnie, ale ładnie, przyjemnie dla oka. 
3,5/5

Piana
O dobrej, choć nieprzesadzonej obfitości, za to o nieziemskiej gęstości - jest też bardzo trwała i obficie oblepia szkło. 
4,5/5

Zapach
Rewelacyjny, chmielowy, z ukierunkowaniem na różnej maści egzotyczne owoce, na czele których ewidentnie stoją liczi i grejpfrut - poza tym ananas, mango i inne cytrusy; wspaniały aromat, wyrazisty i orzeźwiający, genialny.
10/10
Smak
W smaku w dalszym ciągu doznajemy tej owocowej plejady, a do tego dochodzi spora jak na styl, ale bardzo apetyczna, cytrusowa, grejpfrutowa goryczka; piękny, chmielowy finisz, na którym owoce robią trochę miejsca akcentom ziołowo-trawiastym - wspaniałe piwo, jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do nadmiernej goryczki w kontekście stylu. 
9/10

Tekstura
Jak się skupi na teksturze, to okazuje się, że wysycenie jest dość niskie i normalnie byłoby za niskie, ale tutaj jakimś sposobem musiałem się dopiero skupić na teksturze, żeby to zauważyć.
4,5/5

8.5/10

Cudowne piwo, jeden z najpiękniejszych aromatów amerykańskiego chmielu, z jakim się w życiu spotkałem. Przypomniało mi się trochę inne APA, Dead Pony Club z BrewDoga, które do dziś miało w swoim stylu najwyższą ocenę. Trochę mniejsze nachmielenie na goryczkę albo lepszy balans słodowy i mogłoby być naprawdę genialnie. Szkoda, ale na pewno spróbuję jeszcze wiele piw z Kingpina. Warto dodać, że dodatków nie wyczułem, ale może swoje zrobiły.

czwartek, 20 listopada 2014

BrewDog: Kohatu

Dopiero drugie z tegorocznej serii single hopów BrewDoga - pierwsze poszło jeszcze na początku wakacji i nie zachwyciło. Tym razem mamy chmiel nowozelandzki. Ma być bardzo tropikalnie, limonkowo i ananasowo. Single hop na nowozelandzkim chmielu o nazwie Waimea z zeszłego roku wypadł bardzo dobrze.

Informacje ogólne:
Piwo: Kohatu
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2014
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 7,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Kolejny kolor BrewDogowej etykiety do kolekcji. Muszę kiedyś sprawdzić, czy im się nie powtarzają.
9/10




Barwa
Jasnobursztynowe i bardzo klarowne, bardzo ładne, wręcz eleganckie, ale też nie zwala z nóg. 
4/5

Piana
Nie najszczególniej, choć przyzwoicie obfita, gęstość średnia, troszkę osiada na szkle, utrzymuje się za to dość długo - w porządku. 
3/5

Zapach
W zapachu chmielowość tak intensywna, tak skomasowana, że aż przypomina imperialne India Pale Ale - całkowicie dominują owoce i to tropikalne, bardzo słodkie, istotnie nuty ananasa są nie do przegapienia, a ponadto liczi, mango, pomarańcze i mandarynki, z mniej egzotycznych może morele, a do tego wszystkiego ewidentna szczypta miodu - fascynujący, bogaty, może odrobinę za słodki. 
8,5/10 
Smak
W smaku również zupełnie chmielowe, ale tutaj jest nieco inaczej - na samym wstępie imponująca eksplozja melona, ewidentny melon od początku do końca - tutaj w zasadzie inne owoce się raczej chowają, przez co jest mniej ciekawie niż w zapachu, a również za słodko - goryczka jakoś mnie nie zdobywa, trochę za niska, smaczne, wyraziste piwo, ale bez szału.
7,5/10

Tekstura
Przegazowane dość znacznie.
2/5

6.5/10

Nieco lepsze od EXP 366, ale wciąż - poza aromatem - nie jest to poziom, do jakiego BrewDog mnie przyzwyczaił. Zwaliłbym na bazę słodową, ale chyba jest taka sama, jak w serii single hopów z zeszłęgo roku, która była świetna. Może więc jednak kolejny chmiel, który w pojedynkę nie zrobi wybitnego IPA. Dobre piwo, ale do zapomnienia.

środa, 19 listopada 2014

Sobótka Górka 16%

Po zaskakująco miłej przygodzie z jasnym lagerem z Browarni Sobótki Górki, browaru położonego u stóp góry Ślęży, warzącego jeno trzy piwa, bardzo byłem ciekaw pozostałych dwóch, ale do niedawna wydawało się, że znalezienie ich będzie bardzo trudne. Parę dni temu miałem jednak okazję uczestniczyć we wspaniałej, magicznej, owianej mgłą i zasypanej morzem skrzących się jesienną rdzą liści wyprawie na szczyt wspomnianej góry. Tam, w schronisku, zupełnie niespodziewanie natrafiłem na piwa z rzeczonego browaru, ku mojej wielkiej radości - wśród nich również inne niż to, które piłem. Najmocniejsze piwo z Sobótki - koźlak - stało się więc moim trofeum z tej niezapomnianej podróży, które pozwoli mi przenieść się jeszcze na parę chwil do tamtego dnia.

Informacje ogólne:
Piwo: Sobótka Górka 16%
Kraj: Polska
Województwo: dolnośląskie
Miasto: Sobótka
Browar: Browarnia Sobótka Górka
Produkowane od: 2013
Styl: koźlak
Alkohol: 6%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Butelka i etykieta wyglądają prawie identycznie co na dwunastce, jedyną różnicą są ciemniejsze, brązowe, a nie złote kontury. 
8,5/10



Barwa
Kolor dość jasny, bursztynowy, jednak wydaje się dużo ciemniejsze przez mocne zmętnienie - wygląda trochę za bardzo tajemniczo, ale bardzo ładnie. 
4/5

Piana
Nieprawdopodobna - obfitość być może największa, z jaką się kiedykolwiek spotkałem, w każdym razie ścisły top, gęstość jest również świetna, poza tym również niesamowicie trwała - niespotykana. 
5/5

Zapach
Piękny, intensywny aromat, nastawiony bardzo mocno na chlebowość oraz karmel, szczypta miodu - to chyba najbardziej chlebowo pachnące piwo, jakie spotkałem - na początku mamy też sporo akcentów owocowych, ale gdzieś się ulatniają w miarę upływu czasu; świetny, niesztampowy zapach. 
9/10

Smak
Bardzo podobnie - dalej naciera chleb, ale tutaj nie on najbardziej przyciąga uwagę, a zacięta bitwa karmelowej słodyczy z zadziwiająco wysoką, chmielową goryczką oraz ewidentny smak orzechów arachidowych; na finiszu, gdy już opadnie pył, znów wraca chleb - wszystko to łączy się w całość może nie doskonałą, ale naprawdę piekielnie interesującą, bo zupełnie nietypową - świetne piwo. 
8,5/10

Tekstura
Jak pozwalała się domyślać kuriozalnie obfita piana, piwo jest mocno przegazowane, aczkolwiek spotykałem dużo cięższe przypadki, da się przeżyć.
1,5/5

7.5/10

Po raz drugi Browarnia Sobótka Górka mnie zadziwia. Dwunastka była jednym z najsmaczniejszych jasnych lagerów, jakie piłem, a szesnastka poza tym, że jest świetna, to jeszcze jest piwem o wyjątkowo oryginalnej kompozycji, która sprawia, iż ciężko mi je do czegoś porównać (choć jednocześnie można je bez naciągania nazwać koźlakiem). Aż szkoda, że browar warzy tylko trzy piwa i chyba nie zamierza poszerzać oferty, pozostaje mi więc zapolować na ostatnie.

wtorek, 18 listopada 2014

Pinta (Zarzecze): Pierwsza Pomoc

Zacząłem się interesować piwowarstwem rzemieślniczym mniej więcej wtedy, gdy Pinta zmieniała na lepsze swoje etykiety. Wtedy jednocześnie wycofała się z produkcji kilku ze swoich dotychczasowych piw - wszystkie po zmianie etykiet spróbowałem, ale te ze starej ery pozostają dla mnie tajemnicą. Do dziś wszystkie, od dziś wszystkie poza jednym. Niedawno Pinta znów uwarzyła swojego lekkiego, jasnego lagera z początków działalności - piwo w stylu tak niepopularnym wśród rzemieślników. Bardzo po cichu liczę, że będzie to najlepszy jasny lager, jakiego w dotychczasowym życiu wypiję. Chociaż czy powinienem po kiepskiej przygodzie z Oki Doki?

Informacje ogólne:
Piwo: Pierwsza Pomoc
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zarzecze
Browar: Zarzecze (Pinta)
Produkowane od: 2011
Styl: pilzner
Alkohol: 4,1%
Ekstrakt: 10,5%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Autotematyczna etykieta, przedstawiająca otwierane piwo. Nie wiem czemu, ale ilekroć na nią patrzę, myślę nie o ratownikach medycznych, a o Zakonie Templariuszy. I tak jest fajna i jak zwykle aspekt merytoryczny etykiety zwala z nóg.
9,5/10


Barwa
Złote, bardziej jasno niż ciemno, ale generalnie mniej więcej po środku; minimalne zmętnienie - byłoby na pewno lepiej, gdyby go nie było, poprawia za to sytuację ładnie ulatujący gaz. 
3/5

Piana
Bardzo, ale to bardzo obfita, acz z gęstością nie jest już tak doskonale, genialnie jednak oblepia szkło i utrzymuje się dość długo w sporej ilości. 
3,5/5

Zapach
Klasyka stylu - ładne, czyste połączenie jasnego słodu z delikatnym, mało ekstrawaganckim chmielem; jakby minimalne pójście w stronę czeskiego, akceptowalnego diacetylu; zapach ładny, przyjemny, ale trochę brak mu ikry i nie z powodu stylu. 
7/10

Smak
Na początek wita nas jeszcze większa ilość jasnej, czystej słodowości, w ustach za bardzo chmielu nie ma, jego występ zaczyna się dopiero na finiszu, gdzie dostarcza goryczki niemałej, na poziomie zdecydowanie bardziej pilznerowym niż hellesowym, nawet jak na pilznera jest konkretna, przy tym takiej klasycznej, zielonej, prostej a przyjemnej, pięknie rozpływającej się na finiszu - to chyba najlepszy moment tego piwa; ogólnie bardzo dobre, proste i lekkie, ale konkretne. 
8/10

Tekstura
Coś mi w niej nie pasuje - w ustach wysycenie wydaje się za niskie, a w gardło z kolei trochę za bardzo szczypie - obie niedogodności są jednak nieznaczne.
3,5/5

7.0/10

No jednak jest zawód. To dobre piwo, zwłaszcza w swojej kategorii (którą, nawiasem mówiąc, zdecydowanie doprecyzowałbym do pilznera - nawet jak na niego ma sporą goryczkę), ale bardzo, bardzo dalekie od pierwszego miejsca w niej, na które po cichu liczyłem. Dużo lepsza rzecz niż Oki Doki, ale i tak jedno z najsłabszych piw Pinty, które piłem, a to dokładnie trzydzieste. Bursztynowy i ciemny lager oraz koźlak wyszły Pincie świetnie, ale jakoś ich jasne lagery nie stoją na standardowym poziomie tych genialnych rzemieślników.

środa, 12 listopada 2014

Port Brewing: Board Meeting

Trzecie podejście do Port Brewing z Kalifornii. Jak na swoją renomę browar ten póki co mocno mnie zawodzi, ale póki co jeszcze nie na tyle, bym nie dawał kolejnych szans (w przypadku Anchor Brewing w końcu się udało). Dziś piwo o sporym potencjale (choć nie większym niż rozczarowujący stout imperialny starzony w beczkach po bourbonie), imperialne brązowe ale z kawą i ziarnami kakaa, dobra okazja na odkupienie win, a raczej zabłyśnięcie po prostu czymś wybitnym.

Informacje ogólne:
Piwo: Board Meeting
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Kalifornia
Miasto: San Marcos
Browar: Port Brewing Company
Produkowane od: 2013
Styl: imperialne amerykańskie brown ale
Alkohol: 8,5%
Ekstrakt: 17,5%
Objętość: 828 ml

Opakowanie
Butelka nie wygląda na aż tak pojemną, jaka w rzeczywistości jest. Jak zwykle w przypadku Port Brewing piękna szata graficzna, jest też firmowy kapsel i trochę przydługa historyjka dość luźno powiązana z piwem.
9/10


Barwa
Bardziej czarne niż brązowe - jak na brown ale trochę za ciemne, ale niekoniecznie jak na imperialne brown ale - piękne
5/5

Piana
Wspaniała, gęsta, beżowa, wspaniale wysoka i bardzo, choć nie doskonale trwała. 
4,5/5

Zapach
Cudowny festiwal nut melanoidynowych, do wyboru, do koloru - ciasta i ciastka, mocno przypieczone tosty, orzechy laskowe, świeżo zmielona kawa, ziarna kakaowca, upieczony przed momentem chleb - coś obłędnego, a do tego dochodzą piękne dźgnięcia owocowe - suszone śliwki, daktyle, nawet truskawki - aromat po prostu genialny, idealny. 
10/10
Smak
Nie, w smaku wcale nie zwalnia - wspaniałe uderzenie wszystkiego tego, co było obecne w zapachu ze szczególnym uwzględnieniem kawy i orzechów, a do tego wspaniałe uderzenie czekoladowej, idealnie wyważonej słodyczy, a na finiszu porządna - również idealna - dawka chmielowej konkretnej goryczki w akompaniamencie wyciszających się nut kawowych, orzechowych - coś pięknego, idźmy dalej - piwo genialnie maskuje alkohol, nie czuć go wcale, nie zdziwiłbym się, jakby miało pięć procent; nie do opisania przyjemność, zdradliwie pijalne, genialne, jedno z najlepszych w moim życiu. 
10/10

Tekstura
Wspaniała, aksamitna, z idealnym wysyceniem, bez zarzutu.
5/5

10/10

Nie wystawiłem tak wysokiej oceny od mniej więcej półtora roku. A konkretniej od degustacji Chimay Bleue, które do dziś dzierży pierwsze miejsce. Board Meeting wskakuje na drugie. To wielki dzień. Stany Zjednoczone, które do tej pory mnie nie zachwycały na miarę swojej marki, dziś przebiły wszystko poza jednym belgijskim klasykiem. Jeśli chodzi o same walory smakowo-zapachowo-teksturowe, to Beer Geek Brunch Weasel z Mikkellera nie zostało pobite, ale Board Meeting walczy o drugie miejsce ze wspomnianym Chimay. Wielkie, gigantyczne, genialne piwo, które sprawia, że piwa z Port Brewing pojawią się tu jeszcze wiele, wiele razy mimo średnich początków.

 



_________________________________________________________________________________
 
 
 
Powtórka 28.07.2017 r.
 
Czarne z minimalnym prześwitem u nasady, piękna piana. Genialny aromat czekolady, orzechów, ciasta, mocno przypieczonego ciasta, kawy, jeszcze raz orzechów. Takie piękne ciasto czekoladowo-orzechowe, nasączone kawą. W smaku dalej cudownie czekoladowe i orzechowe, bardzo intensywne, czuć że nie jest to stout, a właśnie imperialne brown ale, bo paloności jest względnie mało, a mnóstwo orzechów, orzechów, orzechów. Sporo też kawy no i kakaa. Trochę za dużo gazu. Co tu dużo mówić - solidnie przegiąłem pałę z oceną tego piwa, oceniając je jako drugie najlepsze w moim życiu. Ale nie zmienia to faktu, że jest to znakomity wywar z przykładnie użytymi dodatkami.






9.0/10

wtorek, 11 listopada 2014

De Molen: Alpha & Omega

Zaskakujące, że zrecenzowałem jak dotąd zaledwie dwa piwa z de Molena, bo są bardzo dobrze dostępne, a jedno z nich pozostaje jednym z moich kilkunastu ulubionych. Cóż, w końcu czas na trzecie. Alpha & Omega jest trochę bezrefleksyjnie nazywane przez wszystkich India Pale Ale. Sam browar nazywa je natomiast "I.P.A.-ish", a chodzi tu o to, że to w ogóle nie jest ale, a mocno nachmielone piwo dolnej fermentacji, w dodatku na słodzie pilzneńskim (i karmelowym). Pozwolę sobie się nieco porządzić i podpiąć je pod pilznera nowofalowego - to chyba bardziej sensowne określenie niż kombinowanie z IPA.

Informacje ogólne:
Piwo: Alpha & Omega
Kraj: Holandia
Prowincja: Holandia Południowa
Miasto: Bodegraven
Browar: Brouwerij de Molen
Produkowane od: 2013
Styl: nowofalowy pilzner
Alkohol: 6,8%
Ekstrakt: 14,5%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Etykieta oczywiście w typowym, ascetycznym stylu de Molena, który bardzo mi się podoba. Jest i firmowy kapsel i dokładny skład, z którego można wywnioskować, że to żadne IPA. Zabutelkowane ósmego października 2013 roku. 
9,5/10
 

Barwa
Przyjemna, jasnobursztynowa, sympatycznie ulatujący gaz, a po dolaniu końcówki również przyjemne dla oka zmętnienie; bardzo ładne. 
4/5

Piana
Bardzo obfita, niestety stosunkowo dziurawa, zwłaszcza po bokach; oblepia jednak trochę szkło i bardzo długo się utrzymuje. 
4/5

Zapach
Dowodzi potencjału łączenia piw dolnej fermentacji z amerykańskim chmielem - aromatyczna owocowość wspaniale komponuje się z charkaterystyczną, pilznerową drożdżowością, dając zapach intensywny, choć nienachalny, lekko przyprawowy, nawet da się w nim wyczuć goździki - w miarę upływu czasu niestety trochę się rozmywa. 
8,5/10

Smak
Znacznie słabiej - jak w ustach mamy dalej mniej więcej to samo co w zapachu, tak na finiszu pojawia się niezbyt przyjemna kwaskowatość; jak jednak w zapachu sprawy się pogarszają, tak tutaj ta kwaskowatość w końcu zanika i robi miejsce dość szorstkiej, ale przyjemnej goryczce - wówczas piwo robi się naprawdę bardzo dobre, znów przyjemnie dźga a to owocami, a to przyprawowością, a to żywicą i drożdżami. 
7/10

Tekstura
Wysycenie prawie idealne, minimalnie za wysokie.
4,5/5

6.5/10

Zaczęło się pięknie, pierwsze pociągnięcia nosem pozwalały wierzyć, że będzie to piwo wybitne i bardzo ciekawe, a kończy jako dobre i dość ciekawe. Kierunek chyba jest bardzo dobry, tylko wykonanie nie do końca tu się udało - a może za bardzo się zestarzało, ale cóż, jeszcze prawie rok do końca terminu.

niedziela, 9 listopada 2014

Dark Horse: Tres Blueberry Stout

Dziś zapoznam się z Dark Horse Brewing Company, jednym z bardziej szacownych browarów ze Stanów Zjednoczonych, który ma jedno ze swoich piw w ratebeerowym top 50. Ten położony w stanie Michigan browar dzieli swoją ofertę na cztery segmenty - piwa w stałej ofercie, piwa w sezonowej ofercie, piwa warzone raz na jakiś czas i... stouty. To uhonorowanie jednej z moich ulubionych rodzin piwa może skłaniać do teorii, że Dark Horse w stoutach się specjalizuje. Dziś jeden z nich, stout z dodatkiem borówek amerykańskich (jednych z moich ulubieńszych owoców).


Informacje ogólne:
Piwo: Tres Blueberry Stout
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Michigan
Miasto: Marshall
Browar: Dark Horse Brewing Co.
Produkowane od: brak danych
Styl: stout borówkowy
Alkohol: 7,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 355 ml

Opakowanie
Etykieta robi średnie wrażenie, choć jakiś tam koncept w tym jest. Informacji o piwie na niej zero, ale przynajmniej parę słów znajdziemy na stronie internetowej. Polepsza sytuację ładny, firmowy kapsel.
6,5/10



Barwa
Wyjątkowo ciemne - czerń doskonała, brak miejsca choćby i na brąz, piękne. 
5/5

Piana
O wspaniałej, bardzo ciemnej barwie, ale niestety koszmarnie nieobfita - udaje się wytworzyć jedynie cienki kożuszek, a już po paru chwilach na tafli mamy pierwsze prześwity - na szczęście z trwałością nie jest aż tak strasznie, gruby pierścień utrzymuje się do końca. 
2/5

Zapach
Zachwycające połączenie bardzo intensywnej, bardzo ostrej paloności z nieprzesadzonym, ale wyrazistym aromatem borówek - te dwie strefy znakomicie wprost się ze sobą komponują, do tego trochę zbożowości oraz spora dawka czekolady i mamy zapach idealny - nic dodać, nic ująć. 
10/10

Smak
Niezwykle gładkie, lekkie mimo sporej mocy dzięki owocowej atmosferze - jednocześnie jest bardzo wyraziste i pełne smaku, mieszają się tu akcenty palone, dużo czekolady, a również spore ilości lukrecji - na finiszu ładna, dobrze wyważona goryczka i wspaniały koncert kawowo-palony: zdradliwie pijalne, rewelacyjne. 
9,5/10

Tekstura
Wysycenie minimalnie za wysokie, ale też na niemal idealnym poziomie.
4,5/5

9.0/10

Połączenie stoutu z borówkami okazało się strzałem jeśli nie w dziesiątkę, to przynajmniej w dziewiątkę i pół. Można powiedzieć, że mamy tutaj przykład idealnego użycia dodatku do piwa - borówki robią za drugi plan, nie dominują stoutowego majestatu piwa, ale też nie występują na granicy wyczuwalności (jak w przypadku borówkowych przygód BrewDoga), są ewidentne i wnoszą sobą coś do bukietu. Wspaniały stout, szkoda tej piany - patrząc tylko na zapach, smak i teksturę, wyprzedziły go tylko trzy, z czego dwa imperialne - a to już dokładnie czterdzieste piwo w tym stylu, jakie opisuję.



_________________________________________________________________________________
 
 
 
Powtórka 03.06.2017 r.
 
Znacznie bardziej borówkowe, niż trzy lata temu, przy czym dalej obłędne. Zapach to cudowne ciasto czekoladowo-borówkowe. W smaku nieco bardziej piwnie, stoutowo, nawet wcale nie jest słodko - kawa, czekolada, palone zboże, jagody, ciemny chleb. Pyszne. Trochę za dużo gazu tylko. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
8.5/10