wtorek, 31 grudnia 2013

AleBrowar (Gościszewo): Saint No More Single Hop Simcoe

Wydawało mi się, że zakończyłem już swoją tegoroczną przygodę z polskimi piwami i w ogóle przez jakiś czas nic z naszego kraju nie zdegustuję, ale dzięki ludziom dobrej woli udało mi się wejść w posiadanie ostatniego wypustu AleBrowaru. O tyle cenny gest, że Saint No More w takiej postaci nie zostanie już raczej nigdy uwarzone - rzemieślnicy przyjęli koncepcję co roku innego piwa pod tą marką. Święta już dawno za nami, ale cieszę się, że mam okazję spróbować polskiej propozycji piwa świątecznego i porównać z Hoppy Christmas z BrewDoga w tym samym stylu.

Informacje ogólne:
Piwo: Saint No More Single Hop Simcoe
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Produkowane od: 2012
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 16%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Ładna, zaśnieżona etykieta w typowym stylu AleBrowaru. Wreszcie wróciły firmowe kapsle. Jak zwykle dokładny skład (w nim słód pszeniczny), podane IBU (80). Nie podoba mi się tylko firmowanie zupełnie innego piwa tą samą nazwą - mogliby przynajmniej dopisywać rok i nazywać piwa z tej serii "Saint No More 2013", "... 2014" i tak dalej.
8/10 

Barwa
Ciemnozłote, minimalnie zmętnione - przyjemne, ale nic specjalnego nawet mimo ulatującego gazu.
3/5

Piana
Względnie obfita, gęsta, trzymała się długo, w końcu trochę poddała, ale za to pięknie oblepiła szkło.
4,5/5

Zapach
Naturalnie całkowita władza amerykańskiego chmielu - rządzą owoce egzotyczne, jak liczi i mango, na drugim planie delikatne nuty iglaste, żywiczne - bardzo przyjemny, wyraźny, choć nie rzuca na kolana; wdarła się nieznaczna nuta diacetylu, na początku prawie niewyczuwalna, potem trochę się rozwija - za bardzo na szczęście nie przeszkadza. 
8/10

Smak
Do wrażeń z zapachu dołącza zdecydowanie przyjemna, wysoka goryczka, która, choć sama zasługuje na miano żywicznej, przykrywa nieco nuty owocowe i leśne; mimo to bardzo, bardzo smaczne. 
8,5/10

Tekstura
Odrobinę za wysokie wysycenie.
4,5/5

7.5/10

Muszę to napisać - to piwo to nawet nie kuzyn, ale po prostu brat Rowing Jacka. Jeszcze dokładniej - syn. Dopiero pod koniec degustacji stwierdziłem, że smakuje bardzo podobnie i wtedy postanowiłem porównać parametry. No i cóż - wszystko identyczne: alkohol, ekstrakt, IBU, słody, drożdże. Jedyna różnica jest taka, że w Jacku jest pięć odmian chmielu, a tu tylko jedna z tych pięciu (co zresztą wychodzi na niekorzyść). Szczerze powiedziawszy, po AleBrowarze bym się spodziewał większego wysiłku niż zabranie Rowing Jackowi czterech chmieli, skoro już robią osobną markę piwa, rzekomo przeznaczonego na okres świąteczny. Trochę niemiła niespodzianka na sam koniec roku - roku, którego nie podsumowuję, bo nie jest pełnym rokiem, jako że blog funkcjonuje od 13 lutego. Na podsumowania przyjdzie jednak czas prędzej niż w lutym, gdyż wkrótce rozpocznę urlop naukowy, który potrwa mniej więcej do rocznicy odrodzenia się bloga i przed nim dokonam podsumowania na zapas.

De Molen: Bitter & Zoet

Wreszcie na mojej drodze stanął tak często przytaczany przez polskich miłośników piwa holenderski browar de Molen. Sprawiający wrażenie dość kultowego, połączony z restauracją, mieszczący się w zabytkowym młynie De Arkduif, zbudowanym w 1697 roku. Wygląda na miejsce, w którym każdy poszukiwacz piwa, jedzenia i nie tylko bardzo chciałby się znaleźć - muszę przyznać, że wysoka świadomość kulinarna i piwna (specjalne pomieszczenie degustacyjne), która bije już ze strony internetowej, robi wrażenie i przyciąga. Ale jak jest z piwem? Na początek bomba, bo wysokoprocentowy, "imperialny tripel". Jest okazja do popisania się.

Informacje ogólne:
Piwo: Bitter & Zoet
Kraj: Holandia
Prowincja: Holandia Południowa
Miasto: Bodegraven
Browar: Brouwerij de Molen
Produkowane od: 2013
Styl: tripel imperialny
Alkohol: 10%
Ekstrakt: 22,9%
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Rzadko kiedy prostota i ascetyczność aż tak bardzo podbija moje serce, ale etykiety de Molena straszliwie do mnie trafiają - a że praktycznie się od siebie nie różnią, to ta również trafia. Ocenę utwierdzają szczegółowe informacje o składzie piwa i ładny firmowy kapsel. Goryczka nietypowo podana nie w IBU, a w EBU, wynosić ma 37 tych europejskich jednostek.
9,5/10

Barwa
Jasnobrązowe; bardzo mętne, co zaciemnia barwę - ładne, dość nietypowe, bez rewelacji, ale przyjemne. 
3,5/5

Piana
Bardzo gęsta i trwała, trzyma fason do samego końca, po drodze oblepiając szkło - bez zarzutu. 
5/5

Zapach
Połączenie klasycznych, dość znacząco przyprawowych nut belgijskich, triplowych z bardziej koźlakowymi, ciemnymi, ciemnych owoców na czele ze śliwkami i karmelowymi - w tle przecieki alkoholowe, ale bardzo szlachetne; piękny aromat, choć nie doskonały. 
9/10
Smak
W smaku już uwydatnia się moc, ale w dość miły sposób, alkohol jak na tak dużą zawartość jest dobrze ukryty; na pierwszym planie typowe belgijskie drożdże, za nimi wchodzą na scenę pochodne karmelowego słodu palonego, słodkie, pełne; na finiszu wyraźna goryczka miesza się z delikatnym alkoholem - bardzo, bardzo smaczne, mimo wszystko nieco przyciężkie. 
8/10

Tekstura
Wyraźnie za wysokie wysycenie, całość tekstury jednak przyjemnie pełna, nie za gęsta.
3,5/5

7.0/10  

Za dużego popisu nie było, ale przykuł de Molen moją uwagę. Mimo wszystko piwo nie poradziło sobie z wysokim alkoholem tak dobrze, jak to możliwe - chociażby nieznacznie słabszego, a bardziej ekstraktywnego Imperatora Bałtyckiego piło mi się niedawno nieporównywalnie lżej. Niemniej jednak było to ciekawe doznanie, a Holendrzy na pewno dostaną jeszcze niejedną szansę. Choć nie za prędko - kolejka jest długa.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Redwillow: Feckless

Przez natłok innych piw dopiero teraz udaje mi się powrócić do angielskiego Redwillow, który to browar powalił mnie swoim imperialnym IPA. To ostatnie piwo stamtąd, które spróbuję na jakiś czas - mam nadzieję, że rodzima wersja pale ale wyszła im znacznie lepiej niż amerykańska, tą drugą byłem bowiem dość rozczarowany po niesamowitych wrażeniach z degustacji wspomnianego IIPA. Również liczę, że w kategorii premium bittera solidnie pobije interpretację z Wells & Young's.

Informacje ogólne:
Piwo: Feckless
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: North West England
Miasto: Macclesfield
Browar: Redwillow Brewery
Produkowane od: brak danych
Styl: premium bitter
Alkohol: 4,1%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Dla odmiany większa butelka, w bardzo ładnym kształcie, z etykietą w tym samym stylu co na poprzednich trzech, tylko tym razem wreszcie w znacznie innym, zielonym kolorze. W składzie, a jakże, słód pszeniczny, standard tego browaru. Krótki, ale treściwy opis piwa zapowiada - w bardzo luźnym tłumaczeniu - "trochę bardziej niż klasycznego bittera". Niestety goły kapsel.
9/10
 
Barwa
Zaskakująco ciemne; od ciemnego bursztynu przechodzi nawet do jasnego brązu, trochę ulatującego gazu - po nalaniu wszystkiego dołącza mocny drożdżowy osad, po którym już zupełnie odbija w brąz, bardzo ładne, choć bez rewelacji. 
3,5/5

Piana 
Obfita, bardzo gęsta, osiadająca na szkle i pozostająca do końca degustacji - nie da rady się do niej przyczepić.
5/5

Zapach
Bardzo ładny i ciekawy, stanowiący połączenie świeżego chmielu z nutami karmelu, a nawet suszonych śliwek i drewna. 
7,5/10

Smak
Zadziwiająco pełne i wyraziste, stanowi odbicie wrażeń z aromatu, jest tylko nieco mniej chmielowe, bardziej chlebowe i nawet lekko palone, przypomina wręcz nieco kwas chlebowy i jest właśnie zdecydowanie zbyt kwaskowate. Smaczne, miły finisz, jednak w najmniejszym stopniu nie zwala z nóg i traci w miarę degustacji.
6,5/10

Tekstura
Nie za wysokie, ale przyjemne wysycenie i zaskakująco daleko od wodnistości.

6.0/10
 
Jak na złość, gdy przed degustacją zażyczyłem sobie, by piwo nie rozczarowało mnie jak dobre, ale niewybitne Wreckless, okazało się, że ocena Feckless różni się od oceny tego pierwszego o jedną setną punktu. W dodatku na minus. Choć trzy na cztery próbowane piwa nie są - może z wyjątkiem Smokeless - szczególnie godne zapamiętania, na pewno wrócę jeszcze do Redwillow, jak zobaczę jakieś nowe ich piwo na półce, bo Ageless za bardzo mnie zauroczyło.

niedziela, 29 grudnia 2013

Pinta (Browar na Jurze): Imperator Bałtycki

Jest i on. Wiadomość, że Pinta warzy porter bałtycki, a w zasadzie imperialną interpretację porteru, wstrząsnęła fundamentami świata. Ciemne i mocne piwa to bowiem jedyna kategoria piwa, która aż do teraz pozostawała poza zasięgiem polskich browarów rzemieślniczych, a jednocześnie kategoria ekstremalnie pożądana przez konsumentów. No i skończyło się tak, jak musiało - Pinta puściła w świat jedynie trochę ponad siedem tysięcy butelek, co sprawiło, że wszystko, co przyjechało do sklepu, w którym się zaopatruję, rozeszło się w pół godziny wśród karkołomnych zaklepywań i nawet kłótni. Niektórzy zdążyli się już zachwycić, a parę dość ciężko myślących dinozaurów zdążyło się oburzyć, że Pinta potraktowała skarb narodowy amerykańskim chmielem. Nie ukrywam - płonę wręcz z ciekawości.

Informacje ogólne:
Piwo: Imperator Bałtycki
Kraj: Polska
Województwo: śląskie
Miasto: Zawiercie
Browar: Browar na Jurze (Pinta)
Produkowane od: 2013
Styl: nowofalowy porter bałtycki
Alkohol: 9,1%
Ekstrakt: 24,7%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Jak zwykle bezbłędne opakowanie Pinty, informujące o stylu, koncepcji, IBU (potężne 109), temperaturze serwowania, rekomendowanych potrawach, pełnym składzie oraz zalecanym szkle. Pinta wypuściła specjalne szkło do tego piwa, ale świadomie postanowiłem go nie kupować, bo kompletnie nie zgadzam się z tezą, jakoby wysoka, smukła szklanka niczym do najlżejszych na świecie weizenów lub jasnych lagerów miała pasować do tak ciężkiego, pełnego, dostojnego piwa. Nie wiem doprawdy, czemu nie wyprodukowali sniftera albo chociaż zgrabnego pokala na tę okoliczność, zwłaszcza że szklankę już przecież jedną mieli, a teraz dołożyli jeszcze dwie.
9,5/10

Barwa
Czarne, nieprzeniknione - majestatyczne, bezbłędne, przepiękne. 
5/5

Piana
Znakomita, obfita i gęsta, przepięknie ciemnobeżowa, nie doskonale trwała, ale za to ładnie osiadająca na szkle. 
4,5/5

Zapach
Dominują amerykańskie chmiele, przełamane - i łamane coraz bardziej w miarę degustacji - nieco porterową nutą gorzkiej czekolady, co w efekcie daje cudowną, bardzo intensywną rewię ciemnych owoców na czele z jagodami i śliwkami; bardzo świeży, a jednocześnie pełen głębi, genialny. 
10/10

Smak
W smaku zaczyna się porterowa wersja wydarzeń, chmiel schodzi na drugi plan i to stosunkowo daleko - na pierwszy wkracza gęsta czekoladowość i kawowość, fenomenalnie aksamitna, o idealnie wyważonej słodyczy; ta ostatnia po pewnym czasie zaczyna być kontrowana przez początkowo niepozorną, ale ostatecznie potężną, trawiastą goryczkę - jest ona odrobinę za bardzo zalegająca i to jedyne, do czego można się tu przyczepić; fantastycznie, niemal całkowicie przykrywa nuty alkoholowe, ale te, które się przebijają, i tak są szlachetne. 
9,5/10

Tekstura
Cudownie gęste, aksamitne, z idealnym, średnim wysyceniem.
5/5

9.5/10

Absolutna rewelacja. Słusznie nie mianowałem AleBrowaru królem końca roku - Imperator Bałtycki przebił zarówno Brown Foot jak i Golden Monka... może nie razem wzięte, ale znacznie i został bezwzględnie najlepszym polskim piwem, jakie piłem w życiu. Pokonał Golden Monka pianą, Brown Foot zapachem, a Atak Chmielu smakiem. Minimalnie poddał się Ageless z Redwillow i tym samym nie zdołał zająć miejsca na blogowym podium, niemniej jest to piwo po prostu fenomenalne.



_________________________________________________________________________________
 
 
 
Powtórka 23.08.2017 r., warka do 07.08.2019 r.
 
Nieprzejrzyście czarne, z fenomenalną pianą. Zapach jest magiczny - połączenie ciemnego porterowego słodu z nowofalowym chmielem dało intensywne nuty truskawek, jagód, śliwek, a także czekolady i leśnej żywicy. Na większą intensywność tylko bym się nie obraził. W smaku ta magia jest kontynuowana, tylko z większą rolą rozkosznej chmielowej żywicy; przepotężne ciało słodowe kontrastowane jest z potężną goryczką. Finisz jest gigantyczny. Nie jest to może piwo genialne, jak zdawało mi się cztery lata temu, natomiast wciąż jedno z najlepszych polskich piw ever.
 
 
 
 
 
 
9.0/10

sobota, 28 grudnia 2013

Dionizos (Krajan): Sie panie częstują

Wreszcie dotarłem do kresu fatalnej przygody z sześcioma piw z radomskiego Dionizosa, warzonych potajemnie w browarze Krajan. Większość z dotychczasowych pięciu wylałem, średnia ocena znajduje się pewnie gdzieś pomiędzy 2,5 a 3 - czego więc mogę się spodziewać po szóstym? Wbrew pozorom znośności, bo jest to piwo owocowe i żywię nadzieję, że owocowy aromat przykryje piwo, a wraz z nim jego wady.

Informacje ogólne:
Piwo: Sie panie częstują
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Dionizos)
Produkowane od: brak danych
Styl: poziomkowe
Alkohol: 3,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
W tym samym stylu co przy poprzednich piwach z serii filmowej, tyle że w czerwonej kolorystyce. Miejsce uwarzenia naturalnie nieujawnione. W składzie same pyszności: syrop poziomkowy, cukier, kwas cytrynowy i tajemniczy "aromat". Skończmy to wreszcie.
3,5/10

Barwa
Jasnozłote, dość znacznie zmętnione - wyjątkowo nieciekawe, sprawę ratuje ładnie ulatujący gaz. 
2,5/5

Piana
Bardzo mało obfita, niemal natychmiast redukuje się do pierścienia, ten jednak dość długi czas się utrzymuje. 
1,5/5

Zapach
Zdecydowanie sztuczny, słodki poziomkowy aromat miesza się z odznaczonym przez słód charakterem piwnym; nudny, mało intensywny i wybitnie mało wyrafinowany, jakkolwiek wcale znośny. 
4,5/10

Smak
Zdecydowanie gorzej ze smakiem, który można określić wodą z niewielką ilością syropu poziomkowego kiepskiej jakości i kostką cukru; piwnego charakteru nie ma prawie wcale; najpierw dominuje wodnistość, a na finiszu wkracza przesadnie, choć może nie koszmarnie słodka pseudowocowość; da się tę oranżadę nawet pić mimo męczącego dość finiszu, ale nie bardzo wiadomo, w jakim celu. 
2,5/10

Tekstura
Sporo mogłoby tu wnieść zawyżone wysycenie, skoro już jesteśmy przy oranżadach, niestety jest przeciętne i nie pomaga.
2,5/5

3.0/10
 
Nie doszło do bożonarodzeniowego cudu. Słusznie podejrzewałem, że owocowy aromat pomoże temu piwu, dzięki któremu zapach był do zniesienia. Wydawało mi się już, że smak również będzie, ale po jakimś czasie okropny finisz zaczął za bardzo dawać się we znaki i również to piwo po części wylądowało w zlewie. Feralna znajomość z Dionizosem zakończona. Nie wiem, czy coś mnie kiedyś zmusi, by dać mu jeszcze jedną szansę.

czwartek, 26 grudnia 2013

BrewDog: Hoppy Christmas

I drugie świąteczne piwo z BrewDoga, tym razem świąteczne IPA, zdecydowanie mocniejsze od pierwszego. Pierwsze okazało się bardzo dobre, ale nie powaliło; tym razem styl, na którym BrewDog zna się być może lepiej, więc oczekiwania mam trochę wyższe. Jak dowiaduję się z Internetu, jest to single hop, w którym jedynym chmielem jest simcoe - Szkoci wpadli więc na ten sam pomysł ze świątecznym piwem, co AleBrowar, choć można się w tej zbieżności dopatrywać czegoś mniej korzystnie wyglądającego dla AleBrowaru.

Informacje ogólne:
Piwo: Hoppy Christmas
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2013
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 7,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Typowe opakowanie BrewDoga z etykietą w czerwonym kolorze a la święty Mikołaj w wersji Coca-Coli. Standardowy opis piwa, ale niemal zupełnie abstrakcyjny, mało się dowiadujemy o zawartości butelki.
9/10


Barwa
Jasnobursztynowe, lekko zmętnione, ładnie ulatujący gaz - przyjemne, ale bez rewelacji. 
3,5/5

Piana
Dość obfita, gęsta, średnio trwała - po paru minutach robią się już dziury na tafli. 
3,5/5

Zapach 
Totalnie zdominowany przez simcoe - piękne nuty egzotycznych owoców na czele z ananasem, słodkim grejpfrutem, limonką, pomarańczą, mango; trochę żywicy, bardzo, bardzo przyjemny i bardzo intensywny. 
9/10

Smak
W smaku dość podobnie, dalej całkowicie chmielowo, nieco bardziej zaczyna odbiegać od cytrusów w stronę żywicy, zwłaszcza w przyjemnej, choć nie doskonałej goryczce - dość słodkie, przepyszne, bardzo pijalne. 
8,5/10

Tekstura
Wysycenie na początku doskonałe, trochę tylko za szybko spada.
4,5/5

8.0/10

Chciałem więcej, dostałem więcej. To nieco ciekawsza propozycja świąteczna niż Santa Paws, jakkolwiek jeszcze trudniej poczuć w nim jakąś odświętność. Raczej regularne, bardzo, bardzo dobrze zrobione AIPA. Tyle że takich to już BrewDog trochę wypuścił, a ja tu się chciałem wprawić w nastrój świąteczny.

środa, 25 grudnia 2013

BrewDog: Santa Paws

Raczej nie dobieram piwa do pory roku. Niedawno uraczyłem się dwoma witbierami, które wraz z innymi pszeniczniakami mają według niektórych symbolizować lato, w sierpniu i wrześniu pochłonąłem siedem stoutów imperialnych z BrewDoga, a w środku lipca wziąłem na siebie kreowane na świąteczne Celebration Ale ze Sierra Nevada. Coś mnie jednak tknęło i tegoroczne świąteczne wypusty BrewDoga postanowiłem wypić mniej więcej dokładnie na święta. Oto pierwsze, lżejsze z nich, przerobione na świąteczną modłę szkockie ale.

Informacje ogólne:
Piwo: Santa Paws
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2013
Styl: szkockie ale
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Klasyczna etykieta BrewDoga w kolorze ciemnozielonym, tyle że z dodatkiem płatków śniegu. Jak zwykle mamy opis piwa, z którego najważniejsza jest wzmianka o szkockim miodzie wrzosowym w składzie. To on ma uczynić piwo świątecznym.
9/10


Barwa
Bardzo ciemne, na pierwszy rzut oka wręcz czarne, pod światłem dopiero ujawnia ciemnobrązowe wnętrze i rubinowe prześwity; bardzo ładny, intrygujący. 
4,5/5

Piana
Nie za obfita, ale bardzo ładna, drobna, ciemnobeżowa i osiadająca na szkle - niestety dość nietrwała, szybko redukuje się do resztek. 
3/5

Zapach
Zdominowany przez intensywną paloność, posmarowaną nieco kawą, czekoladą, piernikiem; bardzo ładny, choć wyjątkowo jednowymiarowy. 
8/10

Smak
W smaku bardzo podobnie; nuty palone całkowicie rządzą w zasadzie na każdym etapie, zarówno w mocno słodowym pierwszym wrażeniu, jak i przyjemnej goryczce, która w bardzo udany sposób równoważy miękką, czekoladową słodowość; mimo niskiej zawartości alkoholu bardzo pełne smaku, wręcz sycące, przy tym bardzo pijalne; miód praktycznie niewyczuwalny aż do dalekiego finiszu, w którym zaczął się nagle odznaczać bardzo wyraźnie i prawdziwie - ciężko znaleźć tak czystą miodowość w polskich piwach miodowych. 
8,5/10
 
Tekstura
Wysycenie zdecydowanie, choć nieprzesadnie za wysokie, przy czym ogólnie tekstura bardzo przyjemna, pogłębia wrażenie pełni.
4/5

7.0/10
 
Jeszcze jedno bardzo udane piwo BrewDoga, ale bez rewelacji. Bardzo ciężko poczuć w nim święta, mimo że miód w końcu się udało. Trochę ciężko je gdzieś zakwalifikować - klasyczne szkockie ale to to nie jest z żadnej strony, piwo świąteczne też nie bardzo - mimo to nie jest jakieś wyjątkowo ciekawe.

wtorek, 24 grudnia 2013

Olimp (Krajan): Prometeusz

Po niespełna miesiącu daję obiecaną kolejną szansę młodemu browarowi kontraktowemu Olimp. Nie, żeby pierwsze podejście zakończyło się katastrofą - wręcz przeciwnie, Hera była dobrym, przyjemnym stoutem. Gdybym jednak wiedział, że wszystkie piwa z Olimpu są tylko tak dobre, to raczej nie podchodziłbym doń więcej. Prometeusz, jak już wspomniałem miesiąc temu, to pierwsze piwo browaru, którego premiera zakończyła się spektakularną klapą, jako że piwo zdominowane było przez diacetyl. Myślałem, że szczęśliwie dla Olimpu wszedłem w posiadanie piwa z już drugiej warki - podobno naprawionej - ale okazuje się, że załapałem się jeszcze na pierwszą. Trudno. Po raz pierwszy wezmę do ust polskie India Pale Ale, czyli IPA na polskich chmielach.

Informacje ogólne:
Piwo: Prometeusz
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Olimp)
Produkowane od: 2013
Styl: amerykańskie India Pale Ale
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: 14,1%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Zmęczona i nieokrzesana butelka nie broni się tym razem ładną etykietą - w przeciwieństwie do Hery, tu jest dość brzydko, zwłaszcza jeśli chodzi o kolorystykę. Kapsel pozostał goły. Wszystko ratuje kontra ze szczegółowymi informacjami. Z tych dowiemy się między innymi, że wykorzystano aż cztery odmiany polskiego chmielu, a piwo ma 64 IBU.
5/10 
 
Barwa
Bursztynowe, zmętnione w niezbyt elegancki sposób - przyjemne, ale bez rewelacji. 
3,5/5

Piana
Bardzo ładna, miejscowo bardzo gęsta, dość wysoka i ładnie osiadająca na szkle; dość szybko jednak tworzy dziury na tafli.
4/5

Zapach
Totalnie zdominowany przez obrzydliwy, podręcznikowy diacetyl, niesamowicie intensywny i tak przykry, że niektóre nuty diacetylowe, jakie w życiu poczułem, były przy nim wręcz przyjemne; czuć, że pod spodem kryje się chmiel, ale zapach jest tak odpychający, że ciężko się na nim skupić - na szczęście w miarę degustacji nieco ustępuje, robiąc minimum miejsca normalnym aromatom, ale wesoło to nie wygląda.
0,5/10 
Smak
Diacetyl niemal zupełnie odpuszcza, a z piwa wychodzi bardzo wyraziste IPA; goryczka naprawdę potężna, aż trudno uwierzyć, że to "tylko" 68 IBU - trochę prosta i nieokrzesana, ale dzięki temu przyjemnie bezkompromisowa; na drugim planie sympatyczna owocowość, goryczka nieco zbyt dominująca, ale pije się bardzo przyjemnie. 
8/10

Tekstura
Na początku idealne wysycenie, potem spada za nisko.
4/5

5.0/10

To była chyba najdziwniejsza degustacja, jaką przeprowadziłem na tym blogu. Siedem i pół punktu różnicy między zapachem a smakiem mówi wszystko. Gdyby jeszcze to smak był tym gorszym, dałoby się to jakoś przyjąć, ale jest nim zapach. Od momentu otwarcia piwa, kiedy już z butelki poczułem diacetyl, aż do wzięcia go do ust byłem niemal pewien, że po trzech obligatoryjnych łykach i spisaniu wrażeń wyleję resztę do zlewu, a skończyło się tak, że wypiłem całość i to dość szybko i z przyjemnością. Nie wiem, czy wrócę do tego piwa, by sprawdzić, czy wada została usunięta, ale było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo nawet nie przypuszczałbym, że smak może być tak znacznie lepszy od zapachu. Piwo z tej warki polecam tym, którzy chcą się dowiedzieć, jak "pachnie" diacetyl - nie dość że dostaną go na tacy, to jeszcze będą mogli napić się smacznego piwa. Krótko mówiąc, kuriozum.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Weihenstephaner Hefeweissbier Dunkel

Dzisiaj powracam do wspomnienia o najlepszym dunkelweizenie - i chyba weizenie w ogóle - jaki w życiu piłem. To jest - tak go zapamiętałem, a teraz boję się rozczarowania bardziej niż liczę na znakomite piwo. W kwestii dunkelweizenów zawiodła mnie już taka marka jak Paulaner - mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej

Informacje ogólne:
Piwo: Weihenstephaner Hefeweissbier Dunkel
Kraj: Niemcy
Land: Bawaria
Miasto: Freising
Browar: Bayerische Staatsbrauerei Weihenstephan
Produkowane od: brak danych
Styl: dunkelweizen
Alkohol: 5,3%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Prosta, klasyczna etykieta, ale charakterystyczna dla browaru, bardzo mi się podoba, do tego wyjątkowo ładny, dedykowany kolorystycznie kapsel. O samym piwie jednakże nic ciekawego się z niej nie dowiemy.
8/10


Barwa
Jasnobrązowe, idące wręcz trochę w kierunku bursztynu, zmętnione znacznie, choć nie niesamowicie, ładnie ulatujący gaz - bardzo ładny, choć bez szału. 
8/10

Piana
Arcypotężna, niesamowicie gęsta, wysoka i trwała - wydaje się, że idealna, ale w końcu się trochę poddaje. 
4,5/5

Zapach
Piękne połączenie weizenowej drożdżowości z coraz bardziej dominującymi nutami dunkela - karmelem i ciemnymi owocami, w tle trochę goździka i banana - bardzo ładny, choć trochę prosty. 
8/10

Smak
Bardzo łagodne na początku, później trochę pokazuje pazury, wychodząc z lekko alkoholowym finiszem, odrobinę mało subtelnym, ale trzymającym piwo z dala od wodnistości; mocno dunklowe, słodko-kwaskowata owocowość dominuje - bardzo smaczne. 
8/10

Tekstura
Bardzo niskie, choć nie najgorsze wysycenie czyni piwo nieco płytkim.
2/5

7.0/10

Prawdopodobnie jest to najlepszy dunkelweizen, jakiego piłem, ale na pewno nie weizen w ogóle. Ocena jest, jaka jest - mniej więcej takiej się spodziewałem, nie ma ani rozczarowania, ani pozytywnego odkrycia. To bez wątpienia dobre piwo i przyjemniejsze niż paulanerowa wersja tego stylu. Jeśli nie znajdę jeszcze przyjemniejszej, to kiedyś powrócę.

niedziela, 22 grudnia 2013

Dionizos (Krajan): Pan tu nie stał

Dzielnie walczę i podchodzę do kolejnego, przedostatniego już (możliwe, że w całym życiu) piwa z radomskiego Dionizosa. Średnia z dotychczasowych czterech wynosi 2,67 - jak więc mam się nastawiać pozytywnie? Mimo wszystko mam nadzieję, że podobnie jak poprzedniego jasnego lagera - Białego Kota - i to piwo będzie się dało przynajmniej pić.

Informacje ogólne:
Piwo: Pan tu nie stał
Kraj: Polska
Województwo: Kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Dionizos)
Produkowane od: brak danych
Styl: jasny lager
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta w identycznym stylu co w Ciemność, widzę ciemność; również i tu na kapslu i szyjce naklejka z kodem QR, zatajone miejsce uwarzenia. Tym razem mam pewność, że to nie to samo piwo, co Biały Kot, jako że różni się zawartością alkoholu.
3,5/10


Barwa
Słomkowo-złote; nie robi szału, ale znacznie polepsza sprawę niesamowicie dynamicznie ulatujący gaz, ostatecznie dość ładne. 
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, ale rzadka, dziurawa i nietrwała - szybko z wysokiej czapy zostają już tylko resztki na tafli. 
2/5

Zapach
Bardzo prosta, trochę kartonowa i zatęchła, ale nie okropna słodowość; nudny i ordynarny, jakkolwiek można przeżyć. 
2,5/10

Smak
Nuta kartonowa uwydatnia się tylko, a do tego dochodzi bardzo wyraźna kwaśność, która przykrywa nawet niezbyt wyszukaną słodowość; może nie z koszmaru, ale fatalne. 
2/10
Tekstura
Jedynie ona radzi sobie całkiem nieźle, choć wysycenie jest nieco za małe.
4/5

2.5/10

Niestety, drugi po Białym Kocie jasny lager z Dionizosa nie okazał się jednocześnie drugim po Białym Kocie piwem, które zdołałem wypić w całości. Przypomnę, że ogólnie było to już piąte z tego "browaru", co sprawia, że tak na oko połowa piw z bloga, których nie zdołałem wypić do końca, to te radomskie. To nawet mało powiedziane, bo o ile czasem wylewałem końcówki, tak piwa od Dionizosa potrafią wylądować w zlewie niemal w całości. Teraz to już drugi raz z rzędu i zaczynam się zastanawiać, kiedy ja się wreszcie po prostu napiję piwa. Na szczęście zostało już tylko jedno, ale muszę sobie od nich zrobić przerwę.

sobota, 21 grudnia 2013

Dionizos (Krajan): Ciemność, widzę ciemność

Niestety muszę kolejny raz powrócić do wyrobów z Radomia, a raczej z Trzeciewnicy, w których posiadanie nieszczęśliwie wszedłem już długi czas temu. Przerobiłem już wszystkie piwa z kociej serii, teraz czas na filmową. Na początek piwo, które niestety podejrzewam o dokładną zbieżność z Czarnym Kotem; sądzę, że to ten sam produkt, tylko w innym opakowaniu, tutaj "limitowanym", żeby zwiększyć sprzedaż. Faktycznie limitowane, bo znalazłem w całym internecie tylko jedną notkę na jego temat. Zmierzmy się.

Informacje ogólne:
Piwo: Ciemność, widzę ciemność
Kraj: Polska
Województwo: kujawsko-pomorskie
Miasto: Trzeciewnica
Browar: Krajan (Dionizos)
Produkowane od: 2012
Styl: monachijski dunkel
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Etykieta większa, ale niekoniecznie ładniejsza niż na kotach. Kapsel też goły, ale tym razem przepasany naklejką z kodem QR. W składzie karmel i cukier, co wraz z sześcioma procentami alkoholu potwierdza moje obawy o zdublowanie piwa, ale za to rozwiewa trochę inna data przydatności. Na plus podanie numeru butelki. Miejsce warzenia oczywiście zatajone.
3,5/10
 
Barwa
Ładny kolor, lawirujący od ciemnobrązowego do miedzianego, do tego trochę ulatującego gazu; bardzo korzystny. 
4,5/5

Piana
Bardzo nietrwała i nie za wysoka, szybko zostaje po niej tylko pierścień, a za chwilę już praktycznie nic. 
1/5

Zapach
Na początku w porządku, bardzo słodki, cukierkowo-karmelowy - gdy trochę bliżej mu się przyjrzeć, wychodzi zeń lekki diacetyl i alkoholowość, ale da się przeżyć. 
4,5/10

Smak
W smaku gorzej - ekstremalnie mdłe, pełne bardzo, ale to bardzo niewyszukanej, cukrowo-alkoholowej słodyczy, która istnieje w zasadzie samotnie: zero goryczki, zero nut palonych, praktycznie nawet słodowych; można wziąć kilka łyków bez narzekania, ale bardzo szybko pijalność staje się praktycznie zerowa. 
1/10

Tekstura
Nie ratuje sprawy (jeśli to w ogóle możliwe), od za dużego wysycenia spadające do za niskiego, w dodatku piwo kleiste.
2,5/5

2.0/10

To jednak nie było to samo piwo, co Czarny Kot. Receptura mogła być ta sama, a już prawie na pewno, nawet jeśli była zmieniona, bazowała na tej z kota, ale bez wątpienia inna warka, na co wskazuje nie tylko inna data ważności, ale i różnice w smaku i zapachu. Ten drugi zdecydowanie na plus, pozbył się diacetylu i kwaśności; smak natomiast niestety jeszcze gorszy (przy Czarnym Kocie napisałem, że da się pić, ale się nie chce - tutaj nie da się, nawet jakby się chciało) i ostatecznie piwo kończy z gorszą notą. Tak czy inaczej, jedno i drugie poszło w większości do kanalizacji i niech to będzie ostateczna rekomendacja.

piątek, 20 grudnia 2013

Stillwater Artisanal (Dog Brewing): Sensory Series v. 1 - Lower Dens

Dziś piwo, o którym nie umiem za dużo powiedzieć przed spróbowaniem. Sięgnąłem po nie z półki w zasadzie przypadkowo, chcąc tylko wziąć cokolwiek ze Stanów. O browarze dowiedziałem się zaledwie, że to kontraktowiec z Baltimore, nie mający stałego miejsca warzenia piwa, a przede mną, jak nazwa wskazuje, pierwsza odsłona "Sensory Series", uwarzona w Pub Dog Brewing w Westminster. Piwo powstało w wyniku kolaboracji rzemieślników z całkiem popularnym zespołem indierockowym Lower Dens, ma być oparte na jednym z ich utworów. Jestem trochę zdezorientowany, ale i ciekawy.

Informacje ogólne:
Piwo: Sensory Series v. 1 - Lower Dens
Kraj: Stany Zjednoczone
Stan: Maryland
Miasto: Westminster
Browar: Dog Brewing Company (Stillwater Artisanal)
Produkowane od: 2012
Styl: eksperymentalne
Alkohol: 6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml

Opakowanie
Etykieta równie nietypowa co reszta otoczki. Bardzo oryginalna, choć nie zrzuca mnie z krzesła. Butelka w kształcie, z jakim się jeszcze nie spotkałem. Trochę to wszystko psuje ordynarnie goły kapsel. Bardzo mało danych o piwie, ale odsyłają na stronę internetową, gdzie jest ich już dość dużo. No, w zasadzie to gigantycznie dużo, tylko nie do końca o piwie, bardziej o rodzeniu się koncepcji, historii współpracy z muzykami.
8,5/10

Barwa
Złote, mocno zmętnione z arcygenialnie zachowującym się gazem; piękne, w życiu nie widziałem w piwie tak szalejącego gazu. 
5/5

Piana
Również absolutnie fenomenalna; niesamowicie obfita i niesamowicie gęsta, trwała i osiadająca na szkle. 
5/5

Zapach
Na początku dziwi trochę zwykłością, ale przy bliższym zapoznaniu się zaczyna oferować bardzo ciekawe nuty belgijskich drożdży, lekkiej pikantności i bardzo głęboko schowanego hibiskusa; nie genialny, ale coraz piękniejszy w miarę konsumpcji, świetny. 
8,5/10

Smak
W smaku jeszcze bardziej belgijsko, bardzo ciekawie, dość dziko, drożdżowo; niesamowicie pełne, zero wodnistości; finisz dość weizenowy, bardziej słodki niż goryczkowy, bardzo przyjemny. 
9/10

Tekstura
Wysycenie to najsłabszy punkt programu, najpierw wyraźnie za wysokie, później spada za nisko, ale generalnie wszystko w granicach przyzwoitości.
3,5/5

8.0/10

Spodziewałem się zupełnie czego innego, ale to, co dostałem, i tak było ciekawe i znakomite. Liczyłem na doznania trochę bardziej egzotyczne, dostałem raczej serię takich, które już znam, ale bardzo interesująco i pięknie złożonych. Za tę cenę ciężko będzie do niego wrócić, bo jest jednak dużo lepszych za znacznie mniejsze pieniądze, ale to było bardzo przyjemne doświadczenie.

środa, 18 grudnia 2013

AleBrowar (Gościszewo): Golden Monk

Zwykle zapowiedzi piw z Pinty i AleBrowaru wyprzedzają premiery o miesiąc, raczej nie dłużej. Przede mną produkt, o którym było bardzo głośno, jeszcze zanim zaczęły się wakacje. Afera z etykietą piwa to sprawa już wiekowa, więc nie będę się rozpisywał; łatwo zresztą znaleźć, o co chodzi. Lepiej napisać, że piwo nie wyszło takie, jakie chcieli AleBrowarowcy - miało być abbey IPA, ostatecznie drożdże sprawiły niespodziankę i wyszło, ich zdaniem, saison IPA. Zapowiadali też 100 IBU, a ostało się jeno 60. Drugi raz z rzędu po Brown Foot nie wywiązują się z obietnicy goryczki. Mimo to są zadowoleni z efektu jak nigdy dotąd. Zobaczmy.

Informacje ogólne:
Piwo: Golden Monk
Kraj: Polska
Województwo: pomorskie
Miasto: Gościszewo
Browar: Gościszewo (AleBrowar)
Produkowane od: 2013
Styl: nowofalowy saison
Alkohol: 7,2%
Ekstrakt: 18%
Objętość: 500 ml

Opakowanie
Kontrowersyjna (teraz już nie, zmieniona na poprawną politycznie etykieta) trafia w mój gust zdecydowanie najlepiej ze wszystkich dotychczasowych AleBrowaru. Postać chyba narysowana najładniej jak dotąd, bardzo zdobywająca mnie kolorystyka. Rzecz jasna jak zwykle wszystkie informacje na swoim miejscu - jeno znowu im firmowych kapsli zabrakło.
9/10

Barwa
Bursztynowy kolor w połączeniu z mocnym zmętnieniem i snującym się gazem daje efekt oszałamiający; naprawdę genialne, lawiruje między złotem a nawet miedzią. 
5/5

Piana
Niezbyt obfita, ale bardzo ładna, gęsta i oblepiająca szkło.
3/5

Zapach
Fenomenalny, przepiękny i intensywny - na początku uderza amerykański chmiel, ale już po chwili dominują typowe dla saison słodko-wiejskie nuty belgijskie, naprawdę wybitne. 
10/10

Smak
Początkowo sama Belgia - jest dość słodko, trochę przyprawowo, ogólnie cudownie - na finiszu zaczyna dopiero przemawiać chmiel, trochę za słabo jak na styl z IPA w nazwie; za to bardzo przyjemna goryczka, nie bardzo wysoka, ale stanowiąca zaprzeczenie zalegającej.
9,5/10

Tekstura
Wysycenie dość niskie, a gęstość wysoka, ale bardzo dobrze pasuje to do smaku.
4/5

9.0/10

Krótko mówiąc, kolejna rewelacja od AleBrowaru. Przegrało to piwo - głównie pianą - z Brown Foot i Atakiem Chmielu, ale przeskoczyło rzutem na taśmę Viva la Wita i tym samym zmieściło się na podium polskich piw w moim dotychczasowym życiu. Pozostaje mi podziękować obsłudze sklepu z piwem, w którym się zaopatruję, za zachowanie dla mnie z własnej woli jednej butelki, bo popyt totalnie przerósł podaż i mnich rozszedł się chyba w parę godzin - tak mało brakowało, by to fantastyczne piwo mnie ominęło. Napisałbym, że końcówka roku należała do AleBrowaru, ale nie mogę, bo przed nami być może coś jeszcze lepszego od Pintu.

 



_________________________________________________________________________________
 
 
 
Powtórka 07.11.2017 r., warka do 10.03.2018 r.

Ładny miedziany kolor i świetna piana. W aromacie baardzo fajne połączeni owocowo-kwiatowo-wiejskich nut drożdży do saisona, delikatnego nowofalowego chmielu oraz nienachalnie karmelowej słodowości. W smaku jest właściwie bardzo podobnie - dużo saisona, nie za dużo chmielu, fajne ciało słodowe. Fajny chlebowy finisz. Lekka alkoholowość pogarsza odbiór, ale to wciąż bardzo dobre piwo, choć jak się można było spodziewać nieporównywalnie mniejsze wrażenie zrobiło na mnie dziś niż cztery lata temu. Ale w dużym stopniu rozumiem siebie sprzed czterech lat.
 






7.5/10