Po ostatnich sukcesach Mikkellera na moim blogu mam nadzieję na kolejną rewelację. Na to piwo czekam z niecierpliwością - nie codziennie pije się piwo, uwarzone z dodatkiem najdroższej kawy świata, kopi luwak (a raczej jej alternatywna wersja, bo z Wietnamu, nie Indonezji, ale w gruncie rzeczy to samo). Proces produkcji tej kawy budzi wielką sensację i czyni produkt cokolwiek kontrowersyjnym - ziarna kawowca są wydobywane z odchodów kotokształtnego łaskuna, który zjada tylko najlepsze jego owoce, a jego układ pokarmowy oczyszcza ziarna z gorzkiego smaku, przez co kawa podobno jest tak wyśmienita (nie piłem). Niby szokujące, ale z drugiej strony ziarna owe są następnie całkowicie czyszczone, zanim poddane zostaną prażeniu, więc ostatecznie są tylko ziarnami kawy i niczym więcej (nie ma porównania z takim casu marzu czy surströmming). Taki pomysł na piwo nie jest wyjątkiem - różne inne browary już się na to porywały. Generalnie coraz głośniej mówi się o fatalnym traktowaniu łaskunów, zamykaniu ich w klatkach i opychaniu kawą (co podobno znacznie pogarsza jakość kawy) - Mikkeller oczywiście postarał się o pozyskanie kawy z przyjaznej zwierzętom, hm... plantacji i zarzeka się, że wszystko jest etyczne. Tym razem piwo warzone nie w belgijskim De Proefbrouwerij, a norweskim Lervig Aktiebryggeri.
Piwo: Beer Geek Brunch Weasel
Kraj: Norwegia (warzone przez duński browar kontraktowy)
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Produkowane od: 2009
Styl: kawowy stout imperialny
Alkohol: 10,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Opakowanie
Fajna etykieta jak na Mikkellera, ładnie to wyszło kolorystycznie, chociaż jak zwykle daleko od zachwytu, jak zwykle goły kapsel i brak dokładniejszych informacji o piwie, które przecież jest dość wyjątkowe.
8,5/10
8,5/10
Barwa
Smoliście czarne, nieprzejrzyste - widać, że musi być niezwykle gęste, bo bardzo brudzi szkło.
5/5
Piana
Wytwarza się bardzo mizerna i szybko znika, ale jakaś tam jest, jak na taki woltaż mogło być jeszcze gorzej.
0,5/5
Zapach
Obezwładniający - niesamowite połączenie zbożowych, ciężkich, nieco czekoladowych aromatów stoutu imperialnego z genialnym naporem cudownego zapachu kawy, nie da się ukryć, najwyższej jakości - poza standardową rewią tych wszystkich akcentów ciemności, mamy też przepiękne nuty kwiatowe, lawendowe wprost, do tego trochę rześkiej niby-owocowości: piwo może pachnieć równie pięknie, ale nie wydaje mi się, że piękniej, genialny aromat.
10/10
Smak
Pierwszy łyk to sensoryczny orgazm, po którym trochę ciężko się pozbierać, ciężko znaleźć odpowiednie słowa, poukładać sobie w głowie to, co się przed chwilą stało - jest dosłownie nieprawdopodobnie wyśmienite, nigdy w życiu chyba nie byłem bliski pewności już po pierwszym łyku, że wystawię maksymalną ocenę za smak; na początku dość słodkie, mocno czekoladowe, o idealnej, niesamowicie przyjemnej gęstości, stopniowo przeradza się ze słodkiego w wytrawne, a nawet mocno goryczkowe, z czekoladowego w kawowe, powoli rozprzestrzenia się po kubkach smakowych cudowne oblicze mocno palonej kawy, wszystko kończy się sporym uderzeniem chmielowej goryczki, choć w zasadzie nie kończy - pozostaje przecież obłędnie długi i intensywny finisz, łączący w sobie ziołowy, mocny chmiel ze stoutowo-kawową głębią - genialne piwo.
10/10
Tekstura
Na domiar tego ma idealną teksturę - gęstość, jak wspomniałem, jest niesamowicie przyjemna, a do tego jest całkiem nieźle jak na taką moc gazowane, co idealnie się komponuje.
5/5
10/10
To jest najwyśmienitsze piwo, jakie piłem w życiu. Jestem tego pewien. Bije wszystko. Genialne. Cudowne. Nieprawdopodobne. Nie wiem, czy to zasługa kawy, czy kunsztu Mikkellera. Tak czy inaczej, doceniłem Duńczyków, bardzo ich doceniłem. Szkoda tej piany, zrujnowała ogólną ocenę, ale w takich chwilach oceny przestają mieć znaczenie. Przeżycie duchowe. Spełnienie, dla takich momentów warto siedzieć w tej branży. I lekka obawa, że nic lepszego mnie już nie spotka. Ale mam czas.
_________________________________________________________________________________
Nieprzejrzyście czarne, tym razem jakaś piana się wytworzyła, acz szybko się zredukowała. Zapach to intensywna kawa w najlepszym wydaniu, czekolada, ziemistość, kwiatowość, pralinkowość. W smaku to samo (wszystko bardzo intensywne) i jeszcze mocna paloność, wszechogarniające piwo, bardzo gęste, z potężnym finiszem, o odpowiednio wyważonej słodyczy i goryczce. Nie doznaję już takiego orgazmu jak trzy lata temu, ale to fantastyczny RIS. W momencie, w którym go piłem po raz pierwszy, prawie na pewno faktycznie był najlepszym piwem, z jakim się zetknąłem, mój zachwyt, choć są lepsze piwa, był w pełni uzasadniony. I powiem więcej - nie sądzę, że jeszcze kiedykolwiek jakiekolwiek piwo zapewni mi równie mocne doznania, co Beer Geek Brunch Weasel za pierwszym razem.
9.0/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz