piątek, 23 maja 2014

BrewDog: Hello My Name Is Mette-Marit

Czwarte, czyli chyba ostatnie z istniejących piwo z serii Hello My Name Is..., serii imperialnych IPA z dodatkiem różnych owoców. Jak dotąd w żadnym z nich obecności owych owoców nie wyczułem, ale to tam - dwa z trzech piw były rewelacyjne, więc nie chciało mi się przejmować jakimiś jagodami. Gorzej było z trzecim. Kim jest Mette-Marit? Żoną księcia Norwegii, która w kraju tymże wywołała na początku XXI wieku sporo wzburzenia, bo książę wziął sobie ją z plebsu i to nie byle jakiego - jej były mąż handlował narkotykami. Do Norwegii piwo pojechało ocenzurowane. Mniejsza z tym - jakiego owocu tym razem będę próbował się doszukać? Borówki brusznicy, zwanej również borówką czerwoną. Do dzieła.

Informacje ogólne:
Piwo: Hello My Name Is Mette-Marit
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: Aberdeenshire
Miasto: Ellon
Browar: BrewDog
Produkowane od: 2013
Styl: imperialne India Pale Ale
Alkohol: 8,2%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Typowe, może trochę bardziej kolorowe niż zwykle opakowanie BrewDoga, solidny opis piwa, firmowy kapsel, wszystko na swoim miejscu.
9/10



Barwa
Bardzo ładna, głęboko bursztynowa barwa, która w połączeniu z bardzo znacznym zmętnieniem tworzy ciekawy i wyrazisty widok. 
4,5/5

Piana
Bardzo gęsta, umiarkowanie obfita, w zamian za to ładnie oblepia szkło. 
3,5/5

Zapach
Oczywiście świetna bomba amerykańskiego chmielu, choć może jak na styl nie najmocniej wybuchowa; mnóstwo słodkich i kwaśnych owoców, zwłaszcza cytrusów - rządzą podstawowe cytryna, pomarańcza i grejpfrut, do tego odrobina przyprawowości; bardzo, bardzo udany. 
9/10

Smak
W smaku trochę słabiej - na początku jest rewelacyjnie, przenosi się owocowość z zapachu, czyniąc piwo lekkim i smacznym, ale przy przełknięciu robi się już trochę ciężkawe - dzieje się tak, bo w goryczce do nut chmielowych dołącza trochę zbyt wyczuwalny alkohol, jest ona całkiem duża, ale nie do końca szlachetna; mimo to jest bardzo smaczne, nie ma częstego dla stylu problemu nadmiernej słodkości, bo owocowe nuty są zupełnie wyrównane przez goryczkę - nawet nieco zanadto. 
8/10

Tekstura
Jest jakiś problem - wysycenie jest bezbłędne, ale gęstość piwa jest nie do końca w porządku, trochę jakby za lepkie albo zbyt szorstkie.
3/5

7.0/10

Coś pomiędzy Sonją a Vladimirem, czyli bardzo dobre piwo, które jednak zupełnie ginie w asortymencie BrewDoga. Ginie też bezwzględnie wśród wszystkich tych imperialnych India Pale Ale, które już zrecenzowałem na blogu. Jeśli jeszcze BrewDog wypuści jakieś IIPA z tej serii, to wezmę bez zastanowienia, bo wrażenia z Ingrid i Vladimira pozostały niezapomniane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz