wtorek, 8 kwietnia 2014

Mikkeller (De Proef): Dim Sum Beer

Wreszcie przyszedł czas na degustację piwa z browaru, który do dziś był chyba największym nieobecnym z wszelkich rewolucjonistów. Mikkeller, duński browar wędrowny założony osiem lat temu przez nauczyciela matematyki i fizyki, warzący najczęściej w belgijskim De Proefbrouwerij (podobnie jak opisywany tu już To Øl, dla którego Mikkeller jest macierzą), obok BrewDoga chyba największa ikona europejskiej rewolucji piwnej. Tak naprawdę to nie moja pierwsza styczność z Duńczykami, bo degustowałem już dwa blendy piw BrewDoga i Mikkellera (w tym jeden również zmieszany z piwem z  Nøgne Ø). Oba były świetne, ale szczególnie podbiło moje serce I Hardcore You, mieszanka Hardcore IPA od Szkotów i I Beat yoU z Mikkellera. Rozpoczynam tę przygodę jednak z cienkiej rury, bo od lekkiego piwa, zaprojektowanego specjalnie do łączenia z azjatyckim jedzeniem, warzonego z dodatkiem kolendry i trawy cytrynowej.

Informacje ogólne:
Piwo: Dim Sum Beer
Kraj: Belgia (warzone przez duński browar kontraktowy)
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Lochristi
Browar: De Proefbrouwerij (Mikkeller)
Produkowane od: 2009
Styl: przyprawowe
Dodatki: kolendra, trawa cytrynowa
Alkohol: 5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Widziałem już sporo etykiet Mikkellera, między innymi dlatego, że mały zapas ich piw trzymam w domu i czekam na degustację. Cóż, przyjęli koncepcję zupełnie inną niż BrewDog i większość chyba rzemieślników - ich etykiety mają ze sobą wspólne tylko dwie rzeczy: charakterystycznie rysowane postacie (jeśli są, tu akurat nie ma żadnej) i to, że każda etykieta rządzi się zupełnie swoimi prawami. No, czasem jeszcze umieszczą napis "Mikkeller". Ale generalnie każda etykieta jest inna, często dość dadaistyczna. Na początku byłem bardzo sceptyczny, teraz już trochę się oswoiłem i widzę w tym pewien urok, ale po pierwsze trochę to chaotyczne, a po drugie dzieła sztuki to to generalnie nie są. Zdecydowanie wolę koncepcję BrewDoga, Pinty, AleBrowaru, Revelation Cata i tak dalej. Na tej etykiecie widzimy przełamane czerwienią czarno-białe zdjęcie jakiejś azjatyckiej ulicy bądź uliczki. W porządku, ale nie powala. Goły kapsel. Niepodane miejsce uwarzenia. Z informacji podany tylko skład, alkohol i w dosłownie paru słowach na czym to piwo polega.
7/10

Barwa
Bardzo ładny, jasnobursztynowy kolor, trochę ulatującego gazu; przyczepić można się do zmętnienia, które nie jest ani mocne, ani słabe, przez co piwo wygląda trochę mało wyraziście. 
3,5/5

Piana
Obfita, bardzo gęsta, osiada na szkle, zostaje do końca niemalże w całości. 
4,5/5

Zapach
Początkowo naprawdę rewelacyjny - na początku uderza nas chmielowość, po chwili wchodzi bardzo atrakcyjna, wyraźna nuta trawy cytrynowej, a na końcu ten świetny obraz dopełnia kolendra i świeżość, jaką ze sobą niesie. W trakcie degustacji jakimś sposobem traci jednak na intensywności i trochę się nudzi. 
8,5/10

Smak
W smaku nie jest już tak świetne, ale ciągle trzyma poziom; w zasadzie kompozycja podobna co w zapachu, w ustach dominuje chmiel, a na przełyku zastępują go przyprawy - głównie trawa cytrynowa, kolendra jest już trochę schowana. Finisz trochę zawodzi mimo przyjemnych wtrąceń karmelowych - niby jest goryczka, ale jakaś rozmyta i niezbyt szlachetna; niby jest trawa cytrynowa, ale nie tak czysta jak w aromacie, niemniej jednak bardzo pijalne i przyjemne. 
7/10

Tekstura
Bardzo wysokie wysycenie, które na tle lekkości piwa mocno się ratuje, ale jednak powinno być zdecydowanie niższe.
2,5/5

6.5/10
 
Ciężko było spodziewać się jakiejś rewelacji po tak błahym piwie, ale liczyłem, że Mikkeller wyciśnie z niego trochę więcej. Pierwsze pociągnięcia nosem pozwalały mi wierzyć, że to będzie bezwzględnie najlepsze aromatyzowane piwo, jakie piłem, ale jednak poddało się nawet cytrynowemu Damm. Jest dobre. Na początek ujdzie. Czekam na majstersztyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz