sobota, 22 sierpnia 2015

Meantime: London Stout

Piwo bardziej konfundujące, niż się wydaje. Meantime postanowił odtworzyć w miarę współczesnych warunków tzw. stout portery, znane w Anglii w XIX wieku, warzone w przeciwieństwie do irlandzkich dry stoutów bez palonego jęczmienia, fermentowane w dość niskich temperaturach i lagerowane. Efekt: niektórzy uznają je za stout, inni za schwarzbiera (sic!), a ja uznam je chyba za... porter angielski, brown porter, ale to jeszcze rozsądzę po degustacji.

Informacje ogólne:
Piwo: Raspberry Wheat
Kraj: Wielka Brytania (Anglia)
Region: Wielki Londyn
Miasto: Londyn
Browar: Meantime Brewing Company
Styl: brown porter
Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 12.06.2016 r.
Cena: 15,50 zł

Opakowanie
Jeszcze jeden (czwarty już!) kształt butelki Meantime i co najmniej trzeci wspaniały. Do tego jak zawsze piękna etykieta, tylko krawatka krzywo naklejona i kapsel goły, nie wiedzieć czemu.
9/10
 
Barwa
Przepiękny rubin pod mocnym światłem, bez światła czerń - no porter jak nic, a poza tym to wspaniale się prezentuje.
5/5
 
Piana
Dość obfita, wyśmienicie gęsta, niemal w całości pokrywa taflę do końca, bliska ideału.
4,5/5
 
Zapach
No porter no - ciemny słód, ale mało nut palonych, raczej czekolada, prażone orzechy, owoce, głównie wiśnie, może śliwki - przyjemny, zwłaszcza orzechy z czasem robią spore wrażenie, jakkolwiek trochę asekurancki i leciutko metaliczny.
6,5/10
 

Smak
Trochę jak brakujące ogniwo między brown ale a brown porterem - trochę czekolady, nawet mlecznej, ale i trochę ziemistości, ciemnej karmelowości, orzechów, prostej, z lekka popiołowej słodowości typowej dla angielskich ale, właściwie zero nut palonych - takie dość surowe piwo, acz może właśnie dzięki temu wręcz kosmicznie pijalne, do picia na hausty. Poza tym po prostu bardzo smaczne. Podobnie jak w zapachu, leciuśko metaliczne.
7/10
 
Tekstura
Minimalnie za wysoki gaz.
4,5/5

6.0/10
 
Zdecydowanie nie jest to stout, ani tym bardziej schwarzbier, jak chciałby ratebeer. Bliżej od tych dwóch mu już do angielskiego brown ale, ja zaś zostanę przy swoim i nazwę je brown porterem (w gruncie rzeczy jest takim brown-ale'ującym brown porterem, niech żyje ekwilibrystyka stylowa). Swoją drogą, mimo paradoksalnej nazwy, piwo jest dobrym materiałem poznawczym dla osób, które nieopatrznie zrównują ze sobą stouty i portery. Cenna lekcja, rzekłbym, no a nie licząc walorów edukacyjnych to piwo niewarte uwagi przy tej cenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz