poniedziałek, 27 stycznia 2014

Bosteels: Tripel Karmeliet

No i dotarłem do ostatniej recenzji w pierwszym roku blogowania. Do pierwszej rocznicy, czyli 13 lutego, zostało jeszcze sporo czasu, z dniem dzisiejszym jednak biorę urlop naukowy, który przeciągnie się właśnie aż do niej. O podsumowaniach w podsumowaniu - na razie skupię się na piwie, które nieprzypadkowo wybrałem na ten zamykający pierwszą rundę wpis. Jak zwykle w takich sytuacjach pokierowałem się sentymentem, powracając do ukochanej, a tak zaniedbywanej przeze mnie Belgii. Tripel Karmeliet to bowiem piwo, które miałem okazję wypić we wczesnym okresie swojego zainteresowania tym trunkiem i uznać za jedno z najlepszych na świecie, a dokładniej mówiąc - za najlepsze obok bądź zaraz za (raczej druga opcja) opisywanym już tu dość dawno Gulden Draakiem. To już chyba ostatni taki "gigant lat wczesnych" i w ostatnim poście pierwszego roku się pojawia. A co to za piwo? Jedno z zaledwie trzech warzonych przez Brouwerij Bosteels, obok umiarkowanie znanego Deusa i potwornie znanego Kwaka - jak się jednak okazuje, Tripel nie ustępuje mu popularnością, a nawet ma półtora raza więcej ocen na ratebeerze.

Informacje ogólne:
Piwo: Tripel Karmeliet
Kraj: Belgia
Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Buggenhout
Browar: Browuerij Bosteels
Produkowane od: 1996
Styl: tripel
Alkohol: 8,4%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml

Opakowanie
Bardzo ładna etykieta w średniowiecznej stylistyce, nie najpiękniejsza na świecie, ale ciesząca oko i wywołująca przyjemne odczucia. Wszędzie, zarówno na frontowej, kontrze, krawatce, a nawet kapslu, producenci chwalą się wykorzystaniem aż trzech zbóż - poza słodem jęczmiennym mamy też pszenicę i owies - nie ukrywam, że jako początkujący nie zadałem sobie trudu wczytania się w etykietę i do dziś żyłem bez świadomości tego faktu. Wspomnieć trzeba o genialnym, dedykowanym kapslu - jeden z najładniejszych, jakie widziałem.
8,5/10

Barwa
Przepiękne - złociste, ale bardzo ciekawe: świetnie zmętnione i z obłędną ilością bardzo szybko ulatującego gazu. 
4,5/5

Piana
Gigantyczna, potwornie obfita, jednak konsekwentnie opada, aż w końcu nawet na tafli powstają dziury. 
4/5

Zapach
Wspaniały, niesamowicie świeży i orzeźwiający, łączący majestat belgijskich drożdży z akcentami wybitnie cytrusowymi, przede wszystkim cytrynowymi, przypominającymi witbiera. Do tego trochę przyprawowości - daje to efekt jednocześnie lekki i bardzo pełny, zaokrąglony. 
9,5/10


Smak
Jeszcze większa maestria - jest po prostu wyśmienite, stanowi dość dokładne odbicie zapachu, ale uderza z jeszcze większą pełnią i intensywnością - nie ma tu najmniejszego miejsca na jakąś pustkę; od początku pierwsze skrzypce grają typowe posmaki belgijskie, triplowe, które stanowią jakby bazę dla pozostałych doznań; najpierw naciera znana z zapachu cytrusowość, która wiąże się pewną dawką słodyczy, ale szybko zaczyna się robić coraz bardziej wytrawne i przyprawowe, by dotrzeć do rozgrzewającego, bardzo przyjemnego, cytrynowo-przyprawowego finiszu z trochę drożdżową goryczką. Doskonale ukrywa alkohol, który obecność swą zaznacza jedynie w tym rozgrzaniu.
10/10

Tekstura
Jest dość mocno wysycone, ale bardzo dobrze komponuje się to z nietypową orzeźwiającą pełnią piwa; mimo wszystko mogłoby trochę spuścić z tonu.
4,5/5

9.5/10

Fenomenalne piwo. Bardzo podobna ocena i historia jak przy Gulden Draaku - Tripel Karmeliet to od dziś już oficjalnie jedno z moich ulubionych piw, ale jednak musi ustąpić paru jeszcze lepszym. Fakt, że zakochałem się w nim jeszcze będąc niemal zupełnym laikiem, mówi mi, że jest to jedno z tych piw, które powinny służyć do nawracania ludzi z koncernowego pogaństwa na naszą wiarę. Po cichu na to liczyłem i się ziściło - ostatnie piwo w pierwszym roku dołączyło do grona tych, które przebiły próg 9,5/10.


Czas na garść podsumowań. Pierwszy, piękny rok w praktyce dobiegł końca. Zdążyłem w nim wypić (nie zawsze w całości) okrągłe 170 piw, w którą to sympatyczną liczbę nawet nie celowałem. Gwoli ścisłości to było ich o dwa więcej, ale raz w trakcie degustacji okazało się, że piwo było przeterminowane (mam zaś zasadę, że oceniam tylko piwa przed terminem, chyba że specjalnie będę chciał zgłębić właściwości jakiegoś 20-letniego porteru; wtedy jednak to zaznaczę), a raz - że w trakcie robienia zdjęć w aparacie nie było karty pamięci. W obu przypadkach naturalnie nie zamieściłem wpisu. Szczęśliwie nie były to jakieś białe kruki stouty.

Wśród tych 170 znalazły się piwa uwarzone w 15 różnych krajach (i przez 16 różnych narodowości (Dania)). Najczęściej wybierałem piwo z Polski (stosując bardzo delikatne zaokrąglenie można powiedzieć, że co trzecie było z tego kraju), co wynika głównie z faktu, że rok temu nie znałem jeszcze w ogóle Pinty ni AleBrowaru. W całości (choć trochę rzutem na taśmę) udało mi się nadrobić zaległości w obu browarach - poznałem każde piwo, które obecnie znajduje się w portfolio jednych i drugich. Aż 31 z 56 ocenionych polskich piw, o ile system tagów dobrze działa, uwarzone zostało przez któryś (lub nawet w jednym przypadku - oba) z tych browarów kontraktowych. Następny rok będzie już Polsce znacznie trudniej wygrać. Już w tym nie było daleko, by zagregowane do Wielkiej Brytanii Anglia i Szkocja ją dogoniły - skończyły jednak z łączną liczbą 47 piw. Jeśli rozdzielić Zjednoczone Królestwo, druga w rankingu jest Szkocja, a w zasadzie... BrewDog, z którego oceniłem piorunującą liczbę 28 piw (a już teraz dużo nowych czeka w kolejce), co jednocześnie czyni go najczęściej wybieranym przeze mnie browarem. Następna jest Anglia - 19 piw, później Belgia - 16, a na końcu Stany Zjednoczone i Niemcy w zasadzie na równi, bo choć tagi pokazują, że USA ma jedno piwo więcej (14), to to jedno - Miller - zostało uwarzone tak naprawdę we Włoszech jako dokładna kopia czegoś, co oryginalnie produkuje się za oceanem. Za tą wielką szóstką/piątką reszta państw jest już dość daleko. W przyszłym roku życzyłbym sobie na pewno więcej piw ze Stanów, Belgii, może Włoch.

Nie będę liczył, ile stylów miałem okazję spróbować, bo ciężko dobrze to ująć. Patrząc jednak na te najszerzej ujęte style, najwięcej było zdecydowanie India Pale Ale (31 (ponad 18% wszystkich), w tym najwięcej amerykańskich odmian, które jednak nie zdominowały), stoutów (19, w tym najwięcej imperialnych), belgijskich ale (16, w tym aż 15 mocnych i jeden saison). Sporo też piw pszenicznych, pale ale, amerykańskiego ale, angielskiego ale, pilznerów i jasnych lagerów pilznerami niebędącymi.

Piłem piwa z czternastu jednopunktowych przedziałów zawartości alkoholu. Całkowicie zdominowały piwa z trzech takich przedziałów, w sumie od 4 do 7 procent alkoholu - łącznie stanowiły ponad 68% wszystkich wypitych. Wygrał środkowy przedział od 5 do 6 procent (częściej niż co czwarte piwo miało tyle mocy).

Jak łatwo się domyślić, objętości butelek, jakie wybierałem, zdecydowanie najczęściej wynosiły 500 lub 330 mililitrów (łącznie prawie 85% wszystkich). Walka między tymi dwoma była zacięta, ostatecznie jednak zwyciężyła ta większa liczba.

Bardzo przyjemnie prezentuje się dla mnie rozkład ocen. Zaledwie 17 piw, czyli dokładnie co dziesiąte dostawało ocenę poniżej granicy dobra i zła, 5/10, a i nawet tych poniżej 6/10 było niewiele. Niemal ex aequo wygrały przedziały 8-8.5 i 8.5-9 (odpowiednio 32 i 31 piw), co sprawiło, że wyraźnie ponad jedna trzecia piw znalazła się w bardzo wysokim przedziale 8/10-9/10. Najwyższy przedział, od 9.5 do 10/10, pozostał elitarny - zaledwie nieznacznie ponad 4% piw w nim wylądowało.

Trzy najgorzej ocenione piwa to (od najlepszego) Tsingtao, Rudy Kot i Tyskie Gronie. W przypadku tych dwóch ostatnich było blisko, ale ostatecznie żadne nie zjechało poniżej magicznej granicy 1/10.

Pierwsze miejsce w rankingu już od dawna okupuje Chimay Bleue, którego pozycja wydaje się raczej niezagrożona. Pozostałe dwa miejsca na podium to odpowiednio I Hardcore You (mieszanka piw BrewDoga i Mikkellera) oraz Ageless z angielskiego Redwillow. Tuż za tym ostatnim mamy polskie piwo - Imperatora Bałtyckiego Pinty, następnie dwa piwa mojej młodości - Gulden Draaka i Tripel Karmeliet, za chwilę kolejny wyrób BrewDoga - #Mashtag, dalej Brown Foot z AleBrowaru, Chocolate Porter z Meantime i na miejscu dziesiątym pierwsze rzemieślnicze piwo z Polski, jakie wypiłem - Atak Chmielu. Pierwszą dziesiątkę okupują więc trzy piwa z Belgii, trzy z Polski i cztery z Wielkiej Brytanii - dwa z Anglii i dwa ze Szkocji. Nietrudno zauważyć, że te cztery kraje były również przeze mnie najczęściej wybierane, co w dużej mierze sprawia, że tak zdominowały czołówkę. Najlepsze piwo z rzadziej wybieranego kraju to włoska Chimera na miejscu dwunastym.

Mógłbym tworzyć więcej statystyk, ale 170 piw to nie tak znowu dużo, by robić nie wiadomo jakie zestawienia. Na pierwszy rok starczy tyle. Widzimy się w połowie lutego i jedziemy dalej.

 



_________________________________________________________________________________
 
 
 
Powtórka 28.08.2017 r., warka do 18.05.2019 r.
 
Jak zwykle przepiękne jasne zmętnione złoto i genialna piana. Fantastyczny aromat skórki cytrusowej, zboża, pomarańczy, cytryn i belgijskich fenoli. W smaku fajny kontrast słodowej pełni z ostrością belgijskich drożdży, już nieco mniej cytrusowo, ale pysznie, może minimalnie zbyt alkoholowo. Znakomity tripel, choć nie genialne piwo.
 
 
 
 





 
8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz