poniedziałek, 23 maja 2016

Mikkeller (Lervig): Beer Geek Breakfast Brunch Big Blend

Nie piłem chyba nigdy piwa leżakowanego w beczkach po dwóch lub więcej różnych alkoholach. Big Blend to co prawda nie do końca piwo, które leżakowało w sześciu różnych, ale też nieźle - mieszanka zawartości sześciu różnych beczek. Tak czy inaczej, Mikkeller ma rozmach. Bourbon, brandy, cherry wine, koniak, tequila i whisky. Piwo co ciekawe nie jest klasycznym, mocarnym stoutem imperialnym. Ma 8%, więc mogłoby spokojnie być określone RISem, ale Mikkeller woli po prostu określić je stoutem owsianym. Do porównania z Polską, gdzie niektórzy chętnie nazywają RISami piwa nawet słabsze... Cóż, Beer Geek Brunch Weasel z tej serii pozostaje najlepszym piwem, jakie w życiu piłem, więc oczekiwania mam ogromne.

Informacje ogólne:
Piwo: Beer Geek Breakfast Brunch Big Blend
Kraj: Norwegia - uwarzone przez duński browar kontraktowy
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: kawowy stout imperialny (bourbon & brandy & cherry wine & cognac & tequila & whisky BA)
Dodatki: kawa
Alkohol: 8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: do 09.07.2025 r.
Cena: 38,10 zł (57,73 zł za 0,5 l)

Opakowanie
No taka tam, klasyka serii, bardzo lubię tę kolorystykę.
8,5/10 


Barwa
Nieprzejrzyście czarne.
5/5
 
Piana
Być może najbardziej obfita, z jaką się spotkałem. Co tu dużo mówić - zbyt obfita, przy bardzo delikatnym nalewaniu po ściance wypełniła kieliszek prawie w całości. Musiałem trochę poczekać, żeby trochę zbastowała i żebym mógł zrobić sensowne zdjęcie. Gęstość już nie imponuje tak jak obfitość, w dodatku jak już zaczęła opadać, to na całego i niedługo został tylko cienki pierścień.
3/5
 
Zapach
Wspaniała jak zwykle w tej serii zespolona z ciemnym słodem kawa - mocno palona, a jednocześnie z charakterystyczną kwiatową nutą, która niezmiennie kojarzy mi się z lawendą - toczy walkę z aromatami beczkowymi, których nie ma tu aż tak porażająco dużo, choć sporo jest. Wanilia, typowy dla bourbonu przypalany dąb, wyczuwam też nutę brandy (albo koniaku, w końcu koniak to brandy) i kwaskowatość typową dla wina. Znalazło się i trochę... starego chmielu, kwasu izowalerianowego, ale szybko zniknął. Mimo sześciu beczek gwoździem programu wciąż jest tu połączenie kawowo-słodowe, ale to naprawdę genialny aromat, niebywale złożony.
9,5/10
 
Smak
Zaskoczeniem po totalnie słodkim zapachu jest spora wytrawność. Ciągle dużo kawy (tu jednak jakby bardziej gorzkiej, takie ekstra mocne espresso), dużo ciemnego słodu, a i tutaj destylaty dużo mocniej się udzielają - już tak nawet nie do końca beczkowo, ale właśnie destylatowo. Szczególnie mocne podejrzenia kieruję na tequilę i obie brandy, wina ani wiśni tu nie czuję, z whisky jest tu coś z klasycznej szkockiej, bourbon dla odmiany się schował. Całkiem wysoka goryczka. Wciąż gdzieś się tam ten stary chmiel przewija, ha - ale nie przeszkadza to praktycznie wcale. Nie tak wspaniały jak zapach, ale też rewelka.
9/10

Tekstura
Przyjemnie gęste, lekko przegazowane.
9,5/10

8.5/10

Jeszcze jedno znakomite piwo z tej serii, choć ilość nie przełożyła się na jakość. Piwo jest mniej więcej na tym samym poziomie co zwykły Beer Geek Breakfast i na zdecydowanie niższym niż Beer Geek Brunch Weasel - zarówno ten czysty, jak i leżakowany w beczce po koniaku. Bezcenne przeżycie, ale wydaje mi się, że sześć różnych beczek to jak dziesięć różnych odmian chmielu - za duży rozmach, nie dlatego że krzywdzi piwo, ale od pewnego momentu kolejne beczki już za wiele nie wniosą i zleją się z całością, więc po co. A, no i jak dla mnie to zdecydowanie stout imperialny - nie tylko o alkohol chodzi, ale i o intensywność smaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz