niedziela, 8 stycznia 2017

Nøgne Ø & BrewDog & Mikkeller: Horizon Tokyo Black

Black Tokyo Horizon to jeden z pierwszych trzech RISów w moim życiu. Dobrze pamiętam to lato i ten szok, kiedy zobaczyłem piwo za 60 zł, w dodatku opakowane w karton. Mariaż trzech sztandarowych RISów BrewDoga, Mikkellera i Nøgne Ø, teraz może już nie, ale w owym czasie chyba trzech najważniejszych browarów craftowych w Europie. Taka kooperacja zrodziła się w 2010 roku i wtedy powstało jedno z trzech zaplanowanych piw - uwarzone na terenie BrewDoga. Dwa lata później nadeszła pora na drugie, tym razem powstałe w Norwegii (swoją drogą jeszcze zanim spróbowałem BTH). Horizon Tokyo Black to gigantyczne piwo z zawartością alkoholu 16%, ale ma już trzy i pół roku i powinno być doskonale odleżane. Przenieśmy się więc na chwilę do 29 listopada 2012 roku, do dnia, gdy ten trunek powstał.

Informacje ogólne:
Piwo: Horizon Tokyo Black
Kraj: Norwegia - uwarzone w kooperacji z browarem ze Szkocji i browarem kontraktowym z Danii
Okręg: Aust-Agder
Miasto: Grimstad
Browar: Nøgne Ø (w kooperacji z BrewDogiem i Mikkellerem)
Styl: stout imperialny
Alkohol: 16%
Ekstrakt: 36%
Objętość: 250 ml
Warka: z 29 listopada 2012 roku (do 29.11.2027 r.) 
Cena: 29,50 zł (59 zł za 0,5 l )

Opakowanie
Dozgonny props za pojemność 250 ml. Nie ma potrzeby umieszczać tego kalibru piw w większych butlach. I cena nawet taka przystępna jak za takie potężne piwo. A poza tym znakomity, subtelny kartonik, firmowy kapsel, nienaganna etykieta - prawie doskonałość.
9,5/10

Barwa
Czarne jak smoła.
5/5

Piana
Niezbyt obfita i szybko redukuje się do pierścienia, ale ten przynajmniej jest dość gruby i trwały.
3/5
 
Zapach
Spalenizna, lekko popiołowa i kwaskowa, espresso, bardzo gorzka czekolada, ciemne, suszone owoce, suszone śliwki zwłaszcza, szczypta sosu sojowego. Piękny i potężny, choć jak na moc i styl nie genialny.
9/10
 
Smak
Bardzo podobny do zapachu, tylko że zintensyfikowany jak diabli. Tutaj jest już naprawdę genialnie. Doskonałe, naprawdę idealne współgranie strony wytrawnej - kawowej, palonego słodu, lekko popiołowej, a także goryczkowej (daleko od 100 IBU, ale mocarna gorycz i nawet wyraźne chmielowe wstawki na finiszu) - ze słodką, czekoladową i śliwkową, a jest to czekolada pod różnymi obliczami, nie tylko bardzo gorzka. Nie wiem nawet sam, czego mi zabrakło do doskonałości, ale czegoś tam zabrakło. Zaskakuje mnie jego totalna gładkość, niemal łagodność, alkohol jest zupełnie ukryty.
9,5/10

Tekstura
Nawet sporo gazu po tylu latach, obniżyłbym go o pół stopnia. Oczywiście cudownie gęste.
4,5/5

9.0/10

Nasłuchałem się o tym piwie trochę złego. Że niby zamieniło się w sam sos sojowy i że mocno alkoholowe, głównie. I ja wierzę tym ludziom - prawie cztery lata to bardzo dużo czasu i sposoby przechowywania butelek mogły mieć już dużo do powiedzenia, a teraz każda tak naprawdę ma prawo inaczej smakować. Pozostaje mi się cieszyć, że mi trafił się najwidoczniej egzemplarz doskonale przechowywany, bo sos sojowy jest skrajnie subtelny, stanowi dopełnienie, zaś alkohol jak na 16% jest ukryty po arcymistrzowsku. Piwo, które daje wiarę w sens leżakowania RISów przez dłużej niż rok czy dwa. Cóż, przepiękne piwo, idealne do powspominania starych czasów i powolnego delektowania się (chociaż i bez przesady - ułożyło się tak świetnie, że godzinka w zupełności wystarczy na samotne obalenie tej małej butelki, nawet szybciej się uporałem, a lubię długo posiedzieć nad piwem). Niewiele piłem lepszych RISów nieleżakowanych w beczkach, do top 10 mieści się na luzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz