Tak, to się dzieje. Już za chwilę zdegustuję króla koncerniaków polskich, najlepiej sprzedające się piwo w kraju. Jest to dziełem przypadku, losowania w sklepie; nie miałem w głowie myśli pokroju "wypadałoby zrecenzować rynkowy numer jeden", bo tak nie uważam, ale skoro już pechowo trafiłem na klasycznego koncerniaka, cieszę się, że na takiego, który jest jakąś instytucją. O Tyskim myślę od jakiegoś czasu - bez weryfikacji - jako o ekstraklasie polskiej masówki i po cichu liczę, że nawet do 4/10 dobije.
Informacje ogólne:
Piwo: Tyskie Gronie
Opakowanie
Dość ładna, estetyczna etykieta, dedykowany kapsel, ale bez rewelacji. Adnotacja po konsumpcji: obniżam ocenę za opakowanie za kompletną niezgodność z rzeczywistością górnolotnych bzdur wypisywanych na etykiecie.
5/10
Barwa
Słomkowy, cienki kolor, naprawiony trochę przez ładnie ulatujący gaz.
2/5
Piana
Mizerna, nie za gęsta ani wysoka piana, szybko opada do bardzo cienkiego pierścienia, w końcu poddaje się całkowicie.
1/5
Zapach
Wyjątkowo nijaki, prawie go nie ma - to, co udaje się wyczuć, stanowi połączenie metaliczności z jakąś odległą, brudną słodowością: jedyną zaletą jest to, że nie śmierdzi, bo ciężko cokolwiek tu odnaleźć.
0,5/10
Smak
Również pustka, zupełna pustka; próbuje się przebić ta nieszlachetna słodowość, ale wychodzi to marnie, po chwili spożycia atakuje pozostającym w ustach, nieprzyjemnym, alkoholowo-kartonowym posmakiem - jakby zatęchła woda gazowana, zero chmielu, zero goryczki, zero czegokolwiek przyjemnego, nawet na orzeźwienie kiepskie przez wspomniany posmak.
0,5/10
Tekstura
Znacznie, znacznie za bardzo wysycone, co wychodzi zwłaszcza w żołądku.
0,5/5
1.5/10
Tsingtao Beer długo, bardzo długo, bo prawie od początku bloga dzierżyło tytuł najgorzej ocenionego tu piwa, ale właśnie zostało przebite i to nawet mocno. Katastrofa, wzdęcia, zgaga w kilkanaście minut i nieprzyjemny posmak w ustach to efekt tego brawurowego aktu, jakim jest picie Tyskiego. Całe szczęście, że trafiłem na małą butelkę. Degustacja była jednak potrzebna - po pierwsze przypomniałem sobie, jak dobre jest dobre piwo, a po drugie zostałem wyprowadzony z błędu, jakim było uważanie Tyskiego za przyzwoitego koncerniaka (opisywany tu fatalny przecież Carlsberg jest przy tym wynalazku po prostu smaczny). Nie rozumiem, jak tylu ludzi może dobrowolnie dawać sobie robić krzywdę i jeszcze za to płacić.
Informacje ogólne:
Piwo: Tyskie Gronie
Kraj: Polska
Województwo: wielkopolskie
Miasto: Poznań
Browar: Lech Browary Wielkopolski (Kompania Piwowarska)
Produkowane od: brak danych
Styl: jasny lager
Alkohol: 5,5%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Opakowanie
Dość ładna, estetyczna etykieta, dedykowany kapsel, ale bez rewelacji. Adnotacja po konsumpcji: obniżam ocenę za opakowanie za kompletną niezgodność z rzeczywistością górnolotnych bzdur wypisywanych na etykiecie.
5/10
Barwa
Słomkowy, cienki kolor, naprawiony trochę przez ładnie ulatujący gaz.
2/5
Piana
Mizerna, nie za gęsta ani wysoka piana, szybko opada do bardzo cienkiego pierścienia, w końcu poddaje się całkowicie.
1/5
Zapach
Wyjątkowo nijaki, prawie go nie ma - to, co udaje się wyczuć, stanowi połączenie metaliczności z jakąś odległą, brudną słodowością: jedyną zaletą jest to, że nie śmierdzi, bo ciężko cokolwiek tu odnaleźć.
0,5/10
Smak
Również pustka, zupełna pustka; próbuje się przebić ta nieszlachetna słodowość, ale wychodzi to marnie, po chwili spożycia atakuje pozostającym w ustach, nieprzyjemnym, alkoholowo-kartonowym posmakiem - jakby zatęchła woda gazowana, zero chmielu, zero goryczki, zero czegokolwiek przyjemnego, nawet na orzeźwienie kiepskie przez wspomniany posmak.
0,5/10
Tekstura
Znacznie, znacznie za bardzo wysycone, co wychodzi zwłaszcza w żołądku.
0,5/5
1.5/10
Tsingtao Beer długo, bardzo długo, bo prawie od początku bloga dzierżyło tytuł najgorzej ocenionego tu piwa, ale właśnie zostało przebite i to nawet mocno. Katastrofa, wzdęcia, zgaga w kilkanaście minut i nieprzyjemny posmak w ustach to efekt tego brawurowego aktu, jakim jest picie Tyskiego. Całe szczęście, że trafiłem na małą butelkę. Degustacja była jednak potrzebna - po pierwsze przypomniałem sobie, jak dobre jest dobre piwo, a po drugie zostałem wyprowadzony z błędu, jakim było uważanie Tyskiego za przyzwoitego koncerniaka (opisywany tu fatalny przecież Carlsberg jest przy tym wynalazku po prostu smaczny). Nie rozumiem, jak tylu ludzi może dobrowolnie dawać sobie robić krzywdę i jeszcze za to płacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz