Browar Miedzianka


Obecny browar w Miedziance w Rudawach Janowickich na Dolnym Śląsku powstał w 2015 roku z inicjatywy wrocławian Jarosława Kądzieli i Ewy Jurkiewicz. Jest on w pewnym stopniu nawiązaniem do kilkuwiekowych tradycji piwowarskich, jakimi cieszyła się Miedzianka od XV wieku aż po czasy powojenne – niegdyś spore górnicze miasto, obecnie wieś z zaledwie kilkoma budynkami i szczątkami dawnej świetności. Historia Miedzianki czy byłego Kupferbergu jest długa, wyjątkowa i bardzo ciekawa i wykracza daleko poza ramy bloga, tym bardziej że nikt już jej zapewne lepiej nie opisze niż Filip Springer w reportażu „Miedzianka. Historia znikania”. W skrócie jest to byłe miasto, które rozwinęło się dzięki kopalniom (za czasów niemieckich miedzi, srebra, kobaltu; w czasach powojennych Miedzianka żyła natomiast tajną radziecką kopalnią uranu) i przez nie również zostało zniszczone – długie lata nadmiernej eksploatacji ziemi sprawiły, że miasto zaczęło się zapadać, na początku lat 70. mieszkańców przesiedlono do Jeleniej Góry, a większość pozostałości wyburzono i Miedzianka przestała istnieć. Co dla nas jest jeszcze ważne w tej historii, to wspomniane tradycje piwowarskie – przez większość czasu w Miedziance funkcjonował browar, za czasów niemieckich, szczególnie w wieku XIX za zasługą rodziny Franzkych nawet dość rozsławiony, z którego piwo cieszyło się mianem „Złota Kupferbergu”. 

Jakkolwiek piwa z Browaru Miedzianka są w powszechnej opinii dalekie od największych osiągnięć polskiego piwowarstwa, co jest prawdą, tak sam browar cieszy się sporą popularnością, będąc słusznie uważanym za jeden z najlepszych celów turystyki piwnej mimo braku wybitnych piw. Mieści się w nowoczesnym, ciekawie zaprojektowanym budynku, malowniczo położonym, z widokiem na Rudawy Janowickie; poza odsłoniętą dla publiczności warzelnią i fermentownią (ta pierwsza na piętrze, ta druga na parterze) znajduje się też w nim przestronna sala restauracyjna, w której serwowane są dania o zdecydowanie dobrej jakości. Browar posiada także kilka pokojów noclegowych dla gości - ten z balkonem wychodzącym na dwa najwyższe szczyty Gór Sokolich, Sokolik i Krzyżną Górę (określanych często jako "cycki"), wart jest zaprawdę większych pieniędzy niż te, które trzeba za niego zapłacić. W ofercie browaru spotkać można piwa w kilku różnych stylach – jasnego i bursztynowego lagera, APA, IPA, wędzony stout, witbiera, kölscha, a nawet barleywine, aczkolwiek większość jest dostępna tylko raz na jakiś czas.

Nie da się ukryć, że piwo nie jest pierwszym powodem, dla którego warto odwiedzić Browar. W Miedziance nie powstają piwa wyjątkowe, wybitnie smaczne czy bardzo ciekawe. Pierwszym powodem do odwiedzin jest świetny projekt browaru, jego umiejscowienie, widoki i wynikająca z tego wszystkiego atmosfera. Piwu trzeba jednak oddać, że jakkolwiek samo w sobie byłoby całkowicie do przegapienia, to nie psuje dobrego wrażenia pozostałych aspektów, spełnia swoją podstawową rolę i może nawet dokłada cegiełkę do świetnej atmosfery. Jest nienadzwyczajne, bywa lekko wadliwe, ale prawie zawsze jest po prostu smaczne. Za chef d'oeuvre Browaru można uznać Cycucha Janowickiego, American Pale Ale, którego najlepsze warki, szczególnie świeże, to już trochę więcej niż "po prostu smaczne" piwo. Choć te gorsze bywają niestety i piwem przeciętnym.







PIWA

1. Cycuch Janowicki (American Pale Ale, 5%)

Jasnozłote, przy uważnym nalaniu przejrzyste. Piana raczej symboliczna. W zapachu dość nieśmiały nowofalowy chmiel bije się o miejsce z dość mało porywającym, karmelkowym słodem - przeciętnie. Trochę lepiej wypada to w smaku - co prawda chmielowi wciąż brakuje owocowości, soczystości, czegokolwiek - jest nawet lekko izowalerianowy (znowu!) - ale relacja goryczki do słodu jest całkiem fajna, jest w porządku. Wciąż nie jest to niestety piwo przesadnie porywające. Przeciętny pale ale.

5.5/10




2. Mniszek (witbier + rumianek, 5%)

Bardzo jasne, klarowne, piana raczej symboliczna. W zapachu dominuje skórka pomarańczowa, sok ze słodkiej pomarańczy i przyprawowe belgijskie drożdże; w tle rumianek, a na samym już końcu kolendra. Mocno perfumowany, a zarazem charakterystycznie belgijski aromat, zdecydowanie udany. W smaku to bardzo lekkie, proste, rześkie piwo, trochę wodniste i płaskie, ale dość przyjemne. Smakuje trochę jak woda gazowana podlana sokiem pomarańczowym i przyprawiona kolendrą; wbrew możliwym pozorom to komplement. Bardzo pijalne, bardzo chce się brać następny łyk, mimo że nie jest jakieś nie z tego świata.

6.5/10


3. Rudawskie (lager wiedeński, 5%)

Bardziej ciemnozłote niż bursztynowe, trochę za jasne jak na lagera wiedeńskiego; fajna piana. W zapachu karmelowy słód musi walczyć o rację bytu z nutami kiszonkowymi - wielka szkoda tej wady, bo mocno się skupiając da się wyczuć fajny charakter tej słodowości. Smak niestety potwierdza przykre zdarzenie - skwaśniało, dwa tygodnie przed datą. Zostało w nim sporo fajnego słodowego charakteru spod znaku karmelu, ale kwas dominuje i przykrywa przyjemniejsze doznania. Można by je zdyskredytować całkowicie, ale prawdę mówiąc nie jest katastrofalne - poszło w całkiem znośną, owocową kwaśność, daleką od odpychającej. Jest też dość znacząco przegazowane na skutek popsucia.

3.0/10 


4. San Fran Trzcińśko (West Coast IPA, 6,5%)

Zmętnione złoto, niezła piana. W aromacie owocowe amerykańskie chmiele muszą stoczyć małą potyczkę z niewielkimi oddziałami diacetylu - wygrywa marakuja, mango, brzoskwinia i grejpfrut, ale trochę tej walki szkoda. W smaku to już czystszy, bardzo fajny West Coast z bardzo fajnie wyważonym balansem goryczki do bazy słodowej, z chmielem bardzo owocowym i żywicznym, intensywnym, dającym goryczkę wyrazistą, ale gładką. Efekt psuje nieco nuta izowalerianowa i minimalny alkohol, przez co ciężko piwo nazwać świeżym, ale ma swój charakter.
6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz