Browar Kazimierz


Browar Kazimierz to rodzinna inicjatywa, która od początku - to znaczy od 2016 roku - założyła sobie i zaczęła realizować budowę fizycznego browaru, jednak w międzyczasie zajęła się warzeniem kontraktowym w różnych polskich browarach. Twórcy póki co piszą o sobie bardzo mało, wyraźnie zbierając siły na otwarcie fizycznego browaru, jednak zdołali już zdobyć pewne uznanie na polskiej scenie. Za ich flagowy produkt można uznać piwo Kara Mustafy, które wprowadziło na rynek powiew świeżości dzięki oryginalnej idei bardzo lekkiego słodkiego stoutu.




PIWA

1. Guacamale (Blond Ale + guacamole, 4,7%)

Jasny bursztyn, bardzo skromna piana. W powściągniętym aromacie karmelowy słód miesza się z kolendrą i nutą warzywną, zapewne pochodną awokado; papryka też lekko się przebija. Trochę nijaki. W smaku jest gorzej. Jest alkoholowe, niezbyt miło karmelowe, dodatki są zatracone niemal całkowicie, jest utlenione, jest niesmaczne, choć może nie odrzucające.

3.0/10 







2. Imperium Kara Mustafy (Coffee Milk Stout, 6,5%)

Nieprzejrzyście czarne, piana raczej symboliczna. Pachnie dość prosto, ale ładnie, deserowo: mleczną czekoladą, kawą, tortem przekładanym masą czekoladową i masą kremową i nasączonym kawą, o. Smak podąża w identycznym kierunku. Dzięki niskiemu odfermentowaniu jest wybitnie czekoladowe, bardziej nawet niż kawowe. Zachodzi efekt mlecznej czekolady o smaku kawowym w płynie. Co prawda laktoza poszła tu trochę w pewną dziwną i niezbyt korzystną nutę, z którą spotkałem się póki co tylko raz, w moim własnym domowym milk stoucie, i którą bardzo ciężko mi opisać (najbliżej jej chyba do gumy), ale prawie to nie przeszkadza. Brakuje mi dwóch rzeczy - jakiejś kontry dla tej słodyczy i wysycenia. Nawet z tymi brakami to zdecydowanie dobre piwo.

6.5/10


3. Kara Mustafy (Coffee Milk Stout, 3%)

Prawie bez piany, pływają w nim farfocle, wygląda niezbyt zachęcająco. Przestaje to mieć znaczenie, gdy tylko zaczynamy je wąchać - poszło w piękny, wyrazisty mariaż kawy i kakao, w proporcjach nieomal równych - prosty, ale jakże przyjemny. W smaku mamy mały fenomen - jest bardzo pełne, wyraziste, rozkosznie mleczne, czekoladowe i kawowe, minimalnie ziemiste, mistrzowskie jeśli chodzi o połączenie ogromnej lekkości (pije się lekko jak powiedzmy kwas chlebowy, tylko w przeciwieństwie do większości kwasów nie męczy cukrem) z wyrazistością stoutu o zawartości 5-6% alkoholu. Brakuje mi w nim tylko trochę więcej gazu, jest też minimalnie cierpkie, ale poza tym to bardzo dobre piwo.

7.0/10

4. Kazimierz Orange (American Pale Ale + zest z pomarańczy, 5,9%)

Mętne jasne złoto, przyzwoita piana. Pachnie bardzo intensywnie i świeżo pomarańczami, trochę sokiem, trochę skórką, trochę galaretką pomarańczową. Cudownie; spod tego wyłania się dość nieśmiało również cytrusowy chmiel i trochę słodu. W smaku dalej pomarańcza jest motywem przewodnim, ale już niekoniecznie dominującym - pojawia się też trochę innych cytrusowych i tropikalnych owoców z chmielu, pojawia się niemal idealna jak na styl słodowość, wyraźna i odpowiednio kontrująca, ale nieprzeszkadzająca chmielowi; pojawia się w punkt trafiona, wyrazista, ale też nieprzegięta goryczka. Jest też idealnie nagazowane; naprawdę świetne APA, choć odrobinę więcej lekkości i soczystości by mu nie zaszkodziło.

8.0/10

5. Mangoł (Milkshake APA + purée z mango, 4,2%)

Bardzo mętne, pomarańczowe. Piana dość skromna. W bardzo przyjemnym aromacie dominuje świeży sok z mango, wzbogacony o słodycz laktozy - prosty, ale fajny. W smaku jest nieco bardziej złożone, oprócz mango (już nie tak dominującego) i raczej subtelnej laktozy jest też po prostu fajne APA - z dobrą podbudową słodową, z fajnym owocowym chmieleniem, z powściągniętą, ale wyraźną goryczką. Mango wyraźnie podniosło gęstość piwa. Bezpretensjonalne, niezobowiązujące, przyjemne piwo bez większych uniesień.

6.5/10



5. Pszynka (Smoked American Wheat, 5%)

Pełne, dość mętne złoto. Skromna, ale bardzo trwała piana. W aromacie bardzo fajne połączenie typowo szynkowej wędzonki, nie ostrej, ale też nie łagodnej, z nieznacznymi przebłyskami owocowego chmielu. Prosty, ale przyjemny i rześki w nietypowy sposób. W smaku jest bardzo, bardzo podobnie, właściwie tylko z chmielu zostaje już bardzo mało na polu aromatycznym, wjeżdża za to przyjemna, stosunkowo wysoka goryczka. Trochę dziwne piwo, trochę to połączenie słonawej wędzonki ze sporą goryczką bez silnego podłoża słodowego jest na dłuższą metę odrobinę męczące, ale ogólnie jest smacznie i chce się brać następne łyki, przynajmniej po jakimś czasie od poprzedniego.

6.5/10

6. Żytko (Rye IPA, 6,5%)

Złoto zmierzające w stronę soku z pomarańczy, piwo jest bardzo gęste, oleiste. Zapach względnie stonowany, owocowo-zbożowy, z lekkimi nutami przyprawowymi charakterystycznymi dla żyta; trochę za mało intensywny, trochę może nawet nijaki. W smaku ma więcej charakteru, jest przyjemnie owocowe z naciskiem na brzoskwinie, morele, pomarańcze, mango; jest przyjemnie gęste, fajnie zaokrąglone słodyczą. Niestety jest też co nieco nieokrzesane - wychodzi lekko alkohol, goryczka nie jest idealnie gładka. Ale ma też sporą soczystość, podkręcaną jeszcze przez gęstość, jest zdecydowane i wyraziste - z grubsza oferuje to, czego można oczekiwać po żytnim IPA.

6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz