Czy chcę, czy nie chcę, powracam do Blacka z Mikkellera, który tak bardzo mnie rozczarował niedawno. Recenzja tego piwa - Blacka leżakowanego w beczkach po tequili i whisky ze Speyside (najgęściej usianego destylarniami regionu produkcji szkockiej - szkoda, że nigdzie nie da się znaleźć informacji, z której dokładnie destylarni te beczki) - nie pojawiłaby się tu na pewno po tej pierwszej degustacji, ale tak się złożyło, że kupiłem to piwo długo przed nią, ba, nawet przed kupieniem pierwotnej wersji. Trunek oczywiście bardzo drogi i dość unikalny, więc skoro już kupiłem, to degustacja musi być (pierwotna wersja była zresztą rozczarowująca, ale jednak było to piwo zdecydowanie dobre). To zapewne Black z innej warki niż tamten, więc jednak mam też spore oczekiwania. Alkohol jeszcze wyższy niż tam i wyższy również niż w Tokyo* z BrewDoga, więc piwo to będzie trzecim najmocniejszym, jakie w dotychczasowym życiu wypiję. Leżało już jednak u mnie przez solidnie ponad pół roku w oczekiwaniu na swoją kolej, więc może się trochę chociaż ugładziło.
Piwo: 黑 [Black] (Tequila and Speyside Whisky Barrel Aged)
Kraj: Belgia (warzone przez duński browar kontraktowy)Prowincja: Flandria Wschodnia
Miasto: Lochristi
Browar: De Proefbrouwerij (Mikkeller)Styl: stout imperialny (tequila & whisky BA)
Alkohol: 18,8%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 375 ml
Warka: do 06.06.2022
Cena: brak danych
Opakowanie
Chińskie słowo znaczące "czarny" zostało tu zapisane dużo mniejszą czcionką i zepchnięte do rogu - w przeciwległym rogu inne znaczki w czerwonym kolorze, zapewne mówiące, że to wersja leżakowana w beczkach po tym i tamtym. Skutkiem tego etykieta jest prawie całkiem czarna - wrażenie trochę słabsze niż na zwykłym Blacku, ale też bardzo dobre.
8,5/10
Chińskie słowo znaczące "czarny" zostało tu zapisane dużo mniejszą czcionką i zepchnięte do rogu - w przeciwległym rogu inne znaczki w czerwonym kolorze, zapewne mówiące, że to wersja leżakowana w beczkach po tym i tamtym. Skutkiem tego etykieta jest prawie całkiem czarna - wrażenie trochę słabsze niż na zwykłym Blacku, ale też bardzo dobre.
8,5/10
Barwa
O dziwo nie jest doskonale czarne - bez większego światła oczywiście tak, ale pod mocnym oświetleniem dostrzec można ewidentne, rubinowe i ciemnobrązowe prześwity - piękne, choć te prześwity mogłyby być śmielsze lub zupełnie zniknąć.
4,5/5
Piana
Bardzo obfita jak na taką moc i beczki, nieszczególnie gęsta ani trwała (chociaż gruby pierścień utrzymał się prawie do końca), ale w kontekście bardzo imponująca, w dodatku ładnie oblepiła szkło.
4/5
Zapach
Beczki bardzo mocno dają się we znaki od samego początku - właściwie aromat jest połączeniem intensywnej, beczkowej wanilii i tak naturalnie pachnącej czekolady, że zacząłem sprawdzać, czy jej aby nie ma w składzie - doprawdy ciastko waniliowo-czekoladowe, odrobina orzechów, może gdzieś tam z tyłu nuty palone, z czasem wychodzi z ukrycia whisky; świetnie przykryty alkohol - piękny aromat.
9,5/10
Smak
Niesamowita podróż - zaczyna się od tego, co było w zapachu, od raczej słodkiej kompozycji waniliowo-czekoladowej, natomiast od momentu przełknięcia bardzo intensyfikują się nuty palone, spalone wręcz, popiołowe, przechodzące powoli w niekoniecznie bardzo wysoką, ale bardzo wyrazistą, paloną goryczkę, która długo rozpościera się na finiszu. Pyszne, ekstremalnie intensywne i bardzo ciekawe; przy przełknięciu na chwilę pojawia się też duch jakiegoś mocniejszego alkoholu, jakiegoś destylatu. Poza tym, że odrobinę za ciężkie, to cudowna rzecz.
9/10
Tekstura
Bardzo ciężko w ogóle zwrócić uwagę na teksturę przy takiej intensywności smaku, ale w końcu się udało - jest przyjemnie gęste i nieznacznie wysycone, co daje prawie ideał.
4,5/5
8.5/10
Ale miłe zaskoczenie. Absolutnie lepsze piwo od zwykłego Blacka - przynajmniej tego z tej warki, którą ja piłem. Pięknie skomponowane, a nie zdominowane przez agresywną goryczkę jak tam. Zasługa tego, że trzymałem je pół roku w domu? No chyba nie, taki czas by tak szybko sobie nie poradził z tak ogromną goryczką i takim alkoholem. Znakomity trunek, chociaż prawdę mówiąc mile zaskoczony jestem tylko dlatego, że zwykły Black był dużo słabszy - poza tym to jednak piłem niejednego lepszego RISa i za tę cenę (której nie pamiętam, ale na pewno była ogromniasta, skoro już pierwszy, nieleżakowany przecież w beczkach Black kosztował cztery dychy) nie jest to specjalnie dobry interes, można było za to pewnie kupić trzy inne RISy na co najmniej równie wysokim poziomie.
O dziwo nie jest doskonale czarne - bez większego światła oczywiście tak, ale pod mocnym oświetleniem dostrzec można ewidentne, rubinowe i ciemnobrązowe prześwity - piękne, choć te prześwity mogłyby być śmielsze lub zupełnie zniknąć.
4,5/5
Piana
Bardzo obfita jak na taką moc i beczki, nieszczególnie gęsta ani trwała (chociaż gruby pierścień utrzymał się prawie do końca), ale w kontekście bardzo imponująca, w dodatku ładnie oblepiła szkło.
4/5
Zapach
Beczki bardzo mocno dają się we znaki od samego początku - właściwie aromat jest połączeniem intensywnej, beczkowej wanilii i tak naturalnie pachnącej czekolady, że zacząłem sprawdzać, czy jej aby nie ma w składzie - doprawdy ciastko waniliowo-czekoladowe, odrobina orzechów, może gdzieś tam z tyłu nuty palone, z czasem wychodzi z ukrycia whisky; świetnie przykryty alkohol - piękny aromat.
9,5/10
Smak
Niesamowita podróż - zaczyna się od tego, co było w zapachu, od raczej słodkiej kompozycji waniliowo-czekoladowej, natomiast od momentu przełknięcia bardzo intensyfikują się nuty palone, spalone wręcz, popiołowe, przechodzące powoli w niekoniecznie bardzo wysoką, ale bardzo wyrazistą, paloną goryczkę, która długo rozpościera się na finiszu. Pyszne, ekstremalnie intensywne i bardzo ciekawe; przy przełknięciu na chwilę pojawia się też duch jakiegoś mocniejszego alkoholu, jakiegoś destylatu. Poza tym, że odrobinę za ciężkie, to cudowna rzecz.
9/10
Tekstura
Bardzo ciężko w ogóle zwrócić uwagę na teksturę przy takiej intensywności smaku, ale w końcu się udało - jest przyjemnie gęste i nieznacznie wysycone, co daje prawie ideał.
4,5/5
8.5/10
Ale miłe zaskoczenie. Absolutnie lepsze piwo od zwykłego Blacka - przynajmniej tego z tej warki, którą ja piłem. Pięknie skomponowane, a nie zdominowane przez agresywną goryczkę jak tam. Zasługa tego, że trzymałem je pół roku w domu? No chyba nie, taki czas by tak szybko sobie nie poradził z tak ogromną goryczką i takim alkoholem. Znakomity trunek, chociaż prawdę mówiąc mile zaskoczony jestem tylko dlatego, że zwykły Black był dużo słabszy - poza tym to jednak piłem niejednego lepszego RISa i za tę cenę (której nie pamiętam, ale na pewno była ogromniasta, skoro już pierwszy, nieleżakowany przecież w beczkach Black kosztował cztery dychy) nie jest to specjalnie dobry interes, można było za to pewnie kupić trzy inne RISy na co najmniej równie wysokim poziomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz