Wreszcie. Rodzina szkockich ale była największym pozostającym nieobecnym na blogu. Mimo że to już degustacja nr 419, przez cały ten czas nie udało mi się trafić na żadne tradycyjne szkockie ale - light, heavy, export czy wee heavy. Mam pod ogólnym hasłem "szkockie ale" kilka piw, ale wszystkie to ekstremalnie luźne interpretacje BrewDoga. Tym razem w końcu udało mi się dorwać piwo z browaru Belhaven, na które od dawna polowałem. "Scottish Ale" z tej stajni było bowiem jednym z moich kilku pierwszych nieeurolagerów w życiu i (jak do wszystkich takowych) mam do niego spory sentyment, dokładnie pamiętam, jak je kupowałem, piłem i tak dalej. Nie udało się go zdobyć, ale jest inne, podobnie wyglądające St. Andrews Ale, które w dotychczasowej klasyfikacji BJCP było nawet jednym z komercyjnych przykładów stylu scottish export (do nowej już jednak nie trafiło).
Kraj: Wielka Brytania (Szkocja)
Hrabstwo: East Lothian
Miasto: Dunbar
Browar: Belhaven (Greene King)
Styl: Scottish Export
Alkohol: 4,6%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 500 ml
Warka: do 04.2015
Cena: 7 zł
Opakowanie
Przezroczysta butelka o doprawdy urzekającym, niespotykanym kształcie, która na długo zapadła mi w pamięć. Do dziś mam słabość do bursztynowych piw w przezroczystym szkle. Z opisu na bardzo stylowej etykiecie dowiemy się, że nazwa piwa nawiązuje do patrona Szkocji oraz miasta znanego jako "the Home of Golf". Szkoda tylko gołego kapsla.
8,5/10
Barwa
Przepiękna - mieni się wszystkimi odcieniami bursztynu, jest przy tym krystalicznie przejrzyste, a do perfekcji doprowadza je ładnie ulatujący gaz.
5/5
Piana
Obfita, oblepia szkło i bardzo długo się utrzymuje na całej powierzchni - mogłaby być może trochę gęstsza, ale i tak świetna.
4/5
Zapach
Świetne zestawienie wyrazistej słodowości, nieco ziemistej, nieco przypalanej, z rozsądną dawką konserwatywnego, ziołowego chmielu; w tle wyraźne estry owocowe oraz równie wyraźne nuty popiołowe i tytoniowe - zapach wbrew pozorom wcale nie prosty, a złożony i bardzo przyjemny - jedynym mankamentem jest minimalny kwasek.
8/10
Smak
Pierwsze chwile po wzięciu pierwszego łyka zapowiadają, że w smaku będzie podobnie, niestety zaraz po przełknięciu trzeba zmierzyć się z dość natarczywym atakiem metaliczności, co odbiera mu dużo uroku, a gdyby odjąć ten metal, to jest naprawdę świetne - słód dostarcza akcentów wręcz drzewnych, poza tym podobnie jak w zapachu mamy lekką ziemistość, leciutkie przypalenie, estry owocowe i popiół, do tego złagodzenie ogólnej wytrawności subtelnymi dawkami karmelu - byłoby to wspaniałe doprawdy piwo, ale ewidentny metal, który trochę co prawda ustępuje z czasem, strasznie burzy finisz - dopiero na bardzo zaawansowanym jego stadium odpuszcza i można cieszyć się przyjemną, prostą chmielowością; mimo wszystko i tak dostarcza dużo przyjemności, ale niedosyt jest ogromny.
7/10
Tekstura
Trochę za nisko wysycone.
3,5/5
6.5/10
Taka szkoda - to naprawdę mogło być piwo znakomite, ale nie da się przejść obojętnie nad takim poziomem gwoździa. Jest tylko dobre. Zainspirowało mnie jednak do poszukania innych szkockich ale, ten skandalicznie niepopularny w dobie piwnej rewolucji styl wydaje się mieć dla mnie zaskakująco spory potencjał.
Opakowanie
Przezroczysta butelka o doprawdy urzekającym, niespotykanym kształcie, która na długo zapadła mi w pamięć. Do dziś mam słabość do bursztynowych piw w przezroczystym szkle. Z opisu na bardzo stylowej etykiecie dowiemy się, że nazwa piwa nawiązuje do patrona Szkocji oraz miasta znanego jako "the Home of Golf". Szkoda tylko gołego kapsla.
8,5/10
Barwa
Przepiękna - mieni się wszystkimi odcieniami bursztynu, jest przy tym krystalicznie przejrzyste, a do perfekcji doprowadza je ładnie ulatujący gaz.
5/5
Piana
Obfita, oblepia szkło i bardzo długo się utrzymuje na całej powierzchni - mogłaby być może trochę gęstsza, ale i tak świetna.
4/5
Zapach
Świetne zestawienie wyrazistej słodowości, nieco ziemistej, nieco przypalanej, z rozsądną dawką konserwatywnego, ziołowego chmielu; w tle wyraźne estry owocowe oraz równie wyraźne nuty popiołowe i tytoniowe - zapach wbrew pozorom wcale nie prosty, a złożony i bardzo przyjemny - jedynym mankamentem jest minimalny kwasek.
8/10
Smak
Pierwsze chwile po wzięciu pierwszego łyka zapowiadają, że w smaku będzie podobnie, niestety zaraz po przełknięciu trzeba zmierzyć się z dość natarczywym atakiem metaliczności, co odbiera mu dużo uroku, a gdyby odjąć ten metal, to jest naprawdę świetne - słód dostarcza akcentów wręcz drzewnych, poza tym podobnie jak w zapachu mamy lekką ziemistość, leciutkie przypalenie, estry owocowe i popiół, do tego złagodzenie ogólnej wytrawności subtelnymi dawkami karmelu - byłoby to wspaniałe doprawdy piwo, ale ewidentny metal, który trochę co prawda ustępuje z czasem, strasznie burzy finisz - dopiero na bardzo zaawansowanym jego stadium odpuszcza i można cieszyć się przyjemną, prostą chmielowością; mimo wszystko i tak dostarcza dużo przyjemności, ale niedosyt jest ogromny.
7/10
Tekstura
Trochę za nisko wysycone.
3,5/5
6.5/10
Taka szkoda - to naprawdę mogło być piwo znakomite, ale nie da się przejść obojętnie nad takim poziomem gwoździa. Jest tylko dobre. Zainspirowało mnie jednak do poszukania innych szkockich ale, ten skandalicznie niepopularny w dobie piwnej rewolucji styl wydaje się mieć dla mnie zaskakująco spory potencjał.
O, thistle! Skąd masz to szkło?
OdpowiedzUsuńOdpowiedź nie będzie radosna, bo niestety ze sklepu internetowego ze szkłem z USA, tego: https://www.truebeer.com/ . W pewnym momencie stwierdziłem, że wiele więcej brakujących szkieł w Polsce nie znajdę albo zajmie to wieki, więc szarpnąłem się na ten dramatyczny ruch i zrobiłem sobie prezent w postaci sporej paczki szkieł zza wielkiej wody (który spróbowali mi obrzydzić niezawodni celnicy z Zabrza, ale nie udało się, zbyt piękna była zawartość).
Usuń