To dla mnie wybitnie istotna degustacja - Beer Geek Brunch Weasel, kawowy stout imperialny z najdroższą kawą świata o ciekawym rodowodzie, który wypiłem we wrześniu ubiegłego roku, pozostaje do dziś najlepszym piwem, z jakim zetknęły się moje kubki smakowe. Nie, zaraz, nie tylko piwem - ten trunek pobił każdy napój i każde danie, jakie piłem lub jadłem w życiu. Dziś trzymam przed sobą to samo piwo (tyle że pewnie z innej warki), ale leżakowane w beczkach po koniaku. To bardzo rzadko używany w piwotwórstwie rodzaj beczek - jedynym piwem z beczek po koniaku, jakie do tej pory wypiłem, był znakomity porter trochę skręcający w stronę piwa świątecznego, notabene też z Mikkellera i niemal równo rok temu. Oryginalne BGBW było tak genialne, że nawet nie mam za wysokich oczekiwań - nie chcę się rozczarować i zakładam z góry, że pierwowzór pozostanie niedościgniony. Przede wszystkim jest to dla mnie sentymentalna podróż wstecz do najwspanialszego smaku, jaki miałem okazję poznać w życiu.
Kraj: Norwegia - uwarzone przez duński browar kontraktowy
Okręg: Rogaland
Miasto: Stavanger
Browar: Lervig Aktiebryggeri (Mikkeller)
Styl: kawowy stout imperialny (cognac BA)
Dodatki: kawa
Alkohol: 10,9%
Ekstrakt: nieznany
Objętość: 330 ml
Warka: brak danych
Cena: 47,85 zł (72,50 zł za 0,5 l)
Opakowanie
Rzadki przypadek - etykieta jest identyczna jak na oryginalnym BGBW (jedynie "11.2 fl. oz." znalazło się w trochę innym miejscu). Nie ma tu jakiejkolwiek informacji, że to edycja leżakowana w beczkach po koniaku. Co odróżnia to opakowanie od oryginału, to zalakowana szyjka - gdyby jednak nie informacja od obsługi sklepu specjalistycznego, byłbym pewien, że to po prostu to samo piwo co wtedy i machnąłbym ręką. Lak ciągnie ocenę w górę, ale ta dezinformacja trochę słaba.
9/10
9/10
Czarne jak smoła.
5/5
Piana
Lepsza niż na pierwowzorze, lecz i tak licha - tworzy się przyzwoity kożuch, który w minuty dwie redukuje się do cienkiego pierścienia i marnych pozostałości na środku.
2/5
2/5
Zapach
Symfoniczne połączenie kawy i ciemnego słodu; wspaniała, lekko kwiatowa, ale i mocno prażona kawa nadaje lekkości, a nuty zbożowe, palone, czekoladowe - obciążają aromat. Brakuje szczypty intensywności, zwłaszcza na początku. Beczki buchnęły na samym początku, potem odpuściły na jakiś czas, by jeszcze później konsekwentnie coraz bardziej przykrywać inne akcenty. Powiem więcej, czuć, że to nie jakiś tam mocny alkohol, ale konkretnie jakaś brandy, więc może koniak.
9/10
Smak
9/10
Smak
Jest, jest ten geniusz pierwowzoru, choć trochę pomniejszony; niesamowite, idealnie zbalansowane połączenie kawy, wspaniałej kawy, czekolady (od mlecznej po bardzo gorzką), prażonych orzechów, palonego jęczmienia, mocno spalonego karmelu, mocnej, ale nie przytłaczającej piwa goryczki. Dostojne. Czuć wyraźnie beczkę po mocniejszym alkoholu (niekoniecznie koniaku), ale niestety pełni lekko negatywną rolę - nie wnosi nic ciekawego, a wprowadza trochę zbyt oczywistą nutę alkoholową. Ale to kompletny szczegół, genialne piwo, idealny balans słodycz-goryczka, potężny i długi finisz (daleko, daleko niesamowite nuty chlebowo-słodowe). Dodajmy, że jest nieprawdopodobnie pijalne jak na taką moc - nie chce się czekać na kolejny łyk.
9,5/10
9,5/10
Tekstura
Genialnie, aksamitnie gęste; wysycenie natomiast w ogóle nie zwraca na siebie uwagi i bardzo dobrze.
5/5
9.0/10
5/5
9.0/10
Tak, tak, to piwo nie padło daleko od pierwowzoru, bardzo mnie to cieszy. Beczki i koniak - jak zresztą podejrzewałem - raczej narobiły malutkich szkód, niż wzniosły piwo jeszcze wyżej, ale nie odebrały mu boskiej iskry. Zarówno zapach, jak i smak są solidarnie na trochę niższym poziomie niż w przenajświętszym BGWB, ale to genialny RIS i da tej edycji znajdzie się osobne miejsce w mojej piwnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz